Każda próba wejścia człowieka w tę rolę to uzurpacja. Panem Królestwa jest Bóg, nie człowiek. I całe szczęście, że tak jest.
Ukryty skarb, drogocenna perła, sieć zarzucona w morze – tymi obrazami posłużył się Jezus, by wyjaśnić istotę Królestwa Bożego.
Pierwszy obraz to skarb ukryty w roli. Człowiek, który go znalazł, wyzbył się wszystkiego, co posiadał, by zdobyć ziemię skrywającą bogactwo. Poświęcił dorobek życia dla tego jednego skarbu.
Z Królestwem Bożym jest jak z tym skarbem. Nie da się przejść obok niego obojętnie. Nie można też wejść w jego posiadanie, pozostawiając sobie w zanadrzu doczesne błyskotki. Trzeciej drogi nie ma. Albo ogołocę się ze wszystkiego, albo to wszystko sobie zostawię, rezygnując ze skarbu, który nie przemija. Mogę mieć wszystko albo nic.
Podobnie da się zinterpretować drugi obraz o drogocennej perle. Ale można też inaczej. W oczach Bożych drogocenną perłą, której szuka On nieustannie, jest każdy człowiek. To Bóg jest kupcem, który oddaje wszystko, by tę najpiękniejszą perłę mieć u siebie na zawsze.
Nie musimy pytać, za jaką cenę – wystarczy spojrzeć na krzyż. Bóg zaangażował się do końca, a właściwie nawet przekroczył wszelkie granice zaangażowania, gdy stał się zwyczajnym człowiekiem, który przemierzał ziemię w poszukiwaniu spragnionych miłości i z tej miłości ofiarował wszystko, włącznie ze swoim życiem.
Wreszcie sieć. Zwróćmy uwagę, że zagarnia ryby wszelkiego rodzaju, a więc wszystkie, które do niej wpadają. To daje wiele do myślenia, bo mówi wyraźnie o tym, że Królestwo Boże zostało przygotowane dla wszystkich, którzy zostali odkupieni.
A zatem to nie człowiek decyduje, jakie ryby wpadną do sieci, to nie człowiek wybiera adresatów Dobrej Nowiny i nie do niego należy ocena, kto zasługuje na to, by znaleźć się w jej orbicie.
Bóg zarzuca sieć szeroko i głęboko. Nie robi selekcji na etapie połowu. Jedynie On zna dzień, kiedy skończy się połów i dokona się rozróżnienie na złych i sprawiedliwych. Każda próba wejścia człowieka w tę rolę jest uzurpowaniem sobie praw, które ma tylko Bóg. Panem Królestwa jest On, nie człowiek. I całe szczęście, że tak jest.
Tekst ukazał się 30 lipca 2023 r. na Facebooku. Tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Jesteśmy Kościołem na pustkowiu. Wzmocnić nas może tylko przyznanie się do błędów
Nie wiem, czy wolno polemizować z biskupem, ale spróbuję, bo jakoś nie nadążam za Jego myślą.
„W oczach Bożych drogocenną perłą, której szuka On nieustannie, jest każdy człowiek. To Bóg jest kupcem, który oddaje wszystko, by tę najpiękniejszą perłę mieć u siebie na zawsze.”
Skoro każdy człowiek jest drogocenną perłą, to Bóg nie musi już nic szukać.
Po co zresztą ta chęć posiadania na własność, skoro jako stwórca, pan życia i śmierci JUŻ jest posiadaczem wszystkich i wszystkiego?
Skoro zaś jednak chce wybierać tylko te najlepsze, to przypomina to jakąś gigantyczną hodowlę pereł/dusz do powieszenia na makatce. Wszystkie krzywe, oddalone od Jego własnego wzorca (już nie tak piękne) idą do kosza. Jakoś mnie nie porywa ta wizja.
Tym bardziej, że ostatnio szeroko lansuje się teorię PUSTEGO KOSZA.
Czy Bóg w istocie „oddaje wszystko” za tę perłę? A cóż takiego na trwałe utracił?
(Wszechmogący i Wszechmocny nic przecież, z definicji utracić nie może!)
Posłał na krzyż syna, który wszak zmartwychwstał, nie sam z siebie, tylko z woli i mocy Boga. To była rekompensata za „złamanie regulaminu”, który sam Bóg ustanowił. Perły, perłami ale Bóg za karę wyrzucił je wszystkie do morza za karę. A teraz łowi…
A co by się stało, gdyby Jezus NIE UMARŁ na krzyżu? Wszyscy bylibyśmy potępieni do teraz? Już nie bylibyśmy tą ukochaną perłą?
