Jesień 2024, nr 3

Zamów

Watykan: Siódme dziecko Ulmów zostanie beatyfikowane jako narodzone

Wiktoria Ulma z dziećmi. Od lewej: Władzio, Stasia (trzyma na rękach Marysię), Franuś (na baranku), Basia i Antoś. Jesień 1943. Fot. Józef Ulma, ze zbiorów Mateusza Szpytmy, www.ulmowie.pl

Dziecko to urodziło się w czasie męczeńskiej śmierci matki – podkreśla prefekt Dykasterii ds. Świętych, kard. Marcello Semeraro. – To poważna korekta linii argumentacyjnej polskich biskupów – komentuje Zbigniew Nosowski.

Watykańska Dykasteria ds. Świętych opublikowała dziś krótką, ale niezwykle ważną oficjalną notę w sprawie zbliżającej się beatyfikacji rodziny Ulmów. Podajemy poniżej jej pełną treść:

W odniesieniu do informacji rozpowszechnionych ostatnio w niektórych organach prasowych a dotyczących męczeństwa rodziny Ulmów, której obrzęd beatyfikacji będzie sprawowany 10 września 2023 r. w Markowej w Polsce, Dykasteria Spraw Kanonizacyjnych określa, co następuje:

1. W chwili zabójstwa pani Wiktoria Ulma była w zaawansowanej ciąży z siódmym dzieckiem.

2. Dziecko to urodziło się w chwili męczeństwa matki.

3. Zatem zostało ono dołączone do grona dzieci – męczenników. W męczeństwie rodziców otrzymało ono bowiem chrzest krwi.

Ulmowie
Nota watykańskiej Dykasterii ds. Świętych

Komentarz Zbigniewa Nosowskiego:

Opublikowanie oświadczenia kard. Semeraro tuż przed beatyfikacją rodziny Ulmów trzeba uznać za poważną korektę linii argumentacyjnej przyjmowanej do tej pory nie tyle przez media, ile przez archidiecezję przemyską oraz Konferencję Episkopatu Polski. Od dawna bowiem w polskich kościelnych komunikatach w tej sprawie pojawiało się niezmiennie, wielokrotnie powtarzane stwierdzenie o beatyfikacji dziecka nienarodzonego.

Na przykład w liście pasterskim KEP z czerwca 2023 r. czytamy: „Będzie to beatyfikacja bez precedensu, ponieważ po raz pierwszy cała rodzina zostanie wyniesiona na ołtarze i pierwszy raz zostanie beatyfikowane dziecko jeszcze nienarodzone”.

Takie stanowisko usilnie propagował postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Witold Burda z archidiecezji przemyskiej. Dodatkowo podkreślał on antyaborcyjne znaczenie beatyfikacji dziecka nienarodzonego: „Poczęte dziecko, które Kościół beatyfikuje, reprezentuje wszystkie dzieci, które zmarły przed urodzeniem z powodu śmierci naturalnej czy też tej spowodowanej przez aborcję”. Plakat zapraszający na uroczystości zawiera hasło: „Beatyfikacja Józefa i Wiktorii Ulmów z Dziećmi – Stasiem, Basią, Marysią, Antosiem, Władziem, Franiem i Dzieckiem nienarodzonym”.

Metropolita przemyski abp Adam Szal (archidiecezja ta prowadziła proces beatyfikacyjny, gdyż stamtąd pochodzą Ulmowie) stanowczo od dawna mówił: „Ta beatyfikacja będzie miała wielkie znaczenie dla tych wszystkich, którzy cierpią z powodu śmierci dzieci, także dzieci nienarodzonych. Chodzi o wydarzenie bezprecedensowe”. Podczas konferencji prasowej po obradach KEP w marcu br. powiedział: „w tym akcie będzie beatyfikowane także dziecko nienarodzone, które w chwili śmierci było pod sercem matki”. Abp Szal twierdził nawet, że omawiał to zagadnienie w Watykanie: „Treścią rozmowy była także kwestia beatyfikacji dziecka nienarodzonego, która daje bardzo jasny i wyraźny sygnał dla świata, że Kościół stoi po stronie życia”.

