Tak bardzo bym chciał, by tchórzostwo mężczyzn, wysyłających swoje partnerki na „zabieg”, zastąpiły troska i obecność, które sprawią, że pojawi się więcej niż jedno rozwiązanie.
Cześć, dzień dobry. Wiem, że jestem facetem i o ciąży nie mam pojęcia. Chcę jednak, byś wiedziała, że nie musisz się bać.
Bardzo dobrze pamiętam Twój wzrok. Lekarze poprosili, bym przyszedł na izbę. Miałem coś doradzić prawnie. Nie mówili mi, że Cię tak bardzo skrzywdzono, że było ich trzech. Patrzyłaś na mnie i obawiałem się, że możesz pomyśleć, iż jestem taki, jak oni. Usiadłem więc nieco dalej, byś się nie bała. Mówiłem cicho, bo pomyślałem, że możesz lękać się męskiego głosu.
Opowiadał mi o Tobie mój kolega-lekarz. Mówił o Twoim przerażeniu w chwili, gdy do sali wszedł Twój mąż. Co on Ci wcześniej zrobił? Jak bardzo Cię skrzywdził?
Powróciłaś mi w pamięci, gdy usłyszałem w Sejmie, że kobiety w Polsce boją się być w ciąży. Czy dlatego myśl o aborcji jest tak bardzo silna? Dlatego tak bardzo ten temat łączy się obecnie z prawami kobiet? Pytam, bo chcę zrozumieć.
Nie chcę mądrować. Nie wiem przecież, co to znaczy usłyszeć, że porodu nie będzie, bo płód obumrze, a Ty jeszcze go czujesz. Nie wiem, jak to jest dowiedzieć się od lekarza, że nic z tym nie zrobi, „bo wie Pani, takie prawo”. Nie wiem też, jak to jest, gdy widzisz, że test wskazuje ciążę, a do domu wchodzi mąż, który kiedyś kochał, a teraz tylko bije. Wiem jednak, że nie chcę stać z założonymi rękami. Chcę, byś wiedziała, że nie musisz się bać, mnie także.
Słucham, jak czasem krzyczysz, mocno, silnie, nieraz wulgarnie. Wiesz, i ja znam takie chwile, i ja się ich obawiam. Nie lubię agresji, ale jeszcze ze studiów pamiętam, że często wywołuje ją lęk lub nawet strach. Myślę wtedy o moich córkach. Mam je trzy, są niesamowite. Po mojej Żonie odziedziczyły cudowność. Być może i one kiedyś mogą się bać. W jakimś pełnym łez, ciemnym dole mogą pomyśleć: „Jestem złamana, całkiem sama!”. Kto wie, może i dla nich aborcja będzie wówczas jedynym, realnym rozwiązaniem?
Tak bardzo chciałbym, by obok nich pojawił się chłopak, partner, mąż, który powie jedno słowo: „Jestem”. Tak bardzo chciałbym, abyście wiedziały – one i Ty – że nie doświadczycie samotności, że w zdrowiu i w chorobie ktoś zawsze będzie obok, ktoś mocny i pewny. Tak bardzo bym w końcu chciał, by tchórzostwo mężczyzn, wysyłających swoje partnerki na „zabieg”, zastąpiły troska i obecność, które sprawią, że w głowie pojawi się więcej niż jedno rozwiązanie.
Pewnie masz numer do kliniki za granicą. Pewnie ktoś Cię zawiezie, albo kurier już przywiózł tabletki, które koleżanka Ci poleciła. Wiesz, co mnie przeraża? Nie, nie to, co planujesz zrobić (choć jako tata wiem, co to znaczy patrzeć na aparat USG, wiedząc, że już kocham tego kogoś). Przeraża mnie chyba jeszcze mocniej świadomość, że jesteś w tym wszystkim totalnie sama, z głową pełną obrazów i słów, których nie ogarniasz. Wiem, była koleżanka, być może kumpela coś podpowiedziała. Ale tu w pokoju, w łazience lub w klinice, w tym wszystkim jesteś sama…
Nie, nie przekonuje Cię do niczego. Nie będę „karać”, bo prawa nie mam. Nie rzucę kamieniem, bo nie jestem bez grzechu. Ale chcę zrobić coś małego i drobnego, chcę Ci coś opowiedzieć.
Kiedyś oglądałem film pod tytułem „Bella”. Była tam dziewczyna, być może w Twoim wieku i w takiej samej sytuacji jak Ty: sama, załamana, z tysiącem krzyczących myśli. Pożyczyła pieniądze na zabieg, miała już zaklepane miejsce i termin. Potem nagle pojawił się on. Niby nieznajomy, ale niespodziewanie zaczął słuchać. Zobaczył, że płakała. Nie namawiał do niczego, nie wskazał żadnego rozwiązania. Był przy niej, po prostu. Bez pośpiechu, tylko był. Pierwszy raz od tak dawna czuła, że jest bezpieczna. I wtedy, dopiero wtedy dokonała wyboru.
Przeczytaj też: Matka i dziecko to dwa odrębne byty, z których każdy zasługuje na miłość