Wbrew stereotypowym wyobrażeniom większość problemów z przedrostkiem „cyber” ma swoje rozwiązania w rozwijaniu kompetencji społecznych i emocjonalnych – wynika z raportu „Dojrzeć do praw”. Czy prawa dziecka są respektowane w środowisku cyfrowym?
Raport ten został przygotowany z inicjatywy Fundacji „Orange”. Skorzystano w nim z opinii kilkudziesięciu ekspertów. Autorami poszczególnych rozdziałów są: Jan Herbst z Fundacji Stocznia, dr Anna Buchner i Katarzyna Fereniec-Błońska z ośrodka badawczego „Ciekawość” oraz prof. Jacek Pyżalski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Głos oddano także dzieciom i młodzieży.
Niebezpieczny regres
Podział na świat online i offline już dawno przestał istnieć. Sfera informacji i mediów cyfrowych jest naturalną częścią dynamiki życia społecznego. Widać to na każdym kroku: od korzystania z kultury popularnej, przez naukę, komunikowanie się i budowanie relacji.
A skala i tempo produkcji informacji, a także siła ich wpływu na nasze codzienne osobiste, rodzinne, zawodowe i polityczne wybory jeszcze nigdy nie były tak potężne jak dzisiaj.
Młodzi mają do czynienia w sieci z tworzeniem grup nastawionych na poniżanie innych. A rozmowy prowadzone w gronie bliskich osób z dnia na dzień mogą obrócić się przeciw wczorajszym przyjaciołom, którzy dzisiaj stają się wrogami
Ta nowa społeczno-cyfrowa rzeczywistość wymaga właściwego zrozumienia i określonych kompetencji w korzystaniu z niej. A także regulacji i troski ze strony instytucji państwa, organizacji i przedsiębiorstw. Tych niestety wciąż brak.
Warto więc pytać nie tylko o to, jak w świecie cyfrowym funkcjonują dzieci i młodzież, ale również, jak są w nim traktowane. A to rodzi kolejne pytania o prawa dziecka, o to, jak są one w Polsce postrzegane i realizowane właśnie w przestrzeni cyfrowej. Czy i jak prawa dziecka w tej sferze podlegają ochronie?
Tymczasem w Polsce mamy do czynienia nie tylko z brakiem poszukiwania całościowego podejścia odpowiadającego na wyzwania współczesności, dzięki któremu system ochrony dziecka mógłby się rozwijać, ale z poważnym regresem pod tym względem. Widać to doskonale w praktyce zarządzania oświatą, gdzie zaledwie kilka miesięcy temu z kierownictwa ministerstwa wypłynęła opinia, że jednym z problemów polskiej szkoły jest… nadmierne akcentowanie praw dziecka.
Zupełnie inny punkt widzenia reprezentują organizacje pozarządowe. Także z raportów UNICEF wyłania się obraz niedostatecznej troski o prawa dziecka i ich promocję w społecznościach szkolnych.
Ratyfikując w 1991 roku Konwencję o Prawach Dziecka, Polska zaakceptowała katalog praw należnych najmłodszym, uznając podmiotowość dziecka jako człowieka i obywatela. A podmiotowość zawsze wiąże się z uznaniem bezwarunkowej godności, sprawczością i autonomią. Zobowiązaliśmy się także do promocji tych praw oraz kierowania się dobrem dziecka stawiając je przed interesami innych grup społecznych.
Nowa architektura praw dziecka
Postanowiliśmy zatem przeprowadzić monitoring praw i podmiotowości dziecka w środowisku informacyjnym i cyfrowym w celu sprawdzenia stanu realizacji praw w tym aspekcie. Pamiętać musimy, że Konwencja o Prawach Dziecka ma podwójny charakter. Z jednej strony, jest literą prawa – wynikają więc z niej obowiązki. Z drugiej strony, to deklaracja aksjologiczna – proponuje bardzo konkretny system wartości, z którego wynikają również powinności.
Nie mieliśmy do tej pory dokumentów odnoszących się do polityk publicznych, które uwzględniałyby holistyczny zakres praw dziecka w środowisku informacji i mediów cyfrowych. Inspirując się nieznanymi do tej pory w Polsce rekomendacjami Komitetu Praw Dziecka ONZ (Komentarz nr 25 do Konwencji o Prawach Dziecka dotyczący praw dziecka w środowisku cyfrowym), zbadaliśmy jakościowo perspektywę dzieci i młodzieży w zakresie mediów cyfrowych.
Nowa architektura praw dziecka, którą zaproponowaliśmy w sferze społeczno-cyfrowej w dobie społeczeństwa informacyjnego, odnosi się do czterech wymiarów. Są to: dobro dziecka, brak dyskryminacji, prawo do życia i rozwoju, poszanowanie poglądów dziecka. Oprócz nich dodano piętnaście podwymiarów oraz siedemdziesiąt trzy wskaźniki. Całość zobaczyć można na poniższej grafice:
Do udziału w badaniu zaprosiliśmy kilkadziesiąt ekspertek i ekspertów. Na podstawie ich odpowiedzi przygotowany został (przez Jana Herbsta) Indeks Podmiotowości i Praw Dziecka (IPPD) – zbiorczy oraz precyzyjny dla każdego z aspektów widocznych na powyższej grafice.
Hejt, beka i bura
Najważniejsze wnioski są następujące: badani młodzi ludzie przyznają, że żyją w poczuciu permanentnego zagrożenia; a potrzeba bezpieczeństwa, o której mówią, nie ma – ich zdaniem – wiele wspólnego z tym, jak postrzegają ją dorośli. W szkole i w domu ciągle słyszą o zagrożeniach związanych z włamywaniem się na konta, ostrożnością w kontaktach z obcymi, etc.
Jednak młodzi ludzie nie boją się tych, których nie znają. Największy lęk wywołuje w nich możliwość bycia skrzywdzonym przez osoby znane, najczęściej rówieśniczki i rówieśników. A brutalizacja i wulgaryzacja języka oraz hejt są codziennym doświadczeniem obecnym tak mocno w ich życiu, że niemalże uważają to za stan normalny.
Mają do czynienia z tworzeniem grup nastawionych na złośliwości i poniżanie innych. Zaś dialogi prowadzone w gronie – wydawało by się – bliskich osób z dnia na dzień mogą obrócić się przeciw wczorajszym przyjaciołom, którzy dzisiaj stają się wrogami. Uczestnicy takich grup często nagrywają się wzajemnie lub robią zdjęcia (nierzadko z ukrycia), których celem jest obśmianie i stygmatyzowanie koleżanek i kolegów.
Młodzi przyznają, że o źródłach ich przemęczenia i lęku praktycznie nikt z nimi nie rozmawia. Co najwyżej dostają burę za ciągłe bycie w sieci
Młodzi są ustawicznie zmęczeni, bo do późna w nocy korzystają z urządzeń elektronicznych. A robią to głównie z potrzeby przynależności i ciągłego czuwania, czy aby nie stali się przedmiotem hejtu lub tzw. beki (popularne w środowiskach młodzieżowych określenie czegoś bardzo zabawnego).
Najczęściej też prowadzą rozmowy na kilku komunikatorach jednocześnie, co sprawia, że koszt psychiczny ciągłej czujności, sprawdzania oraz sprawnego odpowiadania, by nie zostać wykluczonym, jest naprawdę ogromny.
Młodzi przyznają również, że o źródłach ich przemęczenia i lęku praktycznie nikt z nimi nie rozmawia. Co najwyżej dostają burę za ciągłe bycie w sieci. Źródłem podwójnej frustracji młodzieży jest obserwacja dorosłych, którzy nadużywają urządzeń w stopniu wcale nie mniejszym niż ich dzieci, co nie przeszkadza pouczać ich w kwestii konieczności higieny cyfrowej. Ten rozjazd między poleceniami i poradami a niskim poziomem higieny cyfrowej u rodziców okazuje się naprawdę dojmujący.
Nie tylko cyberpoblem
Z Indeksu Podmiotowości i Praw Dziecka, który oparto na odpowiedziach zaproszonych do panelu eksperckiego gości, wynika, że w skali 0–10 pkt przeciętna wartość oceny jest bardzo niska i nie przekracza 2,6 pkt. W kategorii „dobro dziecka” wynosi 3,4 pkt, „brak dyskryminacji”: 2,6 pkt, „prawo do życia i rozwoju”: 2,3 pkt., „poszanowanie poglądów dziecka”: 2 pkt.
Najbardziej palące wyzwania dotyczą podkategorii, które otrzymały najniższe oceny. Są to: „mowa nienawiści”: 0,6 pkt., „udział dzieci i młodzieży w konsultowaniu dotyczących ich polityk publicznych i regulacji”: 1 pkt, „zaangażowanie systemu edukacji w naukę krytycznego podejścia do usług cyfrowych”:1 pkt, „waga przypisywana edukacji obywatelskiej”: 1,2 pkt, „problem nadużywania lub szkodliwych wzorców korzystania z usług cyfrowych”: 1,6 pkt.
