Uczniowie wiedzieli dużo na temat objawień prywatnych, nie mając pojęcia o tym, czym jest Objawienie. Często uważali, że każda wypowiedź jakiegoś księdza czy biskupa to już jest nauczanie Kościoła.
Mówi się teraz coś o katechezie w szkole. Nie chcę absolutnie poddawać w wątpliwość tego, czy powinna być w szkole, bo powinna, chociażby ze względów praktycznych, żeby nie komplikować i tak napiętych planów zajęć uczniów, których rodzice troją się, żeby wozić ich na baseny, do szkół muzycznych i językowych. A, i w weekendy jeszcze na zbiórki harcerskie, ministranckie i jakie tam jeszcze. Katecheza powinna być w szkole chociażby dlatego, żeby rodzice nie musieli jeszcze wozić swoich dzieci do salek. Swoją drogą, nie odbierając komuś dobrych intencji, z niepokojem patrzę czasem, jak młodzi zamęczają się od nadmiaru zajęć.
Nie chcę też dyskutować o ilości godzin w szkole. Te dwie godziny przez dwanaście lat to wcale nie jest – jak uważają niektórzy – za dużo, o ile ten czas jest dobrze wykorzystywany. O ile…
No właśnie. Przez ostatnich pięć lat pracowałem w szkole średniej, która szczyciła się tym, że jest szkołą bardzo dobrą. Głównie uczyłem w klasach maturalnych, a więc uczniów, którzy mieli za sobą jedenaście lat katechezy (nie licząc przedszkola i zerówki), a także przygotowanie do I Komunii Św. i bierzmowania, bardzo często w formie dodatkowych zajęć prowadzonych w parafii.
Rok szkolny zaczynałem więc od mówienia maturzystom, że w zasadzie to trzy razy dłużej uczyli się katechezy niż ja studiowałem teologię, więc w zasadzie powinni już wiedzieć wszystko, czego można by oczekiwać od dojrzałego chrześcijanina.
Tymczasem okazywało się, że uczniowie wiedzieli dużo na temat objawień prywatnych, nie mając pojęcia o tym, czym jest Objawienie. Często uważali, że każda wypowiedź jakiegoś księdza czy biskupa to już jest nauczanie Kościoła. To, co rzekomo powiedział diabeł w czasie egzorcyzmów jakiemuś egzorcyście-celebrycie, miało większy autorytet niż to, co zapisane w Katechizmie Kościoła Katolickiego (który osobiście lubię nazywać Katechizmem dorosłego człowieka). Umieli wyrecytować tajemnice różańca, ale nie potrafili powiedzieć czym jest modlitwa chrześcijańska. Wreszcie zanurzali w jakichś banałach na temat etyki seksualnej, a dziwili się, że sensem życia jest miłość, bo Bóg jest miłością. Etc, etc. Zdarzył się i taki zawodnik, który – już wybierzmowany – nie umiał modlitwy Ojcze nasz. A co dopiero pytać, dlaczego ta modlitwa jest wzorem każdej chrześcijańskiej modlitwy.
Fraza, którą kilka razy słyszałem, oczywiście w różnej formie, kiedy pytałem o wcześniejsze lata katechezy było: „katecheta/katechetka opowiadał(a) nam o swoich przemyśleniach”. Uwaga: SWOJE przemyślenia. Nie przekazywali nauczania Kościoła, ani tego, co jest zawarte w podstawie programowej, ale opowiadali o swoich przemyśleniach, które nie zawsze są z nauczaniem Kościoła – mówiąc łagodnie – spójne.
Mówiąc ogólnie, większość uczniów, których spotkałem, ma bardzo wyrywkową wiedzę, ale nie ma pojęcia o tym, co jest sensem chrześcijaństwa, że to doświadczenie bycia umiłowanymi dziećmi Boga, którym Ojciec wybaczył w swoim Synu Chrystusie. Katecheza raczej niż wskazywać na relacje, jako najważniejsze w życiu, umacniała tylko poczucie winy i lęk.
Nie jest problemem ilość katechezy, ale jej jakość. I praktyczny brak weryfikacji tego, co na tych lekcjach się dzieje. Nikt nie nadzoruje katechetów, bo nie przygotowują oni do żadnych egzaminów, a więc nie ma miarodajnych wyników, które można by porównać. Dyrekcji zwykle katecheza nie interesuje, proboszczowie są zbyt zajęci, a do kurialnego wydziału katechetycznego daleko. Tracą na tym uczniowie i ci katecheci, którzy rzeczywiście się starają, a takich przecież nie brakuje.
I oczywiście nie wszędzie tak jest. Jest masa naprawdę dobrych katechetów, którzy mają dobry kontakt z młodzieżą, a jednocześnie dają wspaniałe świadectwo wiary wyrażanej w tym, że są dobrymi rodzicami, dobrymi obywatelami, że troszczą się o potrzebujących.
Dobrze, że mówi się o katechezie. Ale niech to będzie dyskusja nie tylko o tym „ile?” i „gdzie?”, ale również „jak?”.
Tekst ukazał się 13 sierpnia 2024 r. na Facebooku
Przeczytaj też: Klasówka z Pana Boga?