Polska historia uczy, że masowa instytucja religijna, która w warunkach pluralizmu zechce zdominować inne wyznania, ostatecznie szkodzi interesom wszystkich, w tym także swoim.
Publikujemy tekst wystąpienia redaktora naczelnego Więź.pl, Bartosza Bartosika, podczas konferencji International Religious Freedom or Belief Alliance Ministerial Conference, jaka odbyła się w Pradze w dniach 28-30 listopada 2023 r.
Organizatorzy konferencji i prowadzący dzisiejszy panel poprosili mnie o podzielenie się z Państwem polskim doświadczeniem walki o wolność wyznania i sumienia. Ponieważ w wydarzeniu biorą udział aktywiści, akademicy, eksperci i politycy z całego świata, którym zależy na promowaniu tej wartości, chciałbym jej polski kontekst przedstawić w sposób jak najbardziej praktyczny i uniwersalny. Dlatego zaproponuję cztery wskazówki dla zmagań o wolność wyznania i sumienia, jakie można sformułować na podstawie polskiej historii. Dorzucę do tego piątą, dodatkową radę, która może przydać się szczególnie, gdy uda się już zatroszczyć o te najbardziej podstawowe prawa.
Wskazówka 1: Poznaj swoją historię. Nie wybieraj tylko chwalebnych momentów
Wszystkie religie, kultury i ideologie niosą ze sobą idee i historyczne osiągnięcia, z których możemy być dumni. Aby osiągnąć zmianę polityczną czy społeczną, musimy nauczyć się rozumieć te osiągnięcia i przedstawiać je jako przekonujący argument za zmianą dla całej grupy, do której się odnosimy – dotyczy to tak społeczeństwa, jak grupy religijnej czy etnicznej.
Pomyślmy o Polsce w kontekście wolności wyznania i przekonań. Polska pod rządami dynastii Jagiellonów w XVI wieku stała się jednym z bardziej – jeśli nie najbardziej – spektakularnych przykładów zintegrowanej różnorodności w całej Europie. Rzeczpospolita Obojga Narodów, polsko-litewska wspólnota, która rozciągała się na ponad milion kilometrów kwadratowych, była skrzyżowaniem kultur, religii i wierzeń, łączącym Zachód ze Wschodem i Północ z Południem.
Była to też bezpieczna przystań dla mniejszości religijnych: braci czeskich i morawskich, Żydów i innych wyznań. Akt konfederacji warszawskiej z 1573 roku formalnie ogłosił wolność religijną w Rzeczypospolitej, w czasie gdy zachodnia Europa była trawiona przez wojny wyznaniowe. De facto w państwie panowało równouprawnienie religijne.
Takie wydarzenie może być zwyczajnym faktem historycznym, o którym czytamy w szkolnych podręcznikach. Ale może też być kamieniem milowym w procesie budowania tożsamości społecznych, religijnych i narodowych, dzięki któremu możemy promować idee bliskie naszemu sercu i rozumowi.
Jednocześnie należy pamiętać, że nasze tradycje często niosą ze sobą wiele sprzeczności i mrocznych momentów historycznych. Waszym zadaniem jako działaczy na rzecz praw człowieka, jest te sprzeczności zidentyfikować, przestudiować i zrozumieć. I musicie być gotowi przeprosić za te mroczne momenty. To trudne zadanie, bo wymaga jednocześnie sięgania do przeszłości, by budować na niej dumę, jak i krytykować ją. Ale tak przecież działa historia: jest zbiorem sprzecznych wartości i wydarzeń, które kryją w sobie opowieść zarazem o pięknie i brzydocie. Obie części tej opowieści trzeba umieć nazwać.
Trzymając się przykładu Polski, trzeba przyznać, że wolność religijna nie trwała wiecznie: kilka pokoleń po konfederacji warszawskiej równouprawnienie religijne zostało złamane i rozpoczęły się prześladowania niektórych grup i wyznań. A jeszcze później pojawił się antysemityzm i inne krzywdzące stereotypy. Należy je traktować jako sygnały ostrzegawcze przed pychą i samozadowoleniem.
Wskazówka 2: Sprzymierz się z ludźmi, nie z władzami
To klucz do budowania społecznego poparcia dla sprawy wolności wyznania i sumienia. Walka o władzę toczy się na całym świecie, a jej rezultaty są rozstrzygane w demokratyczny, niedemokratyczny, a czasem także brutalny sposób. Aby skutecznie promować wolność religijną, musicie upewnić się, że sprzymierzacie się z ludźmi, a nie z władzą – niezależnie od tego, jaka ona jest.
