Do jednej z zakonnic Teresa powiedziała: „Gdyby siostra wiedziała, w jakich ciemnościach jestem pogrążona! Nie wierzę w życie wieczne, wydaje mi się, że po tym śmiertelnym życiu nie ma już nic więcej. Nie pozostało mi nic więcej jak miłość”.
Dotychczasowe odcinki cyklu „Adwent ze św. Teresą” można przeczytać tutaj
Wśród największych ciemności, Lud Izraela wyszedł z niewoli egipskiej. Ciemna noc Paschy dała im upragnioną wolność i od tej chwili, dzieci Boga jedynego wiedzą, że „noc, nawet najczarniejsza, nie jest w stanie zgasić gwiazd”[i]. Ale jak przez nią iść?
Teresa wyznaje: „Ach! niech mi Jezus wybaczy, jeśli sprawiłam Jemu przykrość, ale On dobrze wie, że nie posiadając radości Wiary, staram się przynajmniej pełnić jej uczynki”. Będąc w samym epicentrum nocy nicości, odkrywa głęboki sens miłości bliźniego
Nocą, w Wielki Piątek, 3 kwietnia 1896 r., Teresa nagle dostaje krwotoku. Jest to znak zbliżającej się śmierci oraz początek heroicznej próby wiary, która będzie trwała przez osiemnaście miesięcy, aż do dnia jej śmierci.
Zanotuje, że Bóg „pozwolił, aby moją duszę ogarnęły najgęstsze ciemności i żeby myśl o Niebie, tak dla mnie słodka, stała się już tylko przedmiotem walki i udręki… To doświadczenie nie miało trwać paru dni, paru tygodni, miało ono wygasnąć w godzinie wyznaczonej przez Dobrego Boga i… godzina ta jeszcze nie nadeszła”[ii]. Teresa wchodzi wtedy w doświadczenie nocy nicości.
Przeciwko własnej wierze
Noc nicości nie jest jakimś prostym problemem moralnym, uczuciowym, psychologicznym czy chwilowym kryzysem. To głębokie doświadczenie duchowe. W aspekcie teologicznym można powiedzieć, że jest ono spowodowane przez samego Boga, który dopuścił, aby Teresa stanęła przeciwko własnej wierze.
Jednak nie chodzi w tym doświadczeniu o czynne lub bierne noce ciemne opisywane przez św. Jana od Krzyża – przez nie Teresa przeszła już wcześniej. Jest to jej osobisty udział w paschalnej nocy Jezusa. Jest to również – zaskakująco to może zabrzmieć – jej osobista solidarność z niewierzącymi braćmi.
Niebo, które Teresa pisała zazwyczaj wielką literą – a które było również pierwszym słowem samodzielnie przez nią przeczytanym – nagle stało się przedmiotem walki i udręki. Karmelitanka staje wobec pytań: czy nadal będzie żyła po śmierci, czy będzie widzieć Boga, czy też wszystko zakończy się nicością? Śmierć, która była dla niej wielkim oczekiwaniem i towarzyszką w drodze do wieczności, teraz jawi się jako absolutna nicość. Znajduje się w „ciemnej dziurze, w której niczego nie można już rozróżnić”[iii].
W jej duszy wyrasta mur wznoszący się do samego nieba, a gęsto spowita mgła zasłania wszelkie promienie światła. Teresa we wstrząsający sposób wyznaje:
„Nagle mgły, które mnie otaczają, stają się gęstsze, wnikają w moją duszę i spowijają ją w taki sposób, że nie jest już możliwe, bym odnalazła w niej tak słodki obraz mojej Ojczyzny, wszystko zniknęło! Kiedy chcę przez wspomnienie świetlanego kraju, ku któremu dążę, dać wytchnienie mojemu sercu, zmęczonemu ciemnościami, które je otaczają, moja udręka podwaja się, wydaje mi się, że ciemności, posługując się głosem grzeszników, mówią mi, drwiąc ze mnie: – Marzysz o światłości, o kraju pachnącym najmilszymi zapachami, marzysz o wiecznym posiadaniu Stworzyciela tych wszystkich cudów, myślisz, że pewnego dnia wyjdziesz z mgieł, które cię otaczają, dalejże, dalej, raduj się ze śmierci, która da ci nie to, czego oczekujesz, ale noc jeszcze głębszą, noc nicości”[iv].
