Odwrócenie perspektywy, gdzie już nie grzech leży w centrum spojrzenia na człowieka, lecz miłość Boga, pierworodna łaska dana już w stworzeniu, jest potrzebne w naszym Kościele jak lekarstwo.
„W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie” (Ef 1,4-5)
Dzisiaj uroczystość Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej. Jeden z najbardziej niesamowitych dogmatów i wciąż nie do końca przez nas zgłębiony. Jego tworzenie się, to znaczy, wyłanianie przez Kościół z Objawienia i sformułowanie trwało prawie 18 wieków.
O. Jacek Bolewski stawia tezę, że dogmat o Niepokalanym Poczęciu nie dotyczy tylko Matki Bożej, ale wszystkich wierzących, całego Kościoła. I to w sposób zaskakujący
Osobą, która w Polsce poświęciła zgłębianiu tego dogmatu większość swego życia, był zmarły przed laty o. Jacek Bolewski SJ, z którym też się przyjaźniłem i nadal… przyjaźnię. To jeden z wybitniejszych polskich teologów, który zdobył się na samodzielne stawianie pytań i szukanie, a nie ograniczał się tylko do komentowania nauczania Jana Pawła II.
I jemu to, jego tekstom, zawdzięczam zupełnie inne spojrzenie na Bożą łaskę i rozumienie grzechu. Niestety w dużej mierze ta nowina nie dotarła jeszcze wszędzie pod kościelne strzechy, nie zmieniła jeszcze naszej świadomości.
Przede wszystkim o. Jacek Bolewski stawia tezę, że dogmat ten nie dotyczy tylko Matki Bożej, ale wszystkich wierzących, całego Kościoła. I to w sposób zaskakujący. Dlaczego?
Po pierwsze, Kościół w tym dogmacie przekroczył wąskie i jednostronne spojrzenie św. Augustyna na grzech i łaskę. Dla św. Augustyna było nie do pomyślenia, aby Maryja została zachowana wolną od grzechu pierworodnego. Dlaczego? Ponieważ zdaniem tego genialnego, ale nie bezbłędnego doktora Kościoła, człowiek rodzący się na tym świecie najpierw określony jest przez grzech zwany pierworodnym. A może być od niego uwolniony dopiero przez Jezusa i Jego Paschę. Ale przecież On się jeszcze nie urodził. Zatem jak miał zachować swoją Matkę od grzechu? Według św. Augustyna grzech dominował nad działaniem łaski. I tak bardzo się to odcisnęło na teologii Kościoła, że do dzisiaj stawiamy grzech w centrum, jakby to była główna motywacja działania Boga w świecie i jakby grzech niszczył definitywnie naszą relację z Bogiem.
Po drugie, ten dogmat ukazuje również, że doktryna Kościoła zmienia się. Św. Augustyn i wielu teologów po nim nie zgodziłoby się na ogłoszenie tego, że Maryja przed śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa mogła być zbawiona, czyli uwolniona od grzechu pierworodnego. Dlaczego? Bo nagle zrobiono by wyjątek. I co wtedy z doktryną grzechu pierworodnego, skoro Maryja nie została nim dotknięta, a przecież jest człowiekiem jak my? Dogmat głosi, że Maryja przed narodzeniem Jezusa już została uwolniona od grzechu ze względu na Jego przyszłą śmierć. To ci dopiero zagwozdka. A więc ta łaska została udzielona, zanim Jezus umarł. Dla św. Augustyna rzecz nie do przyjęcia, bo na wszystko patrzył przez pryzmat czasu.
Po trzecie, nieprzypadkowo Kościół wybrał fragment z początku Listu do Efezjan na dzisiejsze święto. Jak by nie patrzeć, jest tam mowa o wszystkich ochrzczonych, a nawet o wszystkich ludziach, skoro wybrani zostali przed założeniem świata. „Wybranie” i „przeznaczenie z miłości” to inne imiona łaski, daru Boga, zanim zostaliśmy powołani na ten świat. Tekst ten odnosi się jednak do Maryi. I to prawda, że została ona w sposób szczególny wyróżniona i wybrana, ale nie w oderwaniu od nas. Maryja jest naszą Matką, Siostrą i ikoną całego Kościoła.