Jeżeli w zmaganiach o wspólną wartość stajecie przed dylematem: opowiedzenie się po stronie władzy – ekonomicznej, politycznej czy wojskowej – czy po stronie ludzi, w imieniu których działacie, zawsze wybierajcie ludzi
Co to oznacza w praktyce? Że jeżeli w zmaganiach o wspólną wartość stajecie przed dylematem: opowiedzenie się po stronie władzy – ekonomicznej, politycznej czy wojskowej – czy po stronie ludzi, w których imieniu działacie, zawsze wybierajcie ludzi.
Nie oznacza to rezygnacji ze współpracy, dialogu, negocjacji czy jakichkolwiek innych form kontaktu z władzami. Z pewnością nie oznacza to bojkotu instytucji – zmiany nie dzieją się wyłącznie oddolnie, wymagają organizacji i kanałów, którymi mogą się rozprzestrzeniać. Budowa instytucji nie może być jednak celem samym w sobie, bo w końcu jej interes zagrozi dobru wspólnemu.
Ciekawie ilustruje ten dylemat historia Polski w XX wieku. Kolejno: rozbiory i kolonialne zarządzanie ziemiami polskimi przez mocarstwa, potem I wojna światowa, następnie krótki okres demokracji, rządy autorytarne, II wojna światowa i masowe okrucieństwa, ludobójstwa podczas okupacji niemieckiej, po których nadeszły autorytarne rządy komunistyczne.
Jednym z powodów, dla których Kościół rzymskokatolicki – a także do pewnego stopnia inne wyznania, które jednak w znacznie gorszym stanie przetrwały te tragiczne wydarzenia – nie tylko utrzymał, ale nawet rozszerzył swój wpływ i uznanie w polskim społeczeństwie, było przywiązanie do losów zwykłych Polaków. Kiedy wierni doświadczali prześladowań, przemocy i przestępstw pod panowaniem różnych reżimów, to samo cierpienie dotykało wielu duchownych i liderów Kościoła.
To nieco uproszczony obraz, bo część hierarchii Kościoła sprzeciwiała się odrodzeniu państwa polskiego (odrzucanie państwotwórczych ambicji narodów dotyczyło w jeszcze większym stopniu Czechosłowacji), utożsamiała się bardziej z arystokracją, a nie z ludem, i próbowała dobijać różnych politycznych targów. Całościowo jednak obraz duchowieństwa był obrazem bliskim tak zwanemu „zwykłemu człowiekowi”.
Wskazówka 3: Prowadź dialog. Także z tymi, z którymi się nie zgadzasz
Dialog, rozumiany jako proces zmiany, który zachodzi w nas jako efekt słuchania innych i uczenia się z ich perspektyw, jest absolutnie fundamentalny dla ochrony każdej wolności. Nie oznacza to rezygnacji z własnej tożsamości, a raczej lepsze jej zrozumienie dzięki relacjom z innymi. Taka definicja stosowana jest przez organizacje działające na rzecz pokoju na świecie i pracujące w regionach ogarniętych konfliktami. Dialog powinien odbywać się zarówno na poziomie grupy, którą reprezentujemy, jak i na poziomie międzygrupowym, aby utrzymać więź z własną społecznością i innymi.
Posłużę się tutaj nieskromnie przykładem „Więzi” – organizacji, którą reprezentuję na konferencji. Nasze środowisko powstało w 1958 roku na krótkiej fali liberalizacji w komunistycznej Polsce. Głównym celem, jakie stawiała sobie „Więź”, było budowanie mostów między dwiema grupami, które wydawały się sobie niezwykle odległe: intelektualistami chrześcijańskimi zorientowanymi prospołecznie oraz postępowymi środowiskami o orientacji reformistycznej wobec systemu komunistycznego. Przy czym duża część tej drugiej grupy postrzegała religię jako zjawisko wsteczne, które zaniknie wraz z rozwojem społecznym.
Lata budowania relacji, dialogu i uzgadniania stanowisk położyły podwaliny pod sojusz inteligencji – religijnej i świeckiej – z robotnikami Solidarności. Wolność wyznania i przekonań stała się jedną z wartości, które połączyły odległe od siebie środowiska. A wysiłek włożony w dialog między nimi doprowadził ostatecznie założyciela „Więzi”, Tadeusza Mazowieckiego, do roli pierwszego demokratycznego premiera Polski po II wojnie światowej w 1989 roku.
