Oba hity warto zobaczyć na sali kinowej – przekonuje redaktor „Więzi” w podcaście Tomasza Terlikowskiego.
Redaktor portalu Więź.pl i kwartalnika „Więź” Damian Jankowski był gościem najnowszego odcinka podcastu Tomasza Terlikowskiego „Tak myślę”. Dziennikarze rozmawiali o dwóch głośnych produkcjach filmowych, które cieszą się w Polsce i na świecie ogromną popularnością.
„Oppenheimera” Christophera Nolana – opowieść o amerykański naukowcu J. Robercie Oppenheimerze i jego roli w stworzeniu bomby atomowej – obejrzało już 400 milionów widzów. A wynik oglądalności „Barbie” Grety Gerwig – filmu przenoszącego nas w świat najsłynniejszej lalki świata – to 800 milionów widzów, czyli więcej niż zgromadził jakikolwiek inny film nakręcony przez kobietę reżyserkę.
Pomimo wielkiego sukcesu obu filmów, Damian Jankowski wskazuje na ich pewne niedoskonałości. Nie tylko „Oppenheimera”, ale również inne jeszcze filmy Nolana uważa on za zbyt rozwlekłe (najnowszy trwa aż trzy godziny), co powoduje, że nierzadko gubią się w nich wątki.
– Nolan uwierzył, że jest bardzo dobrym scenarzystą. A nie jest. Nie bardzo potrafi porywająco opowiadać. Pozostaje często hermetyczny, zafiksowuje się na jedynie sobie wiadomych detalach. Są w „Oppenheimerze” dwie, może cztery wybitne sceny, ale jako całość jednak ten film nie zachwyca, za dużo grzybów w jednym barszczu – twierdzi Jankowski.
I dodaje: – Jedna z zasad dobrze opowiedzianej historii zakłada, że widz wie tyle, co bohater, albo nawet jest pół kroku przed nim, wie nieco więcej. Tymczasem w narracjach Nolana możemy się często czuć po prostu zagubieni albo zmęczeni.
Jeśli zaś chodzi o „Barbie”, to krytyk filmowy nie zgadza się z wysuwanymi przez wielu zarzutami, że jest to film wyrażający niechęć wobec mężczyzn. Wprawdzie pozostaje do granic możliwości przerysowany, ale reżyserka bawi się konwencją, zaś bawiąc widzów, jednocześnie przekazuje im pewne nauki. – Na przykład tę, że chociaż miłość i bliskość są w życiu niezwykle ważne, to jednak każdy człowiek jest wartościowy także w pojedynkę, o jego wartości nie stanowi bycie w związku z kimkolwiek.
Najnowszy film Grety Gerwig, zdaniem redaktora działu kulturalnego „Więzi” najciekawszej obecnie reżyserki w Hollywood, ma w sobie kampowość, która może się szybko zestarzeć. – Jednak i tak plusów jest w „Barbie” znacznie więcej niż minusów – przekonuje.
– Oba filmy nie są arcydziełami, ale bez dwóch zdań są nimi ich kampanie marketingowe – mówi redaktor „Więzi”. I zachęca do pójścia do kina, bo są to dzieła, które warto zobaczyć na dużym ekranie, gdzie można intensywniej wejść w rzeczywistość bohaterów i poczuć ze współwidzami coś w rodzaju wspólnoty.
Przeczytaj też: Wojciech Marczewski: Nigdy nie miałem poczucia, że muszę zrobić film za wszelką cenę
KJ
Halo, halo -rekordy kasowe TO NIE JEST jeszcze triumf kina, to tylko sukces księgowych.
“– Oba filmy nie są arcydziełami,”
Byłem tylko na “Barbie” i rzeczywiście nie jest to arcydzieło, delikatnie mówiąc. Żenująco łopatologiczny film dla dzieci, tak w wieku 10-15 lat. Że w tym filmie wszystkie postaci męskie to karykatury, to nic, ale wszystkie kobiety (z wyjątkiem może jednej) są tam również pokazane wyjątkowo płasko i wręcz okrutnie. Jako komedia, film leży. Dowcipu tam nie stwierdziłem. Jako moralitet – na poziomie przedszkolnym. Muzyka- zlepek przebojów, bez szału. Choreografia – 3-.
Pieniądze wyrzucone w błoto. Taki to “sukces”.
@ Adam: A mnie bardziej pobudza do myslenia fragment recenzji z Oko.Press: “W krajach dojrzałego kapitalizmu, gdy jakiś tekst kultury osiąga niekwestionowany, a zarazem niespodziewany komercyjny sukces, zwykle jest to przesłanką, by zastanowić się, co my, komentatorzy przegapiliśmy, rzadko zaś okazją do manifestowania zdań odrębnych. W Polsce jest pod tym względem nieco inaczej.”
Oczywiście jako stary zgred, będę się trzymał swej teorii, że oni wszyscy się mylą, a nie ja. 😉
Komercyjne sukcesy mogą mieć przeróżne przyczyny. Reklama można wypromować cokolwiek, np. Tamagotchi. Ktoś to jeszcze pamięta? A miał prawie każdy.
Ostatni taki filmowy hype , jaki pamiętam, był to film “Titanic”. Romansidło z efektami. A kiedyś, za górami i lasami, “Trzęsienie ziemi”, albo filmy z Brucem Lee. Żaden z tych filmów nie ma nic wspólnego z arcydziełem; w pierwszym ciekawiła technika dźwięku (fotele się trzęsły), w drugim azjatyckie techniki walki.
Co tak rozedrgało publikę w “Barbie”? Nie mam pojęcia. Tam nawet “momentów nie ma”… 😉
To jest absolutne zwycięstwo PR-u i reklamy. Nie ma to nic wspólnego z jakością artystyczną. Karol May (ten od “Winnetou”) sprzedał więcej książek niż niejeden noblista, czy z tego powodu mamy go cenić bardziej? Albo tych noblistów mniej?
Martyniuka zapewne słucha tysiąc razy więcej Polaków niż np. Chopina, czy Mozarta. I co? I nic. Taki świat.
Tak, że zupełnie spokojnie przyjmuję te rekordowe widownie, żałuje tylko, że sam do tego się przyczyniłem z głupoty (i namowy dziewczyny). Jeden plus, że kina nie padną, bo się na to zanosiło.
Dziwi nagonka kobiet na facetów, że NIE ZROZUMIELI. Ja tam nie wiem, ale kobiety w “Barbie” są pokazane chyba jeszcze straszniej niż faceci, albo ja widziałem jakąś inną wersję. Niechby i był ten film idiotycznie głupi, ale żeby był chociaż wesoły! Ale gdzie tam…