Długie wcielanie w życie młodzieńczego pomysłu pozwoliło Goethemu zawrzeć w „Fauście” całe gromadzone przez lata doświadczenie.
275 lat temu urodził się Johann Wolfgang Goethe. Publikujemy fragment książki „Głębia Goethego”, Wydawnictwo Więź, Warszawa 2004
Żadne inne własne dzieło nie towarzyszyło Goethemu tak długo, bez mała przez całe życie, jak ukończony dopiero przed śmiercią „Faust”. Bliski już ostatecznego końca poeta zauważał w liście do przyjaciela: „To nie drobnostka, wydobyć z siebie i przedstawić w 82. roku życia to, co się wykoncypowało w dwudziestym”.
Koncepcję dzieła poprzedziły wrażenia o wiele wcześniejsze, jeszcze z dzieciństwa, gdy oglądał on kukiełkową wersję dziejów Doktora Fausta. Wspomina to w autobiografii „Poezja i prawda”, choć nie w opisie swego dzieciństwa, ale w części poświęconej studiom w Strasburgu. Najważniejsze dla jego intelektualnego rozwoju było tam spotkanie z Johannem Herderem, od którego wiele się nauczył, unikając wszakże wtajemniczenia go w swe najgłębsze zainteresowania. Dlatego, wspomina Goethe, nie rozmawiał z filozofem o swoim „Fauście”, jednak przy tej okazji dzieli się swym wspomnieniem z nami: „Cudowna bajka kukiełkowa […]. rozmaitymi głosy brzmiała i grała w mej duszy”.
Według innego świadectwa, z ostatniego listu napisanego pięć dni przed śmiercią, jego wczesna koncepcja była z góry jasna co do najważniejszych części, natomiast mniej wyraźne było uszeregowanie całości. Wiele czynników przyczyniło się do zwłoki w realizacji dzieła. W każdym razie długie wcielanie pierwotnego pomysłu pozwoliło Goethemu zawrzeć w dziele całe życiowe doświadczenie. Realizując młodzieńczą koncepcję w sędziwym wieku, czuł się – według własnych słów – jak osoba „mająca w swej młodości wiele drobnych monet srebrnych i miedzianych, które z biegiem swego życia wymienia na coraz znaczniejsze – tak, że na końcu widzi przed sobą swój młodzieńczy majątek w sztukach czystego złota”.
Tak „czyste złoto” złożone w „Fauście” nie jest efektem „nieczystej” alchemii, lecz owocem umiejętnej „wymiany”, stopniowo prowadzącej do celu – dopełnienia dzieła życia.
Dojrzewanie dzieła – życia
Goethe bronił się – również (a raczej: zwłaszcza!) w przypadku swego „Fausta” – przed usiłowaniami, by znaleźć w jego dziele jedną, przenikającą całość ideę. Dlatego wspomniana „koncepcja” nie znaczyła określonej „myśli” czy tym bardziej „planu”, ale stanowiła – zgodnie z etymologią – „poczęcie” (conceptio) we wnętrzu twórcy, które sięgało korzeniami dzieciństwa, w młodzieńcu zaś przyjęło żywo przeczuwaną postać, oczekującą zrodzenia w ukończonym dziele. Goethe łączył Fausta do końca swego życia z młodością. W tym sensie stwierdzał w rozmowie z Eckermannem: „Faust powstał razem z moim Werterem”.
Istotnie, pierwsze ślady pracy nad „Faustem” pochodzą z czasu, gdy poeta po zakończonych studiach przebywał w rodzinnym Frankfurcie. Do tytułowego bohatera dołączyła Małgorzata, co było znakiem, iż Autor uzupełniał tradycyjną fabułę o nowe, ważne dla niego wątki. To samo imię nosi w autobiograficznej „Poezji i prawdzie” jego pierwsza miłość – prosta dziewczyna.
Na kształtowanie się „Fausta” wpływ miało również inne zdarzenie: pierwsza miłość Fausta przejęła rysy jeszcze jednej Małgorzaty, zabójczyni swego dziecka. Jej proces i publiczna egzekucja we Frankfurcie, w styczniu 1772 roku, wywarły na poecie wielkie wrażenie; z tego najprawdopodobniej okresu pochodzą zapisane prozą teksty, które weszły do „Fausta” jako sceny: „Pochmurny dzień. Pole” i „Więzienie”.
Fakt, iż Małgorzata wyrosła przy Fauście na pierwszoplanową postać utworu Goethego, musiał spowodować opóźnienie w realizacji dzieła. Pierwotnie bowiem u boku Fausta główną rolę miała odgrywać, podobnie jak w popularnej wersji kukiełkowej, mityczna Helena, wywołana z pomocą złego ducha. Z pewnością należała ona do wspomnianej koncepcji dzieła, gdzie była przewidziana „równocześnie z Faustem”. A skoro nie Helena, tylko Małgorzata zdominowała pierwszą realizację „Fausta” Goethego, jak można było czy należało zakończyć dzieło?
