Zagrażające służbom granicznym niebezpieczeństwo (że jest ono realne, przekonuje nas właśnie tragiczna śmierć zaatakowanego nożem żołnierza) nie zawiesza ogólnych norm moralnych czy prawnych.
Od kilku tygodni na białorusko-polskiej granicy znowu wrze. Białoruskie służby doprowadziły do tego, że część grup migrantów chcących nielegalnie przekroczyć granicę jest coraz bardziej agresywna i próbuje zrobić wszystko, by zdestabilizować oraz zaognić i tak niełatwą sytuację.
Tragiczne efekty takiego rozwoju sytuacji zresztą już są. Zmarł też żołnierz zaatakowany przez uzbrojonego w nóż i agresywnego uchodźcę/migranta, który próbował nielegalnie przekroczyć granicę.
Wszystko to sprawia, że retoryka – szczególnie, że dzieje się to tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego – jeszcze się zaostrza, a politycy prześcigają się w jednoznacznych deklaracjach wsparcia dla Straży Granicznej i wojska, a także zapewnieniach o obronie granicy. Tu nikt nie może odpuścić, bo wiadomo, że ta sprawa jest dla wyborców istotna.
I dokładnie w tym samym czasie portal Onet publikuje ogromny tekst, w którym opisuje historię żołnierzy, którzy zostali wyprowadzeni w kajdankach, a potem aresztowani, bo oddali strzały ostrzegawcze w stosunku do agresywnych osób nielegalnie przekraczających granicę. Wspierać ich mieli tylko koledzy, a żandarmeria wojskowa i prokuratura już nie.
Ostrożnie z emocjami
Ta informacja – nie mogło być inaczej – wywołuje skandal. Politycy natychmiast zaczynają się tłumaczyć, bronić żołnierzy i zapewniać, że wszystko zostanie załatwione i że wobec odpowiedzialnych (czyli tych, którzy wszczęli dochodzenie) zostaną wyciągnięte wnioski. I choć już następnego dnia Wirtualna Polska uzupełnia obraz o istotne informacje – wskazując, że aresztowani żołnierze oddawali strzały ostrzegawcze oraz w ziemię (o tym nie było wcześniej mowy) także po tym, gdy agresywni uchodźcy byli już po drugiej stronie granicy, co stanowi naruszenie zasad użycia broni – to zasadniczy ton debaty wcale się nie zmienił.
Etyka i prawo nie powinny kierować się rytmem moralnych wzmożeń. Ani ochrona granicy, ani solidarność z polskim mundurem nie mogą zastępować jasnych zasad, gdy chodzi o użycie broni wobec migrantów
Obecna już wcześniej w przestrzeni medialnej opinia, że do uchodźców i migrantów po prostu trzeba strzelać, staje się coraz bardziej mainstreamowa. Ten przekaz wzmacnia śmierć żołnierza zaatakowanego kilka dni temu przez agresywnego migranta. Każdy, kto zwraca uwagę, że użycie broni jest przez polskie prawo ograniczone, i że nie wolno jej tak po prostu nadużywać, jest proszony, by wyjaśnił to rodzinie zabitego żołnierza.
Tyle że to emocjonalny szantaż, który niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Etyka i prawo nie powinny kierować się rytmem moralnych wzmożeń. Ani ochrona granicy, ani solidarność z polskim mundurem nie mogą zastępować jasnych zasad, gdy chodzi o użycie broni wobec migrantów.
Tak, zabójstwo polskiego żołnierza jest wielkim dramatem, jego najbliżsi powinni otrzymać wsparcie od państwa. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ale ma to niewiele wspólnego z drugą sprawą, która jest zdecydowanie mniej jednoznaczna. Dlaczego? Otóż odpowiedź jest dość prosta: z tego, co wiadomo, nic nie wskazuje na to, aby żołnierze, przeciwko którym toczy się dochodzenie, użyli broni w sposób uzasadniony.
Jak informuje prokuratura, „z przedstawionych dowodów, a w tym w szczególności z nagrania z kamer przekazanego przez straż graniczną, wynika, że żołnierze podczas interwencji prowadzonej wobec migrantów próbujących nielegalnie przedostać się przez granicę RP przekroczyli swoje uprawnienia, poprzez oddanie w ich kierunku co najmniej kilku strzałów, narażając tym na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia”.
