Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ksiądz podejrzany o zabójstwo diakona od lat borykał się z poważnymi problemami

Pomimo upływu siedmiu miesięcy bp Grzegorz Kaszak nie spotkał się z rodzicami zamordowanego diakona – pisze dziennikarz Interii Dawid Serafin.

Do tragedii, którą opisuje w swoim reportażu Dawid Serafin, doszło 7 marca tego roku w Sosnowcu. Wiadomość o niej media podały dzień później, informując, że 26-letni diakon najprawdopodobniej padł ofiarą zabójstwa. Tego samego dnia pod kołami pociągu zginął też 45-letni kapłan – ks. Robert. Obaj pracowali w sosnowieckiej bazylice katedralnej pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Mieszkali na tej samej plebanii.

Prokuratura okręgowa wszczęła dwa osobne śledztwa. Wskazywano jednak, że śmierci te mogą mieć ze sobą związek. Wynika to również z ustaleń reportera Interii.

Problemy ze zdrowiem psychicznym

Z wypowiedzi uzyskanych przez Dawida Serafina od tych, którzy znali ks. Roberta, wynika, że miał on problemy z agresją, bywał nieprzewidywalny i wyalienowany, unikał ludzi. Był przewrażliwiony na swoim punkcie, uważał innych księży za gorszych od siebie. Reporter ustalił również, że duchowny leczył się psychiatrycznie.

Ks. Robert miewał urojenia. Wierzył w to, że kiedyś zostanie papieżem. Wybrał nawet sobie imię: Oktawiusz I. Miał swój pastorał, biskupie szaty, zrobił sobie też herb i pieczęć. Czasem zakładał stroje zarezerwowane dla biskupów i kardynałów, i robił sobie w nich zdjęcia

Dawid Serafin

Udostępnij tekst

O problemach ze zdrowiem psychicznym ks. Robert miał poinformować swojego biskupa, czyli Grzegorza Kaszaka, już w 2018 r. Zapewnić go też miał, że pozostaje pod opieką specjalisty.

„W czerwcu 2022 r. duchowny ponownie spotkał się z hierarchą. Poprosił o zmianę decyzji dotyczącej skierowania na kolejną parafię. Miesiąc po tym spotkaniu kapłan dostarczył zaświadczenie o tym, że odbywa leczenie psychiatryczne, ale jest zdolny do wykonywania obowiązków zawodowych. Podczas rozmowy poprosił o skierowanie do bazyliki katedralnej i zmniejszenie obowiązków duszpasterskich. W sierpniu 2022 r. biskup Kaszak przystał na jego prośbę, nakazując mu jednocześnie udanie się do psychologa” – pisze Serafin. Diakon Mateusz pracę w bazylice katedralnej rozpoczął we wrześniu 2022 roku.

Dzięki zapisowi kościelnego monitoringu, do którego uzyskał dostęp dziennikarz Interii, mógł on zapoznać się z ostatnimi momentami życia zamordowanego diakona: „Kościelny monitoring uchwycił, jak Mateusz ze spakowaną sutanną i laptopem mija bramę i idzie w stronę garaży. Kilka chwil później na nagraniu widać księdza Roberta, który podąża za Mateuszem. […] Czy Mateusz zauważa idącego za nim księdza Roberta, a jeśli tak – to kiedy? Czy chłopak dostrzega nóż w ręce duchownego? Czy diakon próbuje się bronić, rozmawiać lub uciekać? Tego nie wiemy. Kamera nie rejestruje kluczowego momentu. Miejsce ataku jest poza jej zasięgiem. Chwilę później na nagraniu widać, jak ksiądz Robert wraca do budynku i po chwili ponownie wychodzi. […] Przeprowadzona później sekcja zwłok wykaże, że Mateusz otrzymał 11 ciosów nożem w klatkę piersiową i szyję. Ksiądz Robert wrócił do budynku, w którym mieszkał i natychmiast z niego wyszedł. Ruszył w kierunku torów kolejowych”.

Zanim proboszcz zginie pod kołami pociągu, zadzwoni do jednego z kolegów księży. Gdy dziennikarz Interii prosi tego duchownego o rozmowę, dowiaduje się, że musi zapytać o zgodę biskupa Kaszaka, której ostatecznie nie dostanie.

Nie skarżył się bliskim

Reporter Interii ustala: „O tym, że ksiądz Robert bywa agresywny, opowiada rzeczy, które się nie wydarzyły, rzuca fałszywe oskarżenia i zamyka się w swoim świecie, duchowni diecezji sosnowieckiej mówili od lat. Jeden z nich zapytał kiedyś Mateusza, jak radzi sobie w relacjach z Robertem. W końcu mieszkali w jednej parafii. – Schodzę mu z drogi – miał odpowiedzieć chłopak”.