Gdy poeta, rozsławiony przez „Wertera”, przenosił się w 1775 roku do Weimaru, wśród jego papierów był i manuskrypt „Fausta”; już uprzednio Goethe czytał z niego bliskim osobom, które miały wrażenie, że dzieło jest „prawie gotowe”. Ta wersja dziejów Fausta stała się później głośna jako „Pra-Faust”, odkąd odkryto w 1877 roku tekst, przepisany przez jedną z dam weimarskiego dworu. Najnowsze wydanie całości mówi raczej o „wczesnej wersji dzieła”; zdaniem Goethego usamodzielniła się ona do tego stopnia, nie należy widzieć w niej tylko „niepełnej” wersji późniejszego dzieła; można ją pojmować istotnie jako „prawie gotową” sztukę teatralną, w której pierwotna koncepcja przyjęła taką właśnie, zaskakującą dla samego autora, postać. Ale Goethe mimo wszystko nie był gotów uznać tej wersji za spełnienie swojej wizji. Więcej, udając się – raczej uciekając! – z Weimaru do Italii, wziął ze sobą manuskrypt „Fausta”, obok innych, które zamierzał ukończyć, a w uzgodnionym jeszcze przed wyjazdem planie pierwszego zbiorowego wydania dzieł widniała zapowiedź: „Faust. Fragment”.
W Italii, zgodnie ze swym oczekiwaniem, odżył, odnalazł siebie znowu jako poetę po dziesięciu latach urzędowania przy księciu Karolu Auguście. Nadał nową, wierszowaną postać swej „Ifigenii”, dopełniony został „Egmont” i „Torquato Tasso”. Donosząc o tym swemu księciu, zauważa, jak wiele mu daje realizowanie do końca dzieł zaplanowanych wcześniej: „tak poznaję prawdziwie siebie, moje wąskie i rozległe strony. Gdybym był zostawił te stare rzeczy, nigdy bym nie doszedł tak daleko, jak obecnie spodziewam się dosięgnąć”. O „Fauście” wspomina później, iż odkłada go na koniec, kiedy będzie miał za sobą pozostałe zaplanowane w Italii prace: „By tę sztukę dopełnić, będę musiał szczególnie się skupić. Muszę zakreślić wokół siebie magiczny krąg; oby sprzyjające szczęście mogło mi do tego przygotować właściwe miejsce”.
Na początku marca 1788 roku notował, iż udało mu się sporządzić plan „Fausta”; wydawca dodaje: plan obejmował „z pewnością cały dramat”, ale do nas nie dotarł. Goethe kontynuuje: „i mam nadzieję, że ta operacja mi się poszczęści. Oczywiście, to całkiem inna rzecz pisać sztukę obecnie czy przed piętnastu laty; myślę, iż nie powinna ona przy tym nic utracić, zwłaszcza że teraz, wierzę, znalazłem znowu wątek”, Uważa: nowa scena, którą dopisał ostatnio, jest całkowicie w duchu dotychczasowej całości; zauważa przy tej okazji: „dzięki długiemu spokoju i samotności wróciłem do mego prawdziwego stanu i jestem wręcz zdumiony, że w nim mało się zmieniłem i że w tak nieznacznej mierze odbiły się na mnie wszystkie te lata i przeżycia”.
Sprzyjające Goethemu szczęście sprawiło, że nowa nadzieja na dopełnienie „Fausta” zbiegła się w czasie z jego najważniejszym przeżyciem w Italii. Była to jego pierwsza miłość istotnie dopełniona, łącząca ducha i ciało, które dotąd w jego życiu były rozdzielone: z jednej strony jego miłość ograniczała się wcześniej do więzi duchowej, z drugiej strony: niezaspokojony, szukał on ucieczki przez niezasługujące na miano miłości – uleganie namiętności. W Rzymie wreszcie doświadczył integracji dzięki prostej dziewczynie, którą później w swych elegiach rzymskich i weneckich epigramatach nazwał – o dziwo! – Faustyną. Nie było to z pewnością jej autentyczne imię, jednak dzięki niej istotnie poczuł się znowu młody, więcej, właśnie wtedy wpadł na pomysł, aby także Fausta przedstawić jako przechodzącego odmłodzenie – w scenie zatytułowanej „Kuchnia czarownicy”, którą w tym okresie napisał.