Prefekt Dykasterii ds. Świętych kard. Marcello Semeraro zwrócił już uwagę na ten powielany błąd teologiczny miesiąc temu w wywiadzie dla KAI, przeprowadzonym przez Piotra Dziubaka. Podkreślał tam: „Duże wrażenie wywarło na mnie to, że Wiktoria urodziła dziecko w kontekście zabójstwa i męczeństwa poniesionego przez całą rodzinę. Dziecko urodziło się i zostało zabite po urodzeniu. Byłem pod wrażeniem oceny konsultorów teologów, że do grupy zabitych dzieci dołączyli też i to urodzone chwilę przed zamordowaniem. […] Dziecko ledwo urodzone zostało od razu zabite”.

Po tej wypowiedzi z Watykanu ton zmienili nieco polscy biskupi. W wydanym 25 sierpnia br. komunikacie z obrad Rady Biskupów Diecezjalnych KEP użyto już innego określenia dla opisania bezprecedensowości przygotowywanego wydarzenia. Biskupi napisali, że wśród osób ogłoszonych błogosławionymi „będzie dziecko, które w chwili męczeństwa matki przychodziło na świat”.

Niewykluczone, że dzisiejsze oświadczenie kard. Semeraro zostało bezpośrednio spowodowane publikacjami serwisu Vatican News. 30 sierpnia w informacji opublikowanej po włosku pisano tam o dziecku, które zaczęło rodzić się pod wpływem szoku, jaki przeżywała matka, zaś po polsku – o beatyfikacji dziecka nienarodzonego. Od 19 lipca br. szefem Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego i portalu Vatican News jest ks. Paweł Rytel-Andrianik. W latach 2015–2020 pełnił on funkcję rzecznika Konferencji Episkopatu Polski, a następnie był dyrektorem Biura ds. Komunikacji Zagranicznej Sekretariatu KEP.

Wersja o beatyfikacji dziecka nienarodzonego była też konsekwentnie promowana na oficjalnej stronie internetowej Ulmowie.pl. Aktualnie na stronie tej wprowadzane są odpowiednie korekty, m.in. znikła całkowicie jej wersja włoskojęzyczna.

Wesprzyj Więź

Przypomnieć trzeba, że z dostępnych zeznań świadków wynika, że prawdopodobnie szok, jaki przeżywała ciężarna Wiktoria Ulma – tuż przed rozstrzelaniem przez Niemców całej jej rodziny i żydowskich sąsiadów, których ukrywali – wywołał akcję porodową. W opowieści osoby, która uczestniczyła w ponownym pochówku zamordowanych Ulmów w tydzień po morderstwie, zawarta jest informacja, że zobaczył między nogami Wiktorii główkę dziecka i odsłoniętą do połowy klatkę piersiową.

Bohaterska rodzina Ulmów stała się aktualnie przedmiotem wielu rozgrywek o charakterze czysto propagandowym, zwłaszcza ze strony władz państwowych. Niedawno kard. Kazimierz Nycz czuł się nawet w obowiązku przypomnieć, że zbliża się beatyfikacja konkretnej rodziny, a nie narodu polskiego. Dobrze, że dzisiejsze oświadczenie kard. Semeraro ostatecznie zamyka przynajmniej dyskusję na temat, czy Kościół może beatyfikować kogoś, kto się nie urodził.

Przeczytaj także: Żydzi u Ulmów, czyli rodzina poszerzona

Podziel się

14
2
Wiadomość

Do tej pory sądziłem, że to niemieccy okupanci skazali na śmierć Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów. A od Pana dowiaduję się, że to Wiktoria i Józef „skazali własnych potomków na śmierć”…

Panie Zbigniewie, czy pierwszym obowiązkiem rodziców nie będzie troska o własne dzieci? Rozumiem narażanie własnego życia, ale czy narażanie powierzonych swojej opiece jest właściwe? No i na ile jest to ich wybór?

Teraz zadaje Pan pytanie, po którym można rozmawiać, a nie „wyrok”. Ale Pan zadaje pytanie w logice wyboru (okrutnego) mniejszego zła: nie zaryzykujmy życia naszego i naszych dzieci, nawet kosztem tego, że pukający do naszych drzwi sąsiedzi zginą. Ulmowie działali według logiki większego dobra: trzeba zachować się po ludzku i chrześcijańsku, wierząc, że się uda. To nie było skazywanie kogokolwiek na śmierć. To było działanie zakładające ryzyko śmierci. Ale też trzeba pamiętać, że zabijanie przez okupantów całej rodziny, łącznie z dziećmi, za ukrywanie Żydów, zdarzało się o wiele rzadziej niż o tym się dziś myśli.

