Zima 2024, nr 4

Zamów

Budując relację z samym sobą, budujesz relację z Bogiem

Magdalena Macińska i o. Christlin Rajendram w Piwnicy Powszechnej. Kraków, 15 sierpnia 2023 r. Fot. Kazimierz Urbańczyk

Dzięki Porozumieniu bez Przemocy inaczej spojrzałem na Ewangelię. Moja wiara się pogłębiła – mówi o. Christlin Rajendram.

Magdalena Macińska: Jak to się stało, że Ojciec został trenerem Porozumienia bez Przemocy (ang. Nonviolent Communication, NVC)?

Christlin Rajendram SJ: Nie prowadzę szkoleń. Nie lubię też słowa trener. Dzielę się tym, kiedy zostanę o to poproszony, czego doświadczyłem. W moim odczuciu szkolenia są pewną formą przemocy. Uważam też, że każda chwila życia jest warsztatem.

To zapytam inaczej: jaki był przełomowy moment dla Ojca? Jak to się stało, że Ojciec zaczął się dzielić Porozumieniem bez Przemocy?

– W 1996 r. poznałem Marshalla Rosenberga, twórcę modelu komunikacji NVC. Byłem właśnie w trakcie studiów doktoranckich z komunikacji w USA, kiedy znajoma zaproponowała mi udział w warsztatach Marshalla Rosenberga. Kiedy wziąłem w nich udział, uderzyło mnie, jakie to ważne, co proponuje NVC, dla współczesnego świata. Wiedziałem, że mogę zabrać wiedzę z warsztatów do mojego rozdartego przez wojnę kraju. Że to się przyda ludziom. I tak się też stało. Bardzo chętnie z tego korzystali.

A potem zaczął Ojciec dzielić się NVC na całym świecie?

– Jadę tam, gdzie mnie zaproszą.

Kiedy uczestnicy spotkań zadają Ojcu pytanie, Ojciec często je odwraca i pyta na przykład: „A co wy o tym sądzicie?”. Dlaczego?

– Odpowiedzi na swoje pytania każdy ma w sobie. Często ktoś zadaje mi pytanie, a na sali jest mnóstwo osób, które są większymi ekspertami niż ja w kwestiach, o które jestem pytany. Co ja mogę na przykład wiedzieć o małżeństwie czy o rodzicielstwie?

Słowo autorytet jest przereklamowane. Chciałbym, żeby każdy człowiek usłyszał siebie, miał kontakt z samym sobą. Odpowiedzi na własne pytania każdy ma w sobie

o. Christlin Rajendram

Udostępnij tekst

Jezuita mający doktorat z komunikacji, doświadczony duszpasterz, trener NVC – dla wielu jest Ojciec autorytetem…

– Słowo autorytet jest przereklamowane. Chciałbym, żeby każdy człowiek usłyszał siebie, miał kontakt z samym sobą.

Mieć kontakt z samym sobą – co Ojciec przez to rozumie?

– Mieć kontakt z samym sobą, czyli komunikować się ze swoimi uczuciami i potrzebami. Uczucia i potrzeby to dwa z czterech kroków, o których mówi model NVC.

O tych czterech krokach mówi Ojciec na prawie każdym spotkaniu. To takie ABC. Nie męczy Ojca mówienie ciągle o tym samym?

– Wcale! Lubię mówić o czterech krokach NVC. Są one proste do zrozumienia, ale każdy z nich jest dużym wyzwaniem. Na przykład krok pierwszy, czyli nieosądzanie. Wyobraźmy sobie, że nikogo nie osądzamy. Potrzeba całego życia, żeby się tego nauczyć! Można by poprzestać na pierwszym kroku.

Nawet w Ewangelii jest napisane: „Nie sądźcie byście nie byli sądzeni” (Łk 6,37– 38).

– Tak, ale nie tylko chodzi o to, żeby nie osądzać innych, ale też nie osądzać siebie. Bywamy dla siebie bardzo surowi. Zwłaszcza gdy coś się nam nie powiedzie, kiedy popełnimy jakiś błąd. Zapominamy, że życie nie jest przeciwko nam. Bóg też nie czyha na każdy nas błąd. A gdyby pójść konsekwentnie wszystkimi krokami NVC do końca, to można dojść do celu.

Do celu, czyli?

