Paweł Kądziela do tej pory dał się poznać przede wszystkim jako wydawca, znakomity redaktor i bibliograf. Być może dopiero teraz zrealizuje swoje ambitne zamierzenia i objawi w pełni swój talent jako autor?
Zapowiadał to już od dawna: że jak tylko osiągnie odpowiedni wiek, przejdzie z radością na emeryturę, by móc robić to, co lubi – czytać książki. My w „Więzi” nie wyobrażaliśmy sobie odejścia człowieka tak wielkich kompetencji, i w pełni sił, z funkcji szefa Wydawnictwa „Więź”, którą piastował przez ponad trzydzieści lat. Ale jak zapowiadał, tak też uczynił: przekazuje oto pałeczkę swojej następczyni, Ewie Kiedio. Pora ustąpić miejsca – przekonuje nas – młodemu pokoleniu.
Personalizm, czyli szukanie tego, co łączy
Czego jeszcze dokona Paweł Kądziela w oby jak najdłuższym życiu na emeryturze, o tym się przekonamy. Być może dopiero teraz zrealizuje swoje ambitne zamierzenia i objawi w pełni swój talent jako autor? Do tej pory dał się bowiem poznać przede wszystkim jako wydawca, znakomity redaktor i bibliograf.
W roku 2009 wydał monumentalną dwutomową monografię bibliograficzną „Twórczość Zbigniewa Herberta”. Niebawem ma się ukazać inna niezwykle ciekawa pozycja jego autorstwa – „Biblioteka WIĘZI. Katalog 1960-2023”, zawierająca opis i lapidarną prezentację 391 tomów, jakie ukazały się w naszej oficynie wydawniczej do tej pory. Lektura tej grubej księgi – miałem przyjemność robić jej korektę – robi imponujące wrażenie. Pozwala ogarnąć jednym spojrzeniem całą różnorodność podejmowanych tematów, od religii, poprzez kulturę i historię najnowszą, po problematykę egzystencjalną, moralną i społeczną.
Wszystkie te kolejne książki łączy nie jakiś podzielany przez autorów wspólny światopogląd czy sympatie ideologiczne, lecz coś innego: zaangażowana postawa wobec rzeczywistości niosącej dobro i zło, i wobec osoby ludzkiej zanurzonej w Historii, a otwartej na poszukiwanie sensu, tajemnicę transcendencji. Taką postawę nazywamy personalizmem. Nie dzielimy ludzi, także autorów, na katolików i niekatolików. Szukamy tego, co łączy, a nie co dzieli.
Taką tożsamość wybrała „Więź” u swoich początków, w czasach, kiedy pismem kierował Tadeusz Mazowiecki. Paweł Kądziela tę „Więziową” tożsamość dobrze czuje i ją uosabia. Znam go dobrze i wiem, że jest katolikiem i to dość tradycyjnym. A jednocześnie nigdy od swoich współpracowników czy autorów nie oczekiwał wyznaniowych deklaracji, będąc pod tym względem bardzo podobny do Tadeusza Mazowieckiego. Tak jak on, ceni kulturę i dyskrecję w relacjach międzyludzkich, docenia też – co bardzo istotne – wagę dialogu wiary z kulturą, co znajduje odzwierciedlenie w prowadzonej przez niego polityce wydawniczej.
Wydawca najwybitniejszych
Biblioteka WIĘZI została zainicjowana w 1960 roku jako seria książek mających na celu pogłębienie tematyki poruszanej na łamach miesięcznika „Więź”, którego pierwszy numer ukazał się dwa lata wcześniej. Paweł Kądziela, absolwent polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, przejął redagowanie tej serii, wychodzącej wtedy formalnie w ramach krakowskiego Znaku, z rąk nieodżałowanej pamięci Józefa Smosarskiego, tworząc z czasem samodzielne wydawnictwo. Ma ono, jak się wydaje, swoje niepowtarzalne miejsce w polskim życiu społecznym i kulturalnym, zwłaszcza obecnie, w dobie pogłębiających się podziałów i instrumentalnego traktowania religii, czy – jak uważają inni – walki z religią.
