Jesień 2024, nr 3

Zamów

Nie żyje ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – człowiek wielkiego serca, głos dyskryminowanych

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Fot. Ryszard Hołubowicz / Wikimedia Commons

Zabierał głos wtedy, gdy inni „dyplomatycznie” milczeli. Był tam, gdzie inni woleli nie zaglądać. Nie godził się na obojętność czy zamiatanie problemów pod dywan.

Nie żyje ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Ludzie dyskryminowani i skrzywdzeni mogli zawsze liczyć, że będzie ich głosem. Czytający trudne karty historii Kościoła i szukający prawdy mieli w nim sojusznika. A cała rzesza ubogich i niepełnosprawnych traktowała go jak ojca.

Zdarzało się, że zbyt szybko wydawał osądy, może nawet czasem błądził w swojej pasji docierania do prawdy, ale to wszystko nie przesłania tego, co najważniejsze – był to człowiek wielkiego serca. Zresztą nie potrafił inaczej reagować na dziejące się zło i hipokryzję, jak stawać po stronie słabszych. Nie kalkulował, czy komuś się narazi, czy ktoś będzie na niego pomstował, czy będzie wyrażał swoje niezadowolenie albo próbował zaszkodzić. Gdy tylko docierały do niego sygnały o doznanej krzywdzie, działał natychmiast.

Zabierał więc głos wtedy, gdy inni „dyplomatycznie” milczeli. Był tam, gdzie inni woleli nie zaglądać. Nie godził się na obojętność czy zamiatanie problemów pod dywan. Osobista wygoda czy święty spokój schodziły na dalszy plan, gdy ma horyzoncie pojawiał się człowiek w potrzebie.

Ze wzruszeniem myślę o tej mniej medialnej twarzy Księdza Tadeusza. O człowieku, który zamieszkał wśród osób z niepełnosprawnościami i stał się dla nich ojcem i bratem, jak równy między równymi, z prostotą i w prawdziwie franciszkańskim ubóstwie. O tym, jak ten wojownik zdejmował przy nich zbroję i uśmiechał się łagodnie. O Radwanowicach, które dzięki niemu stały się domem dla najsłabszych. O potędze jego miłości, która wydobyła z nich zachwycające talenty i pomagała odzyskiwać godność. O radości przenikającej ściany prowadzonych przez jego fundację schronisk. O serdecznej gościnności, której wiele razy doświadczyłem od niego i jego radwanowickich przyjaciół-domowników.

Wesprzyj Więź

Próbowałem wczoraj się z nim skontaktować. Bezskutecznie. Ksiądz Tadeusz zamilkł i już nigdy nie usłyszymy jego głosu. Ale ziemskie „nigdy” stało się dzisiaj dla niego niebieskim „zawsze”. Wierzę głęboko, że spotkał się tam ze swoimi przyjaciółmi: św. Franciszkiem z Asyżu, ze św. Bratem Albertem, z kardynałem Franciszkiem Macharskim, który był jego sojusznikiem i ojcem chrzestnym podejmowanych przez niego dzieł.

A my? No cóż, mam nadzieję, przeżyjemy doroczne Albertiana i wręczymy medale św. Brata Alberta. Nie bez niego, ale z jego pełną duchową obecnością.

Przeczytaj też: Franciszek – Boży Orfeusz

Podziel się

2
2
Wiadomość