Jesień 2025, nr 3

Zamów

Credo. Opowieść o ludziach i miejscach

Fot. Jacenty Dębek

W projekcie Credo opowiadam o tym, co dla mnie ważne: o miejscu urodzenia, mojej ulicy, przyjaciołach, kolegach z ulicy, bliższych i dalszych znajomych, o nieznajomych mijanych na ulicach miasta, których twarze mnie fascynują – chcę je sfotografować i zapamiętać.

Wielu ludzi, których chciałbym sportretować, już nie ma. Zbyt szybko odeszli.

Jacek, kolega z lat młodzieńczych – spędzaliśmy razem długie godziny, kiedy nie chciał wracać do domu, do pijanego ojca.

Arek, wolny duch, w dżinsach nie nosił nawet kluczy od domu, tak lubił puste kieszenie. Niestrudzony towarzysz moich pierwszych nastoletnich wypraw w Polskę za pieniądze uciułane na zbieraniu butelek czy za pracę na budowach.

Kuzyn Maciek, który zostawił u mnie albumy rodzinne na przechowanie. Z fiolką leków poszedł na swój ostatni spacer nad Wartę, nigdy nie wrócił. Pudła z albumami i rodzinnymi zdjęciami były tym, co Maciek chciał ocalić.

*

W projekcie Credo opowiadam o tym, co dla mnie ważne: o miejscu urodzenia, mojej ulicy, przyjaciołach, kolegach z ulicy, bliższych i dalszych znajomych, o nieznajomych mijanych na ulicach miasta, których twarze mnie fascynują – chcę je sfotografować i zapamiętać. Ocalić tę cząstkę naszego współistnienia, bo jak pisał Roland Barthes, nie będzie się ono już mogło egzystencjalnie powtórzyć.

*

Wychowywałem się w popiekarnianych pomieszczeniach. Mój dziadek, mistrz piekarski, nie piekł już wtedy chleba – władza ludowa odmówiła mu kolejnego przydziału mąki.

Dom, w którym mieszkaliśmy, był gwarny. Zasiedlali go powojenni kwaterunkowi lokatorzy. W każdym pomieszczeniu inna rodzina. Woda i toalety na podwórku. Książka meldunkowa z 1965 r. wymienia nazwiska: Gworys, Wójcik, Brol, Mielczarek, Paciorek, Michalska, Wcisło, Gosek. Z tych wszystkich rodzin do końca został tylko mieszkający na strychu pan Edek i jego konkubina Irena.

Wieczorem, gdy na pobliskich ulicach cichnie szum samochodów, wyraźnie słyszę dzwony Jasnej Góry i przejeżdżające pociągi. Od miasta oddziela mnie rzeka. Kiedyś nie chciano tu mieszkać, bo grunty podmokłe i klimat malaryczny, więc ziemie były tanie. Kupowali je przeważnie pracownicy pobliskich zakładów włókienniczych Stradom.

W młodości marzyłem, by się stąd wyrwać, wyjechać do lepszego miejsca, dużego miasta, większych możliwości, ale coś sprawiło, że jednak zostałem. Jakby miejsce zamieszkania wybrali mi dziadek Stasiu i babcia Marta. Oboje tu przyjechali, on z Podstola w Piotrkowskiem, ona z Szadka pod Łodzią.

*

Miasto świętej wieży, jednej linii tramwajowej, miasto z dwóch miast, święte miasto, dobre miasto, duchowa stolica Polski, medalikarze, rymy częstochowskie. Poświatowska nazwała je szarym i prowincjonalnym, a współczesny poeta – Miastkiem.

*

Czy Maciek już to planował, gdy przyniósł ostatni pakiet rzeczy do przechowania? Czy był to impuls po kolejnym kryzysie, po zapiciu, gdy brakło mu siły, by stawić czoła następnej przeprowadzce?

Ta jego leczona tylko alkoholem depresja trwała latami. On, syn adwokata, nie mógł się pogodzić, że ojciec go zostawił. Jego i matkę.

