W naszej bogatej części świata czeka nas rezygnacja z aut spalinowych, droższe bilety lotnicze i niektóre potrawy. Naprawdę dotkliwie zmiany klimatyczne odczują kraje rozwijające się.
Mógłbym zacząć od najbardziej skrajnych prognoz odnoszących się do ekstremalnych zjawisk pogodowych. Zazwyczaj w ten sposób właśnie wyglądają teksty dziennikarskie na temat zmian klimatycznych. Moim zdaniem to ich największa wada. Bo jedną z najważniejszych kwestii przy rozmowach o skutkach zmian klimatycznych jest niepewność oraz złożoność obrazu przyszłości.
Bynajmniej nie dlatego, że zmiany klimatu nie zachodzą. Również nie dlatego, że nie ma pewności, czy są dziełem człowieka. Wbrew temu, co mogliśmy niedawno przeczytać w mediach, które cytowały informację prasową Polskiego Instytutu Geologicznego, w świecie nauki istnieje 100-procentowy konsensus, nie tylko co do istnienia zmian klimatycznych, ale również co do ich antropogenicznej genezy. Opinia jednego z naukowców PIG nie zmienia tej sytuacji; mieści się ona w tak małym przedziale, że jest on niewidoczny wśród owych stu procent.
I nie jest to tylko mój wybieg erystyczny. Z artykułu pod wiele mówiącym tytułem „Scientists Reach 100% Consensus on Anthropogenic Global Warming” („Naukowcy osiągnęli 100 proc. konsensus co do antropogenicznej genezy globalnego ocieplenia”) opublikowanego w 2019 roku w czasopiśmie naukowym „Bulletin of Science, Technology & Society” wynika jasno: w zasadzie wszyscy badacze zajmujący się tematem są zdania, że klimat się ociepla i jest temu winny człowiek. James Powell, autor tekstu, doszedł do takich wniosków po przeanalizowaniu prawie 12 tys. prac badawczych, które ukazały się w recenzowanych czasopismach naukowych.
Mamy wiele przyszłości
Problem jest innego rodzaju. Chodzi o niepewność prognoz oraz ich skomplikowanie. Po pierwsze więc eksperci, tworząc predykcje, dokonują założeń odnoszących się do przyszłej koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze. Dlaczego nie mogą zrobić po prostu jednego założenia? Ponieważ nie wiadomo, jak będzie wyglądała przyszłość naszych emisji.
Ekstrapolacja obecnych trendów w przyszłość ma ograniczony sens, ponieważ… no cóż, nie wiadomo, co się w przyszłości wydarzy. Jak dziwnie by to nie brzmiało, nie mamy jednej przyszłości jeśli chodzi o emisje gazów cieplarnianych! Mamy wiele przyszłości, które zależą od tego, jak szybko będziemy odchodzić od emisji. A – gdyby ktoś miał wątpliwości – w przypadku krajów zamożnych ten proces następuje od wielu lat. I nie jest on tylko związany z eksportem „brudnych branż”. Większość państw rozwiniętych już obniża produkcję CO2, również jeśli włączymy w to choćby chiński import.
Badacze prognozują, że w latach 90. XXI wieku będzie ponad 20 dni upalnych w roku (w porównaniu z pojedynczymi przypadkami w latach 80. ubiegłego stulecia)
Po drugie: nawet przy założeniu danej koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze same prognozy również cechuje niepewność. Prawdopodobnie widzieliście Państwo wykresy odnoszące się do wzrostu średniej globalnej temperatury. Zazwyczaj mamy na nich do czynienia z grubą linią (mediana albo średnia oszacowań) oraz z pewnego rodzaju „tunelem”, w którym ta linia jest prowadzona. Jego górna i dolna krawędź to owa niepewność – granice prawdopodobieństwa ocieplenia przy przyjętej wielkości emisji.
