Lato 2024, nr 2

Zamów

„Małe żydowskie miasteczko”, czyli Litzmannstadt

Łódzkie getto w obiektywie Waltera Geneweina, grafika towarzysząca promocji filmu „Fotoamator”, reż. Dariusz Jabłoński, Polska 1998. Fot. Materiały prasowe

Walter Genewein, główny księgowy łódzkiego getta, nikogo nie zabił. Sfotografowane przez niego uśmiechnięte dzieci wytruto w kilka miesięcy później. 80. rocznica likwidacji getta w Łodzi.

W 1987 roku do jednego z wiedeńskich antykwariatów trafiło kilkadziesiąt kolorowych slajdów z czasów II wojny światowej. Wkrótce okazało się, że jest ich około czterystu. Sfotografowano na nich żydowskie getto. Nie od razu było wiadomo, o jakie getto chodzi, również niejasne było, kto jest ich autorem.

Historycy z Wiednia i Frankfurtu ustalili, że przezrocza przedstawiają getto łódzkie, a ich autorem był Walter Genewein – austriacki buchalter, pracujący w getcie jako główny księgowy. Getto ze slajdów Geneweina jest całkowicie inne niż to, jakie znamy z czarno-białych fotografii i filmów, kolor jakby zasłania grozę świata istniejącego w cieniu Zagłady. 120 slajdów Geneweina „wystąpiło” w jednej z głównych ról w dokumentalnym filmie Dariusza Jabłońskiego „Fotoamator”.

Wzorowe niemieckie przedsiębiorstwo

Tytułowy fotoamator był człowiekiem skrupulatnym i sumiennym. Miał ambicje uczynienia z getta wzorowo zorganizowanego niemieckiego przedsiębiorstwa. I udało mu się – getto łódzkie było jednym z najbardziej dochodowych przedsiębiorstw w Rzeszy. Produkowano w nim: odzież wojskową, zwykłe ubrania, bieliznę, czapki, kapelusze, buty, a także koce i kołdry. Zajmowano się także przerabianiem ubrań, które pozostały po zamordowanych Żydach. Wysyłano je później niemieckim cywilom albo na front.

Produkcja była opłacalna, po tzw. szperze – wywiezieniu z getta do Chełmna i wymordowaniu wszystkich chorych, dorosłych powyżej sześćdziesięciu pięciu lat oraz dzieci poniżej dziesiątego roku życia – zlikwidowano „koszty dodatkowe”. Wartość pracy jednego robotnika wynosiła 5 marek, podczas gdy koszt jego utrzymania spadł do 29 fenigów.

Tego już jednak nie można zobaczyć na przezroczach Geneweina. Przedstawiają one ludzi w kolorowych ubraniach, najczęściej przy pracy, rozsłonecznione ulice. Mogłyby stanowić reklamę, jeżeli nie samego miejsca, to z pewnością produkowanych tam towarów, może zresztą taką funkcję pełniły. „Chciałbym zaznaczyć – pisał ich autor – że kiedy mówimy «Getto Litzmannstadt», nie chodzi o żaden obóz koncentracyjny, ale o zamkniętą dzielnicę mieszkaniową dla Żydów, a więc małe żydowskie miasteczko wewnątrz miasta”. Genewein nikogo nie zabił. Sfotografowane przez niego uśmiechnięte dzieci wytruto w kilka miesięcy później w Chełmnie spalinami, wydobywającymi się z rur wydechowych samochodów, którymi je przewożono.

Getto łódzkie było jednym z najbardziej dochodowych przedsiębiorstw w Rzeszy. Produkcja była opłacalna, po wymordowaniu wszystkich chorych, dorosłych powyżej sześćdziesięciu pięciu lat oraz dzieci poniżej dziesiątego roku życia – zlikwidowano „koszty dodatkowe”

Katarzyna Jabłońska

Udostępnij tekst

Na slajdach Geneweina niełatwo jest zobaczyć strach, głód czy śmierć, a jeśli się to zdarza, to bez wątpienia przypadkiem. Twarz mężczyzny na jednym ze zdjęć przypomina tę z obrazu Muncha – „Krzyk”.

Zupełnie inny niż ten sfotografowany przez Geneweina obraz getta przynoszą, cytowane w filmie, niemieckie dokumenty: notatki służbowe i sprawozdania. Przytoczono tu m.in. wypowiedzi kierownika zarządu getta Hansa Biebowa i Chaima Rumkowskiego – przewodniczącego powołanej przez Niemców Rady Żydowskiej. Dopełnia go ciemna opowieść, ocalałego z Zagłady, Arnolda Mostowicza, który pracował w gettcie jako lekarz, a potem był więźniem wielu obozów koncentracyjnych. „Bronię tezy – mówi Mostowicz – że, żeby ktoś mógł przeżyć, wielu musiało zginąć, żebym ja mógł przeżyć, ktoś musiał zginąć”.