Obok kwartalnika „Więź”, kierowanego od dwudziestu lat przez Zbigniewa Nosowskiego, i serwisu internetowego Więź.pl, istniejącego dopiero od lat siedmiu, wydawnictwo książkowe pod kierownictwem Pawła Kądzieli jest więc jednym z trzech okrętów flagowych naszego środowiska, wyznającego chrześcijański personalizm, a odwołującego się do najlepszych tradycji polskiej inteligencji, jak wiadomo – często krytycznie nastawionej do Kościoła. Warto przypomnieć, że to właśnie u nas, w roku 1971, korzystając z krótkotrwałej gierkowskiej „liberalizacji”, ukazała się słynna książka Bohdana Cywińskiego „Rodowody niepokornych”.
Wielkimi sprawami, jakimi miała zajmować się „Więź”, a więc i Biblioteka „Więzi”, jeszcze przed transformacją ustrojową 1989 roku, obok walki o prawa człowieka (o „podmiotowość społeczeństwa”), były: odnowa katolicyzmu w duchu Drugiego Soboru Watykańskiego, dialog międzyreligijny i dialog polsko-żydowski, pojednanie polsko-niemieckie i polsko-ukraińskie. Temu poświęconych było wiele książek.
Koniecznie trzeba tu wspomnieć sześciotomową „Dogmatykę” pod redakcją Elżbiety Adamiak, ks. Andrzeja Czai i Józefa Majewskiego (wśród autorów są najciekawsi teologowie młodszego pokolenia, jak ks. Grzegorz Strzelczyk, ks. Eligiusz Piotrowski, o. Michał Paluch OP), a także trzy tomy znakomitego „Leksykonu wielkich teologów XX/XXI wieku” pod redakcją Józefa Majewskiego i Jarosława Makowskiego. Głośną pozycją była też zbiorowa książka „Dzieci Soboru zadają pytania”…
Były też imponujące przedsięwzięcia autorskie w dziedzinie historii najnowszej, np. trzyczęściowa „Druga Wielka Emigracja 1945-1990” (autorzy: Andrzej Friszke, Paweł Machcewicz i Rafał Habielski).
Paweł Kądziela był wydawcą suwerennym, nie ulegał żadnym presjom, można powiedzieć – nie miał względu na osobę. Dla niego sprawę przesądzała jakość proponowanej książki.
W sumie wśród autorów Biblioteki „Więzi” znaleźć możemy całą plejadę najznakomitszych twórców współczesnej polskiej kultury. Wymieńmy choćby niektóre nazwiska: Aleksander Hertz, Kazimierz Wierzyński, Józef Wittlin, Jan Lechoń, Konstanty A. Jeleński, Jerzy Stempowski, Jerzy Giedroyc, Gustaw Herling-Grudziński, Stanisław Vincenz, Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert, Leszek Kołakowski, Władysław Stróżewski, Jerzy Jedlicki, Tomasz Burek, Zygmunt Mycielski, Paweł Hertz, Jan Józef Szczepański, Julia Hartwig, Bohdan Pociej, Radosław Romaniuk, Jan Józef Lipski, Marcin Kula, Andrzej Kijowski, Zygmunt Kubiak i wiele, wiele innych.
Pod względem gatunków literackich dominują eseistyka, szkice, listy, wspomnienia, rozmowy, historiografia, literaturoznawstwo, nie brak też aktualnej publicystyki społecznej i politycznej.
O najwyższej jakości szatę graficzną dbali w tym czasie m.in.: Jerzy Jaworowski, Andrzej Pilich, Henryk Waniek, Jan Sawka, Wojciech Markiewicz, Jan Bokiewicz, Janusz Górski, ostatnio Marcin Kiedio.
Paweł Kądziela zdawał sobie sprawę, że ambitne książki nie mają raczej szans pozyskać masowego czytelnika, stąd nakłady zwykle ograniczały się do jednego czy dwóch tysięcy. Zdarzały się jednak bestsellery, wtedy trzeba było szybko robić dodruk.
Bezprecedensowym sukcesem sprzedażowym okazała się szczupła książeczka „Szału nie ma, jest rak”, rozmowa Katarzyny Jabłońskiej z charyzmatycznym, przedwcześnie zmarłym księdzem-społecznikiem Janem Kaczkowskim. Wśród innych bestsellerów chciałbym wyróżnić dwa: rozmowę Stanisława Zakroczymskiego z prof. Adamem Strzemboszem „Między prawem i sprawiedliwością” oraz, wydany przed rokiem, gruby tom rozmów Jana Olaszka i Tomasza Siewierskiego z prof. Andrzejem Friszke „Zawód: historyk” (mimo że książka ta, w twardej oprawie i z ilustracjami, miała dość wyśrubowaną cenę, rozeszła się natychmiast i konieczny był dodruk!).
