Intymność człowieka nie powinna być wystawiona na spojrzenie ludzi do tego nieuprawnionych, na spojrzenie widzów, by nie powiedzieć – gapiów.
W katedrze w austriackim Linzu wystawiono rzeźbę rodzącej Maryi. „Rzeźba autorstwa Esther Strauß była częścią wystawy poświęconej roli kobiet, wyobrażeń rodziny i równości płci” – poinformowano w oficjalnym komunikacie diecezji. Rzeźba wywołała liczne kontrowersje. Na znak protestu nieznany sprawca odciął Maryi głowę.
Rzeźba została pokazana na wystawie zatytułowanej „Künstlerische Positionen zur Heiligen Familie” (niem. Stanowiska artystyczne na temat Świętej Rodziny), która miała uświetnić obchody 100-lecia kościoła Mariackiego w Linzu. Z tej okazji w jednej z kaplic katedry zainaugurowano nowy Kunstraum, czyli przestrzeń (dla) sztuki. To nie miała być więc rzeźba kultyczna przeznaczona do modlitwy, ale dzieło sztuki. Nie da się jednak zignorować faktu, że było to dzieło o treści religijnej i ostatecznie zostało pokazane w religijnej przestrzeni, nawet jeśli wydzielonej z całości katedry.
Osłonić nagość
W Protoewangelii Jakuba jest znamienna scena. Otóż kiedy Maryja z Józefem zbliżają już do Betlejem, na Maryję przychodzi czas rozwiązania. Mówi więc do męża: „Zdejmij mię z oślicy, albowiem co we mnie jest, nęka mię, iżby się urodziło”. Na co strapiony Józef odpowiada: „Dokądże cię poprowadzę, gdzie bym mógł ukryć wstydliwość twoją, skoro wokół pusto jest” (tłum. ks. M. Michalski).
A znalazłszy w końcu jaskinię, wprowadza tam Maryję, by mogła urodzić. Komentator tekstu Protoewangelii odsyła w tym miejscu do cytatu z Księgi Mądrości Syracha: „Pierwsze potrzeby życia: woda, chleb, odzienie i dom, by osłonić nagość” (Syr 29, 21).
Tekst apokryfu wyraża prawdę, wydawałoby się niekwestionowaną i oczywistą dla ludzi każdej kultury i epoki: nagość człowieka domaga się ochrony. Intymność człowieka nie powinna być wystawiona na spojrzenie ludzi do tego nieuprawnionych, na spojrzenie widzów, by nie powiedzieć – gapiów.
Tekst apokryfu wyraża prawdę, wydawałoby się niekwestionowaną i oczywistą dla ludzi każdej kultury i epoki: nagość człowieka domaga się ochrony
Zasada ta dotyczy szczególnie trzech okoliczności, gdy nagość – siłą rzeczy – musi zostać na chwilę odkryta: poczęcia, porodu i czynności fizjologicznych. Wszystkie trzy przejawy naruszenia nagości stanowią kulturowe tabu. Jeśli nie ma bezwzględnej konieczności, nikt nie powinien być świadkiem tych aktów.
Sprawa kobiet
Najtrudniej jest o zachowanie tej intymności w przypadku porodu, podczas którego kobieta prawie nigdy nie jest sama, choć oczywiście nie można wykluczyć samodzielnego wydania dziecka na świat. Ale i wtedy są przy niej tylko ci, którzy mają do tego jakieś prawo: akuszerka, lekarz, położne, mądre baby, les sages femmes.
Wyjątkiem bywały głowy koronowane, które rodziły przy nader licznych świadkach. Podobno w momencie, gdy królowa Maria Antonina rodziła pierwsze dziecko, w jej komnacie było około 200 osób. Jak tu rodzić w spokoju, z poszanowaniem godności rodzącej i mającego przyjść na świat dziecka?
Dzisiaj coraz częściej świadkami porodu są także ojcowie rodzących się dzieci, co jest absolutną nowością kulturową, nie przez wszystkich zresztą akceptowaną. Są bowiem tacy lekarze i takie rodzące, którzy taką asystencję przy porodzie odradzają, i to nie tylko dlatego, że przyszli ojcowie nie zawsze radzą sobie emocjonalnie, towarzysząc rodzącej, ale także ze względu na intymność samych kobiet, które mają prawo czuć się w takiej sytuacji niekomfortowo.
Warto pamiętać, że w przeszłości akt zrodzenia dziecka dokonywał się wyłącznie pośród kobiet. Było tak przynajmniej do połowy XVII wieku, ale bardzo często także i później. „Poród należał do tych ludzkich spraw, nad którymi tylko kobiety mogły zapanować”, jak notuje Tommi Kinnunen w toczącej się na początku XX wieku powieści „Cztery drogi”, której bohaterką jest wiejska położna.