Dłuższe wypowiedzi ekspertów, zamieszczone w Raporcie, świadczą o:
– niskiej świadomości praw dziecka zarówno wśród dorosłych, jak i dzieci, oraz przedmiotowym traktowaniu najmłodszych. Bagatelizowaniu ich problemów, wyraźnie widocznej relacji władzy oraz kulturze przemocy;
– niskim poziomie kompetencji w zakresie korzystania z mediów cyfrowych, w tym w zakresie zasad higieny, zwłaszcza wśród rodziców oraz nauczycielek i nauczycieli dzieci;
– braku koordynacji działań różnych sektorów oraz skutecznych regulacji prawnych i rozwiązań systemowych odnoszących się do profilaktyki, edukacji, wzmacniania podmiotowości i ochrony praw dzieci, przy jednoczesnym poszanowaniu tych praw i podmiotowości (kontrola bez cenzury, ochrona bez utraty wolności).
Na podstawie analizy Indeksu oraz rozmów z dziećmi i młodzieżą sformułować można jeden kluczowy wniosek. Otóż, wbrew stereotypowym wyobrażeniom większość problemów z przedrostkiem „cyber” ma swoje rozwiązania w rozwijaniu kompetencji społecznych i emocjonalnych.
Niestety, ani kompetencje społeczne, ani myślenie o empatii, czy szerzej – o kształtowaniu inteligencji emocjonalnej – nie wygrywają z ocenozą, procedurami, przeładowaną podstawą programową i kulturą rywalizacji, z którymi dzieci i młodzież zmagają się na co dzień.
W jakim miejscu jesteśmy?
Nasza inicjatywa ma charakter ekspercki, wyników Indeksu nie można przekładać na całą populację, wydają się one jednak zbieżne z obserwacjami i doświadczeniami, jakie mamy z realizowanych od lat w całej Polsce programów edukacyjnych.
Brak krajowej strategii walki z przemocą wobec dzieci, odmowa rozpoczęcia procedury ratyfikacji protokołu do Konwencji o Prawach Dziecka dającej dzieciom w Polsce możliwość skarżenia bezpośrednio do organów ONZ, czy stygmatyzacja mniejszości seksualnych – to jedynie wierzchołek góry lodowej, pokazujący instrumentalne traktowanie tej grupy społecznej w naszym kraju.
Jednym z najwyraźniejszych dowodów uprzedmiotawiania dzieci było w minionym półroczu ujawnienie przez publiczne Radio Szczecin danych umożliwiających identyfikację syna posłanki opozycji Magdaleny Filiks. Sytuacja ta stała się tym dramatyczniejsza, że dane umożliwiające identyfikacje niespełna 16-letniego Mikołaja miały związek z opisem przestępstwa na tle seksualnym, którego nastolatek padł ofiarą w roku 2020. Ujawnienia danych przez Radio Szczecin bronił jeden z ministrów (pisaliśmy o sprawie tutaj).
Inny przykład przedmiotowego traktowania dzieci to zakrojona na szeroką skalę rządowa i parlamentarna kampania obozu rządzącego przeciwko rzekomej seksualizacji dzieci. Kampania ta w niebezpieczny i manipulacyjny sposób połączona została z postulatem wdrożenia edukacji seksualnej dzieci i młodzieży, która przecież w istocie służy ich ochronie przed wykorzystaniem seksualnym.
Do tego dochodzi rosnąca skala brutalizacji i wulgaryzacji języka w mediach społecznościowych, sposobów komunikowania się młodych między sobą, czy przemoc rówieśniczą z użyciem urządzeń elektronicznych.
W związku z brakiem spójnego podejścia do praw dziecka, a w szczególności dziecka żyjącego w czasach społeczeństwa informacyjnego, istnieje pilna potrzeba dążenia do rozwiązań systemowych. Zaproponowana przez nas architektura praw może być punktem wyjścia do szerszej debaty na ten temat.
Raport „Dojrzeć do praw” będziemy wydawać co dwa lata. Chcemy, aby był źródłem refleksji w projektowaniu naszych działań, ale kierujemy go też do środowisk i instytucji zainteresowanych pracą na rzecz dzieci w Polsce. Czas dojrzeć do praw.
Przeczytaj też: Mówimy dzieciom jak mają się czuć, uczyć, ubierać. Robimy to samo wobec dorosłych?
Autor prowadzi własną stronę internetową, na której publikuje treści m.in. o prawach dziecka i dialogu społecznym
Chętnie poczytałbym historię walki Kościoła o prawa dziecka, jakiś dogłębny esej o tym, jak postrzegał on dzieci w całej swojej historii. Czy cos takiego istnieje, może ktoś podpowie?
Młodzi ludzie żyją w poczuciu permanentnego zagrożenia. Zupełnie nie wiem czy to kpina, czy katastrofa. Tym razem nie będę odnosił się do moich nastoletnich doświadczeń. Lata 70 ubiegłego wieku, prehistoria, czas mlekiem i miodem słynący. Jakie ja miałem szczęście nawet sobie nie wyobrażałem. Zupełnie nie mogę doszukać się korelacji między permanentnym przemęczeniem z powodu przebywania w sieci, a prawami dziecka. Jedyne co przychodzi mi do głowy to ograniczanie prawa do wolności wyboru dzieciom, w konsekwencji też dorosłym w imię wyimaginowanego dobra dziecka. Co potrafi zrobić w tym kierunku ustawodawca, dla naszego dobra oczywiście, chyba pamiętamy i okresu pandemii. Jestem niemal pewien, że żaden ekspert nie konsultował swych rewelacji z dziećmi, jedynie na takowe się powołuje, to stara taktyka. Kiedyś w pewnej rozmowie w gronie młodych nauczycielek, jedna będąca od dłuższego czasu na urlopie wychowawczym powiedziała. „Do szkoły na etat nigdy nie wrócę, choć mam mnóstwo ofert”. Wykłada matematykę i informatykę i bez problemu wyżyje z udzielania korepetycji będąc na działalności gospodarczej. Dlaczego? W szkołach została tylko stara kadra, która czeka na emeryturę i młodzi bez kręgosłupa, którym uczniowie i ich rodzice robią co chcą. Tego eksperckie grono nie chce dostrzec, bo upadek autorytetów to nie ich bajka. I proszę nie argumentować swych racji przypadkami patologicznymi, tym powinien zająć się wymiar sprawiedliwości i służby państwa za to odpowiedzialne. Polityczne kampanie to inna bajka, jesteśmy jeszcze krajem demokratycznym ponoć opartym na prawie. To w jego ramach musimy dbać o wspólny dobrostan, zaczynając od urny wyborczej. Brutalizacji języka też niewiele da się przepisać, nawet w pewnym sensie podziwiam ludzi potrafiących się komunikować za pomocą trzech słów, czego często nie można powiedzieć o osobach dysonującymi imponującym zasobem, całkowicie niezrozumiałym dla przeciętnego Kowalskiego, nagminnie stosowanego przez kaznodziei.
Młodzi ludzie sami sobie narzucili i narzucają ten ciężar (wiem to na podstawie bezpośrednich rozmów). Żyją pod presją ciągłej oceny grupy i tego, że każdy z nich chce żyć na poziomie milionera (youtubera???). Niespełnienie tych marzeń jest niemal pewne i prowadzi ich do poczucia porażki życiowej. Porównanie do lat sprzed mediow spolecznosciowych jest bez sensu: mozna sie bylo odciąć od toksycznej grupy, ktora ciagnela w dol a teraz problem jest taki, ze ta grupa jest w warstwie wirtualnej doslownie wszedzie, czyli nie ma jak się ukryć poza zmianami tożsamości co drugi dzień. Moim zdaniem skoro młodzi ludzie tak szybko rozwinęli się w niektórych obszarach to powinna rosnąć świadomość cyfrowa np. dlaczego chiński komunistyczny reżim pozwolił na zaistnienie komunikatora Tik-Tok lub takich marek jak Xiaomi, Oppo (OnePlus) i jakie zagrożenia niosą ze sobą krótkie treści pogłębiając upośledzenie naszych zdolności poznawczych. Jeżeli chcemy się „zwijać” jako społeczeństwo to jesteśmy na najlepszej drodze do tego. Dostaliśmy kolejną piękną puszkę Pandory w prezencie, która pod pozorem edukacji, treści, „łączenia” ludzi sprawia, że czujemy się bardziej nieszczęśliwi, niż szczęśliwi a służy do kontroli, szpiegowania, budowania mechanizmów AI i monetyzacji na ogół pustych postaw. Najmniej wartościowe kanały mają najwięcej wyświetleń. Osoby o pozorowanej wiedzy stają się autorytetami i co gorsza mają grono swoich wyznawców na kształt sekty.