Im był starszy, tym legenda ojca stawała się bardziej wyrazista, bolesna i odstająca od prawdy. Pani Marysia spod piątki powie: „Ten jego ojciec źle skończył. Pił, stoczył się, że w knajpach po ludziach dojadał”. Ale we wspomnieniach Maćka tata zawsze był kimś, może i zamiłowanie do jazdy taksówkami i szerokiego gestu stąd się wzięło.

Pogrzeb zorganizuje mu Żabcia, towarzyszka ostatnich lat życia. Rozstawali się, wracali do siebie, czasem pili na umór. Żabcia skubała go z pieniędzy, a Krokodylek wybaczał i zanosił kolejne rzeczy do lombardu. Tak do siebie czule mówili: Żabciu, Krokodylku.

Żabcia zabierze z jego mieszkania wszystko i, jak powie po ceremonii pogrzebowej, wyszarpie jeszcze telewizor, który podarował sąsiadom.

*

List cioci Adeli był zaadresowany właśnie do niego. Ciocia, emerytowana nauczycielka, żona oficera Ludowego Wojska Polskiego, porządkowała historię rodziny i efekty tych prac zawarła na dziesięciu stronach A4.

„Drogi Maćku, piszę wspomnienia dla dzieci i wnuków. Dowiesz się z nich historii o rodzinie Jabłońskich, a więc o losach twojej babci, Stanisławy”. Z tego listu i ja poznaję historię przodków.

Historię, o której w moim domu prawie się nie mówiło, a dziś nie ma już kogo o nią zapytać.

Więc przez lata nosimy w sobie te pytania. Czujemy je jakby przez skórę, aż nagłe, niespodziewane wydarzenie, czyjaś śmierć, wytrąci nas z równowagi i przypomni, jak pisał Wiesław Myśliwski w Uchu igielnym, że „wszystko jest na razie. Jesteśmy młodzi na razie, jesteśmy wolni na razie i w ogóle jesteśmy na razie”.

Tożsamość

Pytanie o tożsamość jest jednym z tych elementarnych pytań, na które próbujemy w różnych momentach życia odpowiedzieć. Kim jestem? Co mnie tworzy? Bez czego nie byłbym tym samym człowiekiem? Czy tożsamość jest w ogóle do czegoś potrzebna, jeśli człowiek z takim wysiłkiem ją konstruuje czy się z nią zmaga? Może robi to właśnie dlatego, że jesteśmy ludźmi i bardzo potrzebujemy celu i sensu w życiu, a poczucie tożsamości pozwala nam to w jakimś stopniu osiągnąć. Im świat wokół jest bardziej niepewny i nieprzewidywalny, a nasze życie pełne kryzysów i zawirowań, tym bardziej tożsamość staje się niezbędna, by się czegoś chwycić.

Ludzie

Większość z nas nie zapisze się w historii, a mimo to przecież poszczególne istnienie jest niepowtarzalne i ważne. Codzienność i zwykłe życie są fascynujące w swej autentyczności, ale rzadko są dostrzegane, ciągle pozostają nieopowiedziane.

Jerzy Szperkowicz w rozmowie z Michałem Nogasiem i Justyną Sobolewską mówi o pracy swojej żony, Hanny Krall, takie słowa: „Hania nie łowi w toni, tylko osacza grubą rybę”. Literatura, film, reportaż żywią się najczęściej właśnie bohaterem niezwykłym, któremu przydarzyło się coś wyjątkowego, spektakularnego, „grubą rybą”. Tymczasem przeciętne życie, idąc za tą metaforą, toczy się w toni. Portretując bohaterów Credo, staramy się odwrócić tę dziwną kolejność rzeczy i choćby poprzez sam akt fotografowania nadać im ważność i przenieść do obszaru pamięci.