Alegoria sieci też nie jest zbyt szczęśliwa moim zdaniem – sieć, z punktu widzenia ryby, jest symbolem śmierci. A tu, rybą jesteśmy my…
Zresztą raz wpadają w nią wszyscy odkupieni ( i wara nam od tego którzy to są), a zaraz potem okazuje się, że jednak po połowie (wara nam od tego kiedy to nastąpi) ma być jeszcze jakaś selekcja.
Powiedzieć, że niewiele zrozumiałem, to nic nie powiedzieć.
Religia bazuje na paradoksach, takim najbardziej popularnym i zarazem obrazowo najprymitywniejszym jest pytanie. Czy Bóg jest w stanie stworzyć głaz, którego nie zdoła udźwignąć. Odpowiedź jest oczywista z punktu teologicznego, tak jest w stanie, jest wszakże wszechmogący. Ja również wsłuchiwałem się w niedzielne czytanie. Otóż z logicznego punktu widzenia, jest bez sensu, albo kiepsko przetłumaczone, z teologicznego wynikają pewne ciekawe wnioski. Otóż celebrans w kazaniu u mnie dowodził, by nie gromadzić dóbr doczesnych, ot marność nad marnościami… . Kościół przyozdobiony zacnie, nowe ławeczki, piękne marmury, szaty liturgiczne złotymi nićmi haftowane, słowem na bogato. Ksiądz tez na pustelnika nie wygląda. Ot kolejny paradoks i dysonans. Biskup tez nie unika abstrakcji „Bóg zarzuca sieć szeroko i głęboko. Nie robi selekcji na etapie połowu…” zadzwonili, poinformowali, to wie i dzieli się radosną nowiną.
Adamie, a może trzeba trochę inaczej podejść do tematu.
Oczywiście wolno polemizować z biskupem, nawet trzeba, i kiedyś ktoś tu napisał trafną uwagę, że byłoby idealnie gdyby Autorzy artykułów wkraczali w komentarze (tak jak czasami Pan Zbigniew Nosowski).
Wszystko być może rozbija się o wolną wolę człowieka, bo skoro Bóg jako kupiec i 'milioner’ chciałby coś kupić lub uzyskać to musi kolokwialnie pisząc trafić na ofertę sprzedaży. Jeśli nie pozwolę Mu się wziąć to on na siłę mnie nie weźmie bo szanuje moją wolną wolę. Tak to rozumiem.
Nie wiem czy inne perły są krzywe, oddalone od jego wzorca. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga więc to co robimy z tym podobieństwem również zależy od naszej wolnej woli.
To ogólnie takie frazesy. Życie jest bardziej skomplikowane.
A co do sieci to może łapie nas po to bo wypłynęliśmy za daleko, do nie tego morza co trzeba. Łapie nas ale tylko po to, by nas znów wypuścić z sieci. Jak rybak, który złapaną na haczyk rybę wypuścić chce na wolność.
Co do incydentu w raju to o ile dobrze pamiętam zaraz potem przyszła obietnica odkupienia.
„A co do sieci to może łapie nas po to bo wypłynęliśmy za daleko, do nie tego morza co trzeba. ”
Morze jest jedno-życie. Tam nas wrzucono i tam pływamy. Wyżej, niżej, lepiej, gorzej, ale tylko tam.
„Łapie nas ale tylko po to, by nas znów wypuścić z sieci. Jak rybak, który złapaną na haczyk rybę wypuścić chce na wolność.”
Zaraz, zaraz – który rybak łowi by wypuszczać na wolność? (Może ew. jakieś niedorośnięte i mniej cenne)
Toż to diabelskie perpetuum mobile przypomina, albo jakieś wynaturzone hobby (pasjami lubię łowić, ale ryb nie jadam!)
Z Królestwa Bożego odwrotu żadnego już nie ma, więc także i wrzucania do wody z powrotem – być nie może.
Niektórzy Apostołowie byli rybakami, nie pamiętam, by łowili dla sportu, raczej jednak te ryby konsumowali lub sprzedawali. Łowienie nie jest czynnością miłą i radosną dla ryb. Nawet, gdyby miano je później wypuszczać.
Choć, popalimy cię troszkę na stosie, ale potem cię puścimy wolno, zanim się udusisz. Do następnego razu. I tak w kółko.
Rzeczywiście, „piękna” perspektywa.
Życie jest jedno ale wracając do różnych mórz możemy żyć w grzechu lub w łasce Bożej i to są dwie różne jakości życia.
Tak z Królestwa Bożego odwrotu już nie ma więc mamy wg kościoła tak żyć by osiągnąć je więc nie rozumiem co masz na myśli pisząc o odwrocie.
