Zima 2024, nr 4

Zamów

Zbrodnie naszych dziadków

Likwidacja getta w Olkuszu, czerwiec 1942 r. Fot. Muzeum PTTK w Olkuszu / olkuscyzydzi.pl

Wielu milczących świadków i kolaborantów eksterminacji Żydów już nie żyje, ale ich wnuki są wśród nas. Z trudem radzą sobie z gorzką prawdą o swoich dziadkach. 

Obchodzimy dziś Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu, upamiętniając wyzwolenie obozu w Auschwitz. Wysyłanie Żydów na śmierć, tylko dlatego, że byli Żydami, nie stanowiło jedynie kilkuletniego epizodu pierwszej połowy XX wieku.

Zakonnik zgwałcił dziecko, a wina spadła na Żyda. Taką historię opowiedział Emil Zola (1840-1902) w swojej ostatniej powieści zatytułowanej „Prawda”, wydanej 120 lat temu. Publikacja trafiła na listę ksiąg zakazanych i figurowała tam aż do roku 1966, kiedy ostatecznie Kościół katolicki pożegnał się ze słynnym indeksem. W dwóch pokaźnych tomach Zola konstruuje wciągającą fabułę, której bohaterem jest nauczyciel dążący do uniewinnienia i zrehabilitowania skazanego na dozgonną katorgę Żyda, swojego kolegi po fachu. Dopiero po kilkudziesięciu latach udaje się przekonać wnuków tych, którzy fałszywie zeznawali w procesie lub milczeli, by chronić Kościół, że Żydowi należy się zadośćuczynienie. 

Mieszkańcy miejscowości, do której Żyd powraca w swojej późnej starości, budują mu w darze dom, na którym umieszczają tablicę z napisem: „Miasto Maillebolis nauczycielowi Simonowi, w imię prawdy i sprawiedliwości, jako zadośćuczynienie za krzywdę. Wnuki jego prześladowców”. 

Czy dzisiaj stać nas, Polaków, na taki gest wobec Żydów, którzy cierpieli również przez naszych dziadków i pradziadków, nie tylko podczas okupacji, ale także przed nią i po jej zakończeniu? Taką tablicą, podobną do tej z powieści Zoli, składającą hołd prawdzie, jest książka Michała Rzeźnika „Piotr Rzeźnik – zdrajca z Izbicy” (2023). Autor opowiada w niej o zbrodniach swojego stryjecznego dziadka, wiejskiego listonosza i organisty w kościele w Tarnogórze. 

Znamy z imienia i nazwiska wielu z tych, którzy nieśli pomoc Żydom i przypłacili to życiem. To jednak niewielki procent całego narodu. Mieliśmy bohaterów i oprawców. Nie za każdym Polakiem, nawet jeśli jest w mundurze, powinniśmy stawać murem

o. Wojciech Żmudziński

Udostępnij tekst

„Opowieść ta też w sposób idealny wpisuje się w jeden z najpoważniejszych problemów, jakie mamy my – Polacy, my – społeczeństwo polskie. Problem, który rozumiem jako nieprzepracowaną traumę współudziału i kolaboracji” – czytamy w książce. 

Ta historia jest dla Rzeźnika szczególnie trudna, gdyż mówi o zbrodniach, jakie dotyczą jego bliskich, a „w naszym społeczeństwie panuje przekonanie, że o rodzinie nie wolno mówić źle”. Opowiada w książce trudne wydarzenia sprzed lat, bo nie zgadza się, aby wpajano nam od dzieciństwa wyłącznie kult sprawiedliwych Polaków, którzy zawsze byli ofiarami i nigdy nikogo nie krzywdzili. Nie zgadza się ze zmową milczenia wobec niewygodnych faktów. 

Jeśli nie można już cofnąć zła wyrządzonego przez naszych bliskich, sąsiadów i współbraci, to przynajmniej potomkom skrzywdzonych należy się prawda, a nawet zadośćuczynienie. Rozrachunku z krzywdą, wyrządzoną nie tylko Żydom, dokonało niewielu. W ostatnich latach takiego zadania podjęli się amerykańscy jezuici, odszukując potomków niewolników, którym na przełomie XIX i XX wieku ich współbracia zadali wiele cierpień.

Podobny cel ma przeszukiwanie kościelnych archiwów, by zdążyć przeprosić skrzywdzonych przez księży pedofilów, dopóki skrzywdzeni ci jeszcze żyją. Zasłanianie się, że to nie my byliśmy złoczyńcami, jedynie umacnia przekonanie, że dobrego imienia rodziny, rodaków i instytucji należy bronić za wszelką cenę. Tak robił w przeszłości Kościół, i tak myślą dzisiaj niektórzy Polacy pojmujący patriotyzm jako stawianie ponad prawdą jednostronnej, jedynej właściwej ich zdaniem narracji o przodkach. 