Faktycznie, może moja pierwsza wypowiedź to A duży skrót myślowy.
Jako ojciec zastanawiam się, czy mógłbym podjąć ryzyko, w wyniku którego moje dzieci zginą. A nawet jeśli narażam się sam, to czy mam prawo pozbawiać dzieci rodzica. Próbuję to sobie jakoś poukładać.
Zastanawiam się też na beatyfikacją rodzinną. Co z najmłodszymi dziećmi – na ile były świadome tego, co się dzieje? Św. Maksymilian oddał życie za współwięźnia, natomiast tu nie ma żadnego wyboru, żadnej decyzji. Dzieci zostają zabite, bo rodzice ukrywali sąsiadów. W Auschwitz dzieci są zabijane, bo nie są potrzebne. Wierzę, że i jedne i drugie są święte (w sensie oglądania Boga), ale to chyba bardziej z braku grzechów a nie męczeństwa. Beatyfikacje i kanonizacje związane są z kultem, a ogłoszeni błogosławieni i świeci stają się jakimiś wzorami – przez to jak żyją, cierpią, za co umierają. Tu mi czegoś takiego brakuje. Jest śmierć, chrzest pragnienia lub krwii, ale brakuje tej intencji, świadomości, wyboru…

A w beatyfikowaniu dzieci, także malutkich, widzę tylko pozytywne aspekty. W przypadku męczenników jest historycznie wiele rodzin z dziećmi.
Zaś pełna świadomość nie jest dla mnie warunkiem koniecznym. Może dlatego, że od lat przyjaźnię się z osobami z niepełnosprawnością intelektualną, co do których pewne jest, że mają niskie IQ. Ale jaką mają świadomość – nie potrafię powiedzieć, bywa bardzo różnie, zaskakująco różnie.

Trzeba chyba zauważyć, że mordowanie całej rodziny z dziećmi, z powodu ukrywania Żydów nie było normą. Co prawda był za to wyrok śmierci, ale zazwyczaj dotyczył dorosłych. Ulmowie podejmując decyzję spodziewać się mogli raczej ewentualnej śmierci ojca lub jego wysyłki do obozu.
Zachowanie Niemców w tym przypadku było bestialskie nawet jak na wojenne realia.

W świetle obecnej doktryny nie ma innej opcji. Beatyfikacja może dotyczyć tylko ochrzczonych (w tym chrztem krwi). Zaś ochrzcić można tylko narodzonych (choć praktykowano kiedyś chrzty wewnątrzmaciczne, gdzie jest wymóg, by woda chrzcielna dotknęła ciała chrzczonego, dlatego konieczne było nacięcie).

Trzeba czytać ze zrozumieniem. Redaktorów Więzi też to obowiązuje. Dla rzetelności dziennikarskiej bardziej niż innych. Otóż wystarczy odrobina logiki: dziecko rodzące się jest dzieckiem nienarodzonym; urodzone jest narodzonym. A takie dziennikarstwo to znowu walenie Kościołowi po głowie bez racji!

A czy z „rzetelności dziennikarskiej” planujecie się jakoś odnieść do ekshumacji „masowych grobów” z tysiącami zwłok w Kanadzie, których jak na razie nie ma. W paru tekstach temat był tu poruszany, czy nie warto byłoby poinformować czytelników co się dzieje w sprawie? Było wielkie wzmożenie moralne, a teraz co, cisza?

