Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Niektórzy muszą przegrać, by… wszystko zostało po staremu

Kancerz Niemiec Olaf Scholz i prezydent Francji Emmanuel Macron, styczeń 2023. Fot. Élysée – Présidence de la République française

Eurowybory, mające być według niektórych eurosceptyczną Wiosną Ludów, okazały się jedynie korektą wyborczą w dwóch największych państwach Unii.

W niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego zwyciężyła centroprawicowa Europejska Partia Ludowa, której członkami są w Polsce m.in. Donald Tusk i Władysław Kosiniak-Kamysz. Umocniła tym samym swoją pozycję w izbie, pomimo znacznych postępów poczynionych przez skrajnie prawicowe frakcje w całej Unii.

Sojusz tworzony przez ludowców, socjalistów i liberałów był od zawsze zwornikiem i źródłem stabilności projektu unijnego, który wewnątrz własnej mechaniki władzy pozwalał przechwytywać, a następnie przepracowywać krajowe wyniki poszczególnych sił składowych na politykę europejską, prowadząc do umocnienia swoistego trójpodziału władzy. To właśnie z tych trzech ugrupowań i ich poprzedników pochodzili wszyscy szefowie Komisji Europejskiej, a ostatnich trzech było właśnie z szeregów obecnych zwycięzców. Czy ludowcom znów uda się utrzymać cugle europejskiego projektu? 

Wesprzyj Więź.pl

Aktualizowane codziennie dane wskazują, że centroprawicowa grupa będzie miała około 189 posłów w Parlamencie Europejskim, czyli ponad ćwierć z 720 deputowanych. EPP zyskało tym samym 13 szabel, umacniając swoją pozycję w unijnym triumwiracie. Socjaliści i Demokraci, S&D, utrzymali się na stabilnym poziomie, podobnie zresztą jak w naszym wymiarze krajowym, tracąc tylko 4 ze wcześniejszych 139 europosłów. 

Wynik centrolewicy sprytnie maskuje jednak fakt ogromnej porażki jej najważniejszego w rozgrywkach europejskich członu, a więc niemieckiej SPD. Olaf Scholz i jego koalicja drogowa zostali dosłownie zmiażdżeni przez prawicowy przypływ w postaci CDU/CSU i AfD, spychający SPD na trzecie miejsce w Niemczech, z najgorszym wynikiem w ciągu ostatnich 100 lat tej partii. Tym samym trójkolorowa koalicja osiągnęła łącznie jedynie 31 procent głosów, zwiastując przyszłe problemy niemieckiego kanclerza. 

A co z trzecim członek koalicji, liberałami z Renew Europe? Analogicznie do polskich wyników, swego rodzaju europejska „trzecia droga”, firmowana przez unikającego jakichkolwiek etykietek Emmanuela Macrona, została w tych wyborach zepchnięta na polityczny margines. Spadła ze 102 miejsc do 79, tym samym straciła atut potencjalnego kingmakera, zmniejszając wpływy prezydenta Francji na wyznaczenie przyszłego szefa Komisji Europejskiej. 

Francusko-niemiecki chaos

Skalę porażki potęgują wyniki w samej Francji. Partia, wcześniej zniszczona przez Macrona, czyli socjaliści, dziś drepcze mu po piętach z różnicą 0,8 procent, gdy tymczasem jego główna rywalka, Marine Le Pen, świeci największy triumf w historii rodu Le Penów. Jej Zgromadzenie Narodowe zdeklasowało koalicję prezydencką o ponad dwie długości, osiągając 31,4 procent. Sukcesy Zgromadzenia doprowadziły do przyspieszonych wyborów, a te mają być prezydenckim gambitem, który w systemie dwuturowych jednomandatowych okręgów wyborczych doprowadzić ma do okiełznania zagrożenia ze strony narodowców. 

Chaos w dwóch najważniejszych stolicach Europy oznacza być może korektę kursu, a na pewno tymczasowe bezkrólewie. Nowe niebezpieczeństwo stojące przed Europą polega na tym, że Scholz i Macron wyjdą na tle innych przywódców UE na słabych i niezdolnych do rozpalenia wiary we wspólną wizję Unii. Mieszanka słabości gospodarczej i słabości politycznej jest wybuchowa, co pokazują powyborcze konsekwencje. 

