Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Ustawa Kamila” nadzieją na skuteczny system monitorowania przemocy wobec najmłodszych

Fot. picjumbo_com/Pixabay

Ostatnie dni przynoszą mieszane uczucia w kwestii ochrony dzieci i młodzieży przed przemocą. Bardzo dobrą wiadomością jest jednak przyjęcie przez Sejm nowelizacji Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego wzmacniającej system ochrony dzieci przed krzywdzeniem.

W Sejmie projekt ten złożyli politycy Suwerennej Polski z wiceministrem Marcinem Romanowskim na czele. Nowelizacja nazywana jest potocznie „ustawą Kamilka” i ma związek z tragedią tego 8-letniego chłopca z Częstochowy, który był maltretowany przez ojczyma (przy biernej postawie matki i innych dorosłych) i w wyniku obrażeń zmarł.

Symboliczny koniec pewnej epoki

Prace nad nowelizacją trwały blisko rok. Jej uchwalenie jest owocem silnej presji społecznej wyrażonej przez ponad 20 organizacji pozarządowych działających lokalnie i w całej Polsce, takich jak m.in.: jak Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (FDDS), Komitet Psychologii PAN, Fundacja NON LICET, Fundacja „Dziecko w Centrum”, Międzynarodowa Organizację Soroptimist International – Unia Klubów Polskich.

Śmierć bezbronnego Kamila wywołała ogólnopolską debatę o braku skutecznego systemu monitorowania przemocy wobec dzieci i młodzieży. Rodzina Kamila miała wprawdzie założoną Niebieską Kartę, bo już wcześniej dochodziło w niej do zachowań przemocowych. Jednak przy zmianie miejsca zamieszkania okazało się, że rodzina znalazła się w pewnym momencie „poza radarem”.

Przyjęta nowelizacja wprowadza mechanizm tzw. „serious case review” – obowiązkową analizę najbardziej dramatycznych przypadków przemocy, w szczególności tych, kończących się śmiercią dziecka. Jej istotą jest dogłębna diagnoza elementów systemu w celu ciągłego doskonalenia działania, zgodnie z zasadą „samouczącej się organizacji”.

Dziecko ma posiadać swojego reprezentanta w postępowaniach sądowych. A sąd będzie miał obowiązek wysłuchania dziecka, jeśli tylko wyrazi ono na to zgodę

Konrad Ciesiołkiewicz

Udostępnij tekst

Opracowane też zostaną specjalne kwestionariusze oceny ryzyka zagrożenia życia i zdrowia dziecka, które używane będą przez policjantów, personel medyczny i pracowników socjalnych.

Ważną zmianą jest również obowiązek posiadania standardów ochrony małoletnich we wszystkich placówkach zajmujących się dziećmi. Standardy te obejmują m.in. obowiązek weryfikacji personelu w rejestrze przestępstw seksualnych, bezpieczne relacje i sposoby komunikowania się z dziećmi, procedury postępowania i informowania w sytuacji stwierdzenia ryzyka nadużyć, etc.

Odtąd też dziecko ma posiadać swojego reprezentanta w postępowaniach sądowych. A sąd będzie miał obowiązek wysłuchania dziecka, jeśli tylko wyrazi ono na to zgodę. Ustawa nakłada również obowiązek regularnych szkoleń sędziów rodzinnych.

Wszystkie te rozwiązania przyjmowane są z wielką radością. Anna Krawczak, ekspertka FDDS napisała na Facebooku: „[…] wydarzył się symboliczny koniec pewnej epoki, a ja mogę publicznie odszczekać słowa, że śmierć Kamila nic nie zmieni. Była to właśnie śmierć, która przepełniła czarę i za której sprawą kostki domina wreszcie zostały pchnięte – nie stało się to samo z siebie, grunt pod tę zmianę był od lat wypracowany wielkim wysiłkiem organizacji prawnodzieciowych, pojedynczych osób, samotnych latarni, lamp i zupełnie małych świeczek. Wielka w tym również zasługa społecznego ruchu, który zawiązał się po śmierci Kamila i postanowił walczyć na rzecz zmiany prawnej”.

