Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Białość” – i światło, i mrok

Ewa Kiedio. Fot. Marcin Kiedio

Na poziomie zewnętrznych zdarzeń nie dzieje się tu prawie nic. Od doznań wewnętrznych ten rozpędzony strumień świadomości jednak aż kipi. Dla poszukujących duchowości w literaturze „Białość” Jona Fossego jest pozycją obowiązkową.

Nie wiadomo, po co przyjechał na pustkowie, samochód się rozkraczył, a on w poszukiwaniu pomocy pcha się w głąb lasu – tak z pewną dozą irytacji wobec nonsensownych poczynań bohatera można opisać całą linię fabularną tej książki. Gdyby zatrzymać się na prostej zdarzeniowości, faktycznie trzeba by zapytać jak jeden z internautów, za co właściwie Fosse dostał Nobla.

W poszukiwaniu sensu musimy się jednak bardziej nagimnastykować i powyciągać, próbując uchwycić to, co przemyka między wierszami. Nobla Fosse otrzymał „za nowatorskie sztuki i prozę dające wyraz temu, co niewypowiadalne”, a niewypowiadalnego nie wypowiada się wprost…

i-i nie albo-albo

Najistotniejsze dla uchwycenia tropów podsuwanych nam przez Fossego w „Białości” będzie przyjęcie paradoksalnej koniunkcji i-i zamiast alternatywy albo-albo. Ta dziwna logika znana jest dobrze w chrześcijaństwie, które łączy ze sobą obszary zdawałoby się zupełnie sprzeczne: Chrystus jest i Bogiem, i człowiekiem; Bóg jest i jeden, i w Trzech Osobach; mamy być i sobą samym, i częścią wspólnoty; składamy się i z ciała, i z ducha. Przeakcentowanie którejś ze stron tych połączeń prowadzi do herezji, utraty równowagi, groźnego upadku czy pogubienia.

W „Białości” na tej antynomicznej zasadzie współwystępują ze sobą światło i mrok, aura obcości i bliskości, skrajne doświadczenie samotności i ciągłe poczucie obecności. „[…] jestem tu, jestem tu zawsze, zawsze tu jestem” – słyszy bohater-narrator od przedziwnej świetlistej istoty napotkanej w mroku lasu, by dosłownie za chwilę popaść w rozpacz z powodu jej milczenia i skoncentrować się na osaczeniu przez ciemność, a zaraz znów usłyszeć: „tak, tak, tak, teraz tu jestem, dlaczego o to pytasz”. Bohater w postaci tej domyśla się anioła Boga lub anioła zła („Bo anioły zła też są aniołami światła”), wydaje się jednak, że jest to Ktoś jeszcze większy.

„Białość” nie jest książką zadomowienia, bezpieczeństwa, duchowej pewności. Dominują w niej wątpliwość i zagubienie

Ewa Kiedio

Udostępnij tekst

Choć w „Białości” Fosse raczej nie narzuca się z obrazowaniem na sposób jawnie religijny, tutaj wprowadza doskonale rozpoznawalną frazę: „Mówię: kim jesteś. Istota odpowiada: jestem tym, kim jestem”. Narratorowi pobrzmiewa ona jakoś znajomo, ale w sposób trudny do zidentyfikowania. Nie trzeba jednak głębokich studiów biblistycznych, by tę wymianę zdań odszyfrować jako echo rozmowy Mojżesza z Adonai.

Łączenie, jednanie ze sobą przeciwieństw da się uchwycić jako osnowę całego opowiadania, jako melodię wciąż podtrzymywaną w jego tle. Kulminację znajduje to pod koniec książki, gdzie najpierw narrator próbuje zaprzeczyć takiej nielogice: „Jest albo tak, albo tak. Wła­śnie, tak albo tak. Matka albo oj­ciec. Biała isto­ta albo męż­czy­zna w czar­nym gar­ni­tu­rze. Albo zo­sta­nę w lesie, albo wyjdę z lasu. Albo-albo”.

Ostatnia scena – czy to mistycznego uniesienia, czy też przejścia przez śmierć ku nowemu życiu – przypieczętowuje jednak odmienną racjonalność, w duchu i-i: „moi rodzice jakby tu są i nie są, […] idziemy w powietrzu i też nie idziemy”.

Ciemno, pusto, chrześcijańsko

„Białość” nie jest książką zadomowienia, bezpieczeństwa, duchowej pewności. Dominują w niej wątpliwość i zagubienie – nie tylko w oczywistym, materialnym znaczeniu błądzenia przez zimny, mroczny, przysypany śniegiem las. Ta droga, wręcz miotanie się we wszystkich kierunkach, w dość oczywisty sposób jawi się jako metafora popętlonego ludzkiego życia, naznaczonego ciągłym wahaniem i rozdarciem.