Wskazówka 4: Zaangażuj się we współpracę międzyreligijną
Jest to do pewnego stopnia wariacja na temat poprzedniej wskazówki, ale w odniesieniu do wolności wyznania i sumienia należy ją wyodrębnić. Religia czy zestaw przekonań, jakie wyznajesz, nie są jedynymi w społeczeństwie – czy ci się to podoba, czy nie. W istocie lepiej jest, gdy taki stan rzeczy zaakceptujesz i docenisz jako wartościowy, być może wręcz lepszy niż gdyby wszyscy podzielali Twoje wartości.
Współpraca międzyreligijna, która powinna uwzględniać również osoby niewyznające żadnej religii, jest koniecznością na drodze do osiągnięcia wolności religii i przekonań. Mówiąc językiem biznesu, jest to kwestia compliance (zgodności)
Dlaczego? Ponieważ różnorodność jest zachętą do uznania, że przekonania czy wiara nigdy nie są skończonym projektem, zamkniętym, niezmiennym systemem. Wraz ze zmianą rzeczywistości społecznej i stanu wiedzy naukowej musimy weryfikować nasze założenia, sprawdzać pewność naszych sądów i sami musimy się zmieniać. To wymaga cierpliwości, pokory i zręczności, by pogłębiać zrozumienie spraw najbardziej fundamentalnych.
W tym kontekście współpraca międzyreligijna, która powinna uwzględniać również osoby niewyznające żadnej religii, jest koniecznością na drodze do osiągnięcia wolności religii i przekonań. Szeroko rozumiany ekumenizm jest przykładem takiej wolności – czyli praktykowania tego, co głosicie – a także środkiem budowania solidarności i wspólnych wartości między ludźmi, którzy na poziomie tożsamości mogą się różnić. Albo, mówiąc językiem biznesu, jest to kwestia compliance (zgodności).
Na poziomie praktycznym taka współpraca czyni was silniejszymi, zwłaszcza wobec sekularyzacji, która, choć nie jest nieuniknionym i liniowym procesem, to w różnym stopniu zbiera swoje żniwo we wszystkich regionach świata.
Przykłady udanej współpracy religijnej widzimy w wielu krajach. W Polsce jednym z nich jest Polska Rada Ekumeniczna, która pozwoliła małym wyznaniom, zdziesiątkowanym przez ludobójstwa i czystki etniczne XX wieku, pozostać istotną siłą w polskim demokratycznym społeczeństwie. Jeszcze istotniejsze społecznie są przykłady współpracy ekumenicznej w Czechach, choćby Czeskiej Akademii Chrześcijańskiej.
Wskazówka 5: Zachowaj pokorę, bo za sukcesem idzie odpowiedzialność
Ostatnia, dodatkowa wskazówka, odnosi się do ostatniego etapu zabezpieczania wolności wyznania i sumienia – centralnej wartości w całym systemie praw człowieka. Gdy już uda się zadbać o najbardziej podstawowe przejawy tej wartości, trzeba raz jeszcze skupić się na sobie i przeglądać się uważnie w lustrze własnego sumienia, ale także opinii publicznej. Co z tego, że udało się doprowadzić do realnej zmiany, jeśli następnie w imię rywalizacji o prestiż i wpływy sami zaczniecie deptać wartości, które głosiliście?
Paradoks udanej zmiany społecznej polega na tym, że gdy do niej dojdzie, łatwo zapomnieć o pierwszych czterech wskazówkach i zacząć grać na siebie – osobiście lub zbiorowo w przypadku własnej grupy wyznaniowej czy etnicznej. Tymczasem zmiana na rzecz praw człowieka oznacza zgodę na różnorodność. A im większa różnorodność, tym większa powinna być tolerancja dla odmiennych światopoglądów innych ludzi – nieprzekraczalną granicą jest dopiero odwoływanie się do przemocy.
Dlatego w dojrzałych społeczeństwach socjalizację do życia w różnorodnym społeczeństwie należy instytucjonalizować: zwłaszcza w edukacji, mediach i polityce. Edukacja jest kluczem do kształtowania wśród młodych ludzi zrozumienia, że ludzie są różni. I nie chodzi o czerń i biel – źli i dobrzy, w co nakazuje wierzyć logika polaryzacji – ani nawet o uznanie wielu odcieni szarości, lecz o całą paletę barw.
Polska historia uczy, że masowa instytucja religijna, która w warunkach pluralizmu zechce zdominować inne wyznania, ostatecznie szkodzi interesom wszystkich, w tym także swoim własnym. Przywództwo Kościoła katolickiego w Polsce po przemianach demokratycznych stopniowo zaczęło łamać wszystkie cztery wcześniejsze wskazówki, skupiło się na budowaniu własnej potęgi instytucjonalnej i finansowej, stawało się coraz bardziej zainteresowane własną uprzywilejowaną pozycją w systemie władzy, a nie dialogiem wewnętrznym i ekumenicznym.
