Lato 2024, nr 2

Zamów

Bralczyk, pies i znikanie świata

Fot. Péter Göblyös / Pixabay

Wszystko rozbija się o empatię. Ważne, by ją zachować. Wobec stworzeń, natury, świata. Także wobec osób, które nie podzielają naszego spojrzenia na rzeczywistość.

Edytorial do wydania tygodnika „Więź co Tydzień” z 25 lipca 2024:

Pies sąsiadów miał na imię Kuba. Identycznie jak nasz młodszy brat. Pamiętam, że wzbudzało to w bloku niemało komentarzy. „Jak można nazwać psa ludzkim imieniem?!”. „Świat się kończy!”, „Ci spod trójki powariowali!”. A oni po prostu przygarnęli kundla ze schroniska i zachowali imię, na które reagował wcześniej. Kuba żył ponad dekadę. Świat się nie skończył.

Przypominam sobie o tym akurat teraz, gdy trwa w Polsce wakacyjna inba po słowach prof. Jerzego Bralczyka. W programie telewizyjnym przyznał on, że preferuje tradycyjne formy mówienia o zwierzętach. Pies zdycha, a nie umiera. Bierze się go ze schroniska, a nie adoptuje.

Po słowach profesora rozpętała się burza. Jedni bronili Bralczyka, który „zachował rozsądek wśród lewackiej poprawności”, inni życzyli mu, by „sam zdechł”. Obserwowałem te skrajne reakcje, zastanawiając się, co one tak naprawdę ujawniły. Wnioski mam dwa.

Po pierwsze komentujący chyba nie zauważyli, że nie ma już świata, w którym można coś raz a dobrze rozstrzygnąć. I to nie ma go od jakiegoś czasu. Ponad dekadę temu uczyliśmy się ze znajomymi na polonistyce „kultury języka polskiego”. Obok jednoznacznych zasad natrafialiśmy na odpowiedź wykładowcy w stylu „a jak pani uważa?”. Nie był to unik, a pokazanie, że zdarzają się sytuacje, w których „obie formy są poprawne”. Wyzwalające, prawda?

Myślę, że wypowiedź prof. Bralczyka jest z tego porządku. Nie stwierdził on, że można mówić tylko tak i tak, a ktokolwiek robi inaczej, jest nieukiem nieznającym ojczystego języka. Dla niego „pies zdechł”, ale nie oznacza to, że dla całego świata również. Może więc nie warto rozrywać szat? Może powinniśmy w praktyce zgodzić się na to, że ludzie mogą mieć różne poglądy i różnie je wyrażać? Nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy się z nimi nie zgadzamy.

Wesprzyj Więź

Drugi wniosek jest taki, że mówienie o zwierzętach odsyła nie tylko do sporu czysto językowego, ale również światopoglądowego, kulturowego, pokoleniowego. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że pies lub kot „zdycha”. Zawsze też będzie ktoś, dla kogo „umiera”, i to jak w piosence Osieckiej: „zwykle w pół dialogu”. Ten drugi ma więcej empatii, pierwszemu jej brakuje – chciałoby się kategorycznie rozstrzygnąć. I znowu: a jeśli takie postawienie sprawy może okazać się zbyt proste?

Wszystko rozbija się o empatię. Ważne, by ją zachować. Wobec stworzeń, natury, świata. Także wobec osób, które nie podzielają naszego spojrzenia na rzeczywistość.

Przeczytaj też: „Zdychać”, jak to łatwo powiedzieć

Podziel się

16
1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.