Jesień 2024, nr 3

Zamów

Bp Muskus: Nie wystarczą procedury, potrzeba miłości

Fot. Vanderlei Longo / Pexels.com

Miłość to nie jest urzędnik zawiadamiający oficjalnym pismem o terminach przesłuchań, ale ktoś, kto chce wysłuchać drugiego człowieka – mówił bp Damian Muskus podczas modlitwy za osoby zranione w Kościele.

W niedzielę 22 października w bazylice św. Floriana w Krakowie odbyła się Msza św. w intencji osób zranionych w Kościele, której przewodniczył bp Damian Muskus OFM. To kolejne takie spotkanie zorganizowane z inicjatywy osób świeckich.

Jak podkreślał w homilii bp Muskus, pytanie o miłość pada na początku każdej historii człowieka, który decyduje się iść za Jezusem. – Tylko tego oczekuje Jezus od ludzi, którzy w Jego imieniu mają prowadzić Kościół. Oczekuje miłości – mówił, przypominając, że jest ona „najważniejszym warunkiem powierzenia w ludzkie ręce troski pasterskiej o dobro i bezpieczeństwo wspólnoty Kościoła”.

– Jezus nie pyta Szymona o to, czy ma jakąś wizję rozwoju Kościoła, nie pyta go o sposób zarządzania Owczarnią. Nie pyta, czy ma opracowane procedury, które mógłby wdrożyć w momencie kryzysu. Jedyne pytanie dotyczy miłości – zwracał uwagę krakowski biskup pomocniczy. Wskazywał zarazem, że odpowiedzią nie są płomienne deklaracje, ale praktyka życia.

– Nie wystarczy więc dziś, że osoby skrzywdzone w Kościele usłyszą naszą deklarację o gotowości szukania wraz z nimi sprawiedliwości i uleczenia. Nie wystarczą przepisy, procedury, tworzone stanowiska i podejmowane z urzędu kroki zmierzające do naprawienia zła. To wszystko za mało, jeśli za tymi działaniami będzie się kryła bezduszna biurokracja, pozbawiona empatycznej miłości – podkreślał bp Muskus.

– Miłość sprawia, że osoba skrzywdzona, która zwróci się do Kościoła o pomoc i sprawiedliwość, nie poczuje się upokorzona i zlekceważona, potraktowana bezdusznie jako numer kolejnej sprawy. Miłość nie pozwoli na to, by doświadczała, że jest człowiekiem gorszej kategorii albo mniej ważnym od sprawcy zła. Miłość otoczy taką osobę troską, ochroni ją i da jej poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Powie jej: jestem dla ciebie – mówił.

Jak dodał, miłość jest siłą, która „nie pozwoli na odwlekanie rozwiązania spraw, na ich przemilczanie czy bagatelizowanie”. – Miłość sprawia, że sprawiedliwość dla skrzywdzonych będzie oczywistością, a nie prawem, o które wciąż na nowo muszą walczyć. Miłość zamilknie z szacunku i wstydu na widok ich bólu i nie będzie udawała, że nie widzi łez – kontynuował. 

– Miłość to nie jest urzędnik zawiadamiający oficjalnym pismem o terminach przesłuchań, ale człowiek, który chce wysłuchać drugiego człowieka i towarzyszyć mu na drodze leczenia z traumy – stwierdził.

Krakowski biskup pomocniczy ubolewał, że w Kościele wciąż zapominamy o miłości. – Skupiając uwagę na strachu przed publiczną kompromitacją i skandalem, zabiegając o ochronę wizerunku, wciąż zapominamy, że nie to powinno absorbować naszą uwagę, że nie to jest najważniejsze – zauważył.

Zauważył ponadto, że w „twarzach osób skrzywdzonych, w każdej naznaczonej cierpieniem historii człowieka, w każdej łzie i milczeniu, w odejściach od Kościoła i gestach buntu, w każdym rozpaczliwym wołaniu o pomoc” to sam Jezus pyta wciąż na nowo: „Czy miłujesz Mnie?”. – Żaden pasterz nie ma prawa na to pytanie odpowiedzieć twierdząco, jeśli jego sumienie obciąża zapomniana, zaniedbana miłość do człowieka skrzywdzonego – przestrzegł.

Biskup podziękował osobom skrzywdzonym w Kościele za to, że – mimo iż wielu z nich „doświadcza krzywd od tych, do których zwrócili się o pomoc z zaufaniem i wiarą, że zostaną wysłuchani i potraktowani tak, jak na to zasługują” – wciąż stawiają Kościołowi pytania o miłość i nie mają zamiaru ustawać. Życzył im, by na swoich drogach spotykali tylko takich pasterzy, którzy na pytanie Jezusa o miłość będą odpowiadali bez przekłamania: „Panie Ty wiesz, że Cię kocham”.

