Utwory ukazały się w kwartalniku „Więź” lato 2024.
Rozmowy w jacuzzi I
Na kafelkowej ścianie napis NIE NURKOWAĆ.
Śmiejemy się oparci o niego plecami.
Kto nam zabroni nurkować w gadanie?
Z kolei z nas śmieją się dwaj miejscowi,
muskularni, opaleni, blond.
Tu, wśród pól kukurydzy, pewnie nigdy nie słyszeli
tylu dziwnych akcentów. Tylu komicznych błędów.
Ale jeden z nich jakby nadstawia ucha.
Przecież z tym akcentem
śpiewała mu w dzieciństwie niania,
gdy budził się z koszmaru, krzycząc.
Jej szept wszystkie koszmary przeganiał.
Drugi też spoważniał.
W melodiach naszych głosów jakaś nić
prowadzi go w świat przodków, w prapamięć
ich zatartych, wędrownych losów
za wzburzonym oceanem.
Skoczyłby w ten ocean, gdyby nie szturchnięcie
kolegi. Zwijają się. My jeszcze kilka minut
zostajemy w kipiącym tyglu, do zamknięcia
basenu na kampusie. I dalej w nocny chłód.
Rozmowy w jacuzzi II
Siedząc w jacuzzi, obgadujemy nasze kraje.
Za walki gangów, za nieleczonych starych ludzi,
za wojsko, w którym nagich poborowych
sortuje się na placu jak różne gatunki zwierząt,
za duszące się smogiem miasta,
martwe ryby w rzekach.
– Całe szczęście nie mam kraju – mówi ten,
co ze swojego kraju musiał uciekać.
Spotkanie
Ktoś z polskich przyjaciół skierował mnie do niej.
Pomocni ludzie w Warszawie szukali mi zajęcia.
Tak trafił do mnie ten Amerykanin.
Ból pleców, ból nogi narastał od dawna,
ale po czasie zamknięcia i lęku
chciałem się wreszcie ruszyć ze Stanów, odwiedzić
mój drugi dom na Starym Kontynencie.
Otworzyliśmy właśnie z mężem nasz wymarzony
gabinet fizjoterapii, gdy wybuchła wojna.
Najlepsze łóżka do masażu, nowiutki sprzęt,
to wszystko stało się dymiącym złomem.
Uciekłam. Z synkiem. Mąż został.
Lotniska po pandemii! Opóźnienia, chaos, zmiany trasy.
Celnicy, co wstrzymali kolejkę, mierząc pieska
i dyskutując: za duży? czy mały, lecz puchaty?
Nie zdążyłem na przesiadkę. Mój bagaż zaginął.
Na dworcu tłumy, szturmowanie pociągu, panika.
Walizki trzeba było zostawić na peronie.
W kuszetce na sześć osób jechało nas szesnaście,
nie licząc zwierząt. Całą dobę. Jak w arce.
Pomysł, by mieć dwa domy? Pół roku tu, pół tam?
Jakbym mógł dokądś przed czymkolwiek uciec –
przed konfliktami na uczelni, rutyną, przed sobą
i własnym ciałem, które po latach ślęczenia
nad konstrukcjami ze słów samo się sypie.
Mieszkamy teraz kątem w cudzym życiu.
Noce bez bomb, bez alarmów; spać nie mogę,
tak mi ta bezpieczna cisza wyje w głowie.
Zmartwiały mi ręce. Jak mam nimi masować?
A tu on, ten człowiek.
Długo rozmawiamy. Słucham jej historii.
Opowiadam mu o tym,
co nie mieści się w mowie.
Później cierpliwie badam, gdzie go boli.
I powoli znika sztywność w nadgarstkach.
Wraca czucie w opuszkach palców.
Następnego dnia nie klnę, gdy wstaję,
i pierwszy raz – od kiedy? – mogę swobodnie chodzić.
I tylko dziwne ukłucie
na wiadomość, że znalazł się mój bagaż.