90. urodziny ks. Adama Bonieckiego. „Życzę nam, chrześcijanom, byśmy dostrzegali działanie Boże także poza granicami ortodoksji” – pisze solenizant w nowej książce.
Fragment książki „Testament” ks. Adama Bonieckiego, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji Więź.pl
Dlaczego chcieli Jego śmierci? Co im tak bardzo przeszkadzało? Uważali, że bluźni: „Jesteś tylko człowiekiem, a uważasz się za Boga” ( J 10,33). No i nie szanował szabatu. Kiedy inni cieszyli się i zachwycali uzdrowieniami, oni zauważali tylko, że uzdrawiał w szabat.
To było o nich
A może chcieli Go wypróbować? Może wyczytali to w Księdze Mądrości: „Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości, zasądźmy go na śmierć haniebną, bo – jak mówił – będzie ocalony” (Mdr 2,19–20). I jeszcze: „Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z ręki przeciwników” (Mdr 2,18). Tylko dziwne, że nie wzięli do siebie znajdującego się w tym samym świętym tekście ostrzeżenia: „Tak pomyśleli – i pobłądzili, bo własna złość ich zaślepiła. Nie pojęli tajemnic Bożych…” (Mdr 2,21–22).
Może chcieli się Go pozbyć dlatego, że wnikliwie krytykował hipokryzję duchowych przywódców narodu: „Czyńcie i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać” (Mt 23,3–5). To było o nich.
Myśl o pozbyciu się Go z biegiem czasu stawała się coraz wyraźniejsza. Lansowali ją faryzeusze i uczeni w Piśmie. Nie wszyscy i nie tylko oni. Łukasz zanotował, że „w tym czasie przyszli niektórzy faryzeusze i rzekli Mu: «Wyjdź i uchodź stąd, bo Herod chce Cię zabić»” (Łk 13,31). A więc i Herod także…
A może decydujące było to, co głośno wypowiedział Kajfasz, zwracając się do Wysokiej Rady: „Arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: «Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród». Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: «Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród»” ( J 11,47–50). A więc racje polityczne, patriotyczne, strategiczne.
W tym kapłańskim gronie nie pytano, kim naprawdę jest Jezus. Może nawet Go podziwiali, ale od podziwu mocniejsza była obawa, że „wszyscy uwierzą w Niego” i że „przyjdą Rzymianie”. Obawa o instytucję i system, który, lepiej lub gorzej, jednak mieli pod kontrolą.
Gigantyczny system religijno-prawnych przepisów służył temu, by wszystko mieć pod kontrolą. Miarą religijności była wierność przepisom. Chcieli, żeby „człowiek był dla szabatu”, a nie, jak uczył Jezus, odwrotnie: szabat dla człowieka. Ten system wzmacniał znaczenie i władzę instytucji, ale nie trafił do serc.
Niewola i strach
Zastanawiające, że i dziś mówi o tym – w „Evangelii gaudium”– papież Franciszek. Przypomina: „święty Tomasz z Akwinu podkreślał, że przykazania dane ludowi Bożemu przez Chrystusa i przez Apostołów «są bardzo nieliczne». Cytując św. Augustyna, zauważał, że w przykazaniach dodanych później przez Kościół należy przestrzegać umiaru, «aby życie wiernych nie stało się zbyt uciążliwe» oraz aby nie przemienić naszej religii w niewolę, skoro «miłosierdzie Boże chciało ją mieć wolną»”.
Od Soboru Watykańskiego II toczą się spory o granice możliwości rewizji tych „dodanych później przez Kościół” elementów. Może Kajfasz myślał o tym, co po przyjściu Mesjasza stało się ze świątynią? Co z kapłanami i z jego urzędem arcykapłana? Co z jego władzą? Oczekiwanie na Mesjasza było już oswojone, ale jego rzeczywiste przyjście?
Wtedy motywem wydania Jezusa na śmierć był strach. A teraz? Dziś, co prawda, mało kto, lub zgoła nikt, nie walczy z samym Jezusem. Teraz walczy się z jego Kościołem. Z obawy przed wpływem na myślenie społeczeństwa i kształt państwa? Z obawy przed sojuszem ołtarza z tronem? Stąd postulaty rozwiązania konkordatu, wyeliminowania z przestrzeni publicznej wszystkiego, co o Nim przypomina.
To zresztą w różnych miejscach świata się nawet udało. Niezupełnie jednak, bo istnieją chrześcijańskie wspólnoty. Kościoły zniszczone administracyjnie lub rozmyte praktycznym materializmem odradzają się i mądrzejsze o tamte doświadczenia dziś od nowa podejmują pytanie o ich miejsce w tym konkretnym świecie – takim, jaki jest obecnie.
Na nowo odczytać słowa Mistrza
W święto upamiętniające zmartwychwstanie Jezusa życzę wszystkim chrześcijanom, żeby na nowo odczytali słowa Mistrza, który nie chciał, by Jego uczniowie byli przywódcami narodów (poddającymi innych ludzi „swojej władczej woli”), lecz chciał, by ich wielkość polegała na służeniu innym (por. Mt 20,25–28).
Życzę nam, chrześcijanom, byśmy uwierzyli, że dla nas właściwymi miejscami nie są miejsca pierwsze, lecz ostatnie. Byśmy, w imię dobra czy bezpieczeństwa naszych instytucji, nie dawali się wrabiać w uzależnienie od jakiejkolwiek ideologii czy politycznej strategii.
Byśmy uwierzyli, że dobro instytucji – nawet ważnych i użytecznych – nie jest dobrem najwyższym, że o trwaniu Kościoła decyduje nie bezpieczeństwo materialne, ale wierność Ewangelii.
Byśmy dostrzegali działanie Boże także poza wyznaczonymi przez nas granicami norm kanonicznych i ortodoksji (co nie znaczy, że te granice nie są ważne, a czasem konieczne).
Byśmy przestali się bać świata i siebie nawzajem, naszej różnorodności i inności.
Byśmy, uprawiając „nową ewangelizację”, większą wagę niż do słów przywiązywali do dawania świadectwa własnym życiem.
Byśmy nigdy o nikim nie myśleli, że jest „przypadkiem beznadziejnym”, byśmy nikogo nie osądzali.
Byśmy, widząc poczynione przez ludzi spustoszenia, nie poddawali się pesymizmowi („to już jest nie do naprawienia”), lecz zabierali się do naprawiania.
Byśmy wciąż uczyli się słuchać innych i nie zatykali uszu, gdy mówi ktoś o innych niż nasze przekonaniach.
Byśmy się pogodzili z tym, że droga każdego człowieka do osobistej więzi z Chrystusem jest inna i tę inność traktowali z dyskrecją i szacunkiem.
By każdy z nas wypracował sobie własny sposób praktykowania miłości bliźniego, ale nie pełen łatwych, mało konkretnych sposobów dla uspokojenia własnego sumienia.
Byśmy nie byli prorokami klęsk, mistrzami wykluczania innych, budowniczymi murów, lecz byli budowniczymi mostów między ludźmi, zawsze (na imieninach cioci, we własnym domu, w ławach Sejmu, w firmie, w autobusie).
Życzę też, byśmy nie byli ponurakami. Zmartwychwstanie jest obietnicą przyszłej nieśmiertelności, więc na wszystko możemy spokojnie patrzeć w perspektywie wieczności.
Przeczytaj też: Istnieję, żeby patrzeć