Zima 2024, nr 4

Zamów

Lutosławski, ruiny i światło pośród mroku. Kolęda paradoksalna

Krakowski rynek, Boże Narodzenie 2023. Fot. Dominik Dubiel

Co z tego, że Bóg się rodzi, skoro tak wiele osób żyje dziś w ciemności?

Kilka lat temu odbywałem praktyki dyrygenckie w Chórze Chłopięcym Filharmonii Krakowskiej. Tuż przed rozpoczęciem próby podchodzi do mnie prowadząca i mówi: „Słuchaj, Dominik, nie będzie Magdy (czyli akompaniatorki), a chcę dziś zrobić «W żłobie leży» w opracowaniu Lutosławskiego, podegraj mi akompaniament”. Nie znałem tego opracowania, więc siadam do fortepianu i pobieżnie przeglądam partię akompaniamentu, po czym prowadząca daje znak i zaczynamy.

Gram te gęste, dysonujące, dla niektórych może wręcz zgrzytające akordy, a na tym tle dzieciaki swoimi delikatnymi głosikami śpiewają w gruncie rzeczy całkiem wesołą melodię kolędy. Gram, słucham i czuję, jak ciarki przechodzą mi po plecach. Było dla mnie jedno z najgłębszych, choć zupełnie niespodziewanych, doświadczeń duchowych. W tamtym momencie z całą jasnością dotarło do mnie, że ten kontrast (zamierzony przez kompozytora, a dodatkowo wzmocniony tą konkretną obsadą wykonawczą) jest doskonałym obrazem Bożego Narodzenia. Są to bowiem Święta kontrastów i paradoksów.

Bóg z marginesu

Nieskończony Bóg, bez którego „nic się nie stało z tego, co się stało”, jak czytamy w Ewangelii przeznaczonej na uroczystość Narodzenia Pańskiego; Ten, w którym istnieje absolutnie wszystko: od najbardziej odległych galaktyk we wszechświecie, po najmniejsze źdźbło trawy; Bóg, o którym opowiada cała rzeczywistość nasycona jego Obecnością; nieskończony Bóg, który objawiał się w historii Izraela – teraz staje się Człowiekiem.

Nie tak, jak bogowie w starożytnych mitologiach. Nie przychodzi jako heros i nadczłowiek, ale jako noworodek, całkowicie zależny od swoich ziemskich rodziców, którzy musieli Go karmić, przewijać i tulić do snu.

Na dodatek nie rodzi się na królewskim dworze, ani nawet w normalnym domu, ale na marginesie ówczesnego świata, w zimnej i brudnej stajni, śmierdzącej zwierzętami. To uwłaczające godności człowieka, ale nasz Bóg właśnie tak zechciał się urodzić. Trudno wyobrazić sobie większy kontrast i paradoks. Wszechmocny Bóg staje się najmniejszym człowiekiem.

Świąteczne światłocienie

Ale kontrasty i paradoksy Bożego Narodzenia nie kończą się na tym. W naszym świętowaniu również ich nie brakuje. Z jednej strony to wyczekiwany czas, kiedy spotykamy się z bliskimi, cieszymy się sobą, jemy dobre potrawy i śpiewamy ulubione kolędy.

Ale z drugiej strony w wielu domach jest w tych dniach dużo więcej powodów do płaczu niż do śmiechu. Bo ktoś niedawno odszedł, więc puste miejsce przy stole uwiera wyjątkowo boleśnie. Bo ktoś się pokłócił i obraził. Bo ktoś się zmaga z życiową ciemnością.

Boże Narodzenie to opowieść o tym, że nigdy nie jesteśmy w stanie odejść tak daleko, by Bóg nie mógł wejść w nasze życie ze swoim błogosławieństwem

Dominik Dubiel SJ

Udostępnij tekst

Kontrasty i paradoksy. Wesoła melodia śpiewana dziecięcymi głosami i ciężkie, poważne akordy akompaniamentu. Magia świąt, jarmarki bożonarodzeniowe i piękne zdjęcia na Instagramie (co jest też dobre). Ale też Boże Narodzenie przeżywane przez nasze siostry i braci w Ukrainie, Strefie Gazy, Libanie, Syrii, Pakistanie, Indiach i wielu innych miejscach świata, świętowane o krok od śmierci. W niepewności.

Ale właśnie w tych kontrastach i paradoksach najdobitniej objawia się nam Dobra Nowina przyniesiona przez Jezusa Chrystusa.

„Zabrzmijcie radosnym śpiewaniem wszystkie ruiny Jeruzalem!”

W pierwszym czytaniu, przeznaczonym na bożonarodzeniową Mszą w ciągu dnia, słyszeliśmy nawoływanie proroka Izajasza: „Zabrzmijcie radosnym śpiewaniem wszystkie ruiny Jeruzalem!”.

