Jesień 2024, nr 3

Zamów

Coraz trudniej wstaje mi się z łóżka – ale wstaję

Wojciech Bonowicz, Kraków 2012. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Jedyne, co możemy przeciwstawić cierpieniu, samotności, zagubieniu i desperacji, to nasz upór i nasza solidarność. Nie ma w tym nic heroicznego, jest coś bardzo zwykłego. Bo jeśli nie solidarność, to co?

Nie wiem, o czym napisać, wszystko jest tak zawstydzające… Sam akt pisania jest zawstydzający. W świecie, który nas otacza – bliższym i dalszym – jest tylu ludzi czekających na pomoc. Dostrzegamy tylko niektórych z nich i tylko przez chwilę. Oburzamy się, gdy pomoc do nich nie dociera. Ale potem wracamy do swoich problemów i swoich rozrywek.

Widok ludzi koczujących na granicy przez jakiś czas będzie nas niepokoił. A potem przesłonią go inne. Za trzy, cztery lata nie będziemy o nim pamiętać. Może dlatego, że na granicach pojawi się więcej chętnych, którzy będą chcieli je przekroczyć. A może przeciwnie – bo znów znajdzie się sposób, by tych, którzy ruszą z południa czy ze wschodu, trzymać z dala od naszego świata.

Wciąż mamy dość pieniędzy, żeby kupować święty spokój. Nie będzie codziennych relacji z obozów w Turcji czy w Syrii. Nie będą nam psuć wakacji doniesienia o uchodźcach, którzy umierają w namiotach z folii na pięćdziesięciostopniowym upale. A jeśli nawet w jakiś sposób przedostaną się do nas te straszne fakty, nie będziemy w stanie się nimi przejąć ani połączyć ich z tym, co dzieje się blisko. Nikt nie powinien umierać w lesie, to prawda. Ale to ofiary wielkiej polityki, na którą nie mamy wpływu – tak sobie powiemy. I nawet jeśli to nas nie uspokoi, na jakiś czas wystarczy jako znieczulenie.

Niemal codziennie słucham opowieści o ludziach na jakiejś „ziemi niczyjej”. O starszych paniach, których nikt nie odwiedza, o rodzicach dorosłych niepełnosprawnych, którzy boją się o przyszłość swoich dzieci, o ludziach do niedawna żyjących w poczuciu bezpieczeństwa, którzy z dnia na dzień stracili pracę i muszą wyciągać rękę po pomoc, o bezdomnych, którzy całkiem wypadli z systemu… Coraz trudniej słuchać tych historii, każda z nich jest zaproszeniem: wejdź, bądź ze mną, proszę – pomóż. A ja już wszedłem w kilka i zwyczajnie brakuje mi sił, by wejść w kolejne. A jeszcze trzeba by działać w szerszym planie: włączyć się w edukowanie do solidarności i odpowiedzialności za klimat, wspierać tych, którzy zdecydowali się coś robić w tych i innych dziedzinach, szukać nowych, lepszych sposobów mówienia o tym, co najbardziej ludzkie, ale medialnie mało atrakcyjne. I jeszcze przy tym wszystkim – natchnąć ludzi nadzieją.

Nasza wyobraźnia woli się żywić wielkimi, wykreowanymi apokalipsami niż zatrzymać przy małych końcach świata

Wojciech Bonowicz

Udostępnij tekst

Coraz trudniej wstaje mi się z łóżka – ale wstaję. Kot Leon ostatnio ma w sobie jakby więcej czułości. Nigdy wcześniej nie zasypiał przy mnie z tyłkiem wsuniętym pod moją pachę. Teraz częściej oczekuje pieszczot i częściej pieszczoty oddaje. Potrafi nie jeść przez pół dnia, tylko zwinięty w kłębek towarzyszyć mi w pracy. Kiedy na niego spoglądam, podnosi wzrok i też uważnie się we mnie wpatruje. Wszystko wie? Wygląda, jakby wszystko wiedział.

Miałbym ochotę napisać: rozejrzyjcie się, zobaczcie, czy obok was nie ma jakiejś ziemi niczyjej, gdzie koczują ludzie porzuceni przez innych. Człowiek na ziemi niczyjej nie jest niczyj – jest czyjś, jest nasz, jest wasz. Proszę, idźcie tam. A jeśli już w takim miejscu jesteście, nie wycofujcie się. Jedyne, co możemy przeciwstawić cierpieniu, samotności, zagubieniu i desperacji, to nasz upór i nasza solidarność.

Nie ma w tym nic heroicznego, jest coś bardzo zwykłego. Bo jeśli nie solidarność, to co?

W południe świat za oknem ma temperaturę zdrowego człowieka. Chwilę później – już gorączkującego. „Świat się pali? Niech się pali…”. Szkoda, że ogień podszedł już tak blisko. Póki był daleko, mogliśmy udawać, że to nie nasza sprawa. Niech gaszą ci, u których płonie. Ale teraz płonie u nas, na naszym kontynencie. Coraz większy. Coraz bliżej.