„Z oględzin zabezpieczonego zapisu z kamer straży granicznej wynika również, że żołnierze oddający strzały nie znajdowali się w sytuacji zagrażającej ich życiu. Nie ustalono, aby na skutek oddanych strzałów ktoś odniósł obrażenia” – uzupełnia prokuratura. Inaczej niż w przypadku zabitego żołnierza, nie można w tym przypadku mówić o konieczności samoobrony. To dwie różne sprawy i każda musi być oceniana odmiennie.
Kilka zasadniczych zastrzeżeń
Ten tekst, także z powodu emocji, jakie są związane z jego tematem, musi zostać uzupełniony o kilka stwierdzeń oczywistych. Na polsko-białoruskiej granicy toczy się wojna hybrydowa, którą wypowiedziały Polsce (ale także Litwie, Łotwie czy Finlandii) Białoruś i Rosja. Jakby to strasznie nie zabrzmiało – uchodźcy i migranci są w tej wojnie bronią. Autorytarne reżimy skusiły ich możliwością lepszego, a czasem po prostu bezpiecznego i normalnego życia. Praca strażników granicznych czy wojskowych strzegących naszych granic jest niewątpliwie bardzo trudna, wymagająca ogromnej odpowiedzialności, ale i niebezpieczna, a ludziom, którzy ją wykonują, należy się szacunek.
To są kwestie oczywiste, i nie wolno o nich zapominać, gdy rozmawiamy o tym, co dzieje się obecnie na granicy. Ale – i o tym też trzeba pamiętać – uchodźcy i migranci są nie tylko narzędziem wykorzystywanym przez autorytarne reżimy. Oni także są ofiarami fałszywej propagandy, a później przemocy stosowanej przez białoruskie służby. To, że próbują nielegalnie przekroczyć granicę, nie odbiera im ani godności osobowej, ani fundamentalnych praw. Ochrona granicy, choć ważna, nie jest jedyną wartością, ani zasadą, którą kierować się ma polska Straż Graniczna.
Tyle uwag ogólnych. Ale trzeba też poczynić kilka zastrzeżeń szczegółowych. Ten tekst nie ma rozstrzygać o czyjejkolwiek winie lub niewinności, ani nawet nie jest jego celem ustalenie obiektywnego przebiegu wydarzeń. Tym musi zająć się prokuratura, i to niezależnie od moralnego wzburzenia opinii publicznej, nacisków mediów i wypowiedzi politycznych. Minister obrony narodowej ani żaden inny polityk nie mają władzy (zawsze trzeba to podkreślać) zmiany prawa związanego z użyciem broni; nie są oni sądem, by uniewinniać lub skazywać żołnierzy i wreszcie nie powinni wywierać jakichkolwiek nacisków na sądy ani prokuraturę.
Nie jest również tak, że zagrożenie granicy, a nawet niebezpieczeństwo zagrażające polskim służbom granicznym (że jest ono realne, przekonuje nas tragiczna historia zaatakowanego nożem żołnierza) powinno zawieszać pewne ogólne normy moralne czy prawne. Te są zaś jasne: użycie broni wcale nie zawsze jest uzasadnione.
Broń tylko w uzasadnionych i nieczęstych sytuacjach
I tu chodzimy do kluczowej kwestii. Użycie broni jest – w polskim prawie, a dotyczy to także jej użycia przez Straż Graniczną i wojsko – ściśle ograniczone prawnie. To nie jest tak, że żołnierz ma prawo strzelać (nawet jeśli są to strzały ostrzegawcze) zawsze i w każdych okolicznościach, a także tak długo, jak uznaje za stosowne.
Wskazaniem do oddania takich strzałów, nie mówiąc już o strzelaniu do ludzi, nie jest też jego osobiste wrażenie czy emocje. W każdej z tych sytuacji muszą zostać spełnione ściśle określone warunki i okoliczności. Dlaczego? Odpowiedź okazuje się oczywista. Użycie broni przeciwko innemu człowiekowi jest ostatecznością, czymś, co powinno być ściśle ograniczone i rozliczane. Nielegalne przekraczanie granicy jest przestępstwem, ale z pewnością to nie powód, żeby do kogokolwiek strzelać.