Co takiego robił Piotr Rzeźnik z Izbicy, Polak i katolik? Wydawał Niemcom, a nawet sam mordował żydowskich kolegów ze szkolnej ławki. Inni młodzi Polacy też w tym uczestniczyli. „Do zobaczenia w sklepie z mydłem” – rzucali na odchodne zabieranemu przez gestapo koledze. Ci, którzy należeli już do powojennego pokolenia, rozkopywali żydowskie groby w poszukiwaniu kosztowności, grali w piłkę czaszką Żyda. Nie widzieli w tym nic niestosownego. Zapewne oburzyliby się, gdyby ktoś nazwał ich antysemitami. 

„Faktem jest, że wpływ żydowski na obyczajność jest zgubny, a ich zakłady wydawnicze propagują pornografię. Prawdą jest, że Żydzi dopuszczają się oszustw, lichwy i prowadzą handel żywym towarem”. Te słowa kardynała Augusta Hlonda kierowane do wiernych przed wybuchem II wojny światowej nie uspokajały – delikatnie mówiąc – nastrojów antyżydowskich. Prymas zachęcał do niekupowania w żydowskich sklepach oraz bojkotowania żydowskiej prasy, choć trzeba przyznać, że również pouczał, iż „nie wolno Żydów napadać, bić ich, kaleczyć, oczerniać”.

Jak wiemy, pouczenia te, wmieszane w antysemickie uprzedzenia, były mało skutecznie. Katoliccy kaznodzieje, odczytując z ambony słowa prymasa, umacniali w Polakach obraz Żyda oszusta, lichwiarza, bolszewickiego wywrotowcy i bezbożnika. Pod wpływem takich nauk kształtowało się młode pokolenie, które po okupacji zaczynało dorosłe życie. Macewami łatano ulice, psy roznosiły kości zmarłych, zrabowane kosztowności zamieniano na gotówkę.  

Autor książki o zdrajcy z Izbicy wspomina w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”, że jego dziadek wydawał na śmierć nie tylko Żydów. Opowiada o tablicy poświęconej Polakom, którzy zginęli z rąk hitlerowców, umieszczonej w kościele w Tarnogórze. „Znajduje się na niej dwadzieścia dziewięć nazwisk, mam pewność, że Piotr Rzeźnik przyczynił się do śmierci czternastu. Wydawał ludzi gestapo, bo miał z nimi zatarg albo sądził, że przypodoba się Niemcom”.

Książka Michała Rzeźnika nie jest jedynym rozrachunkiem ze wstydliwą historią, do której trudno się przyznać, nie burząc dobrego mniemania o własnej rodzinie. Podobną, skrywaną przez lata prawdą, dzieli się Mirosław Tryczyk w swojej książce „Drzazga. Kłamstwa silniejsze niż śmierć” (2020). Jego dziadek również brał udział w eksterminacji Żydów. Dziś przerażają opisane w wielu publikacjach okrucieństwa podczas sąsiedzkich pogromów, bulwersują powojenne wypowiedzi milczących „świadków”, którzy negują jakikolwiek udział w zbrodniach. W Jedwabnem, Szczuczynie, Goniądzu, Rajgrodzie, Brańsku, Jesionówce i wielu innych miejscach powinny wybrzmieć z ust mieszkańców szczere przeprosiny.

Być może niejeden z czytających ten tekst zacznie wymieniać heroiczne czyny Polaków ratujących Żydów. Tak, byli wśród Polaków ludzie odważni. Znamy z imienia i nazwiska wielu z tych, którzy nieśli pomoc Żydom i przypłacili to życiem. To jednak niewielki procent całego narodu. Mieliśmy bohaterów i oprawców. Nie za każdym więc Polakiem, nawet jeśli jest w mundurze, powinniśmy stawać murem. 

Wesprzyj Więź

Temat dzieci i wnuków, którzy wśród przodków mają zabójców, oszustów, handlarzy ludźmi, lub milczących świadków okrutnych zbrodni, nie sprowadza się do czasów okupacji. Żyją wśród nas dzieci i wnuki złych ludzi, często z traumą, z którą nie mogą sobie poradzić. Na tę haniebną przeszłość zapuszczają zasłonę milczenia, żyją z poczuciem winy lub decydują się na coming out, jak autorzy wspomnianych książek. 

Niech Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu będzie zachętą dla wszystkich, którzy niosą ciężar krzywd wyrządzonych przez nieżyjących już dziadków, sąsiadów i współbraci do przerwania milczenia i choć w ten sposób oddania hołdu ofiarom.

Przeczytaj też: Jan Andrzej Kłoczowski OP, Czy Bóg cierpiał w Auschwitz?

Podziel się

10
3
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.