Wesprzyj Więź

Wyraził także przekonanie, że liturgiczny patron tego dnia, św. Jan Paweł II, „nigdy nie stracił prawa do dawania Jezusowi pozytywnej odpowiedzi na pytanie o miłość”.

Przeczytaj też: Nikt nie powinien błagać o sprawiedliwość w Kościele. Co widzi psychoterapeutka

KAI, KG

Podziel się

Wiadomość

No i doleje oliwy do ognia, ale powolywanie sie na JPII w sprawach przestepst ksiezy to jednak naginanie faktow. To na jego teologii kaplanstwa rozwinal sie rozbuchany klerykalizm, w ktorym Skrzywdzeni nie mieli nic do powiedzenia, bo teologia papieska nie dopuszczala popelniania zbrodni przez „powolanych przez Pana”. A JPII nigdy nie ponizyl sie do spotkania ze Skrzywdzonymi… A gdy byl skonfrontowany, to dawal im rozanca i zalecal sie modlic…

Kiedy większość z nas nie jest w żaden sposób poważnie traktowana! Gdy sprawca umiera to my przestajemy dla hierarchii , delegatów oraz zwykłych księży istnieć! To są fakty. A nas , tych, których sprawcy juz nie żyją jest wiekszość niz tych, których sprawcy jeszcze zyją, ci mają jeszcze szansę na sprawiedliwość choc raczej tą świecką, sądową niz kościelną. Koscielne procesy trwają latami i są celowo przedłużane az do śmierci sprawcy jak to było odnosnie ks…. Dymera… proces trwał 25lat! Celowo przedłużany przez Soltysa Głodzia i abp…. Dzięgę. Sprawca nie żyje, sprawy nie ma! Takim osobom juz nikt nie pomaga! Ba, nie odszukuje ich się! Bo i po co? Aby była następna kompromitacja hierarchii? A jesli delegat jak w Szczecinie zna ich nr telefonów i adresy email to czy pomaga? Nie! Od lat się z nami nie kontaktuje! Nie pyta, czy może w czymś pomóc, czy co słychać… bo i po co? Aby sie wydało ile jest tych wykorzystanych osób? I tak jest w całej Polsce, nie mamy złudzeń.

Z jednej strony miło, że bp Muskus przypomina, że podstawa jest miłość. Z drugiej – biurokracja nie musi być być bezduszna, ani nie powinna być pokazywana jako przeciwieństwo miłości. Przepisy, zasady, procedury – dobrze przemyślane i stosowane są wyrazem miłości:
– każdemu zgłoszeniu krzywdy nadać bieg
– nadzorować przebieg spraw
– wprowadzić terminarz kontaktów z osobami skrzywdzonymi i zgłaszającymi nieprawidłowości
– zacząć wreszcie informować o wynikach tych wewnętrznych postępowań…

To wszystko byłyby twarde dowody miłości. Oczywiście empatia, szacunek, uważność też są pożadane – ale bez przyzwoitej organizacji będą jak pączuś na stercie kuchennych odpadków.

Literalnie się zgadza: miłość powinna być u podstaw, miłość to nie urzędnik, a potem biskup ubolewa i biskup dziękuje.. Fajnie, taki katolicki standard.

Teraz od biskupa(-ów) cały Kościół oczekuje, a jeżeli nie cały to przynajmniej jego większość, na działanie, na wprowadzanie tych słów w życie, zanim całkiem nie zniechęcicie tej reszty która jeszcze w parafiach została. Choćby w tym punkcie (jak zauważyła Magdalena), żeby informować wreszcie pokrzywdzonych o wynikach wewnętrznych postępowań.

Tyle słów ze strony hierarchii (z Franciszkiem włącznie) o miłości Boga i bliźniego, o wprowadzaniu Ewangelii w życie, a w realu okazuje się jakbyśmy byli w dwóch przeciwstawnych obozach – jedni wołają o prawdę, czynną miłość, współczucie i sprawiedliwość, drudzy uciekają od tego jak od ognia, na dodatek wmawiając całej reszcie, że ich powołaniem jest służyć Chrystusowy i troszczyć się o wiernych., a jak przychodzi co do czego, to wysyłają umoczonych kolegów na inną parafię albo do jakiegoś zakonu na przeczekanie. Hipokryzja to mało powiedziane.