Radość, ale też niepokój

Radość jest oczywiście duża, a także wdzięczność wobec stojących za przegłosowanymi rozwiązaniami społeczników, ekspertów i polityków. Ostatnie dni, tygodnie i miesiące są jednak także okresem, który każe spojrzeć na cały kontekst związany z „ustawą Kamila” z szerszej perspektywy.

Projekt przeszedł głosami niemal wszystkich środowisk politycznych – rządzących i opozycji – z wyjątkiem posłów Konfederacji i Wolnościowców. Niestety przed głosowaniem, nie pierwszy raz, „popis” dali liderzy tych ugrupowań.

Janusz Korwin-Mikke z mównicy sejmowej głosił potrzebę stosowania przemocy, jeśli dziecko przekracza właściwe mu granice. O ile do „dziwnych” wypowiedzi i zachowań Korwina-Mikkego większość już przywykła, o tyle ponownie przywołano wypowiedzi Sławomira Mentzena z ostatniego roku, z których bynajmniej się nie wycofał.

Mentzen nie kryje, że jest zwolennikiem „przemocy symbolicznej”. Przypomnieć trzeba, że ten właśnie polityk nie tak dawno bronił prawa do fizycznego karcenia dzieci jako właściwej metody wychowawczej.

Przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu Prawa Dziecka z Koalicji Obywatelskiej, Monika Rosa, zaraz po głosowaniu, w ostrych słowach skomentowała opinie środowiska narodowców i wolnościowców: „Klapsy, bicie, kabel od żelazka. Jedyną wolność, jaką prezentują to wolność do bicia dzieci”.

Rząd nie posiada statystyk odnoszących się do skali i rodzaju przemocy doświadczanej przez dzieci. Po odejściu z urzędu
poprzedniego RPD Marka Michalaka zaniechano regularnego monitorowania tego wykroczenia

Konrad Ciesiołkiewicz

Udostępnij tekst

A Szymon Hołownia podkreślał, że „gdyby nie Konfederacja i była Konfederacja”, to prawo „przeciwko maltretowaniu dzieci” uchwalone byłoby jednogłośnie. Problem jest tym większy, że tego dnia ujawniono to, co na podstawie obserwacji wszyscy czuli od dawna. Mianowicie, że środowiska wolnościowców i narodowców wspierają obecny rząd, ustalając regularnie z rządzącymi swoistą linię narracyjną.

Rosnące notowania tego środowiska politycznego budzą niepokój wielu środowisk zaangażowanych w w działania pomocowe, edukacyjne i promocję praw dziecka.

Warto przypomnieć, że debata o systemie ochrony dzieci nie odbywa się w próżni. W tle dochodzi do innych ważnych zdarzeń lub zaniechań. Podczas niedawnego posiedzenia parlamentarnych zespołów praw dziecka oraz podmiotowości dziecka, w którym brałem udział wraz z zespołem Instytutu Praw Dziecka im. Janusza Korczaka, przedstawicielka ministerstwa rodziny i polityki społecznej poinformowała nas, że rząd… nie posiada statystyk odnoszących się do skali i rodzaju przemocy doświadczanej przez dzieci!

Rodzicielska odpowiedzialność zamiast władzy rodzicielskiej

Po odejściu w 2018 r. z urzędu Rzecznika Praw Dziecka Marka Michalaka zaniechano prowadzenia regularnych badań diagnozujących zjawisko przemocy wobec dzieci oraz stosunek Polaków do kar cielesnych.

Były RPD pozostawił nowy (to efekt prawie siedmiu lat pracy) Kodeks rodzinny, który – gdyby został wprowadzony – zmieniłby cały system prawa rodzinnego. Poza wieloma nowymi definicjami, w tym dookreśleniem zasady wynikającej z Konwencji o Prawach Dziecka wymagającej kierowania się jego dobrem, znajduje się w nim także propozycja zastąpienia instytucji „władzy rodzicielskiej” „rodzicielską odpowiedzialnością”.

Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę przez dobrych kilka lat podejmowała starania o wprowadzenie metody „serious case review”. To samo dotyczyło też obowiązkowych standardów ochrony dzieci. Do czasu śmierci Kamila nie było na te rozwiązania przyzwolenia.

