Wszelka dezinformacja, destabilizacja, próby dyskredytacji igrzysk w Paryżu są na rękę Rosji – mówi „Kulturze Liberalnej” Mieszko Rajkiewicz z Polskiego Instytutu Dyplomacji Sportowej.
O napięciu między sportem a polityką na przykładzie igrzysk w Paryżu Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin rozmawia w nowym numerze „Kultury Liberalnej” z Mieszkiem Rajkiewiczem, wiceprezesem i współzałożycielem Polskiego Instytutu Dyplomacji Sportowej.
Rajkiewicz przypomina, że „każde igrzyska olimpijskie mają swój wątek polityczny, ale w przypadku tych igrzysk bardzo mocno widać starcie cywilizacyjne o to, jak postrzegamy życie w społeczeństwie, tolerancję, ekskluzywność i inkluzywność. Jak postrzegamy życie w społeczeństwie państw Zachodu i szeroko pojętego Wschodu”.
Badacz odnosi się do kontrowersji wokół z bokserki z Algierii, Imane Khelif, którą prawicowe media określają jako mężczyznę. Rzekome dowody na to miało dostarczyć Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu (IBA), czyli „instytucja, która znajduje się pod bardzo mocnymi wpływami Kremla. Na jej czele stoi Rosjanin, Umar Kremlew, dobry znajomy Władimira Putina. A organizacja jest sponsorowana przez Gazprom”.
„Takie komunikaty są propagowane przez stronę nieprzychylną wartościom inkluzywności, które zaakceptowaliśmy na Zachodzie. Wojna kulturowa to element wojny politycznej i jest bardzo widoczna w sporcie” – czytamy.
Rajkiewicz przywołuje raport jego instytutu, z którego wynika, że „wszelka dezinformacja, destabilizacja, próby dyskredytacji igrzysk Francuzów będą na rękę głównie Rosji. I Rosjanie będą różnymi sposobami próbowali wpłynąć na to, żeby te igrzyska, ich organizatorzy i sam MKOl były krytykowane. Rosjanie mają powody, by różnymi sposobami dyskredytować Francję na arenie międzynarodowej. Próbują więc wpływać na dyskusję o kontrowersjach”.
Przeczytaj też: Ks. Andrzej Draguła: Tabu ochrania to, co kruche
DJ