Od osób związanych z bazyliką katedralną Serafin usłyszał: „ksiądz Robert wmówił sobie, że Mateusz go oczernia w oczach przełożonych i twierdzi, że jest leniwy. Duchowny raz miał usłyszeć tylko, że powinien być bardziej pracowity, jak Mateusz”.

Zamordowany diakon nie skarżył się bliskim na swoje problemy z ks. Robertem. Wspomniał o nich koledze z seminarium w rozmowie telefonicznej kilka dni przed swoją śmiercią. Serafin pisze: „Opowiada o wiadomościach z pogróżkami, jakie dostaje od księdza Roberta. Mówi też, że «o wszystkim poinformował proboszcza, a ten miał uznać, że problem powinni rozwiązać między sobą. Mateusz nie zdradza szczegółów». Zapowiada, że wszystko opowie za kilka dni. Rozmowa nie odbędzie się, bo tego dnia, kiedy ma do niej dojść, Mateusz zostaje zamordowany”.

Ks. Jan Gaik, proboszcz bazyliki katedralnej, zapytany o problemy diakona Mateusza z ks. Robertem, opowiada: „Diakon mówił, że ksiądz Robert posądza go o jakąś rzecz, której nigdy nie zrobił. Przeprowadziłem wspólną rozmowę z księdzem Robertem i diakonem Mateuszem, żeby ksiądz Robert zaprzestał wysyłać diakonowi takie wiadomości. Ksiądz Robert oświadczył, że ta sprawa jest już zakończona i nie będzie do niej powracał. Po rozmowie śniadanie i obiad w tym dniu upłynęły w bardzo miłej atmosferze. Uważałem, że to zbyt błaha sprawa, by o tym powiadomić kurię”.

Co zrobiono, aby temu zapobiec?

Kilka dni po tragedii bp Kaszak spotyka się z seminarzystami. Ci opowiadają o nim reporterowi: „Biskup podkreślał, że ważne jest dbanie o swoje zdrowie psychiczne, że pójście do psychologa nie jest wstydem, mówił, żeby zwrócić uwagę na tych kolegów, którzy nagle stają się wycofani i nie biorą udziału w życiu wspólnoty”. Klerycy pytali biskupa: „dlaczego doszło do zdarzenia, czy ksiądz Robert zabił Mateusza, czy duchowny był chory, co zrobiono, aby temu zapobiec”?

Alumni na spotkaniu z biskupem dowiadują się także, że „dwa dni przed zabójstwem Mateusza ksiądz Robert zmienia zapisy testamentu. W dokumencie zapisuje, że chce mieć katolicki pogrzeb. Stawia jeden warunek: biskup nie może brać w nim udziału”.

Ks. Robert święcenia kapłańskie uzyskał w 2004 roku. Pracował m.in. w Sosnowcu, Jaworznie i Bolesławiu. W niektórych miejscach posługiwał zaledwie rok.

Dawid Serafin odwiedził poszczególne parafie, gdzie pracował ks. Robert. Księża, którzy z nim współpracowali, rzadko jednak chcieli rozmawiać o zmarłym duchownym. Wielu powoływało się na zasadę, że bez zgody biskupa nie mogą wypowiadać się o tej sprawie, a każdą wizytę dziennikarza muszą zgłosić do kurii. Jeden z duchownych deklaruje: „jak sprawa prokuratorska się zakończy, wszystko opowiem”.

„To właśnie trudny charakter był powodem tak częstych przenosin z parafii na parafię. O tym, że kapłan potrzebuje pomocy, świadczy jedna z historii. Ksiądz Robert wierzył w to, że kiedyś zostanie papieżem. Wybrał nawet sobie imię: Oktawiusz I. Duchowny miał swój pastorał, biskupie szaty, zrobił sobie też herb i pieczęć. Czasem zakładał stroje zarezerwowane dla biskupów i kardynałów i robił sobie w nich zdjęcia” – przywołuje relacje swoich rozmówców reporter.

Skoro żaden z hierarchów nie przeprosił rodzin, ja to zrobię

O śmierci syna matkę przyjechał poinformować rektor sosnowieckiego seminarium ks. Konrad Kościk. Ukląkł przy kobiecie i razem płakali. Tak ich zastała policja. Kilka miesięcy po tragedii decyzją bp. Grzegorza Kaszaka ks. Kościk przestał być rektorem sosnowieckiego seminarium. Został proboszczem w Będzinie. „Co jakiś czas odwiedza rodziców Mateusza, którzy są mu za to wdzięczni. Kiedy poprosiłem go o rozmowę, odmówił. – To wszystko jest zbyt świeże – powiedział, po czym załamał mu się głos” – pisze dziennikarz.

