Nawrócenie pastoralne zawsze w jakiś sposób dotyka także struktur Kościoła – mówił „Więzi” abp Victor Manuel Fernández, nowy prefekt Dykasterii Nauki Wiary.
Tekst opublikowany w kwartalniku „Więź” nr 4/2013 pod tytułem „Nie możemy biernie czekać”. 1 lipca 2023 r. abp Victor Manuel Fernández został mianowany przez papieża Franciszka prefektem Dykasterii Nauki Wiary. Obejmie on nowe obowiązki w połowie września 2023 r.
Kasper Kaproń: Na początek trochę historii. Rio de Janeiro (1955), Medellín (1968), Puebla (1979), Santo Domingo (1992) i wreszcie Aparecida (2007) – to pięć konferencji Episkopatu Ameryki Łacińskiej (CELAM). Czym były te spotkania dla kontynentu, na którym mieszka ponad połowa katolików świata? Konferencja w Medellín związana była ściśle z nową sytuacją Kościoła po II Soborze Watykańskim, Santo Domingo to refleksja w 500. rocznicę ewangelizacji (kolonizacji?). A Aparecida? Dlaczego w 2007 r. Kościół latynoamerykański zdecydował się na spotkanie, które można by śmiało nazwać soborem kontynentalnym?
Abp Víctor Manuel Fernández: Te okresowe Konferencje Episkopatu są jedynymi tego rodzaju spotkaniami w świecie i pozwoliły, aby Kościół w Ameryce Łacińskiej odkrył swoją specyfikę i mógł odpowiedzieć na wyzwania, przed którym stoi ten region świata. Konferencje w Medellín i w Puebla stanowiły bardzo silny impuls i ożywiły Kościół w naszym regionie. Uwaga pierwszej z nich skupiła się wokół spraw społecznych i spowodowała, że katolicy na naszym kontynencie w większym zakresie zaczęli angażować się na rzecz poprawy warunków życia, zwłaszcza najuboższej części społeczeństwa. Konferencja w Puebla dotyczyła różnych aspektów ewangelizacji w Ameryce Łacińskiej i uwrażliwiła nas na konieczność poszukiwania jej nowych form.
W nawróceniu pastoralnym chodzi o o przejście od modelu duszpasterstwa wyłącznie zachowawczego do duszpasterstwa zdecydowanie misyjnego
Konferencja w Santo Domingo nie stanowiła już tak silnego impulsu. Był to czas, kiedy Kościół w Ameryce Łacińskiej przeżywał pewnego rodzaju stagnację i obrady w Santo Domingo nie wpłynęły znacząco na jego ożywienie. Wręcz przeciwnie: wielu biskupów, dostrzegając słabe zaangażowanie lokalne, nie przeżywało tej konferencji jako istotnej i mogącej mieć wpływ na życie Kościoła.
Dlatego też dla Konferencji w Aparecidzie najważniejszą kwestią było przywrócenie samoświadomości latynoamerykańskiej i ożywienie na nowo zapału ewangelizacyjnego. Kiedy biskupi wybrali kardynała Bergoglio, aby przewodniczył zespołowi odpowiedzialnemu za redakcję dokumentu końcowego, najważniejszą kwestią było stworzenia klimatu głębokiego zaangażowania – nie chodziło o to, aby wypracować dokument doskonały, ale żeby biskupi mogli rzeczywiście poczuć, że tekst wyraża ich opinię.
Metodologia wypracowana przez konferencję w Aparecidzie to schemat: uczeń słucha, uczy się, głosi lub też: widzieć – oceniać – działać. W tym pierwszym sformułowaniu uwaga ucznia skoncentrowana jest na Boskim Nauczycielu, ale w drugim skupia się ona na świecie. Do tego świata jesteśmy posłani i dlatego, zanim cokolwiek zaczniemy robić, najpierw go musimy poznać. Jak Ksiądz Arcybiskup ocenia współczesny świat? I jakie są kryteria tej oceny? Co powinno być priorytetem w naszych działaniach?