Pozostaje człowieczeństwo
To, co przez całe życie było dla Teresy jasnym i pewnym drogowskazem w życiu, teraz staje się powodem największej udręki. Skoro cel, do którego się dąży, zostaje zanegowany, sensu zostaje pozbawiona również droga, którą się kroczy do obranego celu. Dla Teresy nie ma już nic. Pozostaje absolutna pustka, która jest jednym, wielkim krzykiem wydobywającym się z najciemniejszego lochu, do którego Teresa została strącona.
Jej krzyk jest bardzo wyraźny. Teresa w ogrodzie powie do jednej ze sióstr: „Gdyby siostra wiedziała, w jakich ciemnościach jestem pogrążona! Nie wierzę w życie wieczne, wydaje mi się, że po tym śmiertelnym życiu nie ma już nic więcej. Nie pozostało mi nic więcej jak miłość”[v].
To zanegowanie nieba w życiu Teresy było również związane z filozoficznymi tendencjami świata zachodniego XIX wieku, który za słuszniejszą rzecz uznał czynienie dobra dla niego samego, a nie dla uzyskania nieba. I oto teraz w życiu Teresy nie liczy się już pragnienie nieba, lecz wszystko zostaje wchłonięte przez czystą miłość.
Dzięki temu doświadczeniu karmelitanka z Lisieux może w pełni zrozumieć oraz przylgnąć do świata niewiary, do ludzi, których nie interesuje życie wieczne. Zakonnicy odciętej od rzeczywistości nieba, pozostaje człowieczeństwo, konkretne i namacalne. Przemierzając tę samą drogę, co jej bracia i siostry, zostaje zanurzona w ateizm, stając się w ten sposób kimś bardzo bliskim dla tych wszystkich, którzy nie wierzą.
Słuchaj też na Soundcloud, YouTube i w popularnych aplikacjach podcastowych
„Trzeba przebyć ten mroczny tunel”
Ówczesna apologetyka Kościoła podkreślała, że ci, którzy deklarują swoją niewiarę, wykazują brak uczciwości intelektualnej lub moralnej, ponieważ wiara jest czymś absolutnie oczywistym. Zasadniczo Teresa długo nie mogła więc wyobrazić sobie, że mogą istnieć ludzie dobrej woli, którzy nie wierzą w Boga. Sama wprost się do tego przyznaje: „nie mogłam uwierzyć, że istnieją bezbożnicy niemający wiary. Sądziłam, że przecząc istnieniu Nieba, pięknego Nieba, gdzie sam Bóg chciałby być ich wieczną nagrodą, mówią wbrew temu, co myślą”[vi].
Może wydawać się, że gdy intelektualiści, filozofowie i wolnomyśliciele kłócą się o rzeczywistość Boga, który „umarł”, to właśnie takie zakony jak Karmel powinny być bastionami wiary. Jednak właśnie tam – w świecie obwarowanym hermetycznym katolicyzmem – karmelitanka z Lisieux dźwiga na sobie ateizm XIX wieku.
Dominikanin Bernard Bro uważał, że Teresę należy postawić w jednym rzędzie z Marksem, Nietzschem czy Freudem, ponieważ i ona znalazła się w obliczu nicości. Święta dochodzi do wniosku, że wiara nie jest wcale taką oczywistością, jak uważało jej środowisko. Zanotuje podczas świąt wielkanocnych: „Jezus dał mi odczuć, że naprawdę istnieją dusze, które nie mają wiary… trzeba przebyć ten mroczny tunel, żeby pojąć jego ciemność”[vii].
Dzielić los niewierzących
Trzeba tu podkreślić, że Teresa nie chce podjąć się bycia ofiarą zastępczą, która miałaby przejednać niebiosa, aby niewierzący mogli na nowo powrócić na łono Kościoła katolickiego. Nie chodzi jej również o ekspiację za nich, ani nawet o pobożną tolerancję. Współczuje im, jednak bez cienia duchowej wyższości. Solidarność Teresy z niewierzącymi nie ma nic wspólnego z faryzejskim odgraniczaniem się od nich. Coraz dogłębniej rozumie, że jej doświadczenia nicości, zwątpień, obojętności wobec nieba, są szczególnym zaproszeniem, aby poznała te same przepaści, w których znajdują się niewierzący.