Brak pokory i chciwość doprowadziły do stopniowego osłabienia wpływu Kościoła na niereligijną część społeczeństwa, następnie do porzucenia dialogu na rzecz gry interesów, aż wreszcie doszło do tego, że kolejne grupy społeczne zaczęły odchodzić od wspólnoty wiernych. Procesy te napędziły wzrost różnic ideologicznych i polaryzacji, a tym samym i sekularyzacji. W efekcie stracił na tym sam Kościół.
W głęboko spolaryzowanym świecie, zbudowanym na logice gry o sumie zerowej, dochodzi do takich procesów sądowych, jak ten listopadowy w Poznaniu. Sąd okręgowy nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy uczestniczek strajku kobiet w październiku 2020 roku, które wtargnęły na mszę do miejscowej katedry i przerwały nabożeństwo. Sąd pierwszej instancji uniewinnił sprawczynie incydentu, ale sprawa będzie miała ciąg dalszy.
Można załamywać ręce, że oskarżone złamały wolność wyznania i kultu religijnego, do czego niewątpliwie doszło. Istnieje niewątpliwie różnica między protestami podczas nabożeństw a protestami pod kuriami biskupimi. Tylko że załamywanie rąk jest w tym wypadku ucieczką od pytania o realną odpowiedzialność za procesy, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy.
Przeczytaj też: Ani relatywizm, ani fundamentalizm
Podpisuje sie pod myslami wyrazonymi w tym referacie i dziekuje za niego.
Wiem, ze nikt nie lubi belfrow, bo sie wymadrzaja. “Trudno, co zrobic” – cytat z “Misia”. Gdy podpisano Konfereracje Warszawska w 1573r., to na Zachodzie jeszcze sie nie mordowano w imie Chrystusa. Wojna trzydziestoletnia zaczela sie 45 lat pozniej…
Dziękuję za uważną lekturę! Co do uwagi o wojnach religijnych – oczywiście wojna trzydziestoletnia była ich kulminacją, ale zdecydowanie nie początkiem. Wojny szmalklandzkie, wojny ludowe i bunty, walki w Irlandii itd. miały charakter konfesyjny.
Dołączam się do podziękowań – świetna wypowiedź!
Świetny artykuł. Dodałbym jeszcze dwa punkty:
Jak spotkasz inność – przyjmij postawę badacza, nie wroga.
Mniej słów, więcej czynów.
A Strajk Kobiet należy traktować jako KONSEKWENCJĘ tego, że w poprzednich latach kobiety były “grzeczne” – i nie były słuchane. Jakby były słuchane, to problemu by nie było – proszę zatem nie płakać nad protestami, ani ich stylem!
Pozdrawiam.
Narracja referatu idealnie dopasowana do narracji zbliżającej się nowej władzy w Polsce.
Wystąpienie dobre i potrzebne. Problem, jak wdrażać te zasady – to jest prawdziwy problem. PiS ich się nie trzymał (patrz ostatni przykład uchylenia się przed debatą o zgodzie wydanej Sołowowi/Obajtkowi na małe elektrownie jądrowe w ostatnich dniach rządu Morawieckiego wbrew sprzeciwowi ABW i odeszłego ministra M.Kamińskiego), ale przed 2015 Platforma i PSL tych zasad również się nie trzymały – można się o to zapytać organizacje zrzeszone w Kongresie Ruchów Miejskich, których o sympatie do PiSu trudno podejrzewać. A jak będzie dziś? Starzy ministrowie się czegoś nauczyli będąc w opozycji? Nie widzę, nie słyszę. Nawet prez. Trzaskowski na swoim podwórku ma z tym problem. Paulina Hening-Kloska, która ma objąć resort klimatu uchyla zastrzeżenia do ustawy wiatrakowej argumentem, że są formułowane w złej wierze. Cała nadzieja w egzekwowaniu tych zasad przez Partię Razem i w mniejszym stopniu w S.Hołowni jeśli nie wsiąknie w PO jak Nowoczesna czy Zieloni żyrujący dziś Donalda Tuska. Z polityków wiążę nadzieje z Adamem Bodnarem, chociaż jego uzasadnienie odmówienia wyboru na wicemarszałka Senatu kandydata PiSu miało niestety charakter partyjniacki. Z mediów nie-prawicowych jakieś nadzieje dają tylko te, które uczciwie relacjonują sprawę wiatrakową, a nie jest ich dużo lub mają mniejszy zasięg niż Wyborcza czy TVN. Autorze, monitorując przestrzeganie tych zasad będziesz wystawiony na ciężką próbę.
