Zbyt często duszpasterze czują się niczym partyzanci na własną rękę rozbrajający miny, których nikt na kościelnej „górze” nie chce zauważyć ani spróbować wspólnie zneutralizować.
Na pewnym spotkaniu księży rozgorzała dyskusja na temat celibatu duchownych. Jedni byli za jego całkowitym zniesieniem. Inni argumentowali, że należy go zachować. A pewien starszy proboszcz, mrugnąwszy porozumiewawczo okiem do wszystkich obecnych, rzekł: „Najlepiej niech zostanie tak, jak jest”.
Ten dowcip (podobno wzięty z autentycznej historii) przypomniał mi się, gdy czytałem wypowiedź przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, abp. Stanisława Gądeckiego, podsumowującą dopiero co zakończoną pierwszą sesję Synodu o synodalności. „Praktyki duszpasterskie na świecie, powodowane różną historią, kulturą, językami i obyczajami mogą różnić się między sobą, natomiast nauczanie Kościoła doktrynalne musi pozostać jednorodne i nie może w jednym kraju brzmieć tak, a w innym inaczej” – zaznaczył hierarcha.
Mówienie o wielości praktyk duszpasterskich i jednorodności nauczania ma dla mnie sens jedynie wtedy, gdy owo nauczanie ulega uzasadnionej modyfikacji
Gdzie doktryna? Gdzie względy pastoralne?
Jakie praktyki duszpasterskie miał na myśli wspomniany polski uczestnik Synodu? Chyba nie chodziło mu jedynie o to, że na przykład w Polsce w Wielkim Poście mamy nabożeństwo Gorzkich Żali, a w parafiach w Brazylii istnieje zwyczaj chodzenia na „wielkopostne spacery”, podczas których wierni gromadzą się, aby wędrować po ulicach lub szlakach w górach, modlić się i w ten sposób wyrażać ducha pokuty, pojednania i bycia bliżej Boga.
Ani o to, że w Poniedziałek Wielkanocny kobiety i mężczyźni z bawarskiego Traunstein i okolic wyruszają na konną procesję św. Jerzego, aby pobłogosławić konie i bydło, zaś księża włoscy w okresie wielkanocnym odwiedzają wiernych, podczas gdy z kolei w naszym kraju tak zwana „kolęda” ma miejsce zazwyczaj po Bożym Narodzeniu.
Kontekst wypowiedzi abp. Gądeckiego, związany z kontrowersyjnymi tematami dyskutowanymi podczas Synodu (m.in. rola kobiet w Kościele i ich diakonat, obowiązek celibatu, tożsamość płciowa i orientacja seksualna osób w Kościele) wraz z poprzedzającą Synod odpowiedzią papieża Franciszka na dubia kardynałów, wskazuje, że polskiemu hierarsze chodziło raczej o te praktyki duszpasterskie, które dotykają wspomnianych kwestii spornych. Jeśli tak jest, to mam z tak sformułowaną wypowiedzią problem.
Praktyka działań duszpasterskich – zarówno tych, których abp Gądecki przypuszczalnie nie miał na myśli (np. rozmaitość form kultu), jak i tych, o których najprawdopodobniej myślał (np. błogosławienie parom homoseksualnym) – powinna bowiem być zakorzeniona w nauczaniu doktrynalnym Kościoła i przez nie wspierana. Ono bowiem daje podstawę dla tych działań i zarazem stanowi ich najgłębszy sens teologiczno-duchowy.
Jeśli więc w nauczaniu doktrynalnym wskazuje się, że „akty homoseksualne są grzechem; są sprzeczne z prawem naturalnym, w związku z tym w żadnym wypadku nie będą mogły zostać przez Kościół katolicki zaaprobowane” (wypowiedź abp. Gądeckiego w rozmowie z PAP z 2 października 2023 r.), a jednocześnie w praktyce duszpasterskiej – gdzieniegdzie – dopuszcza się i stosuje się błogosławieństwo takich par (odróżniane wprawdzie od obrzędów zawarcia sakramentu małżeństwa, ale jednoznacznie wskazujące na duszpasterskie dążenie do włączenia tych osób właśnie jako pary w życie Kościoła), to można w sposób uzasadniony pytać o zależność (lub jej brak) między praktyką duszpasterską a doktrynalnym nauczaniem Kościoła.
Przywołuję ten przykład nie po to, aby kwestionować słuszność błogosławienia osobom pozostającym w związku osób tej samej płci, lecz aby pokazać, że tego rodzaju sytuacji nie można po prostu skwitować stwierdzeniem o jednorodności nauczania i wielości praktyk duszpasterskich.