Teresa nie staje wobec nich w pozycji uprzywilejowanej. Nie daje im nic ze swego skarbca wiary, ponieważ sama już nic nie posiada. Nie krytykuje, nie moralizuje, nie odnosi się do nich z dydaktyczną wyższością czy pogardą. Zaczyna dzielić z nimi ich los. Staje się jedną z nich. Zyskuje świadomość, że niewiara nie musi być tylko skutkiem zatwardziałości lub „głupoty”. Dzięki temu może w pełni świadomie powiedzieć o nich: „moi bracia”.
W swojej nocy nicości Teresa bardzo mocno doświadczyła, że wyjście z ciemności o własnych siłach może być nieosiągalne. Pragnie więc trwać z nimi przy stole goryczy, jednak nie ma w niej podziału na ja-oni, dzielą bowiem ten stół wspólnie.
Trzymać się światła, którego nie widać
Dla Teresy to doświadczenie niesie głębokie rozdarcie. Solidaryzuje się z niewierzącymi; czuję się jedną z nich, a jednocześnie doświadcza klasztornego osamotnienia w swojej niewierze. Zapewne przeżywa to, co opisał Martin Buber: „Niewątpliwie ten, kto zna Boga, zna także oddalenie od Boga oraz udrękę oschłości wylęknionego serca”[viii].
Paradoksalnie jednak w tej nocy nicości Teresa pragnie się kurczowo trzymać tego światła, którego nie widzi. Chce wierzyć, pomimo że wszystko dokoła niej obwieszcza, że wiara to bezsens, utopia i strata czasu.
Zaparła się całkowicie siebie, gdyż miała świadomość, że uczucia bezsensowności nie da się tak łatwo przezwyciężyć logicznymi argumentami, ani też przez dyskusję odzyskać utracone poczucie Bożej Obecności. Pozostawia walkę o wiarę nierozstrzygniętą, a problemy nierozwiązane, ponieważ z dnia na dzień czuła się coraz bardziej scalona z ludźmi wątpiącymi i niewierzącymi. Dlatego nie zamierzała oddzielić się od nich w poczuciu wyższości. Dzięki temu zyskuje głębokie przekonanie, że jej noc nicości ma znaczenie dla innych.
Doświadczenia nicości, zwątpień i obojętności wobec nieba stały się dla Teresy szczególnym zaproszeniem do dzielenia losu z niewierzącymi braćmi
Geniusz jej postawy polega na tym, że postanowiła w te ciemności niewiary pójść do końca, nie mając żadnej gwarancji, jak to się dla niej skończy. Wybrała ciemne poszukiwanie Boga na przekór wszystkiemu. Sposób, jaki obrała, jest niesamowity! Na ciemności wiary odpowiada wiarą radykalną, jednak wyrażoną jedynie w jej uczynkach i skonkretyzowanych w aktach miłości.
Jedynie miłość
Teresa wyznaje: „Ach! niech mi Jezus wybaczy, jeśli sprawiłam Jemu przykrość, ale On dobrze wie, że nie posiadając radości Wiary, staram się przynajmniej pełnić jej uczynki. Sądzę, że w ciągu roku zrobiłam więcej aktów wiary niż w ciągu całego mojego życia”[ix]. Pod koniec życia, będąc w samym epicentrum nocy nicości, odkrywa głęboki sens miłości bliźniego.
W tych paradoksalnych aktach wiary, wypływających z jej doświadczenia niewiary, Teresa dokonuje przejścia od „ja wierzę”, do „kocham ciebie”. Pozbawiona wiary oraz nadziei może oprzeć się jedynie na miłości bliźniego.
Obok głębokich wewnętrznych ciemności Teresa w tamtym okresie cierpi również fizycznie z powodu gruźlicy. Często się dusi, obficie się poci, ma niekończący się kaszel, męczy ją bezsenność i ma gangrenę jelit. Nic dziwnego, że w takim stanie Teresa doznawała samobójczych pokus.
