Redaktor senior „Tygodnika Powszechnego” to przewodnik bardzo wiarygodny: taki, o którym dobrze wiadomo, że już znalazł, ale zarazem wciąż szuka.
Laudacja ku czci ks. Adama Bonieckiego, laureata Nagrody im. bp. Tadeusza Pieronka „In veritate”, wygłoszona 29 września 2023 r. w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w krakowskich Sukiennicach
Gdyby Pan Bóg nie stworzył ks. Adama Bonieckiego (a rodzice go nie poczęli – rzecz jasna, jeszcze nie od razu jako księdza), to należałoby go wymyślić. Bo tacy ludzie jak on są nam bardzo potrzebni.
Mam na dowód tej tezy dwa przykładowe wspomnienia osobiste.
Wielka tęsknota
Pierwsze pochodzi z 2011 r., gdy 11 listopada – jako inicjatorzy listu otwartego w sprawie ks. Adama Bonieckiego – spotkaliśmy się z prowincjałem Zgromadzenia Księży Marianów, ks. Pawłem Naumowiczem MIC, który właśnie zakazał swemu byłemu przełożonemu generalnemu wypowiedzi medialnych poza „Tygodnikiem Powszechnym”. W bardzo szybkim czasie zgromadziliśmy wtedy 7860 podpisów pod listem otwartym. Wszystkie nazwiska sygnatariuszy przekazaliśmy prowincjałowi, licząc, że zrobi to na nim wrażenie.
Ks. Adam nie unikał trudnych pytań. Nie martwił się tym, komu jego odpowiedzi mogą się nie spodobać i kto będzie miał mu coś za złe. Wziąłem go więc sobie za wzór, że od prawdy nie można uciekać
Nie zrobiło – a przynajmniej decyzji nie zmienił. Zaś sam zakaz, na krótko zniesiony przez następnego prowincjała w 2017 r., nadal niestety pozostaje w mocy. Dziś zresztą ta liczba 7860, z której byliśmy dumni, nie robi już tak wielkiego wrażenia jak wtedy, bo rozwój mediów społecznościowych ułatwił – na dobre i na złe – gromadzenie się ludzi w rozmaite wspólnoty oburzenia.
Pamiętam też, jak sześć lat temu, w grudniu 2017 r. – wkrótce po kolejnym zakazie wypowiedzi medialnych dla dzisiejszego Laureata – wybrałem się do Muzeum Historii Żydów Polskich Polin na spotkanie z ks. Adamem, organizowane przez warszawski Klub „Tygodnika Powszechnego”. Dotarłem na miejsce na kwadrans przed rozpoczęciem, żeby dowiedzieć się, iż sala jest wypełniona po brzegi. A na zewnątrz i tak stała kilkusetosobowa kolejka ludzi wciąż mających nadzieję osobistego udziału w tym wydarzeniu.
Postanowiłem, że nie będę próbował wciskać się do środka, korzystając ze znajomości czy legitymacji dziennikarskiej. Chodziłem wzdłuż tej kolejki, ciesząc się tym wielkim zapotrzebowaniem na Kościół służebny, wspólnotowy i otwarty, tą olbrzymią tęsknotą za mistrzem, autorytetem, przewodnikiem.
Przewodnik wiarygodny
Dlaczego właśnie w ks. Adamie Bonieckim tak wielu ludzi odnajduje spełnienie tych swoich tęsknot? Bo redaktor senior „Tygodnika Powszechnego” to przewodnik bardzo wiarygodny: taki, o którym dobrze wiadomo, że już znalazł, ale zarazem wciąż szuka. O tym, że ciągle szuka, niech świadczy choćby fakt, że – mówiąc żartem – wciąż poszukuje lepszego wyglądu, np. brodę (skądinąd piękną!) zaczął nosić w wieku mocno dojrzałym. Ale szuka też w tym najgłębszym sensie, bo wie, że uczyniwszy z Jerzym Liebertem wybór na wieki, w każdej chwili wybierać musi.
Takich przewodników bardzo potrzeba w dzisiejszym świecie, w którym wyróżnić można – jak często teraz mówią filozofowie i socjologowie religii – ludzi „zadomowionych” i „poszukiwaczy” (dwellers and seekers). Zadomowieni preferują stabilność, wyraźne granice. Prowadzą życie bardziej osiadłe, chcą funkcjonować w świecie znanym, bezpiecznym, sprawdzonym. Inaczej poszukiwacze – cenią doświadczenie i emocje, możliwość eksploracji nieznanego, swobodę poszukiwań, wciąż tęsknią za czymś więcej. Wiara zadomowionych koncentruje się wokół świątyni i kultu. Wiara poszukiwaczy jest wiarą pielgrzyma.