Myślę, że ktoś, kto przeczytałby wszystkie książki wydane przez Pawła Kądzielę w Bibliotece „Więzi”, dysponowałby wiedzą humanistyczną co najmniej na poziomie doktora habilitowanego (dodajmy, z dawnych solidnych czasów). A on sam, czy nie zasłużył sobie na doktorat honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego? Uczciwie trzeba przyznać, że książki wydawane przez Pawła często zdobywały prestiżowe nagrody. Warto tu wspomnieć choćby literacką Nagrodę Gdynia dla książki „Opis U/krainy Gog” Mariana Sworznia, a wcześniej Nagrody im. Kościelskich dla Bohdana Cywińskiego i Krzysztofa Dybciaka), Nagrody KLIO za książki historyczne czy Nagrody „Polityki”.
Dla niego sprawę przesądzała jakość książki
Paweł Kądziela twardo przestrzegał zasady, że nie przyjmuje propozycji wydania powieści ani wierszy. Miał swoją formułkę: „To się nie mieści w naszym profilu”. Ale czasem czynił wyjątki. Wydał na przykład – i chwała mu za to – prozę legendarnego „chuligana wolności”, Andrzeja Bobkowskiego, mającego licznych wielbicieli (tom „Z dziennika podróży” miał aż trzy wydania!), wydał trzy piękne opowiadania Antoniego Libery („Niech się panu darzy i dwie inne nowele”), a także obszerne tomy wierszy Tomasza Gluzińskiego i Krzysztofa Karaska, nie mówiąc już o „Więziowych” poetach – Krystynie Konarskiej-Łosiowej i Andrzeju Szmidcie.
Był jednak wydawcą suwerennym, nie ulegał żadnym presjom, można powiedzieć – nie miał względu na osobę. Dla niego sprawę przesądzała jakość proponowanej książki.
Kiedyś zapytał mnie, nad czym aktualnie pracuję. Odpowiedziałem, trochę blefując, że piszę powieść. Twarz mego przyjaciela w okamgnieniu stężała i rzucił bez namysłu: „Ale ja ci jej nie wydam!”. Cóż, kierował się trzeźwym rozeznaniem, a nade wszystko – dobrem wydawnictwa.
Umiał stanowczo odmówić, ale potrafił też „wymyślić” książkę poniekąd za autora, być niejako jej akuszerem. To właśnie on zaproponował mi wydanie zbioru kilkunastu moich tekstów, z najlepszą bodaj rzeczą, jaką zdarzyło mi się napisać, reportażem historycznym „Turkowice, śmierć i ocalenie” – o uratowaniu przez polskie zakonnice trzydzieściorga dzieci żydowskich z warszawskiego getta, i to w samym środku bratobójczej wojny polsko-ukraińskiej pod Hrubieszowem („Ścieżki ocalenia”, z roku 1997, uważam do dziś za swoją najważniejszą książkę).
To Paweł Kądziela zaproponował Wojciechowi Skrodzkiemu, znakomitemu krytykowi sztuki, nieco zagubionemu w życiu, wydanie kilkudziesięciu jego zwięzłych tekstów o najwybitniejszych współczesnych artystach („Wizjonerzy i mistrzowie”), z kolei Bohdanowi Skaradzińskiemu, już ciężko choremu, wybór jego proroczych felietonów przepowiadających zagrożenie ze strony Putina („Uwaga na Wschód”), czy Andrzejowi Biernackiemu – zbiór jego mistrzowskich not zamieszczanych przez lata w „Twórczości”, a sygnowanych zawsze tylko skromnym skrótem „abe” (tak powstał pyszny tom „Abeandry”).
Paweł Kądziela jest bowiem wielkim miłośnikiem książek. Ale jest też przyjacielem autorów, owszem, jako redaktor wymagającym, często dociskającym w najdrobniejszych szczegółach, nie mówiąc już o dotrzymywaniu terminów, ale jednocześnie nigdy nie żałującym swego czasu na rozmowę z drugim człowiekiem, na wysłuchanie jego opinii czy życiowych żalów. Pracując w sąsiednim pokoiku, byłem niekiedy mimowolnym świadkiem takich rozmów, ze strony Pawła pełnych humoru i wyrozumiałości, dających zapewne tej drugiej osobie pocieszenie w próbach doznawanych od losu.