Niepokojem napełnia fakt, że mamy w ostatnich czasie ponownie do czynienia z kwestionowaniem działającego na podstawie regulacji Unii Europejskiej telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży 116 111, który tylko w zeszłym roku odebrany został prawie 53 tysiące razy (do tego napłynęło prawie 8 tysięcy wiadomości i podjęto niemalże tysiąc interwencji ratujących życie).

Ordo Iuris, jak podaje „Gazeta Wyborcza”, podważa profesjonalizm FDDS i podejmuje starania mające na celu wykreślenie tego numeru z podręczników szkolnych.

Dodatkowo mamy do czynienia z wygaszeniem do zera przez rządzących, w szczególności ministerstwo sprawiedliwości, finansowania tego telefonu ze środków publicznych. Nie waham się twierdzić, że jest to najbardziej profesjonalnie działający system pomocy dziecku w potrzebie funkcjonujący w języku polskim, a od roku także w języku ukraińskim i rosyjskim.

Szereg fatalnych decyzji finansowych wobec tej organizacji oraz odebranie finansowania na prowadzenie telefonu zaufania w czasach bezprecedensowego kryzysu dotyczącego zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży powodować może jedynie czarne myśli co do intencji tego rodzaju zabiegów.

Kilka tygodni temu doświadczyliśmy zmasowanej kampanii o roboczej nazwie „Chrońmy dzieci przed seksualizacją”, której towarzyszyły przygotowane dużo wcześniej materiały promocyjne najważniejszych urzędników państwowych.

Liderzy polityczni obozu rządzącego w sposób niezwykle groźny kolejny raz podważali zaufanie do organizacji pozarządowych wspierających szkoły. A także łączyli seksualizację z edukacją seksualną, która w swojej istocie służyć ma właśnie ochronie przed seksualnym wykorzystaniem. Narracja ta wciąż podnoszona jest przez wielu polityków.

Nie można też zapominać, że mamy do czynienia z niespotykaną dotąd skalą stygmatyzacji mniejszości, w tym środowisk LGBTQ+ i uchodźców, przez media publiczne i polityków rządzących, wzmacniających proces radykalizacji społecznej i politycznej.

Dowodem na to, że ofiarami radykalizacji padają najbardziej bezbronni, jest przykład ujawnienia przez Radio Szczecin informacji pozwalających na identyfikację Mikołaja Filiksa, syna posłanki KO, który w 2020 r. padł ofiarą wykorzystania seksualnego.

Nic mi nie wiadomo, by wobec stacji i kluczowych osób, które za to odpowiadają, wyciągnięte zostały jakiekolwiek konsekwencje oraz by próbowano ulepszać standardy dziennikarskie w publicznym radiu i telewizji.

Mając świadomość, że znajdujemy się w okresie kampanii wyborczej, gdzie doraźna kalkulacja staje się znacznie ważniejsza niż poszukiwanie optymalnych rozwiązań, troska o społeczne zaufanie i dobrostan najmłodszych – wobec działań polityków zachować trzeba sporą ostrożność.

Wesprzyj Więź

Wyrażając wdzięczność za skuteczną presję ze strony ruchu społecznego stojącego za niezwykle ważnym i potrzebnym projektem zmian Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, pilnować należy jego wdrożenia oraz zadbać, żeby dzieci i młodzież, bezbronni w politycznie zorientowanej przestrzeni informacyjnej, nie stali się instrumentem kampanii wyborczej.

Przeczytaj też: Winni są ci, którzy używają człowieka jak rzeczy

Autor prowadzi własną stronę internetową, na której publikuje treści m.in. o prawach dziecka i dialogu społecznym

Podziel się

1
Wiadomość

Ale juz autor nie zajaknął się, iz to w kręgu opozycji był pedofił , ktory te szczecinskie dzieci wykorzystał. O tym kim jest ów Pan w tym kręgu wszyscy wiedzieli od dawna!
I to rodzice tylko i wyłacznie nauczać swe dzieci z zakresu wiedzy zwiazanej z dojrzewaniem a nie jakies organizacje! I gdzie ta stygmatyzacja mniejszości autorze? Mają swe ohydne marsze? Mają! To posłowie konfederacji nie wystawili swego kandydata do panstwowej komisji ds. pedofilii, ponieważ powiedzieli ze tą komisję chcą zlikwidować!! I takze zadne inne ugrupowanie sejmowe swych kandydatur to tej komisji nie wystawiło.

