Wiele w Królu Popielu i w Guciu zaczarowanym rzadkich słów, słów wymyślonych, nazw własnych, które po sześćdziesięciu latach czyta się, widząc w nich niegasnące ślady witalności i odrębności. To z Miłosza biorę dla siebie.
Tekst jest częścią ankiety „Mój Miłosz”, która ukazała się w kwartalniku „Więź” lato 2024
Podoba mi się zarysowana we wstępie do tej ankiety alternatywa – żywioł czy skansen? Pobrzmiewa w niej to, co słychać w wierszach samego Miłosza, pewien rodzaj precyzji znaczeniowej i brzmieniowej, a także pewien rozmach cechujący jego teksty „środkowe”.
Wydaje się, że Miłosz środkowy, dla mnie najciekawszy, czyli z lat sześćdziesiątych, z Króla Popiela i Gucia zaczarowanego, lubił tego rodzaju zestawienia – by przywołać choćby „perłę, sekundę” z Rozmowy płochej – i że na podobnych, mocno rozpiętych skrajnościach opierał swoje teksty jak na metalowym stelażu, zapełniając je kolejnymi skojarzeniami i refleksjami, nieraz erudycyjnymi i wynikłymi z rzadkich lektur (Rozmowy na Wielkanoc 1620 roku), nieraz zaś najprostszymi, te zazwyczaj bywały gorzkie (Z chłopa król).
Miłosz środkowy to Miłosz skonfliktowany z sobą samym, sprzeczny, pchany niemożliwymi do zrealizowania ambicjami. W moim odczuciu z takiej mieszanki powstają jego najlepsze wiersze. Może w ogóle najlepsze wiersze powstają z takiej mieszanki: głodu i żarłoczności, jak Co znaczy – z wersem „Ale wtedy nadzieja że będę wszystkim / Może nawet motylem i kosem, przez zaklęcie”.
Wiele w Królu Popielu i w Guciu zaczarowanym rzadkich słów, słów wymyślonych, nazw własnych – łęk siodła, sroczość, Olivetti, Hrehory – które po sześćdziesięciu latach czyta się, widząc w nich niegasnące ślady witalności i odrębności. To z Miłosza biorę dla siebie.
Jest i Miłosz późniejszy, z którym nie odnajduję punktów stycznych, przegadujący własne teksty poetyckie, domykający je jak najszczelniej, jakby z obawy, że bez oczywistej puenty czytelniczka/czytelnik mu umknie. Miłosz napominający i powściągający. Przybierany przez niego ton zgaszenia zamiast rozbudzania – choć skierowany ku sobie – uderza w czytających. Zdaje się, że historycy o tym późniejszym okresie jego twórczości mówią „kontemplacyjny”. Mnie byłaby bliższa inna kontemplacja, niekierująca się ku domknięciu poznawczemu, bardziej obiektywistyczna czy też obiektywizująca.
Ciekawie jest spojrzeć na późniejsze wybory poznawczo-poetyckie Miłosza vis-à-vis jego równolatki, amerykańskiej poetki Elizabeth Bishop, która – choć nie dożyła sędziwej starości – pozostawała w swoich wierszach do końca otwarta na ryzyko artystyczne, niepewność, w tym także porażkę projektowanych sposobów odczytania. Ale to już temat na zupełnie inny tekst.