Sprawa młodej sejmowej reporterki jest papierkiem lakmusowym, który wskazuje na to, jak przyzwyczailiśmy się do instrumentalizacji dzieci w sieci.
Tekst Anny Golus w „Tygodniku Powszechnym” pod tytułem „«Perspektywa Sary»: jak rodzice wykreowali 10-letnią córkę na dziennikarkę sejmową” wywołał gorącą dyskusję w mediach społecznościowych. Sprawa dotyczy dziewczynki, która przez ostatnie miesiące kreowana była przez swoich rodziców na młodą reporterkę. Przeprowadzała w tym czasie wywiady z wieloma polityczkami i politykami oraz urzędnikami państwowymi. Dziewczynce towarzyszył organizujący wszystko ojciec, który publikował nagrania na popularnych serwisach społecznościowych w kanale „Perspektywa Sary”.
Jak zmonetyzować 10-latkę?
Aktywność dziewczynki podczas posiedzeń sejmowych w trakcie roku szkolnego wzbudzała pewne zdziwienie wśród komentujących, ale po otrzymaniu różnych wyjaśnień w zasadzie nie dociekano szczegółów. Jako że dzieci poniżej 13. roku życia nie mogą posiadać kont w mediach społecznościowych, komunikacją z widzami zarządzał ojciec dziewczynki.
Przyznawał on publicznie, że na konto przychodzą różne wiadomości, także treści niepokojące, ale córka nie ma do nich dostępu. W praktyce to on rozporządzał wizerunkiem dziecka, odpowiadał na wiadomości jako Sara i wypowiadał się w jej imieniu. Konto posiadało także opcje reklam oraz płatnej subskrypcji. Na problem pracy dzieci w sieci i monetyzowania ich wizerunku przez dorosłych jako jedna z pierwszych zwracała uwagę Anna Wittenberg z „Dziennika Gazety Prawnej”.
Tekst Anny Golus ma z kolei charakter reportersko-śledczy. Autorka opisuje rozmowy z Sarą, jej rodzicami, przedstawicielami szkoły, do której uczęszczała, a także podejmuje się kwerendy ogromnej ilość źródeł. Autorka porusza problemy przedmiotowego traktowania, ujawnienia i komentowania przez ojca oraz osoby trzecie w mediach informacji wrażliwych odnoszących się do stanu zdrowia dziecka, wprowadzanie przez lata wielu instytucji w błąd.
Sprawa Sary zapewne będzie miała ciąg dalszy, ale już dziś możemy z niej wyciągnąć kilka uniwersalnych lekcji dla instytucji i osób pracujących w różnych organizacjach. Kilka nadużyć popełnionych wobec Sary jest papierkiem lakmusowym, który wskazuje na zjawiska obecne w naszym życiu na co dzień.
Instrumentalizacja dzieci
Po pierwsze, przywykliśmy do instrumentalizowania dzieci w przestrzeni mediów cyfrowych. Opiekunowie i rodzice, ale także wiele instytucji i placówek, publikuje niezliczoną ilość zdjęć i treści wideo z wizerunkami dzieci, nie biorąc pod uwagę, że wizerunek jest dobrem osobistym i elementem danych osobowych, który podlega szczególnej prawnej ochronie.
Wizerunki dzieci są publikowane z pobudek promocyjnych danej instytucji, a także dla realizacji innych potrzeb dorosłych. Chodzi zarówno o potrzeby psychologiczne i tożsamościowe – chcemy pokazać się jako dobrzy i troskliwi rodzicie, trenerki, trenerzy, działacze, działaczki – jak i komercyjne: płatną promocję produktów i usług, które lepiej się sprzedają dzięki uśmiechniętym twarzom dzieci.