O. Jacek twierdzi, że ten dogmat rzuca światło na nasz początek i koniec. Jego zdaniem człowiek nie jest całkowicie pozbawiony łaski, gdy się rodzi, a ta łaska miałaby przychodzić dopiero po grzechu. Nie możemy radykalnie oddzielać tego, co stworzone od tego, co odkupione. Właśnie o tym dobitnie przypomina Benedykt XVI w encyklice „Deus Caritas est”, łącząc eros (ludzką miłość, daną i stworzoną przez Boga) z agape – miłością, która płynie do nas przez wiarę. To jest jedna miłość.
Eros nie jest zły, nie jest zepsuty. Gdy widzimy małe dziecko niesione do chrztu, to jego tożsamość nie jest określona najpierw (tylko) przez grzech pierworodny. Nawiasem mówiąc, po uwolnieniu od grzechu pierworodnego, wcale nie znikają w nas od razu lęk przed Bogiem, podatność na zranienia i traumy (nie unikniemy ich), nasza skłonność do szukania dróg na skróty itd.
O. Bolewski słusznie twierdzi, że w Piśmie Świętym tak naprawdę nie ma mowy o grzechu pierworodnym wprost, natomiast słowo „pierworodny” odnosi się tylko do Jezusa Chrystusa, zarówno w relacji do Jego Matki, jak i do Jego boskiego Ojca. Jezus jest pierworodny – pierwszy wobec całego stworzenia. Nie grzech jest pierworodny, tylko Jezus Chrystus, dla którego wszystko zostało stworzone.
Ta intuicja zgadza się z wglądami mistyków takich jak św. Teresa z Avili, która też pisała o „pierworodnej” łasce w duszy człowieka. Teresa pisze na początku „Twierdzy wewnętrznej”: „Zauważmy tu jednak i pamiętajmy, że źródło to i słońce jaśniejące, obecne zawsze pośrodku duszy, chociażby grzechem śmiertelnej zmazanej, nigdy nie traci swojej boskiej jasności i żadna złość grzechu nie zdoła zaćmić przedwiecznej jego piękności. Ale dusza, pogrążona w ciemności grzechu, nie przepuszcza do siebie tego boskiego blasku, podobnie jak kryształ, gęstą i ciemną pokryty zasłoną”.
Co to znaczy? U naszych początków leży nie grzech, lecz miłość Boża. Dlatego miłość ludzka, także wśród niewierzących, ma wielką wartość, jest od Boga, jest przez Niego stworzona. Bóg nie patrzy na nas przez pryzmat jakiegokolwiek grzechu. My tak patrzymy na Niego i na siebie.
Grzech zwany pierworodnym i nasze grzechy osobiste nie niszczą tej pierwotnej łaski, która jest już w stworzeniu, w naszym człowieczeństwie, ale uniemożliwiają jej ukazanie się, przepływ, zmianę człowieczeństwa, które niewątpliwie jest zranione. Dość powiedzieć, że sama psychologia i neuronauki czy nauki społeczne pokazują, że nie ma na tym świecie ludzi, którzy nie byliby dotknięci jakąś traumą. Wszyscy jakoś z czymś się zmagamy i doświadczamy różnych przeciwności, które hamują nasz rozwój i popychają do zadawania cierpienia sobie i innym, by… ratować siebie.
Ks. Krzysztof Grzywocz pisze, że skoro „miłość Boża jest rozlana w naszych sercach”, to „zamieszkuje w nim cała miłość, nie kawałek, ale cała miłość Boga. To znaczy, że we mnie, że w nas jako chrześcijanach jest więcej miłości Boga niż nas samych. […] Widząc człowieka, trzeba najpierw zobaczyć miłość Boga, a potem dopiero poszukać w nim czegoś ludzkiego”.
Ta rozlana miłość Boga nie wyparowuje z nas wtedy, gdy ciężko zgrzeszymy. Ona nadal tam jest. Tylko my jej nie widzimy, nie doświadczamy, uciekamy od niej. Ten wgląd również zgadza się z tym, co pisała św. Teresa z Avili czy Jan od Krzyża. Przez całe wieki głosiliśmy i do dzisiaj tak się robi, że to Bóg się od nas odwraca, obraża, przekreśla to, co boskie w nas, kiedy zgrzeszymy. To nasze projekcje. Na tym opierają się kościelny system zadośćuczynień, przebłagań Boga oraz wzbudzanie poczucia winy. Mają one motywować wierzących do aktów religijnych i poprawy.