„Bardzo trudno jest wyjaśnić Europejczykom, że nie przyjeżdżam tu z Australii – mówił Richard Flanagan na spotkaniu w trakcie Festiwalu Góry Literatury. – Ja przyjeżdżam z waszej przyszłości. Ale tej przyszłości nie da się przekazać i nie da się w pełni zrozumieć. Dzisiaj rano czytałem o potwornej fali upałów, która dotknęła południe Europy: we Francji, w Hiszpanii, Portugalii spłonęło pięćdziesiąt tysięcy hektarów ziemi i mieszkańcy tych krajów są tym zszokowani. W ciągu trzech ostatnich lat w moim kraju spłonęły dwadzieścia cztery miliony hektarów. To, co spłonęło w Europie, to zaledwie dwie dziesiąte procent tej powierzchni. To, co jest moją teraźniejszością w Australii, jest waszą przyszłością”.

Dziennik pocieszenia
Wojciech Bonowicz, „Dziennik pocieszenia”, Wydawnictwo Znak, 2024

Scenę, na której odbywało się spotkanie, ustawiono u stóp Zamku Sarny, na wilgotnej, zielonej łące, w otoczeniu drzew. Był rześki, niedzielny wieczór. Temperatura szybko spadała, część osób na leżakach nakryła się kocami, w pewnym momencie musiałem wstać i pójść do samochodu po kurtkę. Słowa australijskiego pisarza, który też siedział na scenie w kurtce, wydawały się w tym otoczeniu nierzeczywiste. Ale były tylko opisem, relacją, nie proroctwem.

„Przez ostatnie dni spacerowałem po okolicy, po tutejszych wzgórzach zarośniętych drzewami – mówił Flanagan. – Te miejsca przypominają mi rejony w Australii, które teraz nawiedzane są przez tornada. Jedna trzecia mojej wyspy, Tasmanii, pokryta jest lasem deszczowym, którego początki sięgają głęboko w dzieje, do czasów gdy żyły dinozaury. I po raz pierwszy w historii ten las deszczowy wysycha. Pojawiły się gwałtowne burze, których wcześniej nie było, lasy zapalają się od piorunów, a w ogniu giną unikalne gatunki roślin i zwierząt. W Australii przybywa opustoszałych pól, miast i miasteczek, które mają problemy z wodą, regionów, które przestają nadawać się do życia. W mojej najnowszej powieści opisałem coś, co widziałem w mojej ojczyźnie i co obserwuję teraz w Europie: ludzie widzą te zmiany, ale nie pytają: dlaczego? Odwracają wzrok”.

Podobne słowa przestrogi padają od lat z różnych ust. Zwraca się uwagę na rosnące temperatury powietrza i wody, na zmieniającą się strukturę opadów, zniszczenia powodowane przez przemysł, masową hodowlę czy wycinkę drzew. Czy jest jakiś sposób na to, żebyśmy nie odwracali wzroku? Czy jest sposób na poskromienie ludzkiej chciwości i bezmyślności? Flanagan nie mówił o wielkich ideach, opowiadał o tym, co dzieje się w jego okolicy. Tego lata sami mogliśmy zobaczyć, jak wyglądają pustynniejące pola i wysychające rzeki.

Poszedłem na spacer w stronę malowniczego niegdyś Wodospadu Pośny, który okazał się wąską strugą, niknącą wśród głazów i kamieni. W drodze do Krakowa mijałem kręcące się po rozpalonych polach traktory; wznosiły się za nimi wysokie słupy kurzu, które opadały na drogę, utrudniając jazdę. Temperatura asfaltu zbliżała się do pięćdziesięciu stopni; wyobraziłem sobie, że gdyby ktoś rzucił niedopałek na pobocze, jechalibyśmy wśród płomieni.

Czy to wciąż lokalny kryzys, czy już początek globalnej katastrofy? Świat za oknem słabnie jak człowiek w gorączce, któremu nie ma kto podać wody. Na razie mamy jeszcze gdzie się schować. Mamy prysznice, lód w działającej lodówce i wiatraki, które poruszają ciężkie, nagrzane powietrze, przynosząc chwilową ulgę. Mamy lasy, w których możemy odetchnąć, strumienie, w których możemy zamoczyć stopy i schłodzić głowy.

Wesprzyj Więź

Czy umiemy sobie wyobrazić, że to wszystko stanie się nagle, z dnia na dzień, trudno dostępne lub niedostępne wcale? Nasza wyobraźnia woli się żywić wielkimi, wykreowanymi apokalipsami niż zatrzymać przy małych końcach świata. Przyjdzie zima, pojawi się pierwszy większy śnieg, a temperatura spadnie do minus piętnastu i znów w mediach społecznościowych niejeden zażartuje inteligentnie: „Aha, a więc tak wygląda globalne ocieplenie?”. Jak blisko musi podejść ogień, żebyśmy go dostrzegli?

„Świat się pali? Niech się pali”.

Fragment książki „Dziennik pocieszenia”, która w lutym ukaże się nakładem Wydawnictwa Znak. Tytuł fragmentu od redakcji Więź.pl

Podziel się

9
2
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.