Między uryną a fekaliami
Z czysto anatomiczno-fizjologicznego punktu widzenia narodziny dziecka nie są wcale pięknym widokiem. Św. Augustynowi przypisuje się zdanie mówiące, że „inter urinam et faeces nascimur”, rodzimy się między uryną a fekaliami. To zdanie – właśnie dlatego, że brzmi tak bardzo naturalistycznie – przypomina nam o fizjologii narodzin: o krwi, o wypływających z dróg rodnych płynach ustrojowych, o pocie na twarzy odczuwającej bolesne skurcze kobiety, o towarzyszących porodowi bólu i nierzadko krzyku.
Dołączmy do tego jeszcze fakt, że z braku wystarczającej medycznej pomocy w dawnych latach podczas porodu umierało niejedno dziecko i niejedna położnica. Niejednokrotnie akt zrodzenia nowego życia zamieniał się w tragedię zgonu. Bywało, że doświadczenie porodu było dla kobiety tak traumatyczne, że każda potencjalna ciąża wywoływała same negatywne wspomnienia. Że o komplikacjach poporodowych nie wspomnę.
Oczywiście fizjologię porodu można – w pewien sposób – pokonać miłością. Dla matki i dla ojca dziecka to jest – i powinien być – przede wszystkim cud narodzin. Dlatego też niejeden mężczyzna, który był świadkiem porodu swego dziecka, mówi o tym w kategoriach piękna, niezwykłości, doświadczenia o charakterze wręcz metafizycznym. Trzeba jednak liczyć się z emocjami i psychiką ludzi. Nie każdy jest zdolny, by pokonać ten fizjologiczny próg porodu.
Porodzić czy zrodzić?
Narodziny Jezusa z Maryi wpisują się w ten naturalistyczny paradygmat, a jednocześnie go przekraczają. Jak stwierdził św. Tomasz z Akwinu, Chrystus Pan chciał w taki sposób się narodzić, to znaczy z kobiety, która była dziewicą nie tylko ante partum (przed porodem), ale także in partu (w trakcie porodu) i post partum (po porodzie), aby „ujawnić zarówno prawdę swego ciała, jak i swoją boskość. Aby prawdę swego ciała ujawnić, rodzi się z kobiety. Lecz aby ujawnić swoją boskość, rodzi się z dziewicy”.
Narodzenie Jezusa jest więc takie samo jak każdego dziecka, a jednocześnie inne. Pamiętam dyskusję językoznawców na pewnej konferencji o języku religijnym. Zastanawiano się, którego czasownika należy użyć, by opisać akt pojawienia się na świecie Zbawiciela: „zrodzić” czy „porodzić”?
Według Doroszewskiego „porodzić” jest czasownikiem przestarzałym, co natychmiast sytuuje go w wyższym rejestrze, nadającym się do opisania boskości. Dlatego zaproponowano następujące rozróżnienie: Maryja „zrodziła” człowieka, ale „porodziła” Boga. To pierwsze dokonało się w sposób naturalny, to drugie – w sposób nadprzyrodzony.
Rzeczy dziwne
Fakt, że ani poczęcie, ani narodzenie nie było pozorne, powinien znaleźć swoje odzwierciedlenie także w tym, co nazywamy sztuką sakralną. Dobrym przykładem jest tutaj przestroga sformułowana przez synod krakowski z roku 1621.
Otóż zakazano wówczas obrazów Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, „na których maluje się dzieciątko Jezus schodzące z nieba w ludzkiej postaci jakby wprost do łona Najświętszej Marii Panny”. Takie wyobrażenie mogłoby bowiem sugerować, że „Chrystus przyniósł ciało z nieba, a nie wziął go od Marii Panny”, co sugerowałoby nie tylko pozorność ciąży Mary, ale także negowałoby prawdziwość porodu Jezusa jako człowieka.
Tę dwoistość porodu Jezusa obrazowo ukazuje wspomniana już Protoewangelia Jakuba. Owszem, wezwano akuszerkę, by odebrała poród. Zanim jednak do niego doszło, „obłok świetlany osłonił jaskinię”. Będąca świadkiem wydarzeń akuszerka wyznała, że jej oczy oglądały „rzeczy dziwne”, a więc cudowne narodzenie.
Zaraz potem obłok znikł z jaskini, a rozbłysła w niej światłość. Po chwili zniknęła też światłość, ukazało się dziecko, które natychmiast zaczęło ssać pierś swojej Matki. Niedługo potem akuszerka wszystko opowiedziała innej koleżance po fachu o imieniu Salome, a ta poszła, by oglądnąć ciało Matki i by się przekonać, że pozostała dziewicą.
Śmierć wstydu
Fakt, że Jezus rodzi się w ciele ludzkim i z ciała ludzkiego, należy do depozytu wiary. Pozostaje pytanie, czy i jak to pokazywać. To, co dzisiaj pochopnie nazywamy sztuką sakralną, a co – w rozumieniu jej ówczesnych twórców – wcale nie było sztuką we współczesnym rozumieniu tego pojęcia, a więc dawne wyobrażenia o treści religijnej, miały jeden tylko cel. Było nim wyłącznie wzniesienie duszy w akcie kultu. Nie przekraczały one progu ukazywania fizjologii porodu.