Maria Stiepanowa w swym monumentalnym eseju Pamięci, pamięci pisze: „To, że wszyscy ci ludzie, żywi i martwi, nie zostali zobaczeni, że życie nie dało im ani jednej szansy pozostania, zapisania się w pamięci, pobycia w świetle, że ich zwyczajność doprowadziła do braku zwykłego ludzkiego zainteresowania, wydało mi się niesprawiedliwe”.

Miejsca

Rodzimy pejzaż, obiekty, przedmioty – potrzebujemy tego, by osadzić siebie w rzeczywistości.

Jedna z naszych bohaterek, Ewa, mówi: „Mieszkałam w różnych miastach, ale nie umiałam mieszkać gdzie indziej. Odzyskałam poczucie stania na nogach i spokój wewnętrzny, kiedy wróciłam. Tutaj jest po prostu mój dom. Tylko tu jestem w stanie funkcjonować w zgodzie z sobą i w takim poczuciu, że jestem na właściwym miejscu”.

Janusz, muzyk z pięćdziesięcioletnim doświadczeniem scenicznym, nie wie dlaczego, ale zawsze wracał do rodzinnego miasta. „Jeśli osiągniesz sukces, to w ogóle nie ma znaczenia, gdzie mieszkasz. Mogłem zostać w Warszawie, Gdańsku, Nowym Jorku, Paryżu, Rzymie, ale zawsze wracałem tu. Nie rozumiem tego”.

W dzisiejszej kulturze, czy może bardziej w liberalnym opisie świata, miejsce przestaje być przypisane człowiekowi na całe życie, przestaje być ważnym punktem odniesienia. Migrujemy, wyjeżdżamy, jesteśmy nomadami. Powinniśmy zakotwiczyć się w kolejnym i być przydatnym miniaturowym trybem, by po branżowym boomie albo ekonomicznym kryzysie znów pakować dobytek i ruszać dalej?

Pamięć

Upływ czasu powoduje, że reflektorami doświadczenia będziemy inaczej oświetlać zasoby naszej pamięci. Wschodnie systemy filozoficzno-religijne, ale i współczesna popkultura próbują nas od tej pamięci wyzwolić, mówiąc, że ważne jest tu i teraz. Podpowiadają: przeszłość minęła, przyszłość się jeszcze nie dokonała. Czy da się jednak na dłuższą metę funkcjonować bez grzebania w przeszłości, bez szperania w pamięci? Dla naszego zdrowia psychicznego wspomnienia są ważne i nie umiemy się z nich wyzwolić, nawet gdy bardzo chcemy. Ciągle tę przeszłość próbujemy sobie opowiadać.

Opowieści

Cykl Credo to przede wszystkim fotografie, ale także rozmowy, posplatane i osobne historie znajomych i nieznajomych. Jak choćby Haliny, którą matka urodziła na polu kapusty na robotach przymusowych w Niemczech. Podczas porodu dziewczynce wyrwano ze stawu nóżkę, dlatego przez całe życie utykała. Jedna z sąsiadek mówiła o niej: „bezwzględna”, ale Halina zawsze powtarzała sobie: „ja muszę żyć, żyć i żyć”.

To historia Rajmunda spod siódemki, tancerza towarzyskiego w grupie seniorów. Pana Józefa, który od czternastu lat w schronisku dla bezdomnych czeka na mieszkanie komunalne. Dwudziestodwuletniego Mateusza, który na torsie wytatuował dewizę swojego życia: „Jest dobrze”.

*

Czy opowieści i fotografie wystarczą, by ocalić pamięć po ludzkim istnieniu? Co i kogo ocalamy? W jakim stopniu miejsce, w którym żyjemy, kształtuje naszą tożsamość? Ten dokument być może nie daje odpowiedzi, ale stawia pytania.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Tekst: Katarzyna Dędek
Zdjęcia: Jacenty Dędek

Nad projektem Credo pracujemy od połowy 2017 r., ale jego zasadnicza część powstała w 2022 r. w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.


Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2024 w dziale „Czytanie świata”.

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.