Utwory ukazały się w kwartalniku „Więź” zima 2023.
Ojcowie
Dwóch młodych mężczyzn spotkanych w barze na plaży,
obaj mają swoje niemowlaki w nosidełkach,
obaj ubrani w wesołe koszulki.
Pora obiadowa, ale pusto, z głośników lecą Kormorany,
wersja alternatywna.
Krążą wokół siebie w milczeniu, wymieniają spojrzenia.
Żona jednego już majaczy na horyzoncie –
niesie jakieś oranżady.
Pierwszy, łysy, cały w tatuażach, siedzi pod szpitalem i pali.
Ze szpitala wychodzi drugi, identyczny, tylko wyższy.
Towarzyszy mu córka, pięcioletnia, w sukience z falbankami.
„Chodź, Ula” mówi do niej i podchodzą do tamtego na ławce.
Napięta rozmowa, ten pierwszy „trochę zawiódł”.
Dziewczynka zadziera głowę, patrzy na tatę i kolegę taty;
jeszcze wyżej: niebo jaskrawo błękitne, linie statków, ślady stóp.
Kruchość, która nie ulatuje, wsącza się pomiędzy.
Diuna
Wigilia ’95, zasypany dom,
przez śnieżne tunele jeżdżą pociągi towarowe.
Pojawiają się czeskie ptaki śpiewające zimą,
zaklepują sobie gałęzie. Teściowa goni do krojenia sałatki jarzynowej,
sama od rana walczy z karpiami, śledziami, cwibakami, pasztecikami;
jest rok ’96, teść jest już zupełnie przezroczysty, siedzi w werandowym pokoju,
uczy się tam egzotycznego języka, ktoś inny drąży korytarze w śniegu,
szynka i sos tatarski na świąteczne śniadanie! Cały ten dzień bezcelowo słoneczny,
wieczorem moja piękna mama pachnie perfumami Dune,
te perfumy rzucają mnie w ten wieczór, prosto na dywan,
ukrywam się w jego wzorach,
ten kto go rano odkurzał, nigdy by się tego nie spodziewał.
Chwilę przed wigilią – smutna i elegancka,
na górze wciąż trwa walka, już ostatnia runda:
gorączkowe podpiekanie potraw,
płoną mandarynki na białym obrusie;
zastanawiam się teraz, dlaczego ktoś powiedział, że obrus jest okrutny,
czy ktoś chwytał zębami płonącą mandarynkę?
Ten smutek różni się wszystkim od mojego.
Amunicja i jej elaboracja
Tak, to ja wyrzucam te sztuczne kwiaty.
Chciałabym znaleźć naprawdę szalony znicz dla mamy,
ale oferta jest niezadowalająca.
Chciałabym kupić piękny znicz dla mamy,
ale tyle się czyta o hienach cmentarnych:
(„Wszystkie kwiatki zniknęły, a wyglądały jak żywe, Madziu!”).
Tak, rozmyślnie nie odpisałam na pytanie dalekiej kuzynki,
czy pojechałam na grób babci.
Słowo „rodzina” wibruje tutaj jak rozwścieczony dron,
w listopadzie, maju, styczniu.
Jego baterie ładują się w sposób niestrudzony.