Chciałbym, żebyśmy doprowadzili do sytuacji, kiedy w Kościele nie będzie dyskryminacji ze względu na orientację – mówi „Dużemu Formatowi” Paweł Dobrowolski.
W poniedziałkowym „Dużym Formacie”, magazynie reporterów „Gazety Wyborczej”, z Pawłem Dobrowolskim, reżyserem, teatrologiem, dyrektorem teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie, rozmawia Tomasz Kwaśniewski. Temat: jak być katolikiem i gejem.
Dobrowolski przyznaje, że dość szybko, jeszcze w szkole, przyswoił sobie katechizmową definicję homoseksualizmu. – […] że to jest nieuporządkowanie. I dziś uważam, że w sumie adekwatnie, bo odnośnie do seksualności trudno zakładać uporządkowanie. W ogóle uważam, że ten katechizmowy zapis jest bardzo OK. On jest tylko w tym sensie homofobiczny, że mówi, że czyny są grzeszne.
Przyszły reżyser zakładał też, że z homoseksualności „wyrośnie”. – Co najwyżej będę musiał jeszcze więcej pracować duchowo, modlić się… – precyzuje. – Właściwie od drugiej klasy liceum do końca studiów, a nawet jeszcze potem ze dwa, trzy lata, codziennie byłem na mszy. Codziennie! – wspomina, zaznaczając, że dawało mu to „poza aspektem duchowym takie codzienne, czterdziestopięciominutowe, totalne zatrzymanie”. – Trochę żałuję, że tego już nie mam – wyznaje.
Zauważa, że „temperatura relacji z Bogiem ewoluuje. I dziś, ja tak to czuję, ona jest na zupełnie innym poziomie”. Na pytanie, w co wierzy, odpowiada: – To ma wiele aspektów, trudno mi wybrać ten jeden, kluczowy. Chyba zasadniczo w zmartwychwstanie, czyli jakiś rodzaj wyjścia z mroku, w czym Bóg jest przewodnikiem. […] Że istnieje jeszcze inny rodzaj bycia niż ten, którego doświadczamy na co dzień.
Dobrowolski opowiada, że ze swoim partnerem są razem 14 lat. Co niedziela uczestniczą we mszy. Nie chodzą do spowiedzi, bo wiedzą, że nie dostaliby rozgrzeszenia. – Oczywiście to można sobie załatwić. Jak wszystko. Są księża, którzy potajemnie udzielają rozgrzeszenia takim osobom jak ja, ale ja nie chcę tego robić. Dla mnie to już by było wypaczenie wszystkiego.
Przyznaje, że na początku brak sakramentów był dla niego „wielkim problemem”. – A teraz już nie traktuję tego w ten sposób. Po prostu chciałbym jako, nazwijmy to, aktywista katolicki, żebyśmy doprowadzili do sytuacji, kiedy w Kościele nie będzie dyskryminacji ze względu na orientację – czytamy.
– Dla mnie najważniejsza jest moja relacja z Bogiem. Poza tym walczę, żeby móc mieć związek z moim partnerem zawarty w moim Kościele i w moim państwie. Ale nie mam. Mam nadzieję, że póki co. Natomiast to nie znaczy, że moja relacja z Bogiem jest przez to gorsza – podkreśla teatrolog.
– Identyfikuję się z Kościołem katolickim jako swoją wspólnotą, w której doświadczam Boga. […] o moim katolicyzmie nie stanowi to, jakie Kościół ma nauczanie na temat homoseksualizmu, antykoncepcji, aborcji i tysiąca innych rzeczy, w których ja się nie zgadzam z jego nauczaniem. Uważam, że to nauczenie przez wieki się zmieniało i się będzie zmieniało nadal. A to, co istotne, będzie trwało – mówi.
Dodaje też, że dzięki Kościołowi jego relacja z Bogiem jest „jednak głębsza, ciekawsza”. Dzięki „doświadczeniu wspólnotowemu. Że to nie jestem tylko ja i Bóg, tylko że to jest grupa ludzi, która się gromadzi w Jego imię. I to są bardzo różni ludzie. Z bardzo różnych środowisk, z bardzo różnymi historiami, na różne sposoby wykluczeni. Jestem przekonany, że spotkanie z Nim dokonuje się w ten sposób”.
O byciu katolikiem i gejem Paweł Dobrowolski mówił na naszych łamach pięć lat temu. – Nikt nie odbierze mi prawa do bycia w Kościele, niezależnie od tego, jaką naklejkę sobie przylepi – zaznaczał w rozmowie z Grzegorzem Pacem.
Przeczytaj też: Dobrowolski: Nie interesuje mnie robienie teatru tożsamościowego
DJ