Jesień 2024, nr 3

Zamów

Życie to strata. Ale co innego niż ta świadomość nam zostaje?

Kadr z filmu „Blade Runner 2049”, reż. Denis Villeneuve, USA 2017. Fot. Materiały prasowe

Zawsze chodzi o to samo: o dopuszczenie myśli o tym, co nas przeraża. I pozwolenie jej, by nam towarzyszyła.

Za nami na Więź.pl kilka udanych tygodni. Sporo tekstów osiągnęło przyzwoitą liczbę wyświetleń, podobnie podcasty zyskują coraz szerszy krąg odbiorców. Każdy taki sukces oczywiście cieszy. Pokazuje, że nie robimy portalu dla garstki fanów. Oddziałujemy na czytelników bądź słuchaczy, mocniej lub słabiej, ale stale, również latem. Kiedy siedem lat temu zaczynałem pracę w tym miejscu, wakacje były nieformalnie sezonem ogórkowym – nic się ciekawego nie działo, nie bardzo było o czym pisać, czekało się trochę na jesień. Teraz nie tylko u nas już tego nie ma. Świat przyspieszył, a może my przyspieszyliśmy? I w sumie to dobrze.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Jednocześnie udany redakcyjnie lipiec skłania mnie do refleksji, która przebija się do mojej świadomości od kilku lat, mniej więcej od seansu nowego „Blade runnera”. W filmie Denisa Villeneuve’a jest wzmianka o tym – akcja rozgrywa się w 2049 roku – że jakiś czas wcześniej doszło do „zaciemnienia”. Globalna awaria serwerów spowodowała, że zniknęła… cała zawartość internetu. Po upływie doby sieć wróciła, ale pusta, trzeba było tworzyć wszystko od nowa. Futurystyczna wizja? Pytanie, czy niemożliwa.

Odkryłem wtedy jeden ze swoich największych lęków, być może największy, gdy idzie o sprawy zawodowe. Pamiętam, że siedziałem w kinie przerażony. Wiedziałem, co takie „zaciemnienie” oznacza w praktyce. Stratę, tak, ale jak rozległą. Nie tylko zdjęć i filmików z wakacji, ale i dla wielu, w tym dla mnie, niemal całego dorobku. W jednej sekundzie miałyby zniknąć wszystkie teksty, jakie napisałem do internetu. Wywiady, które przeprowadziłem. Przecież to czarna rozpacz. Prawdziwy koszmar osoby piszącej. Jak to tak, cały trud miałby pójść na marne?

Rozmawiałem później z redaktorem starszego pokolenia, który przekonywał mnie: „No tak, panie Damianie, a papier zostanie. To, co tam tworzycie wirtualnie, jest może i ciekawe, ale ulotne”. Słuchałem z uwagą, ale szybko stwierdziłem, że to marne pocieszenie. Papier również może się nie ostać. Zbyt wiele cennych rękopisów zaginęło na wojnie lub uległo zniszczeniu przed ich powieleniem, by wierzyć w trwałość tej formy. Niestety.

Jeśli ktoś czuje się zbyt pewnie, czytając ten wywód, jeśli sądzi, że to go nie dotyczy, spieszę ze zmartwieniem: rzecz jest uniwersalna. Dotyka dynamiki życia. Tego, co w nim na stałe, a co niestałe. Okazuje się, że dopasować coś do tej pierwszej kategorii jest niezwykle trudno. Ostatecznie wszystko lub prawie wszystko przemija, to niby już slogan, ale dobrze opisujący nasze zmagania z rzeczywistością. Tracimy zdrowie, bliskich, pozycję, czasem nawet pamięć. Życie to strata jest, powiedział Stasiuk. I miał rację.

Co pozostaje zrobić? Siedzący na wysokiej górze mędrzec powiedziałby, że trzeba się zmierzyć ze swoim lękiem. Trochę jak Bruce Wayne, który w nolanowskiej wersji musi się skonfrontować z tym, co go przeraża. W filmie „Batman: początek” jest znakomita scena, gdy bohater zbliża się do gniazda nietoperzy i pozwala, by wyfrunęły wprost na niego. Po chwili wstaje, zwierzęta już mu nie przeszkadzają, już się ich nie boi.

Batman miał paradoksalnie łatwiej, powie ktoś, jego lęk (fobia) był namacalny, uchwytny, konkretny. Ciężko go w prosty sposób porównać z lękiem przed zniknięciem internetu, owszem. A jednak… W gruncie rzeczy zawsze chodzi o to samo: o dopuszczenie myśli o tym, co nas przeraża. I pozwolenie jej, by nam towarzyszyła.

A zatem rzeczy, którym poświęcam czas, siły, energię, są ważne, nawet bardzo, ale nie wieczne. Nikt nam nie obiecał, przywołując Barańczaka, że kiedykolwiek poczujemy się na ziemi pewnie, u siebie, jak w domu. Również nikt nie obiecał, że – mówiąc szumnie – dzieła naszych rąk nas przeżyją. Być może ulegną unicestwieniu przed nami. Będziemy to obserwować i nic na to nie poradzimy.

Wesprzyj Więź

Piszę ten tekst z kłującą świadomością, że i on zapewne któregoś dnia zniknie, przepadnie lub ulegnie całkowitemu zapomnieniu. Ale taki już urok zajmowania się ulotną materią. Piękną, bo ulotną.

Napisane. Teraz mogę się zacząć cieszyć z „Więziowych” wyników.

Przeczytaj też: Jestem sobie, i to wystarczy

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.