„Za sprawą tragicznych doniesień z Kanady pochłonął nas wir gniewu wymierzonego w Kościół. Domagam się, aby oskarżenia były formułowane sprawiedliwie” – pisał w obszernym tekście na tych łamach o. Paweł Gużyński OP. Odniósł się w nim m.in. do nierzetelności mediów w opisie śmiertelności dzieci Aborygenów w szkołach rezydencjalnych oraz ferowaniu bardzo mocnych, często nie mających poparcia w faktach wyroków wobec Kościołą. Tu cały tekst: https://wiez.pl/2021/10/25/pulapki-slusznego-gniewu-jeszcze-raz-o-szkolach-rezydencjalnych/?fbclid=IwAR1_9RBZ5BC1-6vffxtd1DGKmSQkjPsah4rsI6Qzpyfa3KCUcj_GJR7GoTE

To tekst z początku pażdziernika 2021 r. wyzwający do wstrzymania się z ocenami do czasu dokładniejszczego zbadania sprawy. Oparty na doświadczeniu wyniesionym z innych podobnych spraw kiedy góra urodziła mysz. Fajnie, że był, ale… 1) Minęło dwa lata i wiadomo znacznie więcej o „masowych grobach”. W zbadanych przypadkach anomalie, które miały nimi być nie zawierały żadnych szczątków . Duże media w rodzaju „New York Post” przytaczają opinie gdzie pojawiają się słowa takie jak „mistyfikacja”, „panika moralna”. Nie warto dziś wrócić do sprawy i dalej się jej przygladać? 2) Mam jakoś wrażenie, że tamto wezwanie do umiaru było stanowiskiem autora, a „Wieź” nie utożsamiała się z nim zbytnio. Zwracam Pani uwagę na komentarze Waszych czytelników pod artykułem o. Gużyńskiego. Wszystkie zdaje się krytyczne, czasem napastliwe („niekontrolowany strumień świadomości”) i pozbawione jakiejkolwiek tonującej reakcji redacji… A jak widać powyżej p. Nosowski potrafi wdawać się w całe polemiki. Mnie tez odpowiedziała Pani od razu…

Ciekaw jestem, skąd bierze się Pańskie przekonanie, że:
– „Więź” nie utożsamiała się z tekstem o. Gużyńskiego (był on naszą jedyną własną publicystyką na ten temat + jeszcze komentarz ks. Draguły po wizycie papieskiej),
– jedni czytelnicy są bardziej „nasi” niż inni (to jest internet i Pan jest takim samym „naszym czytelnikiem”, jak większość innych; generalnie zresztą wnioskowanie o stanowisku redakcji na podstawie komentarzy internautów jest raczej kiepską metodą argumentacji).
Mam wrażenie, że w obu przypadkach Pańskie przekonanie wynika z przedzałożeń na temat „Więzi”, a nie z analizy tego, co na ten temat pisaliśmy.

Stanisław, tu nie ma logiki, tylko teologia, a konkretnie sakramentologia. A według niej rodzące się dziecko jest traktowane jako narodzone. Chodzi wyłącznie o ukazanie się fragmentu ciała, który choć teoretycznie może dotknąć woda chrzcielna.

Przypomnę, że Kościół konsekwentnie i celowo odmawia odpowiedzi na pytanie o moment animacji, a zarazem stania się człowiekiem, w teorii dopuszcza się więc koncepcję, że do momentu narodzin płód nie jest człowiekiem (bo nie ma duszy). Przyznanie możliwości beatyfikacji nienarodzonego jest zajęciem stanowiska w tej sprawie, a Kościół tego nie robi i nie chce robić, traktując sprawę jako teologicznie otwartą.

Zastanawiam się nad takim abstrakcyjnym przypadkiem, gdzieś w równoległym wszechświecie:
Maksymilian Kolbe podchodzi do Niemca i mówi: „chcę umrzeć za tego więźnia, a za tamtego obok może umrzeć więzień, który właśnie leży nieprzytomny w baraku”. Wyrok zostaje natychmiast wykonany.
Kto i za co zostanie beatyfikowany?
Zabity był w stanie łaski, ale czy oddał życie? Może to absurdalny przykład, ale mam wrażanie, że w rodzinnej beatyfikacji próbuje się „załatwić” męczeństwo, brak antysemityzmu, wzór rodziny, sprzeciw wobec aborcji i antykoncepcji, a na podstawie listu Episkopatu pochwałę wynalazczości i walki z analfabetyzmem. Na upartego zwolennicy ekologii również znajdą tu coś dla siebie. To jest heroizm, na który nie każdy się zdobędzie, ale czy dzieci wykazały się tym heroizmem?