Edytor zasłużony dla kultury
„Zebrał, opracował i notami opatrzył Paweł Kądziela” – taką skromną informację niewielką czcionką możemy znaleźć na stronach tytułowych kilku tomów Biblioteki „Więzi”. Przynajmniej dwa z nich weszły na trwałe do skarbnicy polskiej kultury. To Zbigniewa Herberta „Węzeł gordyjski oraz inne pisma rozproszone 1948-1998” – i drugi: Józefa Czapskiego „Rozproszone. Teksty z lat 1923-1988”.
W kilkustronicowej „Nocie wydawcy” do rozszerzonej edycji tego dzieła, z roku 2020, Paweł Kądziela pisze tak: „(…) podczas lektury zgromadzonych tu tekstów [można] wyczytać fascynacje Czapskiego, poznać jego drogę myśli, przyjrzeć się jego zauroczeniom estetycznym i sympatiom politycznym. Notatki te stanowią rodzaj powstającej stopniowo na przestrzeni ponad sześćdziesięciu lat autobiografii artysty”. A w kończącym „Notę wydawcy” ostatnim akapicie, wyrażającym słowa wdzięczności wielu osobom, Autor przyznaje mimochodem: „podczas wieloletniej pracy nad edycją pism Józefa Czapskiego (…)”.
Dowiadujemy się więc, że praca nad zebraniem i opracowaniem kilkuset rozproszonych tekstów Czapskiego zabrała Pawłowi Kądzieli aż kilka lat! Jej owocem są także zamieszczone na końcu każdego z dwu tomów obszerne „Noty o tekstach”. Jakaż to fascynująca lektura, można te noty czytać w ciągu, układają się w smakowitą opowieść o Józefie Czapskim i jego czasach. Toż to gotowy materiał na osobną książkę – pomyślałem.
Podobne spostrzeżenia możemy poczynić, biorąc do ręki pokaźny tom „Węzła gordyjskiego”, czyli zbioru pism rozproszonych Zbigniewa Herberta. Zbiór ten miał już swoje dwie edycje: w 2002 i 2008 roku, za każdym razem był rozchwytywany. Bo to fantastycznie ciekawa lektura.
Tadeusz Mazowiecki latem 2013 roku mówił: – Podoba mi się to, co robi Paweł Kądziela. Podtrzymanie „Więziowej” tradycji jest w dużej mierze jego zasługą…
To tylko dwa przykłady cichej, mrówczej pracy edytorsko-badawczej Pawła Kądzieli. A trzeba dodać, że ma on na swoim koncie także inne tego typu opracowania w obcych wydawnictwach: „Dzienniki 1927-1969” Anny Kowalskiej (Iskry, 2008) i „Poezje zebrane” Kazimierza Wierzyńskiego (PIW, 2021).
W tym miejscu, zamiast własnego komentarza, pozwolę sobie zacytować słowa samego Pawła Kądzieli, skierowane pod adresem Stefana Frankiewicza, redaktora naczelnego „Więzi” (1989-1995), potem ambasadora RP w Watykanie (1995-2001), a jeszcze przedtem autora dwutomowej wzorcowej edycji „Pism zebranych” Jerzego Lieberta (Biblioteka „Więzi” 1976): „Zgodnie z pierwotnym, łacińskim źródłem słowa cultura – uprawa, pielęgnowanie, hodowla – wie On [Frankiewicz] doskonale, że prace edytorskie i tekstologiczne, mimo że wymagają nieraz wielu lat systematycznej pracy, właśnie cierpliwej uprawy, na dłużej zadomawiają się w humanistyce niż rozmaite studia interpretacyjne, inspirowane coraz to nowymi metodami metodologicznymi czy filozoficznymi. Rzetelne edycje tekstów literackich czy źródeł historycznych są fundamentem wszelkich dalszych prac nad naszymi losami, nad dziejami kultury, literatury, sztuki” („Wyjść poza <miasto położone na górze>. Echa książki <Nie stracić wiary w Watykanie>. Stefanowi Frankiewiczowi w darze przyjaźni”, Biblioteka „Więzi” 2015).