Mało tego, wspomniane linie zazwyczaj nie są „proste”. One fluktuują, ponieważ modele przewidują przyspieszenia trendu ocieplenia i chwilowe okresy plateau, czyli stabilizacji.
Poza tym przewidywania różnią się regionalnie. Klimat przecież bada się nie tylko globalnie. Można również próbować go wyprognozować dla Polski. A tu będą niewielkie, ale jednak zauważalne różnice między choćby zmianami zachodzącymi w Polsce północno-wschodniej, a tymi, które zajdą na centralnym zachodzie.
Klimat już się ocieplił
Zaczyna Państwa boleć głowa? To oczywiście zaledwie liźnięcie problemu złożoności prognozowania zmian klimatu. Uważam jednak, że debata publiczna powinna dzisiaj znacznie więcej wagi przywiązywać do tych niuansów.
Nie zdziwi Państwa jak powiem, że przewidywania co do tego, w jaki sposób zmieni się nasze życie, tu, w Polsce, w kontekście zmian klimatycznych jest obarczone naprawdę dużą niepewnością. Co oczywiście nie oznacza, że o nadchodzącej transformacji (nie tylko energetycznej) nie możemy powiedzieć nic.
Wspomniałem, że istnieją różne założenia, których spełnienie daje nam inne „klimatyczne wyniki” w przyszłości. I tak raport opracowany przez Instytut Ochrony Środowiska przedstawia dwie ścieżki emisji. Jedna z nich oznacza hamowanie jej w najbliższych latach (to się już powoli dzieje), a druga reprezentuje przyszłość w duchu „business as usual” – będzie po staremu. Z tej ostatniej przyszłości się w zasadzie wypisaliśmy – powtórzę: państwa rozwinięte od dłuższego czasu tną swoje emisje. Stanowi jednak ona pewną przestrogę dla przyszłych decydentów. Jako ciekawostkę można dodać, że IPCC modeluje nie dwie, ale pięć lub sześć (w zależności od raportu) takich przyszłości. Przyjrzyjmy się więc Polsce.
Zacznijmy od tego, co jest oczywistością – klimat w naszym kraju już się ocieplił. Według danych z przywoływanego raportu Instytutu Ochrony Środowiska liczba dni upalnych (czyli takich, kiedy maksymalna temperatura wynosiła ponad 30 stopni) wzrosła od lat osiemdziesiątych do dzisiaj z pojedynczych dni w roku do kilkunastu. Wzrosła również liczba tropikalnych nocy, czyli takich, kiedy minimalna temperatura nie spada poniżej 20 stopni.
O 25 na przestrzeni ostatnich trzech i pół dekady spadła za to liczba dni mroźnych. To oczywiście powoduje, że mamy mniej śniegu niż w przeszłości. Globalne ocieplenie już tu jest. My, ludzkość, zmodyfikowaliśmy warunki klimatyczne na całej planecie tak gwałtownie, że zmiany te są dostrzegalne przez osoby, które dzisiaj mają 30 lat.
Zapomnijmy o dłuższych mrozach
Co będzie się działo w Polsce według wspomnianych scenariuszy? Po pierwsze – dzisiaj to chyba dla wszystkich oczywiste – wzrośnie średnia temperatura. Co do tego nie ma w zasadzie wątpliwości. To jednak, jak ona wzrośnie, zależy od tego, ile jeszcze wyemitujemy gazów cieplarnianych.
Według bardziej optymistycznych założeń średnio roczna temperatura podniesie się o pół stopnia (do 9,5 stopnia Celsjusza) do mniej więcej roku 2050 w porównaniu z rokiem 2010. Ocieplenie w scenariuszu „business as usual” do tego czasu wzrasta o dziesiąte stopnia Celsjusza więcej.