– Jako chrześcijanie powiedzielibyśmy, że to jak osiągnięcie królestwa Bożego, o którym mówi Jezus. Przedstawiciele innych tradycji duchowych mówią o oświeceniu.

To teraz musimy chyba wymienić te słynne cztery kroki…

– Pierwszy krok stawia sobie za cel uwolnienie się od osądów na swój temat i na temat innych oraz zamienienie osądów na obserwacje. Drugi krok to nazwanie i uznanie własnych uczuć oraz uczuć innych. Trzeci krok dotyczy potrzeb i polega na nazwaniu tych własnych i potrzeb drugiej osoby. A krok czwarty to sformułowanie próśb do samego siebie albo do innej osoby, które umożliwią zaspokojenie potrzeb.

A o co chodzi z tym „bez przemocy”? Wiele osób może powiedzieć, że przecież nie stosują przemocy…

– Przemocą bywa to, jak obchodzimy się z naszymi uczuciami. Nierzadko tłumimy je lub wypieramy. Przemocowo zachowujemy się też wtedy, kiedy mylimy potrzeby ze strategiami. Mówimy, że potrzebujemy czegoś, a tak naprawdę stosujemy określony sposób na dostanie tego, czego potrzebujemy. I jeszcze żądamy, żeby druga osoba zrobiła to, co my chcemy, i jak chcemy. Nie przewidujemy odmowy. Tym jest dla mnie przemoc.

Jakiś przykład?

– Niemowlę, kiedy jest głodne, płacze. Kiedy jest najedzone i nic go nie boli, zazwyczaj jest spokojne, a nawet się uśmiecha. A jak zachowujemy się my, dorośli? Zamiast prosić o jedzenie, wpadamy w złość i obwiniamy innych. „Kto nie przygotował posiłku?” – krzyczymy. Inni się obrażają, a my nadal jesteśmy głodni.

A przecież możemy sami ugotować posiłek albo kupić coś do jedzenia.

 – Właśnie, istnieje mnóstwo sposobów. Ale ważne jest też to, że chcemy zjeść posiłek razem z innymi. Nawet jeżeli to wymaga wysiłku.

Kiedy gościliśmy w pewnym domu w Krakowie, mówiliśmy o tym, że wiele konfliktów zaczyna się w kuchni…

– Bo często to kuchnia jest centrum domu, centrum wspólnoty.

W tym domu spory były między innymi o to, kto posprząta kuchnię. Domownicy oskarżali się nawzajem o kradzież jedzenia w lodówce.

Duchowość jest czymś uniwersalnym, niezależnie od tego, jak ją nazwiemy. Sam mówię o duchowości NVC. To coś więcej niż metoda psychologiczna. To ścieżka duchowa

o. Christlin Rajendram

Udostępnij tekst

– Ale na nasze przywitanie zrobili pyszne ciasto i posprzątali kuchnię. Ludzie chcą dawać, pragną wspólnoty. Myślę, że kryzys dzisiejszego świata, to kryzys wspólnoty.

Czy Kościół jako wspólnota też jest w kryzysie?

– Tak, to jeden z wymiarów kryzysu Kościoła. Wiele osób nie postrzega Kościoła jako wspólnoty. I odchodzi.

Czy możemy coś z tym zrobić?

– Nie trzeba nic z tym robić. Po prostu warto empatycznie słuchać.

Co to znaczy słuchać empatycznie?

– Słuchać bez swojej agendy, bez założeń. Być tu i teraz. Dawać drugiej osobie całą swoją uwagę.

Czy tego właśnie możemy się jako chrześcijanie uczyć? Czego Ojciec nauczył się dzięki NVC?

– Inaczej spojrzałem na Ewangelię. Moja wiara się pogłębiła. Uderzyło mnie, że Jezus mówi językiem NVC. Życie zasadami NVC to nic innego, jak życie przykazaniem miłości: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”.

Zapytam nieco prowokacyjnie, a czy NVC nie kładzie zbyt dużego nacisku na „ja”. Moje uczucia i potrzeby… A inni?

– Aby miłować innych, potrzebujemy pokochać siebie. Poznanie siebie, to droga do samoakceptacji. Nie da się kochać bezwarunkowo, a więc akceptować drugiego, nie akceptując ani nie kochając siebie.

A gdzie w tym wszystkim Bóg?

