Zima 2024, nr 4

Zamów

Instytut Pileckiego: zatrzymać wahadło pamięci

Piotr Cywiński. Fot. Paweł Sawicki / na licencji CC BY-SA 3.0

Wahadło w końcu wróci i zamieni w pył każdą politykę pamięci i zbudowane wokół niej instytucje. Dlatego postulat likwidacji Instytutu Pileckiego jest przykładem myślowego infantylizmu.

W ostatnim czasie padły wezwania do likwidacji Instytutu Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego. Czuję się zobowiązany do wyrażenia mojej opinii, bo – po pierwsze – jestem przewodniczącym Kapituły Międzynarodowej Nagrody im. Witolda Pileckiego, przyznawanej przez Instytut za historyczną i reporterską książkę roku, a – po drugie – zostałem członkiem rady maleńkiego muzeum w Ostrowi Mazowieckiej, prowadzonego także przez ów Instytut.

Jeśli ktokolwiek przypuszcza, że zgodziłem się wejść do tych dwóch gremiów z jakichkolwiek względów krótkofalowych, koniunkturalnych, pragmatycznych, to z pewnością nie zna i nie rozumie moich motywacji. Nie sądzę, by tak myśleli sygnatariusze odezw o likwidację Instytutu Pileckiego, ponieważ mnie znają. Część z nich nawet dogłębnie.

Uważam koncepcję likwidacji Instytutu Pileckiego za kompletnie nietrafioną. Z kilku względów, które postaram się tu – skrótowo – wyjaśnić. Zgadzam się w pełni, że trzeba zrobić porządek z całkowicie skompromitowanym Instytutem Pamięci Narodowej. Tego – jak sądzę – nawet nie trzeba uzasadniać po licznych aferach z ubiegłych lat. Ta instytucja skompromitowała się i skompromitowaną pozostanie na tak długo, że jakiekolwiek inwestowanie w nią nie ma obecnie sensu. 

Nie widzę powodu, dla którego pion prokuratorski IPN nie może być prowadzony przez normalną prokuraturę, pion archiwalny przez archiwa państwowe, a pion edukacyjny (czyli w zasadzie wydawniczy)… no właśnie… przez kogo? Wiele podmiotów mogłoby do tej misji aspirować. Wśród nich – na pewno nie na prawach monopolu – także Instytut Pileckiego.

Nie można wycinać wszystkiego, co się nam ideowo nie podoba, tylko dlatego, że stworzyła to inna opcja polityczna. Inaczej uruchomimy jedno wielkie, nigdy niestabilizujące się wahadło Foucaulta – a przecież nie stać nas na to, by po każdych wyborach likwidować wszystkie instytucje pamięci. Trochę się na tym znam i wiem, o czym mówię. Pielęgnowanie pamięci jest pracą polifoniczną, wymagającą więcej czasu, niż perspektywa najbliższych wyborów. Dużo więcej.

Nie można wycinać wszystkiego, co się nam ideowo nie podoba, tylko dlatego, że stworzyła to inna opcja polityczna. Inaczej uruchomimy jedno wielkie, nigdy niestabilizujące się wahadło Foucaulta

Piotr Cywiński

Udostępnij tekst

Być może dlatego Instytut Pileckiego stanowi problem, że – wbrew oczekiwaniom niektórych – się nie ześwinił. Jedna dyskusyjna, mała tabliczka na dworcu kolejowym w Treblince nie stanowi jeszcze poważnego argumentu przeciwko Instytutowi. Wydawane przez IP tomy źródeł, omówień i monografii nie doczekały się blamażu wśród historyków. Tak, lokalizacja siedziby nowojorskiej jest ciężko chybiona, ale to może wiedzieć tylko mieszkaniec lub stały bywalec Nowego Jorku i zawsze można to naprawić. Z kolei placówka berlińska jest fantastyczna – sam wypożyczałem obiekty na potrzeby organizacji wystawy w tym miejscu.

Zarzuty, których sednem jest odmienne spojrzenie na historię, posiadające inne akcenty, osadzone w innych narracjach, mają naturę ideologiczną. Stawiając je, udzielamy tym samym zgody na formułowanie analogicznych oskarżeń przez politycznych oponentów. Gdyż okazuje się, że to o politykę w danej kwestii chodzi. I nie ma w tym nic złego, dopóki liczymy się z możliwością oberwania rykoszetem. 

Wahadło przecież w końcu wróci i zamieni w pył każdą politykę pamięci i zbudowane wokół niej instytucje. Dlatego postulat likwidacji IP jest przykładem myślowego infantylizmu. Funkcjonujemy w przestrzeni politycznej. Mnie samemu zdarzało się – przyznam, było to roku temu – grozić opuszczeniem Kapituły Nagrody Pileckiego, gdyby jedna z proponowanych do nominacji książek została wybrana. Są bowiem pewne granice w budowaniu wspólnej pamięci. Ale ową groźbę – wyrażoną z pełną świadomością ciężaru, jakie mają kwestie historyczne – potraktowano poważnie. To pokazało, że istnieje przestrzeń do dyskusji. Nie odmawiajmy jej sobie nawzajem.

Wesprzyj Więź

Tak, uważam, że IPN stracił – na własne życzenie – rację bytu. Reforma musi być głęboka, nawet bardzo. Ale tym bardziej Instytut Pileckiego – jako instytucja, która buduje narrację, z którą być może nie każdy się utożsamia – właśnie w takiej chwili powinna zostać zachowana. Bo chodzi o jedną Polskę. Polifoniczną. Różnorodną. Ale – per saldo – starającą się mówić uczciwie. Różnymi głosami.

Tekst ukazał się pierwotnie na FB autora

Przeczytaj również: Bohater narodowy, nie nacjonalistyczny. Jak pamiętamy Witolda Pileckiego

Podziel się

3
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.