„Obydwaj, Genewein i Mostowicz – mówi Dariusz Jabłoński – są bohaterami mojego filmu. To jakby dwie połówki jednego człowieka. Przenikają się. Ale coś ich różni – jeden ma, a drugi nie ma sumienia”.

Jest jeszcze trzeci bohater i jeszcze inna możliwość – Mordechaj Chaim Rumkowski, postać niejednoznaczna, budząca od lat kontrowersje. Arnold Mostowicz nie idealizuje Rumkowskiego, mówi wręcz o nieprzyjemnych cechach jego charakteru, sprzeciwia się jednak jednoznacznie negatywnym ocenom jego osoby i działalności.

W myśl sformułowanego przez siebie hasła: „Naszą jedyną drogą jest praca”, Rumkowski podjął wysiłki mające na celu utworzenie w łódzkim getcie jak największej liczby przedsiębiorstw, wytwarzających potrzebne Niemcom towary. Dobre funkcjonowanie tych zakładów sprawiało, że utrzymywanie getta leżało w interesie nie tylko Żydów, ale także Niemców.

Przypadkowa czerwień zapowiedzią Zagłady

Liczyły się tutaj nie tylko względy produkcyjne. Wielu „pracujących” w getcie Niemców uniknęło wysłania na front, robiło tam dobre interesy. „Z getta łódzkiego – mówi Mostowicz –ocalało najwięcej Żydów ze wszystkich istniejących w Polsce gett. Moim zdaniem ponad 12 tysięcy. A poza tym, gdyby Związek Radziecki nie przerwał swojej ofensywy na wieść o powstaniu w Warszawie, a co ważniejsze, gdyby udał się zamach na Hitlera, łódzkie getto byłoby jedynym, które dotrwało do końca wojny. A pod koniec było w nim – nie zapominajmy – sześćdziesiąt pięć tysięcy Żydów”.

Twórcy „Fotoamatora” nie wydają jednoznacznych sądów. Bliskie jest im przeświadczenie, iż trudno stosować dzisiejsze kryteria wobec tamtego świata, gdzie możliwe było licytowanie się o liczbę wysyłanych na śmierć dzieci, w którym światy kata i ofiary były tak odległe, a przestrzeń dzieląca uczciwego człowieka od zbrodniarza tak niewielka.

Slajdy Geneweina mają różowe zabarwienie, ich autor skarżył się w listach – także przytaczanych w filmie – producentowi taśmy, firmie Agfa, na jej złą jakość, na zbyt dużą ilość czerwieni w kolorystyce zdjęć. Ta przypadkowa czerwień zyskuje symboliczne znaczenie, jakby przepowiada to, co ma się wydarzyć, zdradza przyszłe losy mieszkańców „małego żydowskiego miasteczka”, dla których przewidziano „ostateczne rozwiązanie”.

Takiego getta – o jakim opowiadają slajdy Geneweina – nie było, chociaż te slajdy istnieją, i chociaż nie zostały sfałszowane

Katarzyna Jabłońska

Udostępnij tekst

„Fotoamator” Dariusza Jabłońskiego to opowieść rozpisana na wiele głosów i obrazów. Autor dramatycznej muzyki, znakomitego komentarza filmu – Michał Lorenc – porównał go do opery. Kontrapunktem dla kolorowych slajdów Geneweina są czarno-białe, pełne gry światła zdjęcia Tomasza Michałowskiego. Widać na nich dzisiejszą Łódź – niekiedy sfotografowano te same miejsca, które uwiecznione zostały na slajdach – współczesnych ludzi, na przykład dzieci ze słuchawkami walkmanów na uszach. Pozbawione kolorów, filmowane czasem w zwolnionym tempie obrazy, pełne są ekspresji, jakby opowiadały jakąś ciemną historię ludzi i miasta.

W filmie toczy się fascynujący, pełen dramatyzmu dialog kolorowych i czarno-białych obrazów. Kolorowe slajdy głównego księgowego łódzkiego getta wydają się nielojalne wobec skazanego na zagładę świata, podobnie jak niesprawiedliwe wydaje się to, że odpowiedzialni za zbrodnie ludobójstwa, albo zamieszani w nie, dożywają często spokojnie starości. Walter Genewein dożył 74 lat jako szanowany obywatel, sprzedawca szampana.

Wesprzyj Więź

Ów świat w kolorze z przezroczy gubi tragedię, która była jego udziałem. Pokazuje, jak względna może być prawda utrwalona na obrazie, jak może być on złudny i mylący, chociaż przecież prawdziwy. Takiego getta – o jakim opowiadają slajdy Geneweina – nie było, chociaż te slajdy istnieją, i chociaż nie zostały sfałszowane.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” sierpień 1998

Przeczytaj też: Porajmos – Zagłada Romów i Sinti

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.