Trochę to dla mnie za trudne…

rodzice decydują o przyjęciu sakramentu chrztu przez swoje dzieci przed wiekiem rozeznawania, zobowiązując się do wychowania ich w wierze. Dzieci mają więc udział w wierze rodziców wzrastając w rodzinie, a w tym przypadku w ich heroicznych cnotach i chrześcijańskich wyborach prowadzących do świętości.

Powiem szczerze, że nie widzę różnicy czy dziecko było ochrzczone czy nie. Bóg zna serce dziecka, a chrzczenie dzieci w nieświadomości chyba służy bardziej rodzicom. W pewnym sensie pan Marcin ma rację, beatyfikacja dzieci odsuwa dyskomfort pytania o wybór mniejszego zła czy większego dobra, jakkolwiek, co piszę wyżej, prawdopodobnie Ulmowie nie myśleli, że dzieci mogą ponieś przez to śmierć, więc ich wybór był inny.
Ale beatyfikacja rodziny jako całości ma też w sobie wartość sąsiedzką. Rodzina rodzinie, sąsiedzi sąsiadom. Takiego braterstwa często brakuje.
Natomiast przeraża i zasmuca, że z tej heroicznej historii próbuje się robić temat aborcji, kompletnie z nią nie związany. Podobnie jak z dramatu Kózkówny robi się temat czystości przedmałżeńskiej. Są to nadużycia na błogosławionych, prawdziwych osobach.

akurat nauka Kościoła rozróżnia stan dzieci zmarłych przed wiekiem rozeznania, które zostały oraz które nie były ochrzczone (również bez chrztu krwi). Pośmiertny pobyt tych drugich jest przedmiotem długich sporów teologicznych. Miałyby one przebywać w 'otchłani’, w miejscu gdzie nie zaznają wprawdzie cierpienia, ale też bez sakramentu chrztu nie został zmazany ich grzech pierworodny, dlatego nie dostają się do Nieba. Stricte rzecz biorąc brak sakramentu chrztu oraz życia zgodnie z sumieniem (np. Rz 2:15) z powodu braku rozeznania związanego z wiekiem dziecka sprawia, że nie dostępują one zbawienia, dlatego niektórzy teolodzy 'widzieli’ je wręcz w piekle. Inni teolodzy jednak twierdzą, że dzieci takie dotyczyć może chrzest pragnienia ich rodziców, a może nawet pragnienia Kościoła niejako w zastępstwie wyboru wolnej woli tych dzieci. Problem w tym, że teologia nosi znamiona dziedziny ścisłej, i nie jest w stanie dowodzić niektórych twierdzeń. które mogą być bronione na gruncie np. apologetyki.

https://www.stratadziecka.pl/chrzest-pragnienia-17436

Tak Wojtku, plus minus to się wie, ale czy te dywagacje nie przypominają tych o ilości diabłów na główce od szpilki?
Ludzie wszystko chcą mieć sklasyfikowane, ułożone, a naiwne są te rozważania, jak wyobrażenia dzieci o byciu dorosłym.
Ostatecznie zaś nie chrzest, nie pragnienie Kościoła, a wola Stwórcy, jakkolwiek go pojmować, decyduje o tym co będzie z człowiekiem po jego śmierci.
„Moje drogi nie są waszymi drogami”.
Dla mnie beatyfikacje i kanonizacje są li tylko symboliczne.

Jasne, że jest dogmatem, nie będę się sprzeczać, ale…
pytanie we mnie pozostaje.
To jedno z tych najbardziej oddalających od świata kościoła. Z jednej strony potępienie aborcji, z drugiej ludzie, którzy utracili dzieci przed ich narodzinami miewają nawet problem z pochówkiem. Teraz jest wytrych z „chrztem krwi”.
Co do dogmatów to są i my je widzimy jako nieomijalne, ale nie zapominajmy, że Bóg jest panem dogmatów. Wszechmocnym.

