Jesień 2024, nr 3

Zamów

From Russia with love. Pamiętnik uchodźczy Marii Rouz

Fot. Pixabay

Zabrano nas do budynku FSB. Tam przesłuchiwano nas osobno. Krzyczano na mnie i przeklinano, żądano hasła do telefonu i obrażano. Mojemu mężowi grożono, że zostanę zgwałcona i pobita. Podał im hasło do telefonu.

Poniżej publikujemy fragment historii z książki „Pamiętniki Uchodźcze”, wydanej przez Magazyn Kontakt. Pamiętniki to 25 historii napisanych pierwotnie w pięciu językach przez osoby z sześciu krajów. Darmowy e-book, wszystkie pamiętniki i audiobook są dostępne na stronie internetowej.

[…]

Mam na imię Maria. Mam 33 lata, męża Ryszarda, który obecnie jest w więzieniu i syna, który ma 8 lat. On też ma na imię Ryszard. Mój mąż to Ryszard Ryszardowicz. Więc mój syn jest już Ryszardem Trzecim. Przed wojną całe życie mieszka­liśmy w prowincjonalnym mieście Kirow[i], w obwodzie kirow­skim. […]

Żyliśmy cicho i spokojnie, nic szczególnego. Tylko mój mąż od czasu do czasu uczestniczył w wiecach prze­ciwko władzy, przeciwko aneksji Krymu, przeciwko Putinowi, na rzecz wolności słowa i w innych wydarzeniach. W tamtym czasie (przed wojną) w ogóle nie angażowałam się w politykę. Byłam na wiecach kilka razy w życiu.

Wraz z wybuchem wojny wszystko zmieniło się dramatycz­nie. Piekła, które rozpętał Putin i jego banda, która przejęła władzę, nie da się opisać słowami. Ból, przerażenie, rozpacz, wstyd za moich ludzi… Nawet na portalach społecznościowych musiałam przepraszać za to, że jestem Rosjanką. I nadal to robię, nie tylko na portalach społecznościowych. Ta klątwa przez wiele stuleci będzie ciążyć na absolutnie wszystkich Rosjanach, na wszystkich przedstawicielach tego narodu bez wyjątku. Rzeki krwi, które teraz przelewają się na ukraińskiej ziemi, długo nie wyschną w pamięci ludzi, którzy ucierpieli. […]

Podobnie jak wielu Rosjan, mój mąż i ja nie mogliśmy mil­czeć. Niektórzy wyszli na ulice i place z transparentami „Nie dla wojny!”, za co trafili do aresztów, otrzymali protokół o dys­kredytacji armii i kary grzywny. Niektórzy pisali komentarze na „WKontaktie”[ii], na Telegramie, na Instagramie i Facebo­oku i innych sieciach społecznościowych.

Ja, podobnie jak mój mąż, publikowałam na YouTube filmy z różnych ukraiń­skich i międzynarodowych mediów, aby moi subskrybenci, którzy są poddawani zombifikacji przez rosyjską propagandę, mogli poznać prawdę. […]

Okazało się, że około tydzień wcześniej pojawiło się nowe prawo i nowy artykuł karny: „publiczne rozpowszechnianie świadomie fałszywych infor­macji uchodzących za prawdziwe na temat wykorzystania Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej w celu ochrony interesów[iii].

Obserwując w internecie wydarzenia w Ukrainie, mój mąż i ja coraz bardziej chcieliśmy opuścić Rosję. Ale mój mąż nie miał zagranicznego paszportu. Postanowiliśmy więc przynaj­mniej zmienić otoczenie i przenieść się do Moskwy.

Definitywnie się zakończyło

Ale naj­pierw chcieliśmy zostać wolontariuszami, aby w jakiś sposób pomóc Ukraińcom. W tym celu zabraliśmy dziecko, pieniądze, lekarstwa, antybiotyki, niektóre z naszych najcenniejszych rzeczy i pojechaliśmy na Białoruś, aby tam przekroczyć gra­nicę z Ukrainą. Było to na przejściu w Makronach, ale biało­ruska straż graniczna natychmiast nas zawróciła, mówiąc, że w związku z wojną tylko Ukraińcy mogą wjechać na teryto­rium Ukrainy. Jednocześnie nazwali nas wariatami. Nazwali nas wariatami, mówiąc, że wszyscy uciekają przed wojną, a my jedziemy na wojnę. Prawdopodobnie powinniśmy byli niele­galnie przejść przez las, ale było już za późno: zostaliśmy za­trzymani w punkcie kontrolnym. Myślę, że białoruska straż graniczna zgłosiła fakt próby przekroczenia granicy rosyjskim funkcjonariuszom FSB[iv].