– Bóg jako pierwszy ukochał nas bezwarunkowo. Stworzył nas na swój obraz i podobieństwo. Gdybyśmy spojrzeli na siebie Jego oczami, zobaczylibyśmy współczującą istotę, zdolną do miłości i godną miłości. A my patrzymy na siebie i drugiego człowieka wzrokiem pełnym osądów.

No dobrze, ale mamy sakramenty, modlitwę… Po co nam jeszcze NVC?

– NVC pomaga nam ściągnąć z siebie warstwy osądów. To obserwacja wolna od osądów. Wykonanie tego pierwszego kroku pomaga nam zbliżyć się do siebie.

Przecież modlitwa jest budowaniem relacji z Bogiem, nie tylko z samym sobą.

– Budując głębszą relację z samym sobą, budujemy relację z Bogiem. Kiedy uwalniamy się od natłoku osądzających myśli, stajemy w obecności Boga. Mamy w sobie przestrzeń, aby otworzyć się na Niego.

Brzmi to nieco ,,buddyjsko”.

– Duchowość jest czymś uniwersalnym, niezależnie od tego, jak ją nazwiemy. Sam mówię o duchowości NVC. To coś więcej niż metoda psychologiczna. To ścieżka duchowa.

A jak ta ścieżka duchowa ma się do duchowości ignacjańskiej?

– Święty Ignacy mówił, że modlitwa to stanięcie w Bożej obecności. Aby to było możliwe, potrzebne jest odnalezienie w sobie miejsca ciszy i spokoju. A do osiągnięcia tego niezbędne jest z kolei uwolnienie się od osądów oraz pozwolenie myślom i uczuciom, by przepływały. Tymczasem my często się w nich zatracamy. Kiedy nazwiemy swoje uczucia i potrzeby, wyzwolimy się również z nadmiaru słów. W modlitwie nierzadko gadamy jak najęci, zamiast wsłuchiwać się w Boga.

Spowiedź to piękny sakrament. Człowiek przychodzi do Boga i opłakuje to, że dokonał innego wyboru niż miłość. A Bóg płacze razem z nim. I bierze go w ramiona. Następuje pojednanie

o. Christlin Rajendram

Udostępnij tekst

A zagrożenia duchowe? Czy NVC niesie jakieś zagrożenia?

– Lęk pojawia się wtedy, kiedy nie jesteśmy pewni. Kiedy wiemy, w co wierzymy, kiedy nasza wiara opiera się na mocnych podstawach, nie mamy się czego obawiać. Nic nie może nas odłączyć od Bożej obecności. On jest zawsze z nami.

Co to znaczy trwać w Bożej obecności?

– Jest taki piękny obraz, którego często używa Marshall. Kiedy surfer płynie na desce i nadchodzi fala, to nie walczy on z falą. Nie płynie w poprzek niej. Płynie razem z falą. Podobnie jest z nami. Kiedy nadchodzą trudności, wydaje nam się, że życie jest jak fala, która nas zalewa. Wystarczy poddać się życiu, tak jak surfer fali.

Poddać się? Czy to nie oznacza bierności?

– Poddawanie się, czy oddawanie się życiu, a więc Bogu, to najbardziej twórczy akt, na jaki człowiek może się zdobyć. Przestajemy walczyć, popadać w iluzję tego, że możemy kontrolować życie, samych siebie i drugiego człowieka.

Oddawać się życiu to oddawać się Bogu?

– Tak. Ja myślę o energii życia, o duchowej energii. Bóg przenika wszystko. Ale często nie widzimy Go ani nie słyszymy, tak bardzo jesteśmy zajęci naszym własnym planem, naszymi oczekiwaniami.

Co jest złego w oczekiwaniach? Czy Bóg nie ma wobec nas oczekiwań?

– Myślę, że nie ma.

A wypełnianie przykazań?

– Wolę mówić o tym, że to zaproszenie, a nie nakaz. A tak naprawdę wszystkie przykazania sprowadzają się do jednego. Jak powiedział Jezus: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy (Mt 22, 34–37)”. Czyli Jezus zaprasza nas do życia w miłości.

Przecież podczas spowiedzi spowiadamy się ze złamania konkretnych przykazań.

– To piękny sakrament. Człowiek przychodzi do Boga i opłakuje to, że dokonał innego wyboru niż miłość. A Bóg płacze razem z nim. I bierze go w ramiona. Następuje pojednanie.