@Basia
„Chrzest krwi” nie jest wytrychem wymyślonym w tym przypadku, lecz od dawna stosowanym konceptem teologicznym.
Katechizm Kościoła katolickiego 1258: Kościół zawsze zachowywał głębokie przekonanie, że ci, którzy ponoszą śmierć za wiarę, nie otrzymawszy chrztu, zostają ochrzczeni przez swoją śmierć dla Chrystusa i z Chrystusem. Chrzest krwi, podobnie jak chrzest pragnienia, przynosi owoce chrztu, nie będąc sakramentem.
Tu komentarz ks. Andrzeja Draguły:
https://wiez.pl/2023/09/07/osobiscie-nie-widze-przeszkod-by-beatyfikowac-dziecko-nienarodzone/

Tęgie głowy. Przepraszam, może tu gorszę, ale to, że kościół pewne reguły uznaje rozumiem. Ma to sens dla trwałości kościoła i po to by wierni się zbyt nie pogubili, ale to że widzi nie oznacza, że wie.
Nie wie, co najwyżej „zawierza”, że przekonania teologiczne są słuszne. Nie musi widzieć, a chce widzieć. Nawet jeśli wynika to chcenie z konsekwencji (np. kościelnych aktów, sakramentów itd.) Im jestem starsza tym bardziej nie rozumiem tej potrzeby, by wiedzieć wszystko.

@Basia – myślę dokładnie to samo. Mądrzejszy już byłem, a jeśli powiązać wiek z mądrością (co zazwyczaj starsi podkreślają), to rację miał Bob Dylan – kiedyś byłem starszy, a młodszy jestem dziś.
Kiedyś byłem bardziej pewny Bożych praw i planów, a dziś myślę, że nie wiem nic. Tylko nieśmiało zastanawiam się, jak Bóg, który stworzył cały wielki wszechświat, może zajmować się takimi drobiazgami jak na przykład pozycja podczas współżycia, bo i tego teologowie byli pewni

O ile wiem, to Ulmów i ukrywanych przez nich żydów wydali sąsiedzi… Czy zgodnie z tą logiką (beatyfikacji), ci którzy to uczynili nie powinni być ekskomunikowani, i nie powinno to dotyczyć wszystkich którzy donosili Niemcom, świadomie przyczyniając się do śmierci tych na których donosili? Gdzie konsekwencja? Czy Bóg ma tylko nagradzać, czy może powinien też karać?…

Drogi Imienniku, beatyfikacja jest wynikiem męczeńskiej śmierci, ale też i całego wcześniejszego życia. Przeciwieństwem byłoby uroczyste ogłoszenia potępienia, ale czy na podstawie jednego faktu z życia można się na to zdobyć?

Czy przyczynienie się do śmierci (oczywiście moralnie naganne) powinno być z automatu związane z ekskomuniką? Raczej nie, inaczej każdy grzech ciężki powinien skutkować ekskomuniką, a przecież nie znamy motywów działania tych osób, ich świadomości i dobrowolności. To kara zarezerwowaną dla szczególnych przestępstw, a nie za każde naruszenie przykazań.

A skąd w ogóle przekonanie, że wydali ich sąsiedzi w liczbie mnogiej? Wszelkie dostępne informacje mówią o konkretnej osobie, nie o jakiejś zbiorowości.
(pomijam już niedorzeczny wątek ekskomuniki osoby nieżyjącej)

O rany, gdyby miano ekskomunikować wszystkich, którzy przyczynili się do śmierci Żydów mielibyśmy niezłą hekatombę.

Fantastycznie, że wreszcie w jakiś sposób wynagradza się bohaterską postawę tych, ratujących Żydów, ale cisną się natychmiast pytania: co się stało, że dopiero teraz? Co się stało, że robi to Kościół Katolicki, który dotąd nie za bardzo był „wrażliwy” na te tematy, delikatnie mówiąc? Winduje się Ulmów na ołtarze bo spektakularnie zginęli cała rodziną, czy, że ratowali „trędowatych”?

