Nieuchwytnego Boga mogą uchwycić poeci – pisze w „Tygodniku Powszechnym” o. Wacław Oszajca.
Tekst „Bóg, bąki i dziecko” Wacława Oszajcy SJ, poety, teologa i publicysty, ukazał się w nowym numerze „Tygodnika Powszechnego”. Dotyczy trudności w ludzkim mówieniu o Bogu i sposobów, w jakie radzi sobie z tym poezja.
Teolog zwraca uwagę: długo uczono nas w Kościele tego, że „Bóg jest bytem najdoskonalszym z najdoskonalszych, którego nijak nie można opisać. Dlatego mówimy, kim nie jest i jaki nie jest. (…) Wobec Boga samego w sobie wszystkie nasze możliwości poznawcze zawodzą. Stąd wszystkie starania w tym względzie przypominają oklepane gonienie króliczka”.
O. Oszajca przywołuje wiersze Anioła Ślązaka, który „żyje zachłannie, ale sądząc z liczby jego utworów, można powiedzieć, że każdy jego utwór to jakby łyk wody lub powietrza, zatrzymanie w drodze po to, by ruszyć dalej w nieznane z nadzieją, że nie dojdzie się do horyzontu, nigdy nie utknie się w klatce tego, co możliwe, ale zamieszka się w niemożliwym”.
Analizując poezję Jerzego Lieberta, Davida Herberta Lawrence’a, Władysława Szlengla i Władysława Broniewskiego, o. Oszajca podkreśla: „Przed Bogiem nie trzeba już padać na twarz i ładnie składać rączek; jeśli coś trzeba, to wstać i ręce otworzyć. A jeśli już chcemy na klęczkach kogoś adorować, to człowieka, skoro, jak chce poeta, w małości człowieka ukazuje Bóg swoją wielkość”.
„Mamy więc drogowskaz, adres zamieszkania Boga podpowiadają poeci. Nic dziwnego, jakże często Bóg i bogowie mówią wierszem, lubią śpiewać, tańczyć i ucztować. Wystarczy pamiętać o Kanie Galilejskiej” – czytamy.
O tym, po co nam dzisiaj poezja, przeczytacie w kwartalniku „Więź” nr 3/2019. Z kolei o literackiej twórczości o. Oszajcy pisał na naszych łamach Damian Jankowski, autor wywiadu rzeki z jezuitą: „W jego poezji zachwyt nad rzeczywistością okazuje się ważniejszy niż deklarowana wiara czy niewiara, niż takie lub inne przekonania religijne. Jak wielu znamy podobnie patrzących na świat poetów? A duchownych?”.
Przeczytaj też: O. Wacław Oszajca: Czas prostych odpowiedzi się skończył
DJ
Teologia Boga przesłania, ale od pewnego momentu. Do pewnego momentu jednak odsłania.
Wacław Oszajca odsłonił mi kiedyś Anioła Ślązaka, a potem już sam odkryłem Jakoba Böhme. Wielcy. Jestem o.Wacławowi wdzięczny.
Czasem tylko poezja. Jak ja to znam 🙂
Doświadczenie nie dorasta do języka.
Język nie dorasta do doświadczenia.
Też tak jest 😉
To taki rodzaj zdań przestawnych.
Muzyka. Bach, Mozart, zdecydowanie. Tego nie mógłby stworzyć człowiek sam, ot tak sobie. 😉
Kto twierdzi, że tworzyli swoje arcydzieła tak sobie? Robili to zwykle dla pieniędzy. Bach miał sporą rodzinę na utrzymaniu (dzieci: sztuk 20), a Mozart był zawsze na minusie.
Twierdzenie, że sami nie potrafiliby TAKiEJ muzyki stworzyć – jest troszeczkę obraźliwe dla obu tych wielkich geniuszy.
Ale oni sami tak to ujmowali. Bach mówił, że gra zapisane nuty, ale to Bóg tworzy muzykę. Wielokrotnie deklarował, że tworzy na „chwałę Bożą”.
Ich życie nie było też takie banalne, żeby zamykać je w kwestii finansów.
Ten wpis bardzo ciekawie pokazuje jak zmienił się stosunek człowieka do Boga. Przez całe wieki „iskra Boża” była postrzegana jako dowód wyjątkowości człowieka. „Namaszczony”, „wyróżniony”. Teraz pojawia się komentarz jakoby bycie „wspomaganym” przez nadprzyrodzoną istotę miało umniejszać człowiekowi. Samorodny. Jednak przeczy to zupełnie założeniu, że człowiek jest stworzony przez Boga. To spojrzenie ateisty, który uważa, że wierzący gubią człowieka w chwaleniu Boga.