Opłakuje, czyli żałuje?

– Żal to część opłakiwania. Potrzebujemy opłakiwać.

Często jesteśmy rozczarowani spowiedzią. Opłakujemy te same rzeczy. Czy to ma sens?

– Powtórzę, że opłakiwanie jest częścią życia. Dobrze, że sakrament pojednania też jest o tym. W naszym życiu powinno być miejsce na opłakiwanie i świętowanie.

A jaki sakrament wiąże się ze świętowaniem?

– Eucharystia. Świętujemy bycie z Bogiem oraz ze sobą nawzajem.

Znowu wracamy zatem do ducha wspólnotowego.

– Człowiek jest spragniony wspólnoty. Prawdziwa radość to ta przeżywana we wspólnocie.

Jak tu świętować, kiedy wspólnota, jaką jest Kościół, znajduje się w kryzysie?

– Mimo kryzysu wspólnota istnieje. Kiedy się jest jezuitą, nie wybiera się domu, w którym się mieszka. W takiej wspólnocie zakonnej zawsze znajdzie się jakiś typ, z którym ciężko wytrzymać. Ale dalej jestem jezuitą. Gdzie bym nie jechał, staram się zatrzymać w domu lokalnej wspólnoty jezuickiej.

Co daje Ojcu siłę, żeby wytrwać w byciu jezuitą?

– Doszedłem do tego, że wolność w sobie mogę mieć wszędzie. Stanąłem na własnych nogach. Nie jestem zależny od tego, jacy są jezuici wokół mnie.

A czy to, że współbracia Ojca mają w swoim gronie praktyka i trenera NVC, zmieniło Ojca wspólnotę?

– Ja się zmieniłem. To wystarcza. Piękno NVC polega na tym, że wystarczy, aby jedna z dwóch rozmawiających osób znała NVC. Wszystkiego można słuchać uszami żyrafy.

Uszami żyrafy?

– Żyrafa ma wśród zwierząt lądowych największe serce. Dlatego też Marshall Rosenberg nazwał Porozumienie bez Przemocy językiem serca albo też językiem żyrafy. Słuchać uszami żyrafy to słyszeć uczucia i potrzeby we wszystkim, co mówi mi druga osoba.

Istnieje też język szakala.

– Tak, język pełen osądów, oskarżeń, obwiniania. Często takim językiem posługujemy się na co dzień. Ale wystarczy „nałożyć” uszy żyrafy i przetłumaczyć komunikat w języku szakala na język żyrafy. To dlatego w jednej wspólnocie nie ma konieczności, aby wszyscy znali język NVC. Wystarczy jedna osoba.

To daje nadzieję, bo mam przeczucie, że całego świata nie nawrócimy na NVC…

– Ja nie chcę nikogo nawracać. Chcę się dzielić Porozumieniem bez Przemocy, bo dla mnie jest tak cenne.

Jednym słowem nie wystarczy mówić o NVC, trzeba go samemu spróbować.

– Uczenie się NVC to zadanie na całe życie. Czasem spadniemy z deski do wody, ale nie należy się poddawać. Tylko wracać na deskę.

A kiedy nadchodzi fala płynąć z nią….

Wesprzyj Więź

– Tak, stać się falą.

Christlin Rajendram SJ – ur. 1943, jezuita pochodzący ze Sri Lanki. Obronił doktorat z komunikacji na Ohio State University w USA i wykładał na Eastern University w Sri Lance. Były rektor Trincomalee Campus na tejże uczelni. Jeden z pierwszych certyfikowanych trenerów Porozumienia bez Przemocy (NVC), mentor i asesor wielu trenerów. Prowadził dom dziecka dla chłopców, którzy stracili rodziców w czasie wojny. Obecnie prowadzi warsztaty i spotkania na całym świecie, dotyczące praktykowania Porozumienia bez Przemocy, w szczególności w kontekście wiary. Kilkukrotnie odwiedził Polskę, ostatni raz w sierpniu i wrześniu 2023 na zaproszenie trenerki komunikacji empatycznej Elżbiety Jurzysty i grona osób zainteresowanych NVC w kontekście chrześcijaństwa.

Przeczytaj też: Wdzięczność wyrażona sobie jest aktem słusznym i sprawiedliwym

Podziel się

10
4
Wiadomość