Czy to na pewno jest akt płynący z potrzeby serca, czy jednak z potrzeby walki o bieżące merkantylne imponderabilia? Wiele wskazuje, że jednak to drugie.
Mnóstwo tu dywagacji, czy dziecko było poczęte, czy tez nie (jakby to miało jakiekolwiek znaczenie!), a ile uwagi poświęcono zabitym Żydom? Czy mówi się o polskim denuncjatorze, dziesiątkach żydowskich ofiar w sąsiedniej wsi zgładzonych przez sąsiadów Ulmów? Wreszcie, czy całościowo pokazuje się dramat Żydów ukrywających się i dramat ich ratujących, a nie wyrwane sceny z dramatu?
Nie. Buduje się pomnikowe muzeum i buduje się pomnikowy mit. Ulmowie są użyci, niczym marionetki. Wydobyto ich z niebytu bo to TERAZ jest wygodne.
Bohaterstwo Ulmów jest bezdyskusyjne ale nie można mówić o ich „świętości” dopóki inne, „mniej atrakcyjne” zachowania Polaków będą nadal chowane pod dywan. Enigmatyczny, ucieczkowy napis na pomniku w Jedwabnem uderza TAKŻE w pamięć rodziny Ulmów, bo niweluje sens tego co się stało. Ulmowie oddali życie za konkretnych LUDZI nie po to, by przyszłe pokolenia NADAL fałszowały swój stosunek do TYCH SAMYCH ludzi. KK rzucił się do beatyfikacji, ale dopóki nie znajdzie On drogi do stodoły w Jedwabnem, będzie to w moich oczach tylko żałosny gest. Jakże trudniej by było dla Niego uznać gorzką prawdę o sobie, o wiernych… Dopiero na tym tle ludzkie zachowanie Ulmów nabrało by bohaterskiej pełni. Bo to było bohaterstwo SPRZECIWU nie tylko niemieckim zbrodniarzom ale i ich polskim pomagierom. Zadziwiające, że budowniczy tego muzeum tego nie widzą…
Ulmowie zasłużyli sobie na prawdę, a nie na kunktatorskie inicjatywy „obrońców dobrego imienia”.

@Zbigniew Nosowski
„A w beatyfikowaniu dzieci, także malutkich, widzę tylko pozytywne aspekty.”

Być może czegoś ważnego nie dostrzegam, ale pewne trudności chyba jednak występują tutaj?

Przecież „kluczowymi momentami procesu są stwierdzenie heroiczności cnót Sługi Bożego oraz kanoniczne stwierdzenie, że za jego wstawiennictwem dokonał się co najmniej jeden cud.”
W przypadku dziecka dopiero co poczętego nie może być mowy o „heroiczności cnót”.
Jest, owszem, jedna furtka:
„Nieco inaczej przebiega proces męczenników, gdzie do beatyfikacji cud nie jest wymagany.”
Ale czy można uznać te dzieci za męczenników?
Def.
„Męczennik – osoba, która zginęła lub cierpiała w obronie swoich wierzeń lub przekonań.”
https://pl.wikipedia.org/wiki/M%C4%99czennik
Dziecko nowonarodzone raczej nie może mieć wierzeń lub przekonań, więc…?

Co więcej:
„Chrześcijaństwo nie uznaje więc za męczenników samobójców i przypadkowych ofiar prześladowań.”

W jakimś stopniu to przecież BYŁY ofiary przypadkowe, w tym sensie, że nie decydowały o tym gdzie są i co robią.

Oczywiście nie chcę tu mędrkować, są mądrzejsi ode mnie w tych sprawach, ale ciekawe jak teologowie do tego podejdą.

@Adam:
Zadaje Pan pytania o kwestie istotne, ale w sumie dość elementarne. Niestety nie mam czasu, by to wszystko szczegółowo wyjaśniać.
Jeśli chodzi o stanowisko Kościoła katolickiego, to Katechizm jest zdecydowanie lepszym źródłem niż Wikipedia. Też łatwo dostępnym.

Dobrze, że w Więzi można sporo poczytać na ten temat. Osobiście nie przeszkadzała by mi możliwość beatyfikacji dziecka nienarodzonego. A przez 15 lat pracy na Oddziale Paliatywnym widziałem kilka razy zmarłe ciężarne w bardziej lub mniej zaawansowanej ciąży, które wskutek pośmiertnego skurczu macicy i tężenia mięśni wydalały na drugi dzień martwy płód. Z relacji więc, jakie czytałem, raczej wątpię, że kobieta ta rodziła w chwili śmierci. Ale to pewnie ma mniejsze znaczenie. Większe ma chyba to, że widzieli bliźniego w drugim, że wzruszyli się głęboko i nie zgodzili na filozofię tyranii zła. Oczywiście nie zmusza to nikogo do czynów heroicznych.,ale do okazywania miłości na miarę swoich możliwości i nigdy za wiele.