Jezus bierze na siebie ciężar ludzkich win nie po to, by kogokolwiek z nich rozliczać, ale by uwolnić człowieka, podnieść go z jego słabości i zbawić.
J 3, 14-21
Mógł przyjść do Jezusa w dzień. Przyszedł w nocy. Chciał uniknąć komentarzy przypadkowych świadków? A może uznał, że o rzeczach ważnych, a nawet najważniejszych, najlepiej rozmawia się, gdy świat idzie spać. Właśnie taką porę na rozmowę z Jezusem o rzeczach ważnych wybrał Nikodem, żydowski dostojnik. Zaskakujące, że właśnie jemu Nauczyciel przekazał fundament chrześcijaństwa – prawdę o Bogu, który bardzo kocha.
Jezus mówi do Nikodema, że miłość Boga jest niepojęta. Jest to miłość aż po krzyż. Benedykt XVI w encyklice „Deus caritas est” zwraca uwagę, że w śmierci Jezusa na krzyżu dokonuje się „zwrócenie się Boga przeciwko samemu sobie”. Jego umiłowany Syn bierze na siebie ciężar ludzkich win nie po to, by kogokolwiek z nich rozliczać, ale po to, by uwolnić człowieka, podnieść go z jego słabości i zbawić.
To miłość w najczystszej postaci. To miłość nie-ludzka, bo tylko Bóg może kochać w ten sposób. Tylko On może kochać w nieustannym dawaniu. Człowiek, aby kochać, potrzebuje najpierw przyjąć miłość, bo sam nie jest przecież jej źródłem. „Kto chce ofiarować miłość, sam musi ją otrzymać w darze” – pisze Benedykt XVI.
Zrozumiał to Nikodem? Wygląda na to, że tak. Inaczej nie towarzyszyłby Jezusowi w ostatnich chwilach ziemskiego życia i nie troszczyłby się o Jego godny pochówek. W ten sposób, gdy nawet najbliżsi uczniowie opuścili Mistrza, on okazał Mu szacunek i miłość. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że egzamin z miłości zdał lepiej niż oni.
Tekst ukazał się 10 marca 2024 r. na Facebooku pt. „Egzamin z miłości”
Przeczytaj też: Bóg się ukrywa, pozostając obecny. Jak to rozumieć?