O. Bolewski pokazuje konsekwencje, jakie płyną z tego spojrzenia na dogmat o Niepokalanym Poczęciu także w odniesieniu do naszego końca.
„Pierwsze potwierdzenie takiego spojrzenia dotyczyło losu dzieci umierających bez chrztu. Zamiast skazywać je [to spuścizna po św. Augustynie i jego koncepcji limbusa – prz. D.P.] – w niedobrym duchu dawnych teologów – na ciężkie czy lżejsze kary piekielne, Kościół powierza je dzisiaj «miłosierdziu Boga». Jeśli dalej odważamy się pytać, JAK to miłosierdzie się przejawia, to jedną z odpowiedzi może być wskazanie na łaskę pierworodną, która najgłębiej objawia macierzyński wymiar Bożego miłosierdzia jako zachowanie od grzechu. Ta łaska nie zachowuje wprawdzie ludzi od grzechu pierworodnego, ale zachowuje się w nich – w ukryciu – pomimo grzechu. To ją właśnie widzi Bóg najgłębiej w każdym człowieku – i jej strzegą także w nas aniołowie – od poczęcia. Pozostaje nadzieja, że ona w końcu całych nas obejmie”.
Grzech zwany pierworodnym i nasze grzechy osobiste nie niszczą tej pierwotnej łaski, które jest już w stworzeniu, w naszym człowieczeństwie, ale uniemożliwiają jej ukazanie się, przepływ, zmianę człowieczeństwa, które niewątpliwie jest zranione
Uważam, że to odwrócenie perspektywy, gdzie już nie grzech leży w centrum spojrzenia na człowieka, lecz miłość Boga, pierworodna łaska dana już w stworzeniu; zrelatywizowanie mocy grzechu, który owszem, oddala nas od Boga, ale nie jest silniejszy od Jego miłości, jest potrzebne w naszym polskim Kościele jak lekarstwo. Skupienie na grzechu, złu, zagrożeniach duchowych, na szatanie, moralizm, który skupia się na wykorzenianiu grzechów i gromadzeniu dobrych uczynków to w pewnym sensie pokłosie augustyńskiej wizji grzechu pierworodnego, przekroczonego przez dogmat o Niepokalanym Poczęciu Matki Bożej.
Owszem, rodzi się lęk, że jeśli tak zaczniemy mówić o miłości Boga i grzechu, to poczucie grzechu zaniknie, ludzie przestaną się starać i co się stanie ze spowiedzią? Ale to tylko lęk wynikający z naszego moralizującego i dualistycznego spojrzenia na świat: albo-albo. Ale właśnie ten dogmat rozsadza nasze dualistyczne myślenie i nie możemy tego pojąć, jak Maryja mogła być uwolniona od grzechu ze względu na Syna, który urodził się w czasie po niej, ale ona doświadczyła Jego daru przed… Jego narodzeniem.
Poczucie grzeszności i nieadekwatności wzrasta w nas w miarę doświadczenia miłości Boga. Podobnie pragnienie zbawienia i uzdrowienia. Nie przez samo gadanie o grzechu i moralizowanie. Tak, jest to lęk przed rozpadem dotychczasowego jednostronnego spojrzenia na moralność, życie wewnętrzne, sakramenty. Lęk przed rozpadem systemu, który sami stworzyliśmy. Św. Augustyn też się mylił. Podobnie jak św. Tomasz z Akwinu. Bo każdy z nich odkrył tylko jakąś część prawdy o Bogu i człowieku. I my też ciągle znamy i rozumiemy tylko jakąś część.
To, że jako wybrani, ukochani jesteśmy również zranieni, potrzebujący lekarza, nie ulega wątpliwości. Potwierdza to nawet nauka i zwykłe doświadczenie. Ale nie byłoby Wcielenia, Odkupienia, nie byłoby nawracania się z ateizmu, pogaństwa, niewiary, gdyby w człowieku nie było owej pierwszej łaski, często przywalonej, nieświadomej. I nie byłoby naszego istnienia i żadnej zmiany i uzdrowienia w człowieku, jeśli nie byłoby miłości i jej doświadczenia. To nie nauka o grzechu i jego wytykanie nas zmienia. Nauka o grzechu tylko go nam uświadamia, ale nic nie zmienia. Miłość nas zmienia.