Podobną uwagę mam pod adresem Franciszkowych odpowiedzi na wspomniane kardynalskie dubia. Wszak pytania kardynałów miały charakter doktrynalny i dotyczyły jednoznacznego określenia nauczania kościelnego w podjętych kwestiach (z uwagi na stosowane praktyki duszpasterskie i inne wypowiedzi duchownych, w tym samego Franciszka), zaś odpowiedzi papieża są głównie duszpasterskie i przewija się w nich stały motyw, który można, w pewnym uproszczeniu, wyrazić następująco: „owszem, doktrynalne nauczanie Kościoła jest niezmienne, ale względy duszpasterskiej miłości skłaniają nas do modyfikacji jego praktycznych zastosowań”.
Partyzancka dola księży
Każdy duszpasterz, jeśli uczciwie rozważy swoje doświadczenie pastoralne, będzie w stanie przywołać wiele sytuacji, w których miał do czynienia z poczuciem rozbieżności między doktrynalnym nauczaniem Kościoła a konkretną sytuacją egzystencjalną człowieka, którego spotkał w konfesjonale, podczas wizyty duszpasterskiej czy na lekcji religii w szkole.
Sam także wielokrotnie tego rozdźwięku doświadczałem, gdy, na przykład, stawałem przed dylematem udzielenia rozgrzeszenia osobie stosującej w małżeństwie antykoncepcję zakazaną przez Kościół, ponieważ jej lęk przed ponownym zajściem w ciążę, wynikający z traumatycznych doświadczeń przy poprzednim porodzie, był tak wielki, że absolutnie nie dopuszczała ona możliwości posiadania kolejnego dziecka. A jednocześnie niepodejmowanie współżycia oznaczałoby stopniowe osłabianie więzi małżeńskiej i niebezpieczeństwo potencjalnej zdrady ze strony współmałżonka. Oczywiście można w takiej sytuacji wzywać do heroizmu i domagać się ofiary z relacji intymnej na rzecz niestosowania antykoncepcji, ale zawsze w tego rodzaju przypadkach dźwięczą mi w uszach słowa Jezusa wypowiedziane o faryzeuszach i uczonych w Prawie, zasiadających na katedrze Mojżesza: „Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą” (Mt 23,4).
Dlatego bardziej przemawia do mnie odpowiedź udzielona kardynałowi Duce przez prefekta Dykasterii Nauki Wiary, kardynała Victora Manuela Fernándeza, który stwierdził: „Franciszek podtrzymał propozycję pełnej wstrzemięźliwości rozwodników w powtórnych związkach, ale dodał, że może być to dla nich w praktyce trudne, dlatego pozwolił w pewnych okolicznościach, po stosownym procesie rozróżniania, dopuszczenie do sakramentu pojednania, nawet jeżeli nie są wierni wstrzemięźliwości zaproponowanej przez Kościół”.
Jak wiadomo, pytanie to miało związek z decyzją biskupa Pilzna Tomáša Holuba, który na początku tego roku ogłosił, że w jego diecezji rozwodnicy w powtórnych związkach mogą dostąpić „trwałego aktu miłosierdzia”, co umożliwi im powrót do przyjmowania sakramentów, nawet jeżeli żyją „jak mąż z żoną”. Tak oto podjęto konkretną, poniekąd autonomiczną praktykę duszpasterską w sprawie Komunii św. dla osób rozwiedzionych.
Wprawdzie decyzja bp. Holuba jest zakorzeniona w nauczaniu papieskim (Amoris laetitia), ale ponownie trzeba zauważyć, że kontekst jest tu typowo duszpasterski, a nie doktrynalny. Brakuje mi natomiast tego, aby – oprócz tak wyrażonego papieskiego poparcia dla przywołanej praktyki – została ona przynajmniej wskazana jako wzorcowy model postępowania w podobnych sytuacjach, jeśli już nie jako po prostu oficjalne stanowisko o charakterze doktrynalnym, a nie tylko duszpasterskim.
Zbyt często duszpasterze czują się niczym partyzanci na własną rękę rozbrajający miny, których nikt na kościelnej „górze” nie chce zauważyć ani spróbować wspólnie zneutralizować. Muszą rozstrzygać i podejmować działania wprawdzie zgodne z ich głęboko ludzką wrażliwością i duszpasterskim wyczuciem, ale idące nie po linii kościelnej doktryny.
Dlatego mówienie o wielości praktyk duszpasterskich i jednorodności nauczania ma dla mnie sens jedynie wtedy, gdy owo nauczanie ulega uzasadnionej modyfikacji i staje się podstawą, źródłem, a zarazem potwierdzeniem słuszności kolejnej duszpasterskiej praktyki. Jednorodność nauczania nie musi oznaczać jednorodności absolutnej, pozbawionej względu na czas, miejsce i konkretne ludzkie historie. Życie naprawdę jest bogatsze niż jakakolwiek doktryna.