Pułapki kultury wizualnej
Po drugie, to oczywiste, że funkcjonujemy w kulturze wizualnej. Każdego dnia w mediach społecznościowych publikowanych jest około 500 milionów zdjęć. Na samym Facebooku 350 mln, a na Instagramie 90 mln. 94 proc. zdjęć wykonywanych jest dzisiaj smartfonem. Niestety towarzyszy nam zerowa świadomość odpowiedzialności za przetwarzanie danych osobowych, która zaczyna się w momencie, kiedy naciskamy guzik „zrób zdjęcie”. Masowe publikowanie zdjęć i filmów wideo bez pytania uwiecznionych na nich ludzi jest przykrą codziennością.
Przykrą, bo nie szanujemy prawa do prywatności drugiej osoby, a konsekwencje takich praktyk mogą być dramatyczne. Przestrzegają przed tym m.in. Urząd Ochrony Danych Osobowych (UODO) i Państwowa Komisja ds. Przeciwdziałania Pedofilii (PKDP). Publikowanie zdjęć dzieci zwiększa ryzyka uwodzenia w sieci, kradzieży tożsamości, przemocy rówieśniczej, hejtu. mowy nienawiści i wielu innych.
Zabiera też prawo dziecka do opowiedzenia historii o sobie w taki sposób, w jaki samo chciałoby to zrobić, gdyż ślad cyfrowy, jaki zostawiamy w postaci wizerunku i treści pisanych już zawsze będzie się ciągnął za młodym człowiekiem w sieci.
Media cyfrowe karmią się danymi dzieci
Po trzecie, zbyt lekko podchodzimy do korzystania przez dzieci z mediów społecznościowych oraz do ochrony wszelkich (także własnych) danych osobowych, którymi przecież „karmią się” media cyfrowe, których model komercyjny opiera się na monetyzacji wszystkich danych, aktywności i każdej minuty spędzonej w sieci. Konsekwencją są profilowane działania reklamowe, których część kierowana jest – wbrew przepisom – także do najmłodszych.
Nie przez przypadek wiek dopuszczalnego korzystania z mediów społecznościowych określony jest na 13 lat, a i ten według wielu ekspertek i ekspertów uważany jest za przedwczesny. Szczególnie, że algorytmy podpowiadają osobom w takim wieku treści zdecydowanie dla nich nieodpowiednie. Posiadanie kont przez dzieci, a już z pewnością ich zakładanie i godzenie się na nie przez dorosłych powinno być nieakceptowalne.
Wizerunek dziecka większą wartością
Nie ma łatwych recept na te zagrożenia. Zwróciłbym jednak uwagę na dwa kierunki działania. Przede wszystkim potrzebujemy – prowadzonej nie tylko w szkole – edukacji informacyjnej, cyfrowej i medialnej, opartej na zasadach higieny cyfrowej, o których na łamach Więź.pl wielokrotnie pisała Magdalena Bigaj. Uświadamianie istnienia algorytmów, prawa do prywatności, ochrony wizerunku i innych danych osobowych powinna być jej integralną częścią. Głównym jej celem z kolei – nauka refleksyjnej i krytycznej postawy wobec zjawisk cyfrowych, także mediów społecznościowych, aby być w nich podmiotem i czerpać z nich to, co najlepsze.
Drugi aspekt wiąże się ze standardami ochrony dzieci, które od połowy sierpnia wchodzą do placówek, klubów, szkół, przedszkoli i wszystkich instytucji, działającymi na rzecz osób poniżej 18. roku życia. Wraz z UODO w Fundacji Orange przygotowaliśmy specjalny poradnik „Wizerunek dziecka w internecie. Publikować czy nie?”. Znaleźć można w nim argumenty prawne, etyczne i społeczne wraz z rekomendacjami, co można robić, by lepiej chronić prywatność dziecka.
Jak mówi Justyna Kotowska, psycholożka i wiceprzewodnicząca Państwowej Komisji ds. Przeciwdziałania Pedofilii, wizerunek dziecka jest wartością większą niż myślimy.
Przeczytaj też: Dla branży nowych technologii dzieci to idealne przedmioty do wysysania uwagi