Użycie broni – jest to ściśle regulowane nie tylko przez zasady moralne, ale i przez polskie prawo – staje się uzasadnione i dopuszczalne dopiero wówczas (wymienię tu tylko okoliczności związane z ochroną granicy), gdy zaistnieje:
„Konieczność odparcia bezpośredniego, bezprawnego zamachu na: życie, zdrowie lub wolność uprawnionego lub innej osoby albo konieczność przeciwdziałania czynnościom zmierzającym bezpośrednio do takiego zamachu, ważne obiekty, urządzenia lub obszary albo konieczność przeciwdziałania czynnościom zmierzającym bezpośrednio do takiego zamachu, mienie, który stwarza jednocześnie bezpośrednie zagrożenie życia, zdrowia lub wolności uprawnionego lub innej osoby, albo konieczność przeciwdziałania czynnościom zmierzającym bezpośrednio do takiego zamachu, nienaruszalność granicy państwowej przez osobę, która wymusza przekroczenie granicy państwowej przy użyciu pojazdu, broni palnej lub innego niebezpiecznego przedmiotu”.
Funkcjonariusz może także użyć broni, kiedy zachodzi „konieczność przeciwstawienia się osobie: niepodporządkowującej się wezwaniu do natychmiastowego porzucenia broni, materiału wybuchowego lub innego niebezpiecznego przedmiotu, którego użycie może zagrozić życiu, zdrowiu lub wolności uprawnionego lub innej osoby, która usiłuje bezprawnie odebrać broń palną uprawnionemu lub innej osobie uprawnionej do jej posiadania”. Takie zapisy znajdują się w ustawie o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej.
Jeśli więc – także na granicy – broń jest używana (zgodnie również z innymi zasadami), to każdorazowo trzeba sprawdzić, czy jest używana właściwie. I jeśli sama Straż Graniczna uznała, że trzeba to sprawdzić, a prokuratura wojskowa stwierdziła, że mogły zostać złamane zasady prawne, to zwyczajnie trzeba to było sprawdzić. Jeśli chcemy pozostać państwem prawa, w którym chronione jest życie ludzkie, to każde użycie broni, szczególnie takie, które łamie zasady, musi być sprawdzane i oceniane. Ani żołnierz, ani funkcjonariusz nie może mieć poczucia, że wolno mu wszystko. Nie wolno, i to nawet gdy broni słusznej sprawy i wykonuje powierzone mu zadania.
Ci, którzy mają monopol na przemoc, muszą być kontrolowani
Ograniczenia takie wypływają zaś ze świadomości fundamentalnej wartości ludzkiego życia, z wiedzy na temat tego, że niczym nieograniczona władza, szczególnie gdy jest wsparta przez możliwość użycia broni, staje się niebezpieczna dla innych. Wynika to także z zasad kontroli każdej władzy, które są fundamentalne dla cywilizacji zachodniej. W tej sprawie prawo i moralność są jednoznaczne.
Przemoc, środki przymusu bezpośredniego i użycie broni muszą być ograniczone, a osoby, które mają prawny monopol na ich stosowanie, muszą wiedzieć, że są „na kontrolowanym”. Jeśli taka świadomość nie istnieje, to może to rodzić poważne zagrożenia. Jednoznacznym ostrzeżeniem jest przykład, jak bezkarnie i przez lata stosowano środki przymusu bezpośredniego wobec Afroamerykanów w Stanach Zjednoczonych i do czego to doprowadziło.
Ale jest jeszcze przynajmniej jedna kwestia, o której w tej debacie nie wolno zapominać. Białoruś i Rosja grają właśnie na to, żeby polskie wojsko zaczęło strzelać do migrantów, żeby w polskiej debacie publicznej pojawiły się głosy akceptujące takie postępowanie, żeby można było pokazać pierwsze osoby zastrzelone czy postrzelone przez polskie służby.
Ten element zostałby wykorzystany na wszystkie możliwe sposoby, nie tylko w krajach globalnego Południa, ale na Zachodzie Europy. I także dlatego trzeba zrobić wszystko, by broń była stosowana jedynie w ściśle przewidzianych przez prawo okolicznościach, i by każde jej użycie (a już szczególnie nadużycie) było zbadane.
Przeczytaj też: Ukraiński traumaland