Aha i o żadnym diabelskim perpetum nie myślałem pisząc komentarz. Chodziło znów o wolną wolę
To zasadnym pozostaje pytanie na ile Kościół uzurpuje sobie prawo i warunki do zbawienia dla kogoś a gdzie kończą się Jego kompetencje w wypowiadaniu sie na ten temat. Na ile sprawowanie czegokolwiek jest w imieniu Boga a na ile jest wchodzenie w Boże kompetencje i dyktowanie Bogu co ma poczynić. W drugim przypadku zaczyna się instrumentalozowanie Bogiem a w centrum stawianie własnego i zdefiniowanego przez siebie interesu. Długo i do dziś zastanawiam się nad słowami Jezusa jeżeli są one rzeczywiście Jego co zwiążesz na ziemi będzie związane na niebie i co rozwiazasz na ziemię będzie rozwiązane w niebie…hm na ile Boga jest związany ustaleniami Bożego przedstawiciela na ziemi…
W świetle dogmatyki na tak postawione pytanie trzeba odpowiedzieć, że Bóg od człowieka zależny jest niemal całkowicie. Człowieka od Boga oddziela grzech. Ale to człowiek może określać co jest, a co nie jest grzechem. A grzechy popełnione może odpuścić. Co więcej, może darować kary już należne, uwalniając od czyśćca.
Musielibyśmy teoretycznie zapytać, czy Bóg w ogóle jest w stanie odmówić Kościołowi udzielania swojej łaski? Nawet, jeśli przedstawiciele Kościoła robią to w złej woli? Nie jest to pytanie nowe, bo była to oś wystąpienia Lutra.
Stan wiedzy dzisiejszej pozwala na sugestię, że Bóg nie jest w stanie odmówić K-lowi swojej łaski, nawet jeśli robione jest to przez przedstawicieli ze złej woli.
Stało się to możliwe wraz z odkryciem przez klasycznych ekonomistów praw rządzących rynkiem. Zauważono, że zjawiska rynkowe są połączone koniecznymi zależnościami i, że każde działanie ludzkie i wspołpraca społeczna odbywa się według koniecznych prawidłowości. Ze zdumieniem stwierdzono, że ludzkie działanie można ujmować w innym aspekcie niż dobro i zło. Odkrycie subiektywistycznej teorii wartości na polu 'ekonomicznych’ starań człowieka o zdobycie towarów i poprawe warunków materialnych, okazało się pasować do wszelkich ludzkich działań na każdym polu.
Zatem mówienie o złej woli przedstawicieli/decydentów K-ła staje się już dziś..hmm, nienaukowe. Bóg jako prawodawca musi szanować prawo wyboru, ono jest podstawą każdej decyzji człowieka.
Prakseolgia – uniwersalna nauka o ludzkim działaniu bierze za fundament i wzór ekonomię, bo ona jak dotąd jest najbardziej poznaną i rozwiniętą jej częścią.
Gdyby było to prawdą, to by nie istniały denominacje chrześcijańskie w których jest inaczej.
KK jest Kościołem powszechnym dla całego rodzaju ludzkiego.
I tak jak np. Deklaracją o wolności religijnej K-ł pokazał Boga jako szanującego wolność człowieka, tak może być i z ukazaniem Boga szanującego prawa wolnorynkowe, które najdobitniej odzwierciedlają godność osoby ludzkiej. Już JP2 zrobił pierwsze kroki na tej drodze wydając najbardziej prokapitalistyczną w historii K-ła encyklikę społeczną/CA.
Małgorzata, chrześcijan na świecie jest ledwie 23%, katolików 12%. Mówienie o KK jako o „Kosciele powszechnym dla całego rodzaju ludzkiego” jest niezrealizowanym nigdy hasłem.
Wojtek,
„chrześcijan na świecie jest ledwie 23%, katolików 12%. Mówienie o KK jako o “Kosciele powszechnym dla całego rodzaju ludzkiego” jest niezrealizowanym nigdy hasłem”
Spójrz z perspektywy autora tego hasła (KKK 831) jak na kogoś, kto, jest spadkobiercą spektakularnego w historii Ziemi starotestamentowego wydarzenia, polegającego na zagospodarowaniu i skupieniu w sobie całej globalnej przestrzeni życia na Ziemi, łącznie ze sferą pośmiertną. Kościół jest kontynuatorem a jednocześnie kreatorem nowej rzeczywistości/przestrzeni wiary.
Małgorzata, mogę wymienić setki religii, nawet takich zrzeszających po siedem osób, które roszczą sobie prawa do bycia jedynym orędownikiem prawdy i zbawienia.