Rozumiem, że ramy referatu na konferencji nie pozwalają na podawanie kontekstu, no ale bez niego niektóre wypowiedzi mogą wprowadzać w błąd zagranicznych uczestników. Nie można w jednym zdaniu zestawiać autorytaryzmu sanacji i komunistów. Jeżeli mówimy o końcu wolności religijnej w XVII wiecznej Polsce, to dobrze byłoby nadmienić, iż wynikało to m.in. z morderczych wojen ze Szwecją ogarniętą protestanckim zelotyzmem (np. prawosławie ani judaizm nie były wówczas ograniczane).
Polska historia właśnie NIE uczy, że masowa instytucja religijna, która w warunkach pluralizmu zechce zdominować inne wyznania, ostatecznie szkodzi interesom wszystkich, w tym także swoim własnym. Okres PRL temu zaprzecza. Teza jest prawdziwa, gdy obowiązuje sojusz ołtarza z tronem, a nie zawsze.
Stosowanie przemocy jako granica dla tolerancji to za mało. Wykluczanie z debaty powinno mieć miejsce wcześniej, bo gdy zaczyna być używana przemoc, jest już za późno. Np. prezydent Chile Allende objął urząd praworządnie, ale to co zaczął wyprawiać musiało prowadzić do przemocy (np. zorganizował komunistycznemu dyktatorowi Kuby Fidelowi Castro 3-tygodniowy objazd Chile z północy na południe spotykając się na stadionach ze „społeczeństwem” podjudzając je do przemocy rewolucyjnej; ze statku strzelał z kałasznikowa w stronę wybrzeża argentyńskiego, co pokazywała telewizja chilijska – z tego karabinu Allende popełnił później samobójstwo w trakcie zamachu). Tylko jakie kryterium wyjęcia z pod wprowadzić? Łatwo tu o nadużycie.
Zgadzam się, by analizować własną złą historię. Dodałbym, by w miarę możliwości nie wypominać jej adwersarzom, a jeśli już, to poruszać oba aspekty. Mi wystarczyło by zaufać Adamowi Bodnarowi, gdy w Oczyszczalni pisząc o nowym ładzie medialnym po odejściu PiS rozpoczął od akapitu, że przed 2015 rokiem nie wszystko było w mediach w porządku. Ale redakcji zdarza się puszczać tu teksty nie przestrzegające tej zasady jak np. stałego publicysty publikującego w sprawie wychowania dzieci, który alergicznie piętnuje każdą słabość wychowania tradycyjnego, a przemilcza słabości wychowania liberalnego, którego jest zwolennikiem. Myślę, że moglibyśmy znaleźć wspólne minimum “programowe” dla dobra dzieci, ale nie, gdy jestem degradowany już na starcie. Spodziewam się, że takich publikacji nie stosujących się do powyższych zasad będzie teraz na łamach Więzi mniej, a obok Dominiki Kozłowskiej czy innych publicystów liberalno-lewicowych pojawi się ktoś taki jak Paweł Milcarek z Christianitas, bynajmniej nie-PiSowiec. Co to za dialog, gdy dobieramy sobie spolegliwych adwersarzy?
Notabene, pierwsze słyszę, by jacyś biskupi sprzeciwiali się odzyskaniu niepodległości w 1918 roku.
Lekko zbaraniałem, jak to przeczytałem:
“Wszystkie religie, kultury i ideologie niosą ze sobą idee i historyczne osiągnięcia, z których możemy być dumni.”
Na pewno WSZYSTKIE???
Te pięć wskazówek jest z pewnością słusznych i prawdziwych, ALE… mam pytanie do kogo właściwie są one skierowane? W istocie to dość mocny atak na “masową instytucją religijną”, czyli Kościół. To coś jak “List do partii” Kuronia i Modzelewskiego, tylko w zawoalowanej formie. Odbiorcą zdaje się nie mamy być my-społeczeństwo, tylko właśnie ta “masowa instytucja”.
@Robert Forysiak
“Narracja referatu idealnie dopasowana do narracji zbliżającej się nowej władzy w Polsce.”
Istotnie, polski Kościół zabrnął tak daleko na manowce, że i władza, i spora część wiernych muszą współbieżnie dokonać próby Jego sanacji. I to zdaje się dla Jego własnego dobra. Najwyższy to czas, by władza WRESZCIE szła w rękę z ludem. 🙂
Dzięki za komentarz. Tekst dziwnie podobny do tych z czasów rodzącej się demokracji ludowej.