Niewykluczone, że zamiłowanie do edytorstwa i wyraźny talent w tej dziedzinie Paweł odziedziczył w jakiejś mierze po swoim ojcu, Jerzym Kądzieli, zasłużonym wydawcy monumentalnego wielotomowego cyklu „Dzienników” Stefana Żeromskiego, a także „Pism zebranych” tego pisarza, tracącego dziś niestety dawną pozycję w literackim panteonie, co stwierdzam z ubolewaniem. „Przedwiośnie”, powieść wciąż aktualna i ważna, było kultową lekturą pokolenia moich rodziców, a ja Cezaremu Baryce zawdzięczam podobno swoje imię.
Bibliofil i zbieracz
Miłość Pawła Kądzieli do książek znajduje też swój konkretny wyraz w rozrastającym się wciąż domowym księgozbiorze. Nowe książki kupuje, ale też wydłubuje różne cymelia w składach z makulaturą. Regularnie odwiedzał na przykład pewien warszawski skup makulatury, gdzie właściciel odkładał dla niego co ciekawsze egzemplarze – mógł sobie z tego wziąć, co chciał, za symboliczną złotówkę. Nieraz przynosił z dumą do redakcji różne smakowite zdobycze. Ze zgrozą opowiadał, że coraz częściej się zdarza, iż po śmierci profesorów humanistów ich księgozbiory trafiają na makulaturę, bo biblioteki publiczne nie są zainteresowane, nie mają miejsca.
A w willi Pawła w Podkowie Leśnej regały wypełnione książkami aż po sufit są już we wszystkich pokojach, przedpokojach, a nawet w piwnicy i na strychu…
Końca świata nie będzie
Na zakończenie chciałbym podzielić się opinią na temat Biblioteki „Więzi” i jej dyrektora, jaką przekazała mi Małgorzata Łukasiewicz, wybitna tłumaczka i eseistka, autorka trzech świetnych książek eseistycznych wydanych u nas w ostatnich latach: „Jak być artystą. Na przykładzie Thomasa Manna”, „Dziwna rzecz pisanie” oraz „My, czytelnicy” (piękne, przyciągające wzrok okładki projektował Łukasz Rayski).
„Paweł – powiedziała mi Małgosia – jest świetnym wydawcą, łączącym w sobie dwa oblicza osobowości: kocha książki, a zarazem nie unika autorów, lecz przyjmuje ich i wysłuchuje z ciekawością. Może się komuś wydać w pierwszej chwili typem pedanta, ale dopracowywanie tekstu w każdym szczególe nie świadczy u niego o oschłości, lecz przeciwnie – jest przejawem autentycznej miłości do książek, na których mu najbardziej zależy. Dlatego uważa on, że w pracy nad książką nigdy dość pieczy i staranności”.
Małgorzata Łukasiewicz dodaje z przekorą: „Pisząc o problemach wydawniczych, trzeba się jednak wystrzegać, by nie powstał jakiś portret trumienny. Mamy bowiem tendencję do biadolenia nad obecnym zanikiem czytelnictwa, brakiem prasy literackiej, niekiedy ogłasza się wręcz koniec polskiej inteligencji – takie nuty zdarzało mi się słyszeć także w rozmowach z Pawłem. Oczywiście, mamy prawo wściekać się na niedostatki swego czasu, ale pamiętajmy, że każde pokolenie ogłasza zwykle koniec swojej epoki, tymczasem świat zmienia się nieuchronnie, a ja uważam, że Paweł Kądziela i Biblioteka «Więzi» są dowodem na to, że polska inteligencja ma się świetnie”.
Drogi Pawle, zapracowałeś sobie na taką opinię.
Stefan Frankiewicz, który dziesięć lat temu, latem 2013 roku, spędzał ostatnie wspólne wakacje z Tadeuszem Mazowieckim w Ciechocinku, usłyszał wtedy z jego ust takie słowa: – Podoba mi się to, co robi Paweł Kądziela. Podtrzymanie „Więziowej” tradycji jest w dużej mierze jego zasługą…
Postscriptum. Pawle Drogi, w dniu, gdy rozpoczynasz nowy etap twórczego życia, przyjmij wyrazy podziwu i wdzięczności za lata imponującej pracy jako wydawcy. Zawsze możesz na mnie liczyć (gdy chodzi o korektę…).
Dziękuję za „ Abeandry” Biernackiego.