Lato 2024, nr 2

Zamów

„Inne życie” Miłosza. Ankieta „Mój Miłosz”

Radosław Romaniuk. Fot. Katarzyna Zdrodowska

W jego poezji porusza mnie napięcie między tym, co da się wyrazić, a sferą, o której mówić nie wolno. W epoce pozbawionej tabu to etos rzadki, bo związany z wiarą w siłę słowa.

Tekst jest częścią ankiety „Mój Miłosz”, która ukazała się w kwartalniku „Więź” lato 2024

Skoro rocznicowa ankieta „Więzi” zachęca do osobistych wspomnień, wyznam, że wiadomość o odejściu Miłosza w mojej pamięci związała się z górską wycieczką. W miasteczku po drodze kupiliśmy gazety i potem, przy gasnącym dziennym świetle (w schronisku nie było elektryczności), czytaliśmy nekrologi Poety. Oczywiście był to inwentarz odznaczeń, spis honorowych doktoratów, rejestr społecznych godności. Od czasu do czasu dość absurdalna „analiza”. (Pamiętam, prezes Wytwórni Papierów Wartościowych sens twórczości Poety ujął lapidarnym: „pisał o tym, co nas cieszy i smuci”). Do późna rozmawialiśmy o Miłoszu, dużo się śmialiśmy. Myślę, że ten „patrzył ze szczytu Olimp na nasze spotkanie / z uśmiechem moraliści bili się o niego / zwyciężyła Kaliope bogini poezji” – jak dwadzieścia lat później, o innym poecie, napisał mój towarzysz tamtej wyprawy.

Był to punkt, od którego zaczęło się „inne życie” Miłosza i dalsze życie z Miłoszem. Oczywiście Poeta „pisze” nadal. Publikowana spuścizna epistolarna pokazuje, jak trudną drogą wspinał się „na skałę Kaliopy”, a nawet że coś, co dla innych byłoby wymarzonym celem, dla niego mogło być zaledwie środkiem do tego, by nieco uciszyć wewnętrze demony. Takiego Miłosza możemy teraz czytać.

W jego poezji porusza mnie napięcie między tym, co da się wyrazić, a sferą, o której mówić nie wolno. W epoce pozbawionej tabu to etos rzadki, bo związany z wiarą w siłę słowa. Skoro sprawdzono jego moc niszczącą i moc ocalającą, nie należy używać słów lekkomyślnie, podporządkowując je nastrojom chwili. Intuicja ta zbliżyła Miłosza do Juliana Przybosia, który w Zapiskach bez daty stwierdzał, że „poezja to nie nastrój ani stan: to instancja ostateczna. Trzeba w niej wyrazić prawdę niezależną od nastroju, prawdę podstawową swojej doli”. Autor tej formuły wierzył, że „prawdą podstawową” jest akceptacja życia i odsłanianie jego możliwych sensów.

Miłoszowi udało się zrealizować ten postulat. A czyniąc to, „pochwalając rzeczy, dlatego że są”, odnalazł jeszcze jeden wymiar słowa, wykraczający poza opozycje „pochwały” i „skargi”, „pieśni niewinności” i „pieśni doświadczenia”, „obrony świata” i „oskarżenia świata”, wreszcie „tego, co nas cieszy” i „tego, co nas smuci”. Była to pochwała, która zawierała w sobie implikowaną skargę.

„O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć” – kończy Traktat logiczno-filozoficzny Ludwik Wittgenstein. Milczenie jest formą mówienia właśnie o tym „o czym nie można mówić” i zawiera się u Miłosza niekiedy w ekstatycznej poezji. Tłumaczył, że słynny idylliczny Dar jest utworem na temat okropności XX wieku, obecnych w nim „przez to, że ich nie ma”. Fraza „Dzień taki szczęśliwy” przywołuje u niego ciąg nieszczęśliwych dni, spędzonych daleko od ogrodu. Wypowiadając ją, Poeta szuka równowagi między doświadczeniem pierwszym i drugim, sensu tych nieszczęśliwych dni. Taki jest „mój Miłosz”. No, może jeszcze piszący: „Co dobre? Czosnek”. Fraza ta, pamiętam, pasowała wspaniale do schroniska w górach.

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.