O tym, że ks. Robert opowiada rzeczy, które się nie wydarzyły, rzuca fałszywe oskarżenia duchowni diecezji sosnowieckiej mówili od lat. Jeden z nich zapytał Mateusza, jak radzi sobie w relacjach z Robertem. – Schodzę mu z drogi – miał odpowiedzieć chłopak

Dawid Serafin

Udostępnij tekst

Przywołuje też słowa wujka tragicznie zmarłego Mateusza: „Ze strony biskupa nigdy nie padło słowo przepraszam. Nic życia Mateuszowi nie przywróci, rodzice oddali go jednak pod opiekę Kościoła i tam zginął. Są czasem takie sytuacje, że trzeba po prostu być człowiekiem”.

W maju, dwa miesiące po zabójstwie Mateusza w bazylice katedralnej, gdzie pracował, święcenia kapłańskie z rąk bp. Kaszaka otrzymali jego koledzy z roku. „Podczas kazania hierarcha nie wspomina o tragicznych wydarzeniach z marca, które rozegrały się kilkanaście metrów od katedry”.

Swoją pierwszą w życiu Mszę św. Mateusz miał odprawić 28 maja w Wolbromiu. „Zamiast tego eucharystię za spokój duszy odprawia miejscowy proboszcz, Zbigniew Luty. – Skoro żaden z hierarchów nie przeprosił rodzin, ja to zrobię – mówi do wiernych”. Duchowny bardzo dobrze znał Mateusza, to on pisał mu rekomendacje do seminarium.

Już po śmierci Mateusza rodzina znalazła jego zeszyt z czasów, kiedy był kilkuletnim chłopcem. Zanotował w nim, że chciałby zostać księdzem. „W drugiej klasie podstawówki udawał, że odprawia mszę świętą, tabletki służyły za hostię. W wieku 15 lat razem ze swoimi babciami śpiewał godzinki. Przez lata był ministrantem, a potem lektorem parafii św. Katarzyny w Wolbromiu. Do seminarium diecezji sosnowieckiej wstąpił w 2017 r.”.

O życiu po śmierci swojego jedynego dziecka tak Dawidowi Serafinowi opowiada mama Mateusza: „Żyję z dnia na dzień. Wstaję rano, otwieram oczy i pierwsza myśl: Mateusz nie żyje. Potem płaczę albo zbieram się do pracy, zależy, ile mam czasu. Wychodzę, rozmawiam z ludźmi, czasem się nawet śmieję. Mam chwile załamania, każdego dnia”.

„Kobieta Bogu zadaje jedno pytanie: dlaczego zabrał jej syna tak wcześnie. Kiedy wypowiada to zdanie, nie słychać wyrzutów, jest próba zrozumienia” – pisze reporter. I podkreśla, że pomimo upływu siedmiu miesięcy bp Grzegorz Kaszak nie spotkał się z rodzicami zamordowanego diakona.

Wesprzyj Więź

„Jak pan będzie u taty Roberta i zgodzi się na rozmowę, to proszę powiedzieć, że my mu współczujemy i nie mamy żadnych pretensji. Wiemy, że ten tata przez księży chciał nas przeprosić. Moim zdaniem on ma gorszą tragedię niż my” – wyznaje matka zamordowanego diakona.

Przeczytaj też: Ksiądz, czyli człowiek. Rozmowa z Ewą Kusz

KJ

Podziel się

4
4
Wiadomość

@Marzena – my świeccy mamy różne marzenia… Ale czy kumple K. z Watykanu (z którymi zapewne niejedną książkę przeczytał) mieliby podjąć aż tak radykalną decyzję – wątpię.
Ręka rękę myje – w tej korporacji to przykazanie pierwsze i najważniejsze.

Kaszak – lis w śmiesznej czapce – znowu się wywinie. Przesłanki? Oto one:
1. Jego komisja już wydała oświadczenie, w którym najważniejszy element jest o tym, że był tylko jeden ksiądz na seksparty.
2. Nie podał kto jest członkiem tej jego komisji.
3. Co ustaliła ta niby-komisja… ? Mianowicie, wicie rozumicie, było naruszenie norm moralnych, normalnie poważne naruszenie.

Po trzech tygodniach tych jej prac ustalili to co było w pierwszym artykule w GW, ale bez faktu, że było tam na seksparty faktycznie więcej duchownych z Sosnowca.