Tymczasem komentarz był chyba szerszy. Piękno wyzwala w człowieku pytanie o sens, o mistykę. Nie chodzi o ten czy inny utwór, a o to, że jest na tym świecie tyle piękna, że człowiek nie jest w stanie go udźwignąć. Czy powstało samo w rachunku prawdopodobieństwa czy ktoś zostawił je tu dla nas? Z całą pewnością jednak człowiek nie stworzył go sam, bo nie urodził się swoją własną myślą.
Ciekawa ta polemika między Adamem a Basią! Myślę, że oboje mogą mieć dużo racji. Byli i są twórcy, którzy by tworzyć, musieli / muszą stwarzać sobie przymus finansowy – na przykład bardzo szybko wydając duże nawet pieniądze, by” postawić siebie pod ścianą”. Do takich należeli m.in. Amadeus Mozart czy Jack London. W ten sposób sami zmuszali siebie (podświadomie?) do ogromnego nieraz wysiłku i tempa pracy, skracając też sobie zycie. Patrząc z zewnątrz wyglądało to tak, jakby pracowali tylko czy głównie dla pieniędzy. Basia akcentuje coś, co się kiedyś nazywanło natchnieniem, czy twórczą weną i pochodziło „z zewnątrz” – od muz, Boga czy aniołów, w zależności od epoki. Wierzy się też – Basia zdaje się też – że talenty są darem Boga. Można je oczywiście rozwijać albo zakopać – jak w przypowieści. Inni mówią, że to kwestia genów – choć jedno drugiego przecież nie wyklucza.
ponieważ jesteśmy na portalu związanym z chrześcijaństwem, to zacytuję Jn 5:15: 'beze Mnie nic nie możecie uczynić.’ Wszystko co dobre, ma swój początek w Bogu. 'Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.’ (Ef 2:10). Ad maiorem Dei gloriam. I gdzie tu obraza? 😀
Tytułowa teza nieprawdziwa. Potrzebny jest czasownik „może”. Teologia może zasłaniać i odsłaniać. Podobnie poezja.
Poezja pozwala dotknąć. Teologia powie czego dotknąłeś.
Temat jest frapujący, teza również. Czy do końca prawdziwa – nie koniecznie. Aureliusz ma chyba sporo racji. Doceniając intuicję i „szósty zmysł” prawdziwych artystów, w tym poetów, nie mogą oni zastąpić ani wyręczać teologów. Teologom katolickim można i trzeba zarzucić grzech lenistwa i zaniedbania. Także cnoty męstwa. Nie wiemy niemal nic o zaświatach, w tym o naszej niebieskiej ojczyźnie. A przecież życie na ziemi ma być do niej zaledwie częściowym przygotowaniem. Jak długo można powtarzać jedno zdanie sprzed tysięcy lat „oko ludzkie nie widziało, ucho ludzkie nie słyszało”? Co ro za wiedza? To już jest więcej, niż irytujące. Teolodzy katoliccy niemal nic nie wiedzą, ale nie chcą sięgać do swych kolegów prawosławnych czy protestanckich, nie mówiąc już o religiach niechrześcijańskich. Dlaczego ignoruje się fundamentalne dzieła Swedenborga – genialnego uczonego i wielkiego mistyka? Dlaczego niczego się nie przejmuje z mistyków prawosławia? Bo to „heretycy”, bo ich prace są na kościelnym indeksie? A nie wstyd to tak? Po Soborze Watykańskim II już heretyków nie ma. Otwórzcie się choć trochę na innych, na świat. Są objawienia świętych, traktowane jak objawienia indywidualne i teolodzy na ich temat na ogół milczą jak zaklęci. Boją się zejść ze swej wieży z kości słoniowej? Boją się wypowiadać, boją się szukać, badać. Boją się myśleć?
Była tu dyskusja o teologii jako nauce. Mówiąc „teologia”, skracamy „teologia katolicka”, „chrześcijańska”. Ale są też przecież inne teologie. Nie jest prawdą, że teologia katolicka nie interesuje się prawosławiem czy protestantyzmem. Czerpie z nich na zasadzie porównawczej. Jednak, żeby być nauką, którą jest musi poruszać się w ścisłym obszarze, trochę na zasadzie „uniwersum”. Jedną z istotniejszych części teologii jest ustalenie co mieści się w katolickim rozumieniu Boga i świata, co nie. I tu jest odpowiedź co do Swedenborga. Swedenborg to postać fascynująca. Nie przechodzi jednak przez sito katolickiej doktryny także przez inny stosunek do Trójcy Świętej. Jeśli coś jest sprzeczne z podstawami wiary katolickiej, nie czerpie się z tego bezpośrednio. Tym bardziej jeśli jest to doświadczenie mistyczne, a to było podstawą przekonań Swedenborga. Wielu teologów te rzeczy zna, ale w adaptacji na grunt katolicyzmu ogranicza ich właśnie doktrynalność krk, która może wydawać się zawężająca, ale jest kwestią odpowiedzialności za rozdzielenie herezji od wykładni tego konkretnego kościoła.