Nożyce między dwoma scenariuszami rozjeżdżają się natomiast im dalej w przyszłość. W 2100 roku w bardziej optymistycznym scenariuszu średnia temperatura wzrasta do 10 stopni, a w negatywnym do 12 stopni. Wydaje się Państwu, że to mało? Według najlepszego polskiego kompendium wiedzy o zmianach klimatu, czyli portalu Naukaoklimacie.pl, średnia roczna temperatura wzrosła o nieco ponad 1 stopień w latach 1993-2022 w porównaniu z latami 1961-1990…
Na wzrost średnich temperatur będzie miał wpływ zarówno wzrost liczby dni upalnych w roku, jak i spadek tych mroźnych. Według bardziej optymistycznego scenariusza liczba tych pierwszych do połowy stulecia wzrośnie o kilka rocznie. To samo dotyczy zresztą ścieżki „business as usual”. Ale tu znów nożyce rozwierają się dopiero około roku 2065. Badacze prognozują, że w latach 90. XXI wieku będzie ponad 20 dni upalnych w roku (przypomnijmy – w porównaniu z pojedynczymi przypadkami w latach 80. ubiegłego stulecia).
Zapomnijmy również o dłuższych mrozach. W dwóch scenariuszach w połowie stulecia ich liczba spadnie z około 35 w okolicach 2010 roku (już przecież wyraźnie cieplejszym okresie) do zaledwie kilkunastu w połowie stulecia. Śnieg więc nawet jeśli będzie padał, to nie będzie się utrzymywał.
Choć ilość opadów nie będzie się gwałtownie zmieniać, to zmieni się ich „dystrybucja”. Będziemy podróżować w stronę klimatu z dwoma porami roku – chłodną i wilgotną oraz suchą i gorącą.
Niuansów odnoszących się do tych prognoz jest znacznie więcej, można choćby wymienić to, na co już wskazałem – w niektórych obszarach kraju zmiany będą zachodziły bardziej gwałtownie niż w innych. A to, jaka będzie intensywność owych zmian, w dużej mierze zależy od tego, który model prognoz się zrealizuje…
Co się zmieni?
Są jednak pewne wnioski, które możemy wyciągnąć z tego, co wiemy. Bez względu bowiem na „ścieżkę” emisji mamy pewność, że będzie cieplej.
W jaki sposób wpłynie to na naszą codzienność? Po pierwsze osoby z grup ryzyka będą bardziej musiały uważać na swoje zdrowie. Chodzi głównie o osoby starsze oraz z problemami z krążeniem. Raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego prognozuje, że w przypadku braku działań adaptacyjnych w polskich miastach liczba nadliczbowych zgonów spowodowanych upałami się podwoi. Obecnie przeciętna nadmiarowa liczba śmierci osób w wielu 60+ z powodu upałów wynosi rocznie około 200 w Warszawie i 100 w Krakowie.
Oczywistym sposobem, w który będziemy sobie radzić z tym problemem będzie… zwiększenie liczby klimatyzatorów. Ten trend już zresztą widać na całym świecie. Według danych Międzynarodowej Agencji Energetycznej w 2000 roku 20 proc. gospodarstw domowych na świecie miało klimatyzatory. W 2021 było to już 35 proc. W tym samym czasie w Europie odsetek ten wzrósł z 11 do 18 proc. Warto jednak podkreślić, że wzrost liczby takich urządzeń wynika nie tylko z konieczności, ale również z bogacenia się społeczeństw. Podobny trend bowiem widać choćby w przypadku zmywarek.
To może jednak nie wystarczyć. Potrzebne okażą się polityki informowania oraz zapewniania chłodnego schronienia osobom starszym, których nie będzie stać na klimatyzację (być może w pewnym momencie pojawi się program „klimatyzator dla seniora+”).
Możliwe również, że przynajmniej dla niektórych branż konieczne będzie stworzenie instytucji sjesty, czyli odpoczynku w kilkanaście szaleńczo gorących – jak na nasze warunki i przyzwyczajenia – dni. Takimi branżami może być choćby rolnictwo czy budownictwo. To jednak nie musi oznaczać od razu strat w tych sektorach. Więcej dni ciepłych spowoduje, że będą one mogły działać przez większą część roku niż obecnie.