Przeczytaj też: Józef Majewski, Między dziecięcym łóżeczkiem a dogmatem
Czy mój komentarz jest pierwszy?
Genialny tekst.
Po tym „odwróceniu perspektywy” można spokojnie umierać. Tak po prostu rzucić się w ręce tego, który umarł na krzyżu.
Corretio „to jego tożsamość nie jest określone najpierw (tylko) przez grzech pierworodny. „
Chyba „określona”. Powinno być.
Poważniejsza correctio fraterna będzie poniżej.
Komentarz Alberta do może wreszcie do myślenia Redakcji?
Jakie wnioski można tutaj wysnuć jak nici z tej całej publicystyki Więzi. Na dłoni widać.
Ja to nazywam podręcznym zestawem do zostawienie Kościoła.
Albo przynamniej pożegnania się z Jego nauką.
Rzucić się warto tu i teraz. W Jego ramiona. Boga.
A nie w czasie śmierci. Po śmierci to będzie już posprzątane.
Ile rozmycia wiary tutaj zobaczę dalej – mogę w totka obstawiać.
Politycznie też już przewidywalne.
Ciekawe, może jednak lepiej nie patrzeć. Było lepiej kiedy nie patrzyłam na te artykuły.
Wtedy lepiej się wzrasta w jakieś spójnej nauce.
Więź, dokąd odlatujesz?
Zatem Jezus sobie ot tak umarł, dla sportu??? Za co i po co?
Abyśmy sobie tak o przeszli bezbolesnie przez zasłonę?
„Św. Augustyn też się mylił. Podobnie jak św. Tomasz z Akwinu. Bo każdy z nich odkrył tylko jakąś część prawdy o Bogu i człowieku. I my też ciągle znamy i rozumiemy tylko jakąś część.”
To może czas na pokorę?
O matko… Nawet nie mam słów, by ten New Age SJ skomentować…
Adios. A Dios.
Właśnie takimi tekstami Wiez się broni – i chwała jej za to
Broni przed nawróceniem? Jeśli tak, to z pewnością ludzkiej chwały nie zabraknie nigdy.
Panie Robercie, znowu musze Pana „zaatakowac“- przepraszam. Ale naprawde nie potrafi Pan zrozumiec tego swietnego tekstu, czy tylko Pan zacheca do dyskusji? Pozdrawiam
A co zrozumiałeś z tego świetnego tekstu?
Z tego tekstu łatwo zrozumieć jedno – nie jesteśmy niewolnikami błędnej i skrajnie rygorystycznej interpretacji Augustyna, który wymyślił sobie, że cała natura jest zła i skażona w dodatku seksem. I dzięki temu nie musimy na okrętkę szukać rozwiązań dla teologicznych pułapek, jakie niesie doktryna Augustyna, choćby ta, żeby posyłać do piekła noworodki.
Marcin K.=Wojtek?
Panie Robercie, „To nie nauka o grzechu i jego wytykanie nas zmienia. Nauka o grzechu tylko go nam uświadamia, ale nic nie zmienia. Miłość nas zmienia“- miedzy innymi ten cytat zrozumialem. A szczerze, to zrozumienie calego tekstu nie sprawilo mi trudnosci… pozdrawiam Pana serdecznie
Że miłość zmienia – i tu jest paradoks, bo zrozumieć to można tylko po wpływem miłości.
Marcin K., a to że miłość to wybuchowa wszystkich „nie” i „tak”, sprawia trudność w pojęciu?
Prawdziwe nawrocenie dokonuje sie w milosci i przez nia. Jest odpowiedzia na milosc Boga do mnie. Ciesze sie, zw arykul o. Piorkowskiego ma odwage dokonac „przesuniecia akcentow“ w nauczaniu Kosciola. Dlatego jest to moim zdaniem swietny i wazny tekst. Wzywajacy wlasnie do nawrocenia na fundamencie milosci. Pozdrawiam Pana serdecznie
Odnosnie zas „wybuchowosci“ milosci. W tekscie chodzi moim zdaniem o milosc-agape, nie zas o eros, storge oraz philia. Pozdrawiam
Marcin, a czym mogę być ciut złośliwy? 😉
Literówki niech sobie zostaną, czasem są boskie 🙂
I najbardziej gorzka refleksja. Na fali skandali Prawdę się łatwiej wywali.