To tak w zarysie. Pewnie Wojtek będzie umiał lepiej się odnieść.
Nie ma Boga katolickiego, protestanckiego, prawosławnego, itd. Jest jeden Bóg w trzech osobach, jak wierzymy. Swedenborg też twierdził to samo, uznawał istnienie jednego Boga w trzech osobach – z tym, że niebianie według niego widzą jednego Boga a nie trzy boskie osoby. Widzą go jako Jezusa Chrystusa, w którym jest też Bóg Ojciec i Duch Święty. Ja nie wiem, czy któryś z mistyków katolickich widział kiedykolwiek trzy odrębne boskie osoby i potrafiłby każdą z nich opisać. Nie słyszałem o tym. W Nowym Testamencie przedstawia się Ducha Świętego pod postacią „jakby gołębicy” podczas chrztu Jezusa w Jordanie. Jezus był wówczas jednak na ziemi, a nie w niebie. Jest zbieżność poglądów Swedenberga i teologów katolickich co do Jednego Boga w trzech osobach. Ewntualna rozbieżność dotyczy kwestii, czy w niebie w i d a ć jedną czy też trzy boskie osoby. Różnica jest w istocie dość niuansowa. To nie powinno powodować odrzucenia wszystkiego, co Swedenborg napisał o zaświatach, a napisał szereg obszernych i bardzo wnikliwych dzieł o kapitalnym znaczeniu (moim zdaniem o znaczeniu najwyższym) dla podjętego tutaj tematu. Tylko kilka z jego dzieł, zresztą bardzo późno, zostało przetłumaczonych na język polski – chociaż były tłumaczone na niemal wszystkie języki europejskie, a ponadto na arabski, japoński i hindi. Ale pisał też po łacinie, więc język nie powinien być przeszkodą dla polskich teologów, jeżeli są dobrze wykształceni. Z pewnością są i tacy. Tam, gdzie nauka katolicka różni się od tego co pisał Swedenborg, można ewentualnie to zaznaczyć w komentarzach. TO NIE POWINNO POWODOWAĆ ODRZUCENIA WSZYSTKIEG, CO ON NAPISAŁ! O Swedenbergu można przeczytać dość obszerną informację w Wikipedii. Jego prace – wydane po polsku – są (trudnodostępne) w antykwariatach. Kilka było wydanych w krakowie w latach 90. XX wieku, ale nie ma wznowień. W sieci można przeczytać jego książkę „O niebie, także o piekle …”, wydaną po polsku w Anglii w roku 1888. Wrzuciła ją tam Biblioteka Publiczna w Radomiu – i chwała jej za to. Polecam wszystkim. Czytanie nastręcza pewnych trudności, bo polszczyzna jest dość archaicznym, ale można się z tym uporać. Napisana jest przez wytrawnego naukowca światowego formatu, perfekcyjnie od strony metodologii – mimo, że pisał ją w XVIII wieku. Warto przeczytać w wersji autorskiej, a nie papki wkładanej nam do ust przez jakiegoś teologa – cenzora czy wykastrowanych omówień.
Miłosz „Ziemia Ulro” rzecz jasna – ach te literówki 🙂
Tadeusz, dzięki za przywołanie tej postaci.
Są takie osoby jak mosty rzucone pomiędzy różne odłamy chrześcijaństwa.
Niektórzy zarzucali mu choroby psychiczne.
O nim i Miłosz w „Ziemi Urlo”
Rzeczy zmysłowe winny odsyłać do tej duchowej, inaczej gubimy Istotę.
O tym też dyskusje tu prowadzone pod innymi artykułami.
Poezja to zawsze literatura. Jeśli pozwala dotknąć tajemnicy Boga, jest na pewno jednym z miejsc/źrodeł teologicznych. Boga może przysłaniać jakiś typ teologii. Taki, który posługuje się najmniej analogicznym językiem. W teologii języki poetycki chroni przed barbarzyńskim wejściem w Objawieniem.