Też nie mam zaufania do bp Kaszaka. Za dużo tego było. Dlatego nieprzyjemnie zaskoczyła mnie wypowiedź kardynała Rysia, co do istoty poprawna, ale zakończona wyrażeniem zaufania do biskupiej komisji, że wszystko wyjaśni. Dlaczego właściwie nie mieliby być dopuszczeni do tej komisji świeccy wierni? Nie można wykluczyć, że „ustalenia” będą chronić biskupa, na którego cień rzuca ciąg faktów. Może jest niewinny, ale to mogą ustalić tylko osoby od niego niezależne, a nie jego podwładni. Tymczasem Kościół trzyma się litery prawa kanonicznego od lat odklejonego od rzeczywistości, także katolickiej.

Na marginesie, jaka znieczulica nas ogarnia, skoro poważnie pochylamy się nad przytoczonym materiałem „dziennikarskim”. W kilku miejscach bez korzyści dla potrzebnej opinii publicznej wiedzy by zrozumieć co się stało, nachalna wścibskość przekracza to, co dawniej uważane było za granice przyzwoitości.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że za tragedią śmierci diakona Mateusza i księdza Roberta, obu pracujących przy katedralnej parafii w Sosnowcu, kryje sie jakaś ukrywana tajemnica. Psychiczne zaburzenia 45-letniego księdza Roberta nie tłumacza dostatecznie, dlaczego zasztyletował on młodego diakona, a zaraz potem sam odebrał sobie życie. Dlaczego inni milczą, powołując się na zakaz biskupa. Dlaczego zmarły samobójczą śmiercią ks. Robert w testamencie zawarł warunek, by w jego pogrzebie nie brał udziału biskup Kaszak? I jak zrozumieć, że biskup Kaszak przez siedem miesięcy od tamtych strasznych wydarzeń nie odwiedził matki zamordowanego diakona, by wyrazić jej swoje współczucie. I za co miałby ją przepraszać, co sugerują rozmówcy autora reportażu?

@Cezary
„Dlaczego zmarły samobójczą śmiercią ks. Robert w testamencie zawarł warunek, by w jego pogrzebie nie brał udziału biskup Kaszak?”

Robi się ciekawie.

Asystent degenerata Trujillo, bo inaczej o nim się nie da napisać, jest szanowanym biskupem w Polsce. Tym samym na którego terenie diecezji było słynne już nie istniejące seminarium, niedawno zabójstwo i samobójstwo a teraz orgia.
Co jeszcze ?

Komisja, tyle, że kompletnie z innego państwa (żeby była faktycznie niezależna) to powinna przebadać przede wszystkim pana K. i jego działanie.

Jak najbardziej mogą tłumaczyć. Tu zaznaczam, że nie jestem diagnostą choć znam osoby chore. Opisane zachowania mogłyby sugerować chorobę urojeniową. W przewlekłej epizody są dłuższe, a mogą rozwijać się skrycie. Wycofanie jest typowym objawem. Urojenia mogą dotyczyć wielu osób. Zdarzają się np. urojenia krzywdy, gdzie ktoś jest przekonany, że osoby z otoczenia spiskują by go zniszczyć.

Może Więź podjęłaby trudny temat miejsca miejsca dla ludzi kościoła, którzy zapadli na choroby psychiczne?
Świetny był artykuł dr Siuty.
Jednak jak to wygląda w całym systemie?

Wydaje się, że brak rozwiązań dla osób psychiczne chorych doprowadził do tragedii. Z jednej strony dziecinna wiara, że rozmowa pomoże (co jest trochę w nurcie „wszystko jest wolną wolą”) z drugiej brak wiedzy, umiejętności obchodzenia się z chorym. Brak pomysłu kto i dlaczego powinien o chorobie wiedzieć, a kiedy prywatność chorego powinna być chroniona.

„Drodzy,

dziękujemy Wam bardzo za podpisanie petycji!
Jest nas już ponad 1000, bardzo cieszy nas i umacnia fakt,
że w zdecydowanej, ogromnej większości
podpisują tę petycję osoby zaangażowane
w szeroko pojęte życie Kościoła, również księża.
Autorzy petycji – to nie instytucje,
nie dziennikarze, to tak jak napisaliśmy – mała grupa wiernych
od lat szeroko zaangażowanych w życie lokalnego Kościoła Diecezji Sosnowieckiej,
na razie jesteśmy anonimowi, dzięki temu spokojnie „czynimy swoje”.
To się jednak zmieni już niebawem, a z pewnością wtedy,
kiedy będziemy składać tę petycję na ręce Nuncjusza.
Prosimy o pomoc w upowszechnianiu petycji;
dzisiaj niezwykle cenne w tym względzie są media społecznościowe.
Nie bójcie się i nie lękajcie się – te słowa niech Wam dodają odwagi!
Dziękujemy za tak liczny odzew!

Z modlitwą,”

Autorzy petycji