Nawet w skrajnym cierpieniu i w radykalnej bezsilności Bóg ukazuje się jako ten, którzy nie stosuje przemocy, który nie odpłaca złem za zło.
„Uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,8)
Podczas jednych z rekolekcji w tegorocznym Wielkim Poście przyszedł do mnie pewien mężczyzna i zapytał: dlaczego konieczna była śmierć Jezusa na krzyżu? Dlaczego nie inaczej? Po co w ogóle Bogu jakaś ofiara, skoro sam może stwarzać słowem z niczego?
Ułagodzić gniew?
Odpowiedziałem wtedy, że w sumie nie wiem i też wiele z tego nie rozumiem. I nie wiadomo, czy w ogóle da się to jakoś racjonalnie pojąć i wyjaśnić, nie popadając w różne skrajności. Pewnie musi to pozostać dla nas niepojęte. Jedno z tych wyjaśnień, którego dzisiaj już się nie przyjmuje, jest taka, że Ojciec urażony czy znieważony przez ludzi wymagał ofiary z krwi Syna, by ułagodzić swój gniew czy obrazę.
Podobnie dziwnie brzmi obecnie długowieczna interpretacja, że boska sprawiedliwość została naruszona i ktoś (czyli Syn) musiał to „wyrównać” i naprawić. Niektórzy szli tak daleko, że koncentrowali się na samym cierpieniu fizycznym i psychicznym jako „zapłacie” za naruszony porządek sprawiedliwości. Teoria, że człowiek mógł Boga obrazić nieskończenie i dlatego tylko Syn jako nieskończony mógł zadośćuczynić, jest też kuriozalna. Bo w jakim sensie skończony człowiek może w sposób nieskończony obrazić i urazić Boga? Poza tym jeśli cierpieniem fizycznym Jezus miał to naprawić, trzeba powiedzieć, że wiele innych osób cierpiało więcej i dłużej niż On.
Jezus na krzyżu zacisnął zęby, wytrzymał i dzięki temu zwyciężył? Nie. Był posłuszny temu, co mówił, czym żył, co chciał przekazać nam od Ojca
Czy wyjaśnieniem jest teoria o Bogu, który żądał krwi i ogromnego cierpienia, wręcz je nakazał swojemu Synowi, bo sam jest tyranem, sadystą i bezwzględnym władcą? To prymitywne wyjaśnienie, często podawane przez wielu współczesnych ateistów, którzy czytają Pismo święte jak kodeks karny. Wszystko dosłownie. Nadto projektują swoje własne przykre doświadczenia i przeżycia związane z jakimiś autorytetami na Boga. Albo słusznie kontestują wypaczone i fałszywe interpretacje podawane przez wieki z ambon i ław szkolnych.
Miłość, która zniosła śmierć
Dlaczego więc śmierć na krzyżu? Najpierw dlatego, że bardziej hańbiącej i okrutnej wtedy nie znano. Czy Bóg Ojciec skazał Jezusa na taką śmierć? Nie. To wierzący ludzie razem z Rzymianami doprowadzili do niej. Owszem, Jezus wydał się dobrowolnie. Nikt Go nie ścigał. Nie został gdzieś złapany na skutek poszukiwań.
Marcin Luter słusznie pisał, że na krzyżu dokonała się pełnia objawienia Boga, kim On jest. Szokujące objawienie. A więc nie tyle ważne jest to, co widać i co się narzuca jako pierwsze, czyli odpychające cierpienie i okrucieństwo, ale to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Każdy gest, słowo i czyn Jezusa, także jego pasywność podczas Męki, Jego pozorna niemoc jest odsłonięciem tego, jaki jest Bóg. Czemu śmierć na krzyżu? Dlatego – to pewna hipoteza – że nawet w tym skrajnym cierpieniu fizycznym, psychicznym i duchowym, w radykalnej bezsilności i ubóstwie, Bóg ukazuje się jako ten, którzy nie stosuje przemocy, który stawia jej tamę. To nie Bóg Ojciec krzyżuje Syna. Robią to ludzie. Miłość nieskończona ukazuje się w tym, że Jezus to znosi, nie odpłacając złem za zło, za odrzucenie i pogardę. W ten sposób zwycięża śmierć. I to nie fizyczną, tylko duchową, jako źródło ludzkiego okrucieństwa, ślepoty, egoizmu.
Kiedy więc mówimy, że Jezus przez swoją śmierć dał życie światu, to używamy pewnego skrótu myślowego. W ścisłym sensie dał życie przez miłość, która zniosła śmierć.
Św. Paweł pisze, że Jezus stał się posłusznym aż do śmierci. W czym? W tym, że Ojciec wydał na Niego wyrok i Jezus zacisnął zęby, wytrzymał i dzięki temu zwyciężył? Nie. Był posłuszny temu, co mówił, czym żył, co chciał przekazać nam od Ojca. Mimo śmierci krzyżowej. Moc do zniesienia cierpienia nie płynęła z silnej woli i fizycznej tężyzny Jezusa.
Benedykt XVI napisał w książce „Jezus z Nazaretu”, że „przypowieści zostaną rozszyfrowane na krzyżu. Nie cierpienie jest w centrum, ale to, co w tych strasznych okolicznościach Jezus czynił i mówił. Podczas swojej Męki i Ukrzyżowania wcielał w życie to, co głosił w przypowieściach, czyli pokazywał swoją postawą samo Królestwo Boże, na czym polega Jego działanie”. Życie zgodne z Królestwem Bożym jest trudne nawet w normalnych warunkach. A co dopiero wtedy, gdy człowiek cierpi i jest odrzucony.
Tekst ukazał się na Facebooku. Tytuł i śródtytuły od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Jezus z Nazaretu, Jezus z Hollywoodu