Dzisiejsi rówieśnicy Kolumbów mogli swobodnie zarówno upamiętnić wielkie historyczne wydarzenie, jak i wybrać się na koncert gwiazdy popu. To również dziedzictwo Powstania.
Edytorial do wydania tygodnika „Więź co Tydzień” z 2 sierpnia 2024:
W filmie „Ray” Taylora Hackforda jest taka scena, jak to Ray Charles przedziera się na własny koncert przez tłum protestujących. Georgia. Protestują jego czarni bracia i siostry – przeciwko segregacji rasowej. Nie rozumieją, jak Charles może grać w stanach, w których wciąż segregacja ma się dobrze. Ktoś z tłumu zaczepia muzyka i o to pyta. Gwiazdor odburkuje pod nosem, że nie ma na nic wpływu. Wtedy protestujący rzuca: „Jak kto? Kto ma mieć wpływ jak nie ty, chłopie?”. Ray zatrzymuje się. „Faktycznie, masz rację”. I zawraca. Zaczyna lepiej dobierać koncertowe areny. Wkrótce powstaje „Georgia of my mind”, absolutny klasyk.
Przypominam sobie tę scenę, gdy myślę o roli i pozycji gwiazd muzyki. Od dawna, co najmniej od czasów Beatlesów, mają one status nie tyle idoli, co wręcz bogów. Na koncertach otaczają je fani, ale również wyznawcy. Wpatrzeni w nich, spijający z ich ust każde słowo, nie tylko słowa piosenek. A zatem nie chodzi jedynie o muzykę, gust czy relaks. Bardziej o marzenie – marzenie o sukcesie takim samym, jaki odniósł mój ukochany piosenkarz bądź piosenkarka, owszem. Ale i o tym, że on lub ona – ci współcześni mieszkańcy Olimpu – mnie zrozumie. Wyrazi moje myśli albo uporządkuje nieco postrzeganie świata.
Zamiast na to psioczyć, lepiej się temu przyjrzeć z uwagą. Chodzi o coś więcej niż o muzykę, i dobrze. Dawniej Bono krzyczał podczas koncertów „No more!”, protestując przeciw bratobójczemu konfliktowi jego rodaków. A Elton John przerywał występy – również w Polsce – wstawką „Słyszałem, że u was prześladuje się gejów. Jestem jednym z nich”. Zdarzają się też wystąpienia jak te skrajne pacyfistyczne Rogera Watersa – które nie trafiają w swój czas i powodują złość na dawnych mistrzów.
Jednym z największych fenomenów jest obecnie Taylor Swift, której koncertowe triduum wypełni po brzegi Stadion Narodowy. Amerykańska gwiazda angażuje się w akcje społeczne, wspiera chorych na nowotwory i ruchy LGBT+. Może nawet wpłynąć na listopadowe wybory w swoim kraju. Wiedzieliście, że według jednego z sondaży kilkanaście procent Amerykanów zadeklarowało, że zagłosuje tak jak Taylor Swift?
Wczoraj Warszawa była miejscem kontrastów. Z jednej strony grupy rekonstrukcyjne i harcerze, z drugiej – tłumy w kolorowych cekinach. Godzina „W” była obchodzona również na stadionie i przed nim, gdy fani już czekali na swoją gwiazdę. Warto docenić, że dzisiejsi rówieśnicy Kolumbów mogą swobodnie zarówno upamiętnić wielkie historyczne wydarzenie, jak i wybrać się na koncert gwiazdy popu. To również dziedzictwo Powstania.
Przeczytaj również: Taylor Swift. Więcej niż muzyka