Sparaliżowani problemami na krajowych podwórkach Olaf Scholz i Emmanuel Macron zostaną na jakiś czas wyłączeni z geopolitycznej gry, a przez słabe wyniki europejskiej kampanii również z rozgrywki o typowanie szefa Komisji Europejskiej. Osłabienie francusko-niemieckiego duetu będzie miało bezpośredni wpływ na nieprzewidywalność w walce o stanowiska w ramach nowego rozdania w Unii. 

Traci na znaczeniu wszystko, co obaj liderzy ustalili 28 maja podczas spotkania w Berlinie, a zapewne rozmawiali wtedy o skoordynowaniu swych wysiłków wokół potencjalnych nominacji na przewodniczących Komisji Europejskiej i Rady, wykorzystując przy tym nie tylko swoje siły w Parlamencie, ale też w instytucjach unijnych. Francuzi mają Christine Lagarde na czele Europejskiego Banku Centralnego, więc najpotężniejsze stanowisko w UE, a zatem pozycja szefa Komisji Europejskiej przypadałaby kandydatowi niemieckiemu. W tej układance Francja szukałaby dla siebie drugiego najważniejszego stanowiska, być może wiceprzewodniczącego wykonawczego, obejmującego politykę przemysłową. 

Szybkie rozdanie kart 

A czas, nawet jeśli liczony w tygodniach, jest najcenniejszym zasobem w rozpędzonej Brukseli. Według niedawnych doniesień już w pierwszych dniach po elekcji brukselskie elity zaprojektowały nowe rozdanie w ramach czterech najważniejszych stanowisk, pozbawiając atutów wspomniany wcześniej duet. Prognozowane nominacje to: Ursula von der Leyen na drugą kadencję jako przewodnicząca Komisji Europejskiej, António Costa z Portugalii jako przewodniczący Rady Europejskiej, Roberta Metsola z Malty jako szefowa Parlamentu Europejskiego i Kaja Kallas z Estonii jako szefowa polityki zagranicznej. Wszystko to ma zostać potwierdzone w nadchodzących dniach, w ramach zakulisowych spotkań odbywających się w Brukseli, a następnie ogłoszone pod koniec obecnego miesiąca. 

Co stoi za tak dużym pośpiechem? W świetle konfliktu Rosji i Ukrainy oraz możliwości ponownego objęcia urzędu przez byłego prezydenta USA Donalda Trumpa po listopadowych wyborach europejscy przywódcy i dyplomaci stwierdzili, że Europa nie może sobie pozwolić na wewnętrzne konflikty kosztem stabilności. Ponadto takie postawienie sprawy miało uniemożliwić Macronowi torpedowanie i zaburzanie procesów decyzyjnych w Brukseli.

Znany paryski sabotażysta w ostatnich miesiącach komunikował brukselskim włodarzom potrzebę głębokiej reformy Unii – po liniach autonomii strategicznej i zwiększenia innowacyjności za pomocą ogromnych inwestycji infrastrukturalnych. Aniołem zmian miał stać się w jego wizji były premier Włoch i ex-szef Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghi, który ratując wcześniej Italię z pułapki długu i katastrofy pandemii, dziś zacząłby modernizować kontynent. 

Sparaliżowani problemami na krajowych podwórkach Olaf Scholz i Emmanuel Macron zostaną na jakiś czas wyłączeni z geopolitycznej gry, a przez słabe wyniki europejskiej kampanii również z rozgrywki o typowanie szefa Komisji Europejskiej

Wojciech Albert Łobodziński

Udostępnij tekst

Obecnie wspomniana wizja jest raczej pieśnią przeszłości. Przy unijnym torcie kręcą się obecnie ci, którzy byli tam już od dawna. Tak to wygląda przynajmniej na ten moment. Jednak kolorytu dodać może para, która jako jedyna jednoznacznie powiększyła swój stan posiadania i zdolności projekcji siły. Świecący triumfy w Polsce Donald Tusk oraz we Włoszech Giorgia Meloni, której hasłem przewodnim kampanii było Con Giorgia l’Italia cambia l’Europa, a więc „Z Giorgią Włochy zmieniają Europę”. To właśnie ta dwójka może stanowić wyzwanie dla obecnego rozdania. Czy tak będzie? Zobaczymy. 