Nie jest to analogia szczególnie wyszukana, ale nie w oryginalności skojarzeń tkwi moc Fossego – raczej w prowadzeniu czytelnika hipnotyzującą narracją w głąb tego lasu. Dzięki swoim niewielkim rozmiarom opowiadanie daje się wciągnąć jednym haustem i tak właśnie należałoby je sobie aplikować – całościowo, nie wychodząc ani na chwilę z wykreowanego przez norweskiego pisarza biało-czarnego, świetliście-mrocznego, dziwnego świata.

Można się zastanawiać, czy jest to wizja mistyczna, czy raczej omamy człowieka umierającego z zimna. Niezależnie od tego zastosowanie znajdzie tu wywodząca się z psychoanalizy kategoria niesamowitości (niem. das Unheimliche), mieszcząca w sobie te sytuacje, gdy w czymś dobrze znanym, oswojonym, „domowym” (niem. das Heim znaczy „dom”) dostrzegamy obcy element, niepokojące odchylenie. Cechy obcości/tajemniczości oraz bliskości/swojskości przenikają się wtedy ze sobą – dają o sobie znać wyparte, nieprzepracowane treści. Taką właśnie specyfiką będzie naznaczone szczególnie spotkanie bohatera-narratora z rodzicami, niemające w sobie nic z sielanki ani z powrotu do ciepła domowego ogniska.

Ciemność. Nicość. Pustka. Takie dominanty opowiadania są doskonale wyczuwalne. Część czytelników, słysząc o duchowych walorach „Białości”, może czuć się skonfundowana – w jakich to rejonach wylądowaliśmy? Osoby orientujące się przynajmniej w pewnym zarysie w treści pism Jana od Krzyża i Mistrza Eckharta, a także w teologii apofatycznej, rozpoznają jednak podsuwane przez Fossego tropy.

Zadźwięczy im w głowie fraza z „Drogi na górę Karmel”: „aby dusza mogła dojść do nadprzyrodzonego przeobrażenia, musi wejść w ciemności”[1] czy wskazówki z kazań Eckharta: „Nie próbuj też pojąć czegoś z Boga […]. Przestań być sobą i zanurz się w Jego bycie, twoje «być-sobą» i Jego «być-sobą» niech staną się w pełni jednym moim, tak byś mógł wraz z Nim przez wieki poznawać Jego istnienie bez początku i jego bezimienną Nicość”[2].

Mrok i pustka należą do środków formalnych dobrze rozpoznanych jako te, które mogą służyć wywołaniu fenomenu sacrum. „Tak np. światło i ciemność, biel i czerń użyte być mogą dla symbolicznego skontrastowania tego, co święte, i tego, co świeckie” – zauważał Władysław Stróżewski. – „Mrok zarówno realny, jak i przedstawiony w obrazie dla oznaczenia tajemnicy. Pustka w przestrzeni w architekturze chińskiej dla wywołania wrażenia nicości odpowiadającej na płaszczyźnie poznawczej niewyobrażalności bóstwa itd.”[3].

Fosse nie kreuje więc pod tym względem osobnego kodu, wpisuje się w pewien nurt teologii i duchowości z charakterystycznym dla nich repertuarem środków, metafor, sposobów (nie)wysłowienia. Jego szczególność jednak w tym, że czerpiąc z tej tradycji, potrafił ją ożywić i z niszy wyprowadzić ku szerokiemu odbiorowi – na skalę Nobla i tysięcy sprzedanych egzemplarzy.

Wesprzyj Więź

Ewa Kiedio o „Białości” mówiła niedawno w podcaście Tomasz Terlikowskiego. Nagrania można posłuchać tutaj, część o Fossem zaczyna się w 41 minucie.

Przeczytaj też: Jon Fosse: Boga nie ma, jest Bóg


[1] Jan od Krzyża, „Droga na górę Karmel”, tłum. B. Smyrak, Kraków 2012, wersja e-book.
[2] Mistrz Eckhart, „Kazania”, tłum. W Szymona, Poznań 1986, cyt. za: P. Sikora, „Logos niepojęty”, Kraków 2010, s. 88.
[3] W. Stróżewski, „O możliwości sacrum w sztuce”, w: „Sacrum i sztuka”, oprac. N. Cieślińska, Kraków 1989, s. 31.

Podziel się

2
2
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.