Pora najwyższa uznać ten fakt, także gdy chodzi o ludzki aspekt doktryny religijnej. Nauczanie niezmienne, skamieniałe, niewrażliwe na ludzkie doświadczenie egzystencjalne, zakonserwowane raz na wieczność nie może być wymówką ani dla duszpasterskiej zachowawczości, ani dla uznania, że „gdzieś tam, może i tak, ale u nas, w Polsce, to niech zostanie tak, jak jest”.
Przeczytaj także: ks. Krzysztof Grzywocz, Norma dla człowieka, nie człowiek dla normy
Bardzo ciekawie, ale i doglebnie ksiadz to ujal. Dziekuje!
Jakkolwiek czuję dużo sympatii do autora, to z jedną z tez, chyba kluczową, się nie zgadzam – że kościelna ‘góra’ to są jacyś mili, ale trochę powolni i mało rozgarnięci strasi panowie od których nie ma już czego za bardzo wymagać. Uważam, że jest odwrotnie – na czele KK stoją najlepiej do tego przygotowani, najlepiej wykształceniu, najlepiej poinformowani i najmądrzejsi spośród księży.
@ Jerzy: To sarkazm czy prowokacja?
Tak… i najlepiej odrzucąjący nauczanie Jezusa zapisane w Ewangeliach!
„owszem, doktrynalne nauczanie Kościoła jest niezmienne, ale względy duszpasterskiej miłości skłaniają nas do modyfikacji jego praktycznych zastosowań” Niesamowicie podoba mi się takie ujęcie tematu. Nasi biskupi świętsi od Papieża są niewątpliwie, a i Chrystusa by pouczyli, upomnieli, gdyby nadarzyła się im taka okazja w realu. Tutaj przypomina mi się sławny rozwód kościelny, pary z kilkudziesięcioletnim stażem i przychówkiem, potem huczny nowy ślub kościelny i chrzciny w asyście zacnej jak mało kiedy. Nie muszę raczej uściślać faktów, by wiadomo o kogo i o co chodziło. Co do niezmienności nauczania doktrynalnego, wystarczy zaczerpnąć wiedzy historycznej, tej udokumentowanej, by rozjaśnić sobie obraz i praktyki. Powiedzmy otwarcie, doktrynę formułowało grono szacownych starców, niekoniecznie w demokratycznym stylu. Podobni im starcy, dziś włosy rwą z głów, choć niewiele ich mają, odnośnie zniesienia celibatu. W sumie im się nie dziwie, tyle lat musieli prowadzić podwójne życie, kluczyć, oszukiwać, mataczyć, a teraz młody taki jeden z drugim będzie mógł legalnie? Jak długo będą starcy decydować o losach Kościoła, podobnie dzieje się w innych sferach życia, zmiany będą torpedowane. Nie wiem kto jeszcze dostrzega w starcach mądrość i roztropność, oprócz ich samych oczywiście. Zmiana dokonuje się każdego dnia, nie sposób jej zatrzymać. Nie ma dwóch dni identycznych i nigdy do tej samej wody w rzecze nie wejdziemy. Kto się nie dostosuje, wypada z gry. Aż nadto ten przymus doskwiera memu i starszym pokoleniom. Wystarczy tylko chwila słabości, przekonać siebie, że do niczego nie jest mi to, czy tamto potrzebne. Niech będzie jak kiedyś przekonanie, a wszystko zaczyna się rozpadać jak domek z kart. Bo zmiany są nieuniknione, te przyrodnicze, polityczne, religijne i w końcu nasze zdrowotne. Albo za nimi podążamy, albo… .
Aż kusi zadać jedno logiczne pytanie 😉 No to czemu nie rozbroić tej miny i nie znieść celibatu (choć częściowo), czemu nie wyrzucić do kosza katolickiej etyki seksualnej, która się tragicznie rozjeżdża nie tylko ze stanem wiedzy naukowej o zjawisku, ale także ze zdrowym rozsądkiem i praktyką życiową. Czemu te nieżyciowe i w oczywisty sposób sprzeczne z wiedzą o świecie doktryny i normy, w dodatku niemające nawet śladowego oparcia w świętych księgach, a wymyślone przez LUDZI najwcześniej 1500-2000 lat po Chrystusie, nie zostaną jednym podpisem papieża zniesione? Bo tylko tego podpisu trzeba, przecież Kościół to monarchia absolutna, a papież to de facto taki Ludwik XIV (“Państwo to ja”). Nie ma co się oburzać, takie są fakty, ale dzięki temu to zarazem takie proste do rozwikłania. Po co o to ginąć? Po co się w to dalej plątać? Jakie dobro z tego wyniknęło? Obiektywnie rzecz biorąc – w skali makro żadne. Kościół wyłącznie na tym stracił i nie była to bynajmniej heroiczna walka do samego końca o wartości, zamiast tego wszystko gnije w oparach absurdu i hipokryzji (pedofilia itp.). Nikt inny za Kościół tego nie załatwi.