Potrzebne okażą się polityki informowania oraz zapewniania chłodnego schronienia osobom starszym, których nie będzie stać na klimatyzację
Wraz ze zmianą klimatu potrzebna będzie także pewna reorganizacja we wspomnianym rolnictwie. Od wielu lat wiosenna susza staje się normą. W przyszłości zjawisko to prawdopodobnie jeszcze przybierze na sile. Rolnicy zostaną zmuszeni do zmiany upraw. Warto przy tym pamiętać, że zmiany zajdą na przestrzeni lat, a więc i farmerzy będą mieli czas na dostosowanie się.
To z kolei będzie oddziaływać na to, co stanie się bardziej i mniej dostępne w naszych kuchniach. Dzisiaj trudno jest jednoznacznie powiedzieć, co konkretnie się zmieni. Nie wiemy, jak w przyszłości będą wyglądały łańcuchy dostaw. Nie wiemy, czy część roślin nie zostanie na przykład zmodyfikowana genetycznie w ten sposób, żeby dostosować się do nowych warunków klimatycznych.
Wraz ze wzrostem temperatury i dni ciepłych możemy też spodziewać się tego, że nasze morze stanie się bardziej atrakcyjne turystycznie.
O kogo toczy się gra
Bezpośrednie następstwa zmian klimatu prawdopodobnie nie będą w naszym kraju niezwykle dojmujące. Są jednak jeszcze dwie pośrednie kategorie zmian, którym warto się przyjrzeć.
Pierwsza z nich to migracja klimatyczna. Nie ulega wątpliwości, że w wielu krajach, zwłaszcza w państwach globalnego południa, temperatura i rosnąca liczba katastrofalnych anomalii pogodowych (które wkrótce staną się nową normą) wypchnie część ludzi z ich domów. Choć uważam, że w przestrzeni publicznej wpływ tego problemu na Europę będzie przeszacowywany (ludzie najpierw migrują wewnątrz krajów, później do krajów ościennych, a dopiero na końcu na inne kontynenty; do tego należy dodać, że wiele krajów będzie się rozwijać, a wraz z tym rozwojem również dostosowywać się do zmian klimatu), to z pewnością z jakimś rodzajem migracji będziemy musieli się liczyć.
Tylko że migracji nie musimy postrzegać jako zagrożenia. Polska się wyludnia. Tak zresztą jak cały zamożny świat. Jeśli już dziś zaczniemy myśleć nad tworzeniem sprawnych instrumentów integracji klimatycznych uchodźców, możemy skorzystać na tym zarówno my, jak i osoby opuszczające swoje domy.
Drugą kategorią są zmiany natury politycznej, które zostaną wdrożone w celu łagodzenia zmian klimatycznych. Prawdopodobnie będziemy musieli częściej rezygnować z samochodów i przesiadać się do komunikacji publicznej. A z pewnością w najbliższych dekadach czeka nas rezygnacja z aut spalinowych. Niemal na pewno zdrożeją również bilety lotnicze oraz niektóre potrawy. Ale nie dlatego, że tych ostatnich zabraknie na rynkach, tylko dlatego, że państwa będą nakładać na nie podatki od emisji.
A to wszystko po to, żeby ograniczyć nasz, zamożnych, wpływ na klimat. O ile mieszkańcy bogatych krajów poradzą sobie z globalnym ociepleniem, nawet nieszczególnie transformując swoją codzienność, tak wysokie emisje oznaczają niemal dosłowne piekło dla milionów ludzi z krajów rozwijających się. I to właśnie w ogromnej mierze o dobrostan tych setek milionów osób nieporównywalnie biedniejszych od nas toczy się gra.
Przeczytaj też: Polska wysycha. Czy nasze wnuki zobaczą jeszcze plaże, jakie znamy?