Wyśniona rewolucja

A co z rewizjonistyczną prawicą? We Francji i Niemczech może odtrąbić sukces, we Włoszech również, choć co do rewizjonizmu Meloni już od dawna pojawiają się wątpliwości – retorycznie uderzająca w bębenek euroreformizmu spod znaku prawicy zwanej populistyczną, włoska premier dziś jest na dobrej drodze do zlania się z brukselskim establishmentem, a przynajmniej stania się jego trudną sojuszniczką.

Marine Le Pen czy niemieckie AfD grają jawnie antyfederalizacyjnymi i antybrukselskimi kartami. Pierwsza chce wpisać do francuskiej konstytucji zapis mówiący o tym, że Francja jest w Unii na tyle, o ile jest to zbieżne z jej interesami. Co więcej, postuluje likwidację Komisji Europejskiej. AfD natomiast, na co wskazują niedawne wydarzenia, chce spopularyzować w głównym nurcie europejskiej polityki ideę deportacji osób pochodzenia imigracyjnego, a do tego postawić niemiecką politykę historyczną na głowie, podkopując tym samym fundamenty projektu unijnego. 

Sukcesy rewizjonistów nie są jednak przekładalne na ich wpływy w Europie. Meloni grająca obecnie na co najmniej dwóch fortepianach, skrajnie prawicowym i euroestablishmentowym, nie pozwala na skonsolidowanie sił prawicowych pod jednym sztandarem, do czego dąży między innymi Le Pen, a co współgrałoby z interesami innych, mniejszych graczy. Siły rewizjonistyczne muszę się dotrzeć, porozumieć i potencjalnie połączyć, bez tego pozostaną tylko luźną koalicją poszczególnych postulatów i idei, bez możliwości stania się dużym blokiem, który mógłby rozgrywać politykę unijną, będąc trzecią co do wielkości siłą w Europarlamencie. 

Eurowybory, mające być według niektórych eurosceptyczną Wiosną Ludów, okazały się jedynie korektą wyborczą w dwóch największych państwach Unii, a w innych odegrały ledwie funkcję polityki wewnątrzkrajowej, de facto w każdym państwie UE wymiar wewnętrzny przeważał nad wymiarem uniwersalnym względem całości projektu.

Wesprzyj Więź

Największym paradoksem jest zauważalny problem partii europejskiego triumwiratu do wokalizacji jakiejkolwiek całościowej wizji stosunków w Unii, która mogłaby stać się narzędziem w ofensywie ideologicznej, wykraczającej poza biurka i gabinety prawników czy specjalistów od geopolityki. W tym samym momencie siły eurorewizjonistyczne – każda na swój sposób z osobna – starają się takie wizje stwarzać, oczywiście w zgodności z lokalnymi tradycjami i prądami intelektualnymi. Te dojrzewają powoli i możliwe, że staną się poważnymi konkurentkami na rynku idei, w czym z pewnością pomoże zjednoczenie sił prawicowych. 

Pytanie tylko, czy strażnicy starego porządku pod egidą Ursuli von der Leyen na to pozwolą? Przez te kilka dni po wyborach wydaje się, że to właśnie jej frakcja jest głównym zwycięzcą, nie tylko w wymiarze głosów, ale również sprawczości. W świetle gambitu Macrona i sytuacji w Niemczech wszystko wydaje się możliwe. Historia przyspieszyła, także na Zachodzie, otwierając wiele możliwości. 

Przeczytaj też: Jeśli Europa ma iść naprzód, musimy pozbyć się naszych wahań. Orędzie o stanie Unii

Podziel się

4
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.