Na pytanie po co i dlaczego znajdziemy odpowiedź choćby w wojnie Rosji z Ukrainą. Bynajmniej problem nie tkwi w tym kto zaczął. Patrząc z dystansem, oba te państwa dziś mogły być potęgami gospodarczymi i mieć realny wpływ na politykę światową, a ich obywatele żyć w dostatku. Gdyby jeszcze w dodatku oba kraje o tak ogromnym potencjale, współpracowały na zasadach partnerskich, Ameryka i Chiny miały by realnego konkurenta. Dziś przyglądamy się rzezi nie tylko armii, lecz też najwartościowszego potencjału ludzkiego obu państw i pogrążaniu obu gospodarek w odmętach wojny. Jakże proste wydaje się rozwiązanie problemu. Wysłać z powrotem wojsko do koszar, a ludziom pozwolić żyć w spokoju. Z pozoru tak niewiele, a jednak najtęższe głowy świata nie potrafią odnaleźć satysfakcjonującego obie strony rozwiązania. A może właśnie tym głowom proroczym właśnie chodzi o to by ten konflikt podtrzymywać, da się na tym sporo zarobić, nieprawdaż.
@Kazimierz Żeleński
Bo to tak, jak w służbie zdrowia: czasem pojawiają się młodzi I zdolni idealiści-reformatorzy, którzy zżymają się na znieczulicę, arogancję, martnotrawienie ogromnych sum pieniędzy przy jednoczesnym niedofinansowaniu wszystkiego, co blisko pacjenta.
A reszta ich słucha, kiwa głową i…..czeka, aż idealistom idealizm minie.
A wie Pan, czemu?
Z banalnej przyczyny: ci, którzy realnie mogliby coś zmienić, KORZYSTAJĄ na tym bałaganie i patologiach.
Co prawda po reformach zapewne dalej byłoby im super. Ale być może nie aż tak bizantyjsko. Więc w gruncie rzeczy na zmianach im, delikatnie mówiąc, nie zależy.
Obawiam się, że w kościele hierarchicznym jest podobnie.
Aj, szlachetni postępowcy. Może znieśmy jeszcze przykazania 7 i 8, bywają wszak kłopotliwe dla wielu…W tekście Autora jest istotna wzmianka o decyzji biskupa Pilzna- bez sprecyzowania jednak, jak to się ma do dyscypliny pokutnej Kościoła. Od 7 wieku można bowiem uzyskać po chrzcie wielokrotnie odpuszczenie grzechów ciężkich, a do takich należy współżycie pozamałżeńskie. Czy teraz rozwodnicy nie będą musieli się z tego spowiadać? A wieloletni stali partnerzy bez nawet ślubu cywilnego też nie? Po co zatem tu w ogóle potrzebna jakakolwiek kościelna aprobata? Zagłuszanie wyrzutów sumienia?
A co ksiądz myśli o omijaniu przez kler celibatu (i chyba równocześnie 6 przekazania ‘Nie cudzołóż’) gdy duchowny śpi z kobietą (bądź facetem – zależnie od upodobań)?
Otóż WY kler macie na boku kobiety (albo facetów) i nie dbacie o przykazania, bo wychodzicie z założenia, że zawsze można się z tego wyspowiadać.. żeby potem z “czystym sumieniem” iść odprawić mszę.
@Konan
Uprzejmie prosimy, aby rozmawiał Pan z ks. Sebastianem, a nie z podmiotem “WY kler”.
@Sebastian
Raczy Szanowny Pan jednak dokonywać pewnej manipulacji. Liczne światłe osoby wypowiadały się tu w kwestiach wspomnianych. Nikt nie postuluje “zniesienia” przykazania szóstego. Postuluje się zniesienie ewidentego błędu w jego interpretacji, który to błąd polega na odejsciu od personalistycznego, związanego z miłością I ludzką wiernością interpretowania tegoż przykazania, na rzecz oceny jako etyczne/nieetyczne kwestii z punktu widzenia medycznego czysto technicznych.
Naprawdę, cieszyć się należy, że nikt nie przekonał skutecznie żadnego z papieży, że nieetyczne jest stosowanie antybiotyków, gdyż zabijają istoty żywe, znaczy bakterie.