Błagała, by się za nią modlono, bo, jak argumentowała, była bliska postradania zmysłów. Matka Agnieszka wspomina: „Pewnego wieczoru, w infirmerii, zaczęła zwierzać mi się, bardziej niż zazwyczaj, ze swoich trosk. Gdyby siostra wiedziała, jakie straszliwe myśli mnie nachodzą! Niech siostra modli się za mnie, bym nie słuchała demona, który chce wmówić mi tyle kłamstw”[x].
Na końcu tego ciemnego tunelu, mając 24 lata, Teresa rzuca spojrzenie na krzyż i wyrzekając swoje ostatnie słowa – „O… kocham Go!… mój Boże!… kocham Cię!”[xi] – czyni swój ostatni krok. Ten krok dla nas pozostaje nadal zakrytą tajemnicą, zaś dla niej stał się odpowiedzią na wszelkie pytania.
„Jeden krok mi wystarczy”
Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku, nie wiem, przez jakie ciemności przechodzisz w swoim życiu. Szanują je tak bardzo, że nie zamierzam zostawiać Ci na koniec żadnych złotych rad, mądrych rozwiązań czy tanich pocieszeń.
Mogę jedynie podzielić się z Tobą modlitwą św. kardynała Johna Henry’ego Newmana, którą sam modlę się już od ponad 10 lat. Może i dla Ciebie stanie się pomocą oraz drobnym światełkiem w stawianiu kolejnego, małego kroku w wierze bądź niewierze.
„Prowadź Światło łagodne
Pośród otaczającej ciemności,
Ty mnie prowadź!
Noc jest ciemna,
a ja jestem daleko od domu,
Ty mnie prowadź,
Strzeż moich kroków!
Nie proszę, bym widział
aż po horyzont;
jeden krok
mi wystarczy”[xii].
Następna część cyklu „Adwent ze św. Teresą” – w sobotę 23 grudnia 2023 r.
Przeczytaj także: Jak iść przez noc ciemną Kościoła
[i] Joël Pralong, „Siła słabości. Logoterapia w perspektywie małej drogi terezjańskiej”, tłum. Lilla Danilecka, Kraków 2021, s. 8.
[ii] Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, „Dzieje duszy”, Poznań 2005, G 5 v.
[iii] Zob. „Ostatnie rozmowy”, (DE) 28.8.3, w: „Żółty zeszyt”, tłum. Karmelitanki Bose z Przemyśla, Katarzyna Dudek, Kraków 2016.
[iv] „Dzieje duszy”, dz. cyt., G 6 v.
[v] „Akta procesu informacyjnego zwykłego”, PO 402.
[vi] „Dzieje duszy”, dz. cyt., G 5r – 5v.
[vii] „Dzieje duszy”, dz. cyt., G 5v.
[viii] Martin Buber, „Ja i ty. Wybór pism filozoficznych”, tłum. Jan Doktór, Warszawa 1992, s.39.
[ix] „Dzieje duszy”, dz. cyt., G 7r.
[x] „Ostatnie rozmowy”, dz. cyt., (DE II), s. 471-472.
[xi] „Ostatnie rozmowy”, dz. cyt., (DE I), 30.09.
[xii] John Henry Newman, tłum. Jerzy Szymik, cyt. za: Jerzy Szymik, „Cierpliwość Boga”, Katowice 2006.
Tereska – ktoś ma odwagę skomentować? A Matka Teresa? Tak, otchłań.
I ON jest realny.
Gaudete 😉 kiedy można to powiedzieć – kiedy przyjdzie świt.
Dziękuję, Tereska.
Bardzo, bardzo dziękuję za ten tekst, jak i za wszystkie z serii „Adwent z Tereska”. Dużo mi dają, skłaniają do wysiłku refleksji.
Dziękujemy za podziękowania. Nas też to skłania do wysiłku refleksji.
Również ogromnie dziękuję… Również za ten brak złotoustych pocieszeń w zakończeniu – brak bardzo w duchu Teresy, zresztą.