Z Mikołajem Grynbergiem o granicy polsko-białoruskiej rozmawiał w podcaście „Zwięźle” Karol Grabias

Po przybyciu do Kirowa definitywnie zakończyło się nasze spokojne życie. Wieczorem 14 kwietnia 2022 roku postano­wiliśmy wyjechać do Moskwy. Skończyłam swój ostatni dzień pracy, rozdając ulotki przechodniom. Mąż zatankował bak do pełna, wymeldował mnie i dziecko z mieszkania, by wynająć je na czas naszego pobytu w Moskwie.

Po pracy umówiliśmy się, że pojedziemy do znajomych pożegnać się z Kirowem. Mąż napisał, że przyjedzie się ze mną spotkać. Czekałam na nie go na ulicy, gdy nagle zatrzymała się gazela (rodzaj samochodu), wyszli z niej męż­czyźni w kominiarkach z karabinami automatycznymi, a mój mąż leżał wewnątrz auta z głową na podłodze.

Zabrano nas do budynku Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Tam przesłu­chiwano nas osobno. Krzyczano na mnie i przeklinano, żą­dano hasła do telefonu i obrażano. Mojemu mężowi grożono, że zostanę zgwałcona i pobita. Podał im hasło do telefonu. Ja nie podałam, nie grożono mi.

Potem zabrali mnie do naszego mieszkania na przeszuka­nie, pomimo tego, że nie mieli odpowiedniego nakazu. Było to więc całkowicie nielegalne. Zdemolowali całe mieszka­nie, przeszukali wszystko, przejrzeli każde pudełko po bu­tach. Skonfiskowali laptopa, tablet, trzy iPhone’y, znaczki Nawalnego (symbole ekstremistyczne). Szukali pendrive’ów i wszystkiego, co mogłoby posłużyć jako dowód w sprawie karnej za „rozpowszechnianie świadomie fałszywych infor­macji dotyczących rosyjskiej armii”.

Następnie zostałam za­brana na przesłuchanie do Komitetu Śledczego, w którym postawiono mi zarzuty z artykułu 207 ust. 3 pkt 2 lit. Ko­deksu karnego Federacji Rosyjskiej. Mianowicie: „publiczne rozpowszechnianie celowo fałszywych informacji na temat Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej motywowane nienawi­ścią polityczną i narodową wobec grup społecznych: żołnie­rzy, elity politycznej, narodu rosyjskiego”. Kara przewidziana zgodnie z tym artykułem wynosi od 5 do 10 lat pozbawie­nia wolności. Tylko za słowa, za własną opinię. Następnie do sprawy karnej dodano artykuł o nawoływaniu do ekstremi­zmu: 280 ust. 2. Zgodnie z tym artykułem groziło mi kolejne od 3 do 7 lat więzienia. To wszystko z powodu dwunastu po­stów w sieciach społecznościowych o wydarzeniach w Ukra­inie, w tym o Buczy i Mariupolu.

Zgodnie z sugestią adwokata nie przyznałam się do winy. Mogłam skorzystać z prawa do niezeznawania przeciwko sobie i moim krewnym i po pro­stu milczeć, ale wiedziałam, że mój mąż zrobi dokładnie to samo i nic nie powie. Wtedy oboje zostalibyśmy aresztowani na czas śledztwa, a nasze dziecko trafiłoby do domu dziecka.

Dlatego podczas przesłuchania częściowo przyznałam się do winy: przyznałam, że to był mój profil i że to ja pisałam posty. Ale że to były fejkowe informacje… Nie zgadzałam się z tym. To było prawdziwe, nikogo nie okłamałam. Wszystko, co na­pisałam, było prawdą!

Nawet na portalach społecznościowych musiałam przepraszać za to, że jestem Rosjanką. Rzeki krwi, które teraz przelewają się na ukraińskiej ziemi, długo nie wyschną w pamięci ludzi, którzy ucierpieli

Mariia Rouz

Udostępnij tekst

Mój mąż skorzystał z artykułu 51 Konstytucji Federacji Ro­syjskiej i nic nie powiedział.

Przed rozprawą spędziliśmy trzy dni w areszcie. Według sądu mój mąż został aresztowany naj­pierw na dwa miesiące, a następnie areszt został przedłużony. Do dziś przebywa w więzieniu w Jekaterynburgu, czekając na wyrok (już przez prawie półtora roku).

Utknęliśmy w tym betonowym systemie

Ja zostałam zwolniona i przeniesiona do aresztu domowego: założono mi na nogę bransoletkę śledzącą, nie wolno mi było wychodzić z domu wieczorem i w nocy, korzystać z internetu i telefonu, odbierać poczty, uczestniczyć w spotkaniach i imprezach masowych, przydzielono mi nadzór funkcjonariusza służby penitencjar­nej. Tak było do września: moja pani mecenas doprowadziła do zdjęcia bransoletki.

Po zdjęciu bransoletki śledzącej zaczęłam myśleć o wyjeździe z Rosji, ponieważ sąd nie ograniczył mi możliwości przemiesz­czania się. Nie mogłam pomóc mężowi w żaden inny sposób poza przygotowywaniem przesyłek do więzienia: wizyty i te­lefony nie były dozwolone, nie mogłam też komunikować się z nim listownie, tylko raz na dwa miesiące przekazywałam ustne wiadomości przez prawnika, że wszystko jest w po­rządku ze mną i naszym dzieckiem.

Mój mąż już zrozumiał, że na długi czas utknął w tym betonowym systemie, więc przekazał przez prawnika, że chce, abyśmy opuścili Rosję na zawsze, ratując przynajmniej nasz los i nasze życie. Przecież byłam również sądzona na podstawie tych samych artyku­łów, a łączny wymiar kary, który mi groził, mógł sięgnąć na­wet 13 lat. Ponadto mój mąż i ja zostaliśmy wpisani na listę ekstremistów i terrorystów Federalnej Służby Monitoringu Finansowego – Rosmonitoringu.

Tak więc po otrzymaniu aktu oskarżenia zwróciłam się do wolontariuszy, którzy pomagają osobom skazanym za prze­stępstwa tego typu opuścić Rosję. Dali mi jasne instrukcje, jak zachowywać się w kontaktach z funkcjonariuszami do­zoru, jak uniknąć bycia śledzoną, wpłacili również pieniądze na moją kartę do wykorzystania w pierwszej fazie ucieczki. Wszystkie instrukcje były przekazywane wyłącznie przez In­ternet, bez rozmów telefonicznych. Na drogę mogłam zabrać ze sobą tylko dwa plecaki z minimalną ilością ubrań i doku­menty niezbędne z punktu widzenia mojej przyszłej sprawy azylowej, ponieważ istniało duże prawdopodobieństwo, że będę śledzona.

Imię i wygląd mojego wybawcy – Dimy – poznałam do­piero poza granicami Federacji Rosyjskiej. 7 listopada wieczo­rem opuściliśmy mój obwód samochodem przypominającym taksówkę i przez pięć dni błąkaliśmy się po różnych mia­stach, śpiąc i jedząc gdziekolwiek. Zmienialiśmy samochody, aby zacierać ślady.

Tekst oryginalnie napisany w języku rosyjskim. Tłum. Antonina Ciużeńska.


[i] Miasto położone w europejskiej części Rosji nad rzeką Wiatką, do 1934 r. nazywało się Wiatka. Zmiana nazwy miasta nastąpiła po śmierci Siergieja Kirowa (działacza bolszewickiego, zamordowanego najpraw­dopodobniej na polecenie Stalina). W 1993 r. mieszkańcy zdecydo­wali w referendum o zachowaniu sowieckiej nazwy.

[ii] Rosyjski serwis społecznościowy.

[iii]Po ataku na Teatr Dramatyczny w Mariupolu (16 marca 2022 r.) artykuł ten został znowelizowany (25 marca 2022 r.) – dotyczy już nie tylko sił zbrojnych, ale wszystkich innych organów państwa działających za gra­nicą w celu ochrony interesów Federacji Rosyjskiej. Maksymalna kara za to „przestępstwo”, zależnie od stwierdzonych motywacji do jego po­pełnienia, wynosi 15 lat pozbawienia wolności.

Wesprzyj Więź

[iv] FSB – Federalna Służba Bezpieczeństwa, siły służb specjalnych działające w Rosji od roku 199. Choć ustawowo ich aktywność powinna ograni­czać się do wewnętrznych działań kontrwywiadowczych, istnieją dowody na to, że działalność FSB zarówno wewnętrzna, jak i poza granicami Ro­sji, jest znacznie szersza.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Przeczytaj też: KIK: potwierdziło się, że pomaganie jest legalne

Podziel się

1
2
Wiadomość