1. Mam wrażenie, że niektórzy ludzie mają mniemanie o tym, że bycie rodzicem daje a priori jakąś mistyczną formę doskonałej wiedzy o swoich dzieciach. Mówi się ,, rodzic zna swoje dziecko najlepiej”, zabawne jest jednak to że często np. o homoseksualizmie syna rodzice dowiadują się ostatni i są wielce zdziwieni. Zróbmy więc może konkursy wiedzy o biologicznych procesach jakie zachodzą podczas dojrzewania dla rodziców, zróbmy test wiedzy z psychologii rozwojowej dla rodziców. Boje się, że nawet wyniki matury z matmy będą lepsze. Uprzedzając ad vocem, tak przez większość wieków nie było nauki i dzieci były wychowywane przez rodziców, ale tu chodzi by robić to lepiej jeśli można. Dawniej sprawa była dość prosta, syn kowala zostawał kowalem, a normy były proste. Dzisiaj świat tak prosto nie wygląda i nasze uposażenie biologiczne sobie może nie radzić, a rady mam dla mam dezaktualizują się.
Dam palca sobie uciąc że przynajmniej w znacznej mierze przypadków to rówieśnicy, koledzy, albo ludzie na forach takich jak discord wiedzą więcej o problemach jakie dziecko przeżywa niż rodzic, którzy chyba tracą autorytet jak nigdy wcześniej.
2. O stygmatyzacji osób LGBT. Naprawdę Pan uważa, że jak w miastach raz/parę razy do roku przejdzie parada LGBT, której przy okazji towarzyszą ludzie z różańcami w rękach, czy dobrze znanymi cytatami z Biblii to w Polskim społeczeństwie nie może być lepiej. To trochę tak jakby powiedzieć, że dzieci mają parki zabaw, gdzie ta przemoc wobec dzieci ? Prezez tęczowych społęczników z Łodzi na kanale Wojna Idei raz powiedział, że jak abp. Jędraszewski wygłosił swoje słynne przemówienie o tęczowej zarazie to jego linia pomocy 'była gorąca’ i tak jest przy każdej wypowiedzi tego arcybiskupa o osobach LBGT, tak było też w ostatniej kampanii wyborczej. Najważniejszy polityk w kraju jakim jest Jarosław Kaczyński na swoim spotkaniu mógł powiedzieć, że osoby nie identyfikujące się ze swoją płcią metrykalną są nienormalne i cała sala klaskała. To teraz niech Pan sobie wyobrazi, że by powiedział, że ludzie bez nóg są nienormalni. I są, bo przecież odbiegają od normy, dalej by było komuś do śmiechu. Skąd się brała ta różnica.
Jest mi daleko do Kościoła, do PiS-u, czy Konfederacji. Irytuje mnie Grzegorz Braun, Korwin , ale do głowy by mi nie przyszło, żeby chcieć ich rozstrzelać, a piszę to dlatego, że ja już od kilku osób słyszałem, że ludzi LGBT trzeba rozstrzelać i nie brzemili jakby to miała być hiperbola, choć można by wątpić czy samii by pociągnęli za spust. Dalej, gdy w szkołach organizuje się tęczowe piątki, to szkołą naraża się albo na kurator Nowak, albo samego ministra Czarnka, który jak to powiedział ”oni nie są równi ludziom normalnym”. To nie mówią randomy z internetu tylko czołowi politycy, ludzie znani, którzy mają realny wpływ na to jak to polskie państwo nie-działa. Dalej nie widzi Pan żadnego problemu ?