Echo rzymskiej miłości znalazł po swym powrocie do Weimaru już po dwóch tygodniach, w spotkaniu z Christianą Vulpius, z którą złączył go na długo „wolny” związek dopełniony po latach urzędowo. Wszelako wspomnienie rzymskiego szczęścia towarzyszyło mu do końca jako najważniejsze może doświadczenie całego życia; niecałe cztery lata przed śmiercią wyznał Eckermannowi: „Tak, mogę rzec, iż tylko w Rzymie odczułem, czym właściwie jest człowiek. Do tych wyżyn, do tego szczęścia w odczuwaniu nigdy już nie powróciłem; w porównaniu z moim stanem w Rzymie właściwie nigdy potem nie byłem znowu radosny”.
Do Weimaru wrócił Goethe wcześniej, aniżeli planował, na wyraźne wezwanie księcia. Wymuszone w ten sposób zerwanie z Faustyną szło w parze z urwaniem się wątku, który miał doprowadzić Fausta do pomyślnego zakończenia. Czy jednak szczęście, jakiego doznawał w miłosnym związku, wystarczało, by towarzyszyć aż do końca bohaterowi ciągle niesytemu, niewyobrażającemu sobie pełnego nasycenia? Faktem jest, iż poeta na razie zarzucił myśl o dopełnieniu swego dzieła; do przygotowanego wydania pism dołączył zgodnie z planem jedynie: „Faust. Fragment”.
Ten urywek, obszerniejszy od wczesnej wersji, dawał wyobrażenie o wielkości – całości. Fryderyk Schiller określił go w liście do Goethego jako „tors Herkulesa”, dodając: „Panuje w tych scenach siła i pełnia geniusza, która pokazuje bezspornie najlepszego mistrza, i pragnąłbym tak daleko jak tylko można prześledzić wielką i śmiałą naturę, która tu oddycha”. W odpowiedzi Goethe przyznał się, że nie śmie rozwiązać pakietu papierów związanych z „Faustem”, wyznając Schillerowi zarazem, iż jedynie jego współpraca mogłaby dodać mu odwagi.
Rzeczywiście, listowne dyskusje, jak i nieustanne przynaglania ze strony Schillera, pomogły Goethemu, Dodatkową okolicznością sprzyjającą stała się nieoczekiwana przeszkoda – niemożliwość kolejnego wyjazdu do Italii, planowanego na lato 1797 roku. Poeta zabrał się więc do „Fausta”, rozpracował szczegółowy plan całości, zaczął pisać nową wersję, poczynając od „Dedykacji”, która także dzisiaj otwiera całość. Od razu pierwsze słowa wprowadzają w ówczesny nastrój poety, powracającego do dzieła swej młodości: „Znowu mnie, chwiejne zjawy, nawiedzacie. / Mglisty za młodu pozór wasz widziałem, / Dzisiaj czy trwalsze w was ujrzę postacie?”. Tak, ujrzał je – przynajmniej o tyle, że zdołał doprowadzić do końca pierwszą część utworu. Nie dożył tego Schiller, owszem, sam Goethe przed śmiercią pisał do wydawcy: „Prawie zwątpiłem już, iż uda mu się dokończyć swego «Fausta »”. Dzieło zakończone 13 kwietnia 1806 roku wyszło – z powodu zawieruchy napoleońskich akcji – po dwóch latach jako „Faust I”.
Najważniejszą nowością wydrukowanej części w porównaniu z uprzednimi wersjami był umieszczony z początku „Prolog w niebie” oraz ściśle z nim związana wizja „paktu” z diabłem. Oczywiście, w tradycyjnych opowieściach o Doktorze Faustusie pakt odgrywał istotną rolę, przy czym na końcu diabeł osiągał swój cel i dochodziło do potępienia Fausta. Wolno przyjąć, iż Goethemu, poczynając od pierwotnej koncepcji, przyświecało coś innego. Z najwcześniejszej fazy okresu weimarskiego pochodzi świadectwo Christopha Martina Wielanda, który zapamiętał, iż Goethe raz tylko zdradził więcej o końcowym losie swego bohatera, gdy wśród ożywionej rozmowy w dworskim towarzystwie rzucił uwagę: „Sądzicie, że Faust pójdzie do diabła, tymczasem odwrotnie: diabeł pójdzie za Faustem!”. Uderza w tym kontekście fakt, iż obie wczesne wersje Goethego nie zawierały sceny z „paktem”, jak gdyby poeta nie znalazł jeszcze takiego sformułowania, które pozwoliłoby mu nie potępić, ale ocalić Fausta. Stało się to możliwe dzięki pomysłowi, by nadać owemu paktowi formę zakładu – wyzwania, którego tło, decydujące dla końcowego rozwiązania, stanowi właśnie „Prolog w niebie”.
Wszystko wskazuje na to, że plan arcydzieła przewidywał – od czasu spisania go w trakcie pracy nad pierwszą częścią – taki rozwój akcji w drugiej części, by doszło nie tylko do spotkania z Heleną, lecz i do wybawienia głównej postaci. Dlaczego przeto pojawiła się kolejna zwłoka w dopełnieniu dzieła? Wydaje się, że powodem trudności była – podobnie jak uprzednio – Helena. Nie chodziło tylko o to, jak ukazać ją na tle Małgorzaty, która niespodzianie zdominowała początek; aluzje do mitycznej piękności zawiera już opublikowana część pierwsza, przygotowując dalsze jej zjawienie się. Problemem okazało się dla poety najwyraźniej samo wywołanie zjawy…
Problematyka znalazła wyrafinowaną postać w końcowej wersji, gdzie Helena pojawia się na dwa różne sposoby w dwóch aktach. Ale jeszcze większą trudnością stało się planowane wywołanie tej postaci w niemiecko-średniowiecznym środowisku, charakterystycznym dla pierwszej części. Goethe dotyka trudności w korespondencji z Schillerem, który wzywa go, by nie obawiał się „zbarbaryzowania” w ten sposób antycznej, klasycznej postaci.
Jednak autor „Fausta” wahał się, myślał nawet o wyodrębnieniu „tragedii Heleny” w osobnym utworze. Z ostatniego pomysłu wprawdzie się wycofał, ale nie posunął się do przodu także co do drugiej części swego dzieła. Do tego stopnia sam utracił nadzieję na jego dopełnienie, że w autobiografii, gdy doszedł w niej do roku 1775, zamierzał umieścić streszczenie brakującej części, tak jak wtedy ją planował. Owo streszczenie pokazuje Helenę w Niemczech, i także pod innymi względami różni się znacznie od końcowej wersji. Jednak udało się Eckermannowi przekonać Goethego, by nie publikował streszczenia, bo może dzieło da się mimo wszystko dopełnić. I właśnie jemu, wiernemu towarzyszowi ostatnich lat pisarza, zawdzięczamy, że tak istotnie się stało.
Na dopełnienie „Fausta” wpłynęła – poza namowami Eckermanna – nowa koncepcja wątku Heleny. Poeta zrezygnował ze sprowadzania swej postaci do Niemiec; odwrotnie, to Faust miał udać się do Grecji, by tam spotkać upragnioną kobietę. Wydaje się, że poetę zainspirowała helleńska wyprawa Byrona, zakończona śmiercią w Missolungi w 1824 roku. Krótko potem Goethe podjął pracę nad częścią poświęconą spotkaniu Fausta z Heleną; dziecku zrodzonemu z ich związku, Euforionowi, nadał rysy zmarłego poety. Po roku praca zaowocowała dziełem ukończonym 8 czerwca 1826 roku. Goethe włączył je do kolejnego wydania swych pism, gdzie w czwartym tomie, opublikowanym w 1827 roku, znalazło się pod tytułem: „Helena, fantasmagoria klasyczno-romantyczna. Intermedium do Fausta”.
W tym czasie poeta powrócił do przepracowania planu całej drugiej części, w której opublikowana „Helena” miała stanowić trzeci akt, czyli centrum pięcioaktowego „Fausta II”. W liście do przyjaciela Goethe zdradzał, prosząc o zachowanie sekretu, że przystępuje do wypełnienia „luki” między „Heleną” a „pełnym zakończeniem, które dawno już jest gotowe”. Później wszakże zmienił pisarską strategię. Zaczął pracę nad pierwszym aktem, aby przynajmniej jego początek dołączyć do wznowienia „Fausta I”. Wydanie z 1828 roku zawiera faktycznie spory fragment (około dwóch trzecich aktu pierwszego), przerwany uwagą: „Ciąg dalszy ma nastąpić”. I to był ostatni urywek „Fausta II” opublikowany za życia Goethego.
W następnych latach poeta wypełniał stopniowo pozostałe luki, by wreszcie pod datą 1831 roku zanotować w dzienniku: „Główne zajęcie zakończone”. Krótko potem Eckermann zapisał o nim: „,Moje dalsze życie, powiedział, mogę uważać odtąd za czysty dar. I gruncie rzeczy jest obecnie obojętne, czy jeszcze coś uczynię i co”. Ponadto Goethe zapieczętował rękopis i zadecydował, iż „Faust II” zostanie wydany dopiero po jego śmierci. Gdy zmarł 22 marca 1832, trzeba jeszcze było roku, by dzieło całego życia dotarło do czytelników.
Tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Syn tego kraju. James Baldwin