Nietrudno również to wnikliwe rozróżnienie uczynić podstawą plemiennych podziałów, jakie dominują we współczesnych społeczeństwach. Wtedy pojawia się podejście: my, zadomowieni, mający silną tożsamość, kontra ci poszukiwacze z ich płynnymi modami. Albo: my, prawdziwie szukający, kontra ci osiadli doktrynerzy, niezainteresowani żadną zmianą.
Dlatego właśnie potrzeba dziś więcej Adamów Bonieckich. On przecież – w sposób dla każdego oczywisty – znalazł. Przyjął święcenia kapłańskie w roku 1960, czyli już ponad 63 lata temu (jest księdzem ponad rok dłużej niż ja żyję…), a wiarę wybrał dużo wcześniej. A jednocześnie w równie oczywisty sposób ciągle szuka.
Tym samym pokazuje, że w każdej i każdym z nas są tęsknoty i za zadomowieniem, i za ciągłym poszukiwaniem. Tym „osiadłym” przypomina o konieczności otwarcia, a dla wiecznych poszukiwaczy jest znakiem, że w dialogu trzeba wiedzieć, kim się jest.
Nie uciekać od prawdy
Nagroda imienia bp. Tadeusza Pieronka nosi nazwę „In veritate”. Czyli: „W prawdzie”. To dewiza biskupia tego nieodżałowanej pamięci duchownego, który dokładnie 30 lat temu został wybrany na sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski. Pełniąc te funkcję, potrafił swoim stylem działania znacząco poprawić wizerunek hierarchii kościelnej, podupadający wówczas w tempie znacznie szybszym niż obecnie.
Co ma ks. Adam Boniecki do prawdy? Bardzo dużo. Bo oprócz tego, że jest pełnokrwistym księdzem, jest też rasowym dziennikarzem. A dla każdego dziennikarza prawda jest (a może raczej: była lub powinna być?) podstawowym punktem odniesienia.
I tu pragnę osobiście podziękować redaktorowi Bonieckiemu. Pamiętam taki okres, jakieś dwadzieścia lat temu, że sam wolałem niekiedy ukryć się za wymówką braku czasu lub niekompetencji, gdy koledzy dziennikarze pytali mnie o niektóre trudne sprawy z życia Kościoła. A jednocześnie podziwiałem wtedy ks. Adama, który takich pytań nie unikał, podejmował je wnikliwie także we własnej publicystyce, nie przejmując się tym, komu jego odpowiedzi mogą się nie spodobać i kto będzie miał mu coś za złe.
Wziąłem go więc sobie za wzór, że od prawdy nie można uciekać. Że wierność prawdzie wymaga czasem dystansu nawet wobec własnych przekonań.
A gdy potem myślałem, jak zrozumieć postawę ks. Bonieckiego wobec prawdy, to przypomniałem sobie, że najlepiej powiedziała to św. Edyta Stein: „Nie przyjmujcie niczego za prawdę, co byłoby pozbawione miłości, ani nie przyjmujcie niczego za miłość, co byłoby pozbawione prawdy; jedno pozbawione drugiego staje się niszczącym kłamstwem”.
Chrześcijańskie i europejskie
Nagroda ta jest przyznawana w uznaniu zasług „w łączeniu wartości chrześcijańskich i europejskich”. W jaki sposób robi to tegoroczny Laureat?
Powiem tylko o jednej wartości – niewątpliwie chrześcijańskiej, niewątpliwie ludzkiej, oby także europejskiej. Chodzi mi o miłość bliźniego. I powiem to w powiązaniu z osobą ubiegłorocznej laureatki tej nagrody – dr. Hanny Machińskiej, wówczas jeszcze zastępczyni rzecznika praw obywatelskich. W laudacji dla niej ks. Alfred Wierzbicki podkreślał jej troskę o humanitarne traktowanie wszystkich uchodźców i migrantów.
Podejście ks. Adama Bonieckiego do tej kwestii jest podobne. On mówi jasno: „Władza ma swój interes w tym, żeby się nie zgadzać na przyjmowanie uchodźców. A Kościół ma wezwanie ewangeliczne, z którego nie może zrezygnować”.
I ma świadomość nasz Laureat, że tym sposobem rzuca wyzwanie polityce i polskiej, i europejskiej. W listopadzie 2021 r. tak pisał o uchodźcach z granicy polsko-białoruskiej: „Ich los nikogo nie interesuje. Unia, NATO, nasz rząd, wszyscy wielcy nie martwią się o nich, ale o granice. Jedyny komunikat, jaki oni otrzymują, brzmi: «Daliście się zwabić w pułapkę, nie ma dla was miejsca w wielkiej, chrześcijańskiej Europie. Teraz sobie zamarzajcie na śmierć w Białorusi. Umrzyjcie, a my będziemy mieli święty spokój. My i bez was mamy dosyć własnych zmartwień»”. Gorzkie, ale prawdziwe. In veritate…
Nasza ceremonia odbywa się w ramach międzynarodowej konferencji o roli chrześcijan w procesie integracji europejskiej. Nie oszukujmy się zatem. Ani politycy rządzący Polską, ani politycy aspirujący do rządzenia Polską, ani wysocy urzędnicy unijni nie są chętni do tego, by wypisać hasła humanitaryzmu na swoich sztandarach.