„Kto nie głosuje na Tuska, ten bije dzieci”. To nie jest artykuł o przemocy wobec dzieci, tylko materiał wyborczy wprzęgający dzieci w politykę. Więzi mimo naturalnych sympatii politycznych dotychczas udawało się utrzymywać wystarczający dystans do polityki, by mogło się tu czuć u siebie wielu katolików, którzy sympatii politycznych Redakcji nie podzielają. Ostatnio zaczęliście gotować żabę – sprawdzać, ile ci niektórzy wytrzymają agitacji wyborczej na stronach zwalczających agitację wyborczą w Kościele. Powyższy artykuł instrumentalizując problem przemocy wobec dzieci poprzez wpisywanie go w politykę jest tego samego rodzaju, co polityka prowadzona z wałów jasnogórskich, tylko skala mniejsza. Tak czy siak, wartości mają być podporządkowane słusznemu celowi. Nie szuka dziesięciu sprawiedliwych na prawicy, tylko piętnuje po całości. Źle się państwo bawicie. Źle dla dzieci. Nie jesteście lepsi od tych, co rzucili się zarabiać na obronie dzieci przed seksualizacją na 3 miesiące przed wyborami. „Ale co trochę głosów swoim to przysporzy, to nasze.”

@Piotr Ciompa
Pan już chyba kompletnie zatracił zdolność czytania ze zrozumieniem, zwłaszcza tekstów Konrada Ciesiołkiewicza. Nawet Pan nie zauważył, że artykuł zaczyna się od stwierdzenia, iż politycy Suwerennej Polski złożyli projekt tej ustawy. To mi pozwala zwolnić się z komentowania innych Pańskich tez, kompletnie oderwanych od tego, co myśli i robi redakcja „Więzi”.

Panie Piotrze, przykro mi, gdy czytam taki komentarz i czuję niezgodę na taką diagnozę. Nasze ostatnie teksty polityczne mają czytelną, wyraźną linię: sprzeciw wobec przemocy (na czele z przemocą wobec dzieci), ochrona praw człowieka (migrantów, uchodźców i praw pracowniczych – patrz: tekst Remigiusza Okraski, który sam Pan komentował) i pojednanie (polsko-ukraińskie i polsko-żydowskie). Nasz jedyny wprost krytyczny tekst (a także podcast) wobec polityka w ostatnim czasie dotyczy… Donalda Tuska.
Jeśli więc czytam od Pana, że gotujemy wyborczą żabę i przypisuje Pan nam pozyskiwanie głosów (dla kogo?!), to mam prawo myśleć, że prawdopodobnie myśli Pan o nas źle z zupełnie innych niż wyrażone w Pańskim komentarzu powodów. Nie będę dociekał i sugerował odpowiedzi, bo forum internetowe nie jest od tego. Ale polityczny rachunek sumienia warto raz na jakiś czas zrobić.