https://www.youtube.com/watch?v=uBVS7l4e19U&list=RDMMuBVS7l4e19U&start_radio=1
Rewelacyjny tekst! Piękny podarunek dla nas wszystkich, od ks. Dariusza Piórkowskiego SJ, który dzieli się z nami odważną myślą teologiczną śp. ks. Jacka Bolewskiego. Potwierdzam to! Byliśmy z Jackiem przyjaciółmi od lat uniwersyteckich i wielokrotnie słyszałem z jego ust to zdanie: „Pierworodna była łaska!”… A Niepokalane Poczęcie Maryi oznacza Niepokalany Początek nowego człowieka w Chrystusie. Tak brzmiały zresztą oryginalne dziwne słowa, jakie usłyszała Bernadetta Soubirous: „Jam jest Niepokalany Początek”. Teologowie, do pracy! Orędzie zbawienia i nadziei czeka na głoszenie. Droga synodalna to słuchanie się wzajemne, także – słuchanie mądrych teologów.
Synod to – Słuchanie o słuchaniu, moim zdaniem nie ma to nic wspólnego z Szema.
ale OK.
” Orędzie zbawienia i nadziei czeka na głoszenie. Droga synodalna to słuchanie się wzajemne, także – słuchanie mądrych teologów.”
Serio? Serio, Serio. I tam tym poprzestańmy. Na potwierdzeniu? Własnych racji?
Na czym Pan swoje tezy utwierdza? Niepolany początek, a że miała grzebać w ziemi i wykopać źródło już Panu się gdzieś zawieruszyło….
No dziwne na początku słyszymy słowa. Od Boga.
Jak zwątpimy – dalej nie będą nas prowadzić.
Raczej na manowce.
Jak się zacznie = tak się skończy.
Szanowny Panie, mamy nad czym pracować, dzisiaj czytanie: Twoje uszy usłyszą słowa rozlegające się za tobą: «To jest droga, idźcie nią!», jeśli chciałbyś iść na prawo lub na lewo…”
Niepokalany – znaczy nie przejęty przez nas – oddany i czysty, może czasem symbol jak śnieg – sporo go obecnie 😉
Dobrze, że ta refleksja zaczyna przebijać się także do polskiej teologii. Augustyn wymyślając grzech pierworodny była zwyczajnie błędna i przyniosła nie tylko zamieszanie w teologii, ale przede wszystkim realną krzywdę dla wielu ludzi na przestrzeni dziejów.
Grzech pierworodny wymyślił najpierw Paweł w Rz 5.
Zresztą po co miałaby być ofiara Jezusa gdyby Adam nie zgrzeszył?
Nie, Paweł tego nie wymyślił. Paweł nawiązywał do klasycznej judaistycznej wykładni, gdzie człowiek czyni zarówno dobro jak i zło z woli Boga, a nie z powodu skażenia natury ludzkiej czynem dokonanym przez kogoś innego. Grzech w rozumieniu Pawła jest grzechem uczynkowym indywidualnym, a nie dziedziczonym po Adamie.
Co do drugiego pytania, odpowiedź daje Paweł w Liście do Rzymian. Ofiara Jezusa uwalnia od śmierci, a nie od grzechu Adama. Paweł, ani chrześcijanie przed Augustynem ani myśleli, by wmawiać grzeszność noworodkom tylko dlatego, że jakiś przodek coś zrobił.
„To nie nauka o grzechu i jego wytykanie nas zmienia. Nauka o grzechu tylko go nam uświadamia, ale nic nie zmienia. Miłość nas zmienia.”
To są piękne i mądre słowa, ale szkoda, że te spojrzenie następuje prawie 2 tysiące lat za późno. Już nie mówię nawet, że przepisać trzeba będzie niemal wszystkie traktaty teologiczne, bulle, Katechizm Kościoła itp. Ale co z ofiarami dotychczasowego okresu „błędów i wypaczeń”? Powiemy „przepraszam” i pójdziemy sobie dalej, jakby nic?
Rodzi się tż pytanie, kto jest w tej religii „rozgrywającym” – Bóg, czy wyznawcy?
Żonglowanie dogmatami jest przecież mimowolnym przyznaniem się do kreowania religii przez człowieka, nie Boga.I jak niewiele wiemy, o ile cokolwiek.
Nie Ewangelia definiuje Boga, tylko teolodzy. A oni, jak widać, potrafią się mylić dość istotnie.