Dobrze, że są tacy chrześcijanie jak redaktor senior (zresztą nie tylko chrześcijanie), którzy wobec takiej polityki są wyrzutem sumienia i w ten sposób dążą do łączenia wartości chrześcijańskich i europejskich.
Więcej niż kadencja
Jesteśmy w Polsce tuż przed wyborami parlamentarnymi. Dlatego na koniec zacytuję dwie myśli z mądrej książeczki ks. Adama Bonieckiego „Czego nie robić i co robić, kiedy władza wpadnie ci w ręce”. To jego „Vademecum generała”, pisane ze świadomością, że „samo objęcie urzędu nie dodaje rozumu”.
Tu i teraz warto więc powtórzyć za ks. Bonieckim, że i ci, którzy władzę sprawują, i ci, co do tego dążą, powinni wziąć sobie do serca jedną z pierwszych rad zawartych w tej książeczce: „Na aktualne sprawy patrz tak, jak będziesz na nie patrzył u końca kadencji, a jeszcze lepiej tak, jak będziesz na nie patrzył u końca życia”.
Paradoksalnie w zakonnej demokracji nieco łatwiej jest sprawować władzę z myślą, że potem się odejdzie, bo powtarzalność kadencji jest z góry ograniczona. Zupełnie inaczej jest w demokracji świeckiej czy tym bardziej (przynajmniej na razie) w przypadku władzy biskupiej. Dlatego tak cenny jest ten uniwersalizujący dodatek o patrzeniu na sprawy bieżące „tak, jak będziesz na nie patrzył u końca życia”. Żebyś nie musiał się do końca życia wstydzić za swoje słowa, swoje obietnice, swoje przemówienia, swoje działania i swoje zaniechania…
Nie da się policzyć
W tymże „Vademecum generała” znaleźć można również taką mądrą mądrość: „Liczy się nie tylko to, co się da policzyć”.
Drogi Księże Adamie!
Powodów do naszej wdzięczności dla Ciebie jest tak dużo, że nie da się ich tu wszystkich wyliczyć. Ale ponieważ „liczy się nie tylko to, co się da policzyć”, to przyjmij po prostu naszą ogólnie wyrażoną wdzięczność. Zaiste – jest za co!
Już tylko jeden konkretny przykład. Na wspomnianym spotkaniu w Muzeum Polin w 2017 r. miała miejsce charakterystyczna sytuacja. Ktoś z sali zadał pytanie ewidentnie wymagające osobistej rozmowy duszpasterskiej. Ks. Boniecki natychmiast odruchowo podał mu publicznie swój numer telefonu – nie zastanawiając się nad ryzykownym aspektem takiego zachowania. Nie tylko podał numer, ale nawet go powtórzył… Nieprzyjaciele mogą to wykorzystać przeciwko niemu, ale czym jest to ryzyko wobec konkretnego człowieka, który potrzebuje wsparcia.
Dobrze zatem, że nie trzeba wymyślać ks. Adama Bonieckiego, bo on po prostu jest żywy, prawdziwy, realny i dotykalny. Ale szkoda, że nie da się go sklonować, skserować czy w inny sposób zmultiplikować. Bo przydałoby się więcej Adamów Bonieckich!
Przeczytaj także: Co dokładnie mówił ksiądz Adam Boniecki, zanim otrzymał ponowny zakaz wypowiedzi
Gratuluję ks. Bonieckiemu kolejnej nagrody ! Wrzucam jednak kamyczek do ogródka – w laudacji zabrakło mi podziękowań za obronę życia poczętego przez Laureata i “Tygodnik Powszechny”.
Dobrze że pojawiają się problemy które uczą nas myśleć i łamią dotychczasowe stereotypy. Dobrze że są ludzie którzy przypominają o znakach sprzeciwu i sami dla wielu są takim znakiem. Dziękuję i serdecznie za to że uczą innych myśleć a nie klaskać dają nam nadzieję innego świata który czasem bywa kreowany na zasadzie wszystko w porządku a więc jest dobrze, a w tym czasie prawda idzie pod dywan.
Życzyłbym jednak sobie aby inni za innych nie przepraszali ale przeprosili za to sami winowajcy. Dobrze że o czymś się mówi bo to daje szansę na rozwiązanie problemu jeżeli dialog odbywa się na poziomie i jest brane pod uwagę faktyczne dobro osoby i wspólnoty osób.
Dziękuję!
🙂