Wyobrażenia kultyczne – czy to były obrazy, rzeźby czy malowidła ścienne – miały za zadanie opowiedzieć prawdę teologiczną o Chrystusie Zbawicielu, a nie prezentować w naturalistyczny sposób życie Jezusa. Wiemy dobrze, że naturalizm i realizm, a z nimi nagość, pojawią się w sztuce chrześcijańskiej w Renesansie, co da początek nowej sztuce religijnej, choć już niekoniecznie kultycznej.
Tak zwana sztuka sakralna coraz mniej będzie objawiać, a coraz częściej będzie ilustrować, ewentualnie opowiadać. Nagość – także w wyobrażeniach o tematyce religijnej – pojawiać się będzie coraz śmielej, choć wciąż pozostanie wstydliwa.
Radykalna zmiana w podejściu do nagości nastąpiła w połowie wieku XX, kiedy to dochodzi do „śmierci wstydu”, jak to określa Philip Carr-Gomm w „Historii nagości”. Z nowym impetem nagość wkroczyła w świat sztuki. Zdanie, które autor tej monografii sformułował wobec teatru, zapewne można zastosować do innych rodzajów sztuki: nagość „czasami może być wykorzystywana niepotrzebnie, by zapewnić widownię, ale jeśli teatr ma stanowić odzwierciedlenie życia, którego nagość jest integralną częścią, nie może jej nie uwzględnić”. Pytanie jednak, z jakim skutkiem?
W roku 2021, podczas X Festiwalu „Dialog” we Wrocławiu pokazano sztukę „Bachantki. Preludium do oczyszczenia” w reż. Marlene Monteiro Freitas z Portugalii. Integralną częścią tego spektaklu było nagranie wideo ukazujące poród. Pamiętam zażartą dyskusję na temat zasadności tego elementu, który w wielu widzach wywołał zażenowanie. Granica między prowokacją gwarantującą widownię a merytoryczną dyskusją za pośrednictwem języka sztuki bywa płynna.
Goły i nagi
Nie znaczy to jednak, że tabu zostało zupełnie przełamane. Znamienne jest to, że prawie wszystkie znalezione przeze mnie w internecie fotografie rzeczonej rzeźby unikają ujęcia frontalnego. Fotograf stara się ukazywać postać Maryi z boku bądź z tyłu, chcąc uniknąć bezpośredniego ukazywania zewnętrznych kobiecych narządów rodnych w trakcie porodu. Takie ujęcie wciąż bowiem szokuje współczesnego odbiorcę, może dlatego znalazłem tylko jedno zdjęcie rzeczonej rzeźby ukazujące wyłaniającą się główkę dziecka.
Narodzenie Jezusa jest takie samo jak każdego dziecka, a jednocześnie inne. Maryja „zrodziła” człowieka, ale „porodziła” Boga. To pierwsze dokonało się w sposób naturalny, to drugie – w sposób nadprzyrodzony
W komentarzach pojawia się to samo testowe pytanie skierowane do zwolenników dzieła: pytanie o gotowość do publicznego ukazania swoich części intymnych w chwili porodu, bądź do pokazania publicznie zdjęć swej rodzącej matki. Czy Maryja nie ma prawa do tej intymności?
Philip Carr-Gomm na wstępie swojej monografii o historii nagości dokonuje istotnego rozróżnienia terminologicznego. Otóż język angielski na opisanie nagości ma dwa rzeczowniki: nakedness i nudity. Nakedness odnosi się do bycia gołym, pozbawionym ubrania. To nagość neutralna, taka, z którą mamy do czynienia w łazience, u lekarza, w saunie. Nudity to nagość na pokaz, nagość w sztuce, nagość wykorzystywana w ulicznych protestach, nagość ostentacyjna, nagość obserwowana. Andersenowski król jest nie tyle goły, co nagi.
Idąc tym tropem, należałoby powiedzieć, że rzeźba Esther Strauß przekracza granicę między oboma zakresami nagości. Artystka świadomie dokonuje aktu obnażenia (denudatio) rodzącej Matki Bożej. To nie jest Maryja naga. To Maryja obnażona, wystawiona na spojrzenie widza.
Ale to już od widza będzie zależeć, co z tym spojrzeniem zrobi. A może ono go nawet sprowokować do ikonoklastycznej reakcji, jak to się stało w przypadku dekapitacji figury. Skoro sztuka ma swoje prawa, swoje prawa ma także reakcja na nią. W końcu sztuka współczesna jest sposobem uprawiania publicznego dyskursu. Tylko czy na pewno trzeba to robić w katedrze?
Przeczytaj też: Hłasko i Bóg. Życiopisanie wiary