Dzień dobry Panie Piotrze, już spieszę z odpowiedzią wobec kilku dosłownie wątków.
Oczywiście, że tematy społeczne, którymi się zajmujemy są polityczne. W mojej, i nie tylko w mojej, ocenie tak bardzo upolitycznione nie były od bardzo bardzo dawna. Cieszę się, że sam zauważa Pan, jak wyczuwam w Pańskim komentarzu, że realizacja w okresie kampanijnym gigantycznej kampanii „stop seksualizacji dzieci” jest działaniem szkodliwym. W obszarze, o którym tu mowa, czyli dzieci, młodzieży, ochrony przed przemocą, ale także edukacji, skierowano najtwardsze ideologiczne działa – decyzje administracyjne, dziesiątki milionów złotych z budżetu państwa, polityczne wystąpienia kluczowych ministrów, posłów.
Mam wobec tego, co jest realizowane przez ostatnie lata w obszarze spraw społecznych jak najdalej krytyczny stosunek. Jak można traktować odebranie środków dla telefonu zaufania 116 111 w dobie kryzysu psychicznego, kiedy to rząd w 2008 roku przekazał jego obsługę FDDS? Jak można tolerować deklaracje ministra zajmującego się oświatą, który uznaje, że jednym z problemów polskiej szkoły jest nadmierne akcentowanie praw dziecka, a język którego używa powszechnie odbierany jest (także przez dzieci i młodzież) jako agresja? W sposób skrajnie nieodpowiedzialny wytworzono „kulturę przemocy” za pośrednictwem mediów publicznych i działań polityków. Niestety w zakresie stygmatyzowania młodych ludzi reprezentujących mniejszości seksualne, rolę odegrali też hierarchowie Kościoła, o czym regularnie pisze Więź i chwała jej za to.
Tak, traktuję ostatnie lata w tym względzie jako niezwykle szkodliwe. Największe koszty radykalizacji płacą najsłabsi. Wydaje mi się, że Pan myśli nieco podobnie pod tym względem. Niestety przypadek ujawnienia danych Mikołaja Filiksa, ofiary przemocy seksualnej, przez medium publiczne, tylko dlatego, że jego matka jest posłanką opozycji, jest niestety dramatycznym w skutkach dowodem, jak daleko zaszła ta „maszyneria nienawiści”.
Chcę też Pana zapewnić, że wyrażanie takiego przekonania nie sprawia mi najmniejszej satysfakcji. Straty te są straszne i dojmujące. Na tym tle opisywana ustawa daje nadzieję na zmianę. Bo z pewnością jej nie gwarantuje.
Bardzo doceniam jej przygotowanie i przyjęcie. Trudno jednak nie widzieć szerszego obrazka. W mojej ocenie trzeba go widzieć.
Nie można nie pamiętać, że postulaty dotyczące zmian, które ustawa wprowadza, zgłaszane były przez ostatnie lata wiele razy i padały też obietnice zajęcia się nimi, w tym przez Prezydenta. Nic takiego się jednak nie wydarzyło – dopóki nie nastąpiła śmierć Kamila. Oczywiście teraz trzeba za tę ustawę trzymać kciuki, a następnie zadbać, by była wdrożona szybko i właściwie.
Potrzebna jest bardzo duża zmiana w podejściu do spraw społecznych, edukacji, wychowania i przeciwdziałania przemocy, w szczególności domowej i wobec dzieci. Przez ostatnie lata mieliśmy regres w tych obszarach. Proceduralnie zdarzały się zmiany ulepszające, jak w przypadku nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej, czy właśnie przyjętej przez Sejm tzw. „ustawy Kamila”.

Pozdrawiam serdecznie Pana, odwiedzających ten portal i całą redakcję Więzi!

Jestem ciekawy, skąd u Autora takie poparcie dla edukacji seksualnej? Chyba każdy rodzic powinien sam wyczulić dzieci na to, by były asertywne jeśli chodzi o dotykanie przez obcych. Może to też zrobić wychowawczyni (wychowawca). Po co jakieś szemrane organizacje do tego, które jeszcze zaczną siać wątpliwości czy chłopiec jest chłopcem, a dziewczynka dziewczynką. Natomiast co do edukacji dzieci starszych: cóż złego jest w obecnym w szkołach ,,wychowaniu do życia w rodzinie”? Przecież budowa relacji z drugim człowiekiem to nie tylko seks… to przede wszystkim sztuka dialogu i współodczuwania. Seks, o czym wielu chyba zapomina wiąże się z odpowiedzialnością za drugiego człowieka i za trzeciego człowieka – tego, który może się począć. Jak para nie jest dorosła i nie utrzymuje się samodzielnie i co najważniejsze – nie ma pewności, że chce spędzić z drugą osobą resztę życia, nie powinna współżyć dopochwowo i koniec – są inne sposoby okazywania sobie czułości. Nie ma 100% antykoncepcji! Trzeba wśród młodych ludzi wyrabiać odpowiedzialność, która nieuchronnie wiąże się z kontrolowaniem swojego popędu! Nieodpowiedzialne jest też zachęcanie do masturbacji i ukazywanie seksualności homoseksualnej jako równie wartościowej jak heteroseksualna. Zarówno masturbacja jak seks gejowski bardzo często staje się kompulsywnym uzależnieniem – informacja z praktyki klinicznej od dobrego i wcale nie ,,kościółkowego” psychoterapeuty.

Jest Pan idealnym przykładem dlaczego edukacja seksualna w szkołach oparta na wiedzy naukowej potrzebna w szkołach. Przynajmniej nie musielibyśmy kolejny już raz przerabiać tematu, że seksualność homoseksualna nie jest w żadnym stopniu gorsza od tej heteroseksualnej, nawet pomimo tego, że ” nie ma z niej bachorów”. Zadaniem edukacji nie jest może zachęcanie do pornografii, do masturbacji, czy samego seksu, ale na pewno należy mówić o tym, że ani jedno z tyc hrzeczy nie jest samo w sobie złe, ale tak może to prowadzić do uzależnień (co prawda teraz jest WDŻ i religia, ale czy to pomaga ?), ale jak to mawiał Vetulani, są one najlżejsze i najmniej groźne 😉 ze wszystkich uzależnień. I tak fajnie, żeby uczyć o odpowiedzialności, swoją drogą nie wiem do końca jak ktoś chce tego uczyć, bo akurat tego chyba najlepiej uczy praktyka i teoretyczna wiedza o odpowiedzialności brzmi jak nieśmieszny żart, ale tak odpowiedzialność jest ważna. Dalej, może nie ma 100% koncepcji, ale jest odpowiednio duża. Niech Pan pamięta, nawet jak Pan przestrzega wszystkich zasad przechodzenia przez pasy na jezdni, nie ma 100% pewności że nic Pana na nich nie przejedzie. Seks pełni wiele funkcji, a prokreacja jest tylko jedną z nich. Nie tylko u ludzi tak jest, proszę sobie poczytać o małpach bonobo. Dalej, na lekcjach edukacji seksualnej można mówić o ludziach LGBT… , bo są ludzie którzy nie identyfikują się ze swoją płcią metrykalną i wiele więcej. I tak może Pan mówić, że się mylą, że ideologia etc., za to tacy ludzie są w społeczeństwie, robi się o nich filmy, istnieją w przestrzeni medialnej, itd. Może warto żeby ludzie po edukacji podstawowej mieli choć odrobinę wiedzy na ten temat, która może być przekazana przez kompetentnego człowieka.

Panie Dominiku, jeśli mogę tak powiedzieć:
1.Nie przeczę, że są osoby, które nie identyfikują się z płcią obiektywną i mają do tego prawo. Natomiast uważam, że nie powinno się doprowadzać do sytuacji, że prawie każde dziecko będzie się zastanawiać jaka jest jego płeć czy orientacja seksualna. Zburzyłoby to bowiem pewne poczucie stabilności i bezpieczeństwa, które jest bardzo ważne dla młodych ludzi. Tak jak każdy zasługuje na szacunek, tak samo każdy zasługuje na to by żyć w stabilnym świecie – te dwie wartości należy równoważyć.
2. Oczywiście, że seks powinien pełnić wiele funkcji, nie tylko prokreacyjną. Uważam, że podstawową funkcją jest budowa więzi z partnerem(ką), a dopiero wtórną prokreacja. Tylko, że stabilna relacja potrzebuje rozwijać się na każdym poziomie – emocjonalnym, duchowym, intelektualnym. Lekcje WDŻtu uczą w teorii budowania relacji na każdym z tych poziomów, problem z edukacją seksualną jest taki, że wszystko sprowadza się do jednego. Trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że FWB, once etc. to nie są zdrowe relacje. Tymczasem współczesna kultura je promuje.
3. Nie przeczę, że seksualność homoseksualna i masturbacja poza bagatelizwanym przez lewicę ryzykiem kompulsywności może mieć też dobre strony, ale nie zgadzam się po prostu a stawianie znaku równości pomiędzy tymi dwoma rzeczywistościami. Tak jak Tatry nad beskidami, tak odpowiedzialnie o dojrzałe przeżywana seksualność pomiędzy kobietą i mężczyzną góruje nad innymi. I nie chodzi tu nawet o wymiar przekazywania daru życia, ale o mistyczne doświadczenie osoby przeciwnej płci i przeżycie komplementarności istot reprezentujących dwa odmienne, choć równoprawne sposoby bycia człowiekiem.