Wojtek,
„mogę wymienić setki religii, nawet takich zrzeszających po siedem osób, które roszczą sobie prawa do bycia jedynym orędownikiem prawdy i zbawienia.”
Zgoda. Są jednak cechy, które zasadniczo wyróżniają chrześcijańską religie.
Mnie najbardziej interesuje sprzęgnięcie jej z rozumem.
Kościół sięgając po starożytną filozofię zapoczątkował nie tyle swoje otwarcie na naukowy świat, co intuicyjnie dał mu pierwszeństwo, wierząc niejako, że korzyść będzie obopólna
Małgorzata, ale to znów nie jest prawda. Chrześcijaństwo ani nie było pierwsze, ani nie postawiło prymatu rozumowi. Przeciwnie, filozofia była wykorzystywana jako narzędzie podległe wierze.
Wojtek,
„filozofia była wykorzystywana jako narzędzie podległe wierze.”
Tak, i był to intuicyjny strzał w dziesiątkę. Bo przy okazji (arystotelizmu) została otwarta furtka do nauki autonomicznej, do swobodnego uprawiania przez wolne umysły.
Dla mnie najbardziej interesująca ekonomia zachodzi w sakramencie spowiedzi.
@Robert+Forysiak –
otóż najbardziej interesująca ekonomia zbawienia zachodzi wtedy, gdy człowiek świadomie i w wolności przyjmuje Jezusa jako swojego osobistego Zbawiciela – to mój pogląd, bo za to człowiek płaci własną decyzją i swoim życiem.
Nie przeczę, inne działania KK (duchownych), też mają związek z ekonomią – ale tą ziemską (otrzymujesz gdy dasz „co łaska”).
W ekonomii wolnorynkowej umowy polegają na partnerstwie, gdzie strony dobrowolnie wymieniając się własnościami obopólnie na tym korzystają, obie są wygrane.
W sakramencie spowiedzi czy innych trudno mówić o partnerstwie..
Ale gdyby K-ł poszedł w stronę obrazu Boga -wolnorynkowca, wypłynął by ważny temat własności. Słowa z Ewangelii Jana o Bogu, który przyszedł do swojej własności, a nie został przyjęty – wskazują jak kluczowe jest rozumienie znaczenia tej wartości.
No właśnie w spowiedzi zachodzi szczególne partnerstwo. W świecie wolnego rynku, nigdzie nie wymienię kilograma złomu na kilogram złota.
Wymienisz. Ok, masz kg złomu, ktoś kg złota. I okazuje się, że posiadacz złota gotów jest oddać je za stalowy pręt, bo w szczególnej sytuacji, w której się znalazł złoto jest dla niego nieużyteczne, a złom tak.
Każdy uczestnik wymiany sam nadaje wartość rzeczom (subiektywistyczna teoria wartości)
Ta subiektywistyczna teoria wartości rozbudziła we mnie wielkie nadzieje. Jeśli będziesz znała adres, gdzie mogę wymienić stalowe pręty na złote, daj koniecznie znać.
Robert,
właściwie to Ty, dokonując wyboru bycia członkiem K-ła, zrobiłeś to wg subiektywistycznej skali wartości. Uznałeś, że K-ł najlepiej zaspokoi Twoje pragnienie szczęścia i tym samym zgodziłeś się na konieczne środki do tego celu. Spowiedź to jeden z nich, i rzeczywiście dochodzi w niej do wymiany miedzy Tobą a kapłanem jako przedstawicielem Boga. W tym sensie można nazwać to ekonomią partnerską.
Bóg działający zgodnie z zasadami rynkowymi.
Zła wola decydentów KK nie istnieje.
No po prostu cuda.
Adam,
Kategorią rynkową jest zysk i strata. Każdy działa dla zysku, nikt dla straty. I tak było tez z Bogiem Jahwe. Epos Enuma elisz, który jest pierwowzorem dla ST, opowiada (w części nie włączonej do kanonu), że bóg Jahwe jako jeden z bogów zawierał umowy z innym, kierując się zyskiem. Zna więc zasady rynkowe i szanuje je u ludzi.
Ekonomia wolnorynkowa mówi, że każdy dobiera środki do swego celu (szczęścia), takie jakie wydają mu się najlepsze. Człowiek działa racjonalnie nawet jak działa irracjonalnie (Mises, „Ludzkie działanie”). Albo inaczej: człowiek działa dobrze/celowo, nawet jak jego czyny wydają się złe/bezcelowe.
Tak, wolnorynkowa perspektywa jest czymś na kształt cudu.
A Ty, co wybrałaś?