Wstrząsające stają się te słowa, kiedy uświadomimy sobie, że słucha się ich we wszystkich miejscach świata – w ruinach zbombardowanych miast, ale też w metaforycznych w ruinach ogarniętych ciemnością dusz, w ruinach naszych poranionych serc. „Zabrzmijcie radosnym śpiewaniem, wszystkie ruiny Jeruzalem!”.

Każda i każdy z nas ma swoje wewnętrzne ruiny. Każda i każdy z nas potrzebuje usłyszeć słowa pociechy, jakie Pan Bóg kieruje do nas w uroczystość swojego narodzenia.

Ale należałoby słusznie zapytać: co te słowa właściwie wnoszą w moje życie? Jak mam się cieszyć, skoro w moim życiu jest tyle gruzu, tyle niepoukładanych relacji, tyle grzechów, z którymi sobie nie potrafię poradzić? Jak mam się cieszyć, skoro tyle osób wokół mnie cierpi, a ja nie potrafię im pomóc? Albo jeszcze dobitniej: co z tego, że Bóg się rodzi, skoro tak wiele osób żyje dziś w ciemności?

Myślę, że to pytania, które musimy sobie ciągle zadawać, żeby nasza wiara była żywa i życiodajna, a nie stała się – proszę wybaczyć nieco ironiczny ton – zbiorem odpowiedzi, na które nie ma pytań, a ostatecznie tylko pustą ideologią, która nic nie wnosi w nasze życie. Nie bójmy się stawiać Bogu tych pytań.

Światło

Skoro jednak jesteśmy tutaj zgromadzeni jako Kościół, to spróbujmy poszukać odpowiedzi na tu i teraz, dla tej konkretnej naszej wspólnoty, wsłuchując się w to, co Bóg nam przekazuje.

Przede wszystkim, Boże Narodzenie jest opowieścią o Bogu, który przychodzi do nas niezależnie od tego, w jakim jesteśmy stanie. Dwa tysiące lat temu świat nie był przygotowany na przyjście Boga. „Przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli”, jak przekazuje nam ewangelista. Ale On i tak przyszedł. Bo to jest Jego styl: być blisko konkretnego człowieka w jego konkretnej sytuacji życiowej. Nawet w tej poplątanej i nieregularnej. Może zwłaszcza w takiej.

Boże Narodzenie to opowieść o tym, że nigdy nie jesteśmy w stanie odejść tak daleko, żeby Bóg nie mógł wejść w nasze życie ze swoim błogosławieństwem, ze swoją nadzieją, ze swoim światłem. Wszak „światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”.

Dobra Nowina, którą Kościół ogłasza nam przez uroczystość Bożego Narodzenia, jest taka, że w każdej i każdym z nas jest światło. Skoro bez Boga „nic się nie stało z tego co się stało”, to każda i każdy z nas jest na dobre i na złe połączony ze swoim Stwórcą, ze Źródłem Życia. Nikt ani nic nie jest nas w stanie oddzielić od tego Źródła.

Na najgłębszym poziomie jesteśmy jedno z naszym Bogiem, który sprawia, że jesteśmy jedno również z naszymi siostrami i braćmi. Każde, nawet najmniejsze dobro jakie czynimy, pozwala innym doświadczyć, że „światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”. Przez małe okruszki dobroci w naszej codzienności rodzi się Bóg. Czasami zwyczajne ciepłe słowo, mały gest życzliwości, telefon czy prosta wiadomość na Whatsappie mogą sprawić, że nasz bliźni doświadczy, jak w jego sercu rozlewa się boskie światło, a „Słowo staje się ciałem”.

Może tego światła nie ma na tyle, żeby rozjaśnić wszystkie mroki świata, żeby zakończyć wszystkie wojny i uzdrowić nas ze wszystkich naszych chorób. Ale z całą pewnością wystarczy go, żebyśmy byli w stanie zrobić najbliższy krok. Żebyśmy w tym świetle zobaczyli twarz drugiego człowieka, w której objawia nam się żywy Bóg, źródło naszej nadziei, uwalniającej nas od śmiertelnego lęku.

Może więc najlepsza rzecz, jakiej możemy sobie życzyć w tych dniach, jest po prostu doświadczanie Bożego Narodzenia. Zgodnie z popularnymi słowami matki Teresy z Kalkuty:

Wesprzyj Więź

Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności, jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa, jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są Twoje możliwości i jak wielka okazuje się Twoja słabość, jest Boże Narodzenie.
Zawsze, ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych przez Ciebie, zawsze wtedy jest Boże Narodzenie.

Zredagowana wersja homilii wygłoszonej 25 grudnia 2023 r. w bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie

Przeczytaj też: Spóźniony król, nasze życiowe klęski i cicha nadzieja

Podziel się

3
3
Wiadomość