– Odnoszę wrażenie, że w ostatnich latach w wielu częściach świata w znacznym stopniu osłabły ewangelizacyjny zapał i gorliwość. Jednocześnie pogłębił się proces sekularyzacji, a w środkach masowego przekazu coraz częściej pojawia się krytyka Kościoła, która w wielu wypadkach przybiera postać kpiny i żartów. Niestety, w takich sytuacjach wielu członków Kościoła nie reaguje wedle zasady, że aby wyjść z kryzysu, potrzeba oczyszczenia, kreatywności i zapału. Najczęstszą naszą reakcją jest samoobrona wyrażająca się w krytykowaniu świata, wzmacnianiu doktryny lub zaostrzaniu języka, nawet jeśli wielu tej doktryny nie rozumie. Mamy tu do czynienia z tym, co papież Franciszek nazywa zajmowaniem się przez Kościół samym sobą zamiast misją. Konferencja w Aparecidzie wskazała, że Kościół musi wyjść na zewnątrz. Trzeba zainicjować nowy okres, prawdziwie misyjny, tak aby nasze przesłanie mogło dotrzeć do wszystkich. Potrzebny jest nowy język, nowy styl duszpasterstwa. O to właśnie stara się aktualnie papież Franciszek.
Dokument końcowy z Aparecidy wprowadził pojęcie „nawrócenia duszpasterskiego” (punkt 7.2.). Jaka jest historia tego pojęcia i jak należy je rozumieć?
– Już Paweł VI wskazał, że należy rozszerzyć pojęcie nawrócenia. Bardzo mocno akcentował, że wezwanie do nawrócenia jest skierowane nie tylko do pojedynczych osób, ale odnosi się także do całej sieci relacji, jaką tworzy Kościół. W Ecclesiam suam mówił, że „Kościół szuka z mężnym i pełnym zapału odruchem własnej odnowy, czyli naprawy tych błędów, których dopuścili się jego członkowie, a które mu, jakby w zwierciadle jego wzoru – Chrystusa, wytyka i piętnuje jego własne sumienie” (pkt 11). II Sobór Watykański stwierdził, że „do pielgrzymującego Kościoła kieruje Chrystus wołanie o nieustanną reformę” (DE 6).
Wraz z pontyfikatem Jana Pawła II wzrosła świadomość, że eklezjalne nawrócenie musi dotknąć także ewangelizacji. Oznacza to nie tylko odnowę w gorliwości, ale także przyjęcie nowych metod i nowych form wyrazu. Proces ten już w Santo Domingo został określony jako „nawrócenie pastoralne”, co odnosi się nie tylko do zmiany metod i form działania, ale dotyczy także całości życia Kościoła. W dokumencie z Santo Domingo czytamy: „Nowa ewangelizacja wymaga duszpasterskiego nawrócenia Kościoła. Nawrócenie to musi być zgodne z nauczaniem Soboru. Dotyczy ono całości i wszystkich” (pkt 30). Posynodalna adhortacja Ecclesia in America wyraźnie mówi o tym, że nawrócenie jest rzeczywistością eklezjalną: „Spotkanie osobiste z Panem, jeśli jest autentyczne, pociągnie za sobą także odnowę kościelną” (pkt 7).
Nawrócenie to zawsze w jakiś sposób dotyka także struktur Kościoła. W przemówieniu inauguracyjnym konferencji w Aparecidzie papież Benedykt XVI powiedział bardzo jasno: „nie sposób nie wspomnieć o problemie struktur […] ze względu na nieustanny rozwój dziejów muszą być ciągle odnawiane i dostosowywane do aktualnej sytuacji”. Dokument końcowy konferencji w Aparecidzie odczytuje kwestię nawrócenia duszpasterskiego w kluczu wyraźnie misyjnym. Nawrócenie to przejście „od modelu duszpasterstwa wyłącznie zachowawczego do duszpasterstwa zdecydowanie misyjnego”. Chodzi o ukazanie Kościoła jako „matki, która wychodzi na spotkanie, jako gościnny dom i stałą szkołę komunii misyjnej” (pkt 370). Zachęca księży, by nie zadowalali się „zwykłym administrowaniem tym, co już istnieje” (pkt 201) i nie poprzestawali na nim. Aparecida mówi zdecydowanie o przemianie idącej w tym kierunku, aby Kościół na nowo stał się misyjny, ponieważ „nie możemy być spokojni, czekając biernie w naszych świątyniach” (pkt 548).
Od konferencji w Aparecidzie minęło już sześć lat. Które z założeń nawrócenia duszpasterskiego udało się zrealizować?
– Niektóre kraje i niektóre diecezje nie odpowiedziały na wezwanie, które wyszło z Aparecidy. Wielu księży nadal traci czas na niekończących się lamentach, wylewając swe żale i krytykując świat, tworząc podziały i zmierzając do konfrontacji. Inni po prostu wybrali spokój i wygodę życia. Myślę, że potrzeba było wyboru papieża Franciszka, abyśmy poczuli konieczność zmiany. Niektóre diecezje dokonały przeobrażeń w swych strukturach, czyniąc je bardziej misyjnymi, pragnąc dotrzeć z orędziem Ewangelii do wszystkich. Myślę jednak, że w Ameryce Łacińskiej, podobnie jak na całym świecie, rewolucją była nie tyle Aparecida, ile papież Franciszek, który propaguje myślenie z Aparecidy.
Hasło misji kontynentalnej w Ameryce Łacińskiej, zainicjowanej w Aparecidzie, brzmi: „Być uczniem i misjonarzem Jezusa Chrystusa, aby nasze narody w nim miały życie”. W kościołach kontynentu pojawił się tryptyk, dzieło artysty z Peru, który papież Benedykt pozostawił Kościołowi w Ameryce Łacińskiej, aby towarzyszył misji i ją inspirował. Spytam nieco prowokacyjnie, z punktu widzenia człowieka Starego Kontynentu: czyżby był to proces dekolonizacji wiary? Misjonarze przybywający tu 500 lat temu z daleka wraz z kolonizatorami przynosili wiarę, ale z nią także własną kulturę. I oto teraz Kościół w Ameryce już o własnych siłach, z własnej perspektywy, znający najlepiej rzeczywistość miejsca, rozpoczyna ewangelizację tego wielkiego kontynentu. Czy dopiero teraz zaczyna się inkulturacja?
– W ciągu tych 500 lat dokonał się autentyczny proces inkulturacji, który znajduje swe odzwierciedlenie przede wszystkim w pobożności ludowej większości ludów Ameryki Łacińskiej. Ludzie prości i ubodzy szczerym sercem kochają Matkę Bożą i w najmniejszym stopniu nie czują tego, jakoby wiara była im narzucona. Inną kwestią są oficjalne struktury Kościoła, które są po prostu powtórzeniem form europejskich. Kiedy mówimy jednak o dekolonizacji wiary, popełniamy poważny błąd. Podam przykład: w Panamie Indianie Kumas otrzymali dużą autonomię polityczną i wielu kacyków plemiennych zmuszało ludzi do powrotu do religii z czasów prekolumbijskich. Jest to znieważanie tych ludzi, którzy są chrześcijanami od 500 lat i już w żaden sposób nie identyfikują się z religijnością z 1400 r. Dlatego też papież Franciszek przywiązuje wielką wagę do pobożności ludowej, apeluje, by ją doceniać i pielęgnować. Jednocześnie jednak papież zwraca dużą uwagę na poszukiwanie nowych form religijności dla osób, szczególnie z ośrodków miejskich, które naznaczone są kulturą postmodernistyczną i nowymi stylami życia.
Ksiądz Arcybiskup dobrze zna papieża. Niektórzy twierdzą, że jako biskup Rzymu stał się on bliższy ludziom niż był w Buenos Aires: więcej się uśmiecha, ma większą zdolność nawiązywania kontaktów itp. Czy zdaniem Księdza Arcybiskupa to trafny opis rzeczywistości? Czy papież Franciszek jest tą samą osobą, jaką był w Buenos Aires? Czy zmienił się w ciągu tych ostatnich miesięcy?
– Zawsze był bardzo blisko ludzi i nigdy nie był „księciem”. W tych ostatnich kilku latach, kiedy zbliżał się do 75. roku życia i gdy przekroczył już wiek emerytalny, po prostu wycofywał się, wolał pozostawać w cieniu. Ponadto trzeba wspomnieć o ostrej krytyce, jaka go spotykała ze strony środowisk konserwatywnych. Myślę, że to go bardzo niepokoiło. Obecnie, wraz z powierzoną mu nową funkcją i z nowym charyzmatem Ducha Świętego, może swobodnie i bez lęków być w pełni sobą, dać innym z siebie to, co jest w nim najlepsze i najpiękniejsze. Wróciły do niego z nową siłą entuzjazm i energia.
Jakie widzi Ksiądz Arcybiskup najważniejsze elementy nauczania papieża Franciszka po pół roku jego pontyfikatu?
– Wymienię je tylko hasłowo: przede wszystkim wezwanie skierowane do Kościoła, aby nie zamykał się w sobie i wychodził na zewnątrz; apel o konieczność dotarcia do wszystkich z miłosierdziem; poszukiwanie nowych form przekazu; wezwanie, abyśmy nie ograniczali całego przekazu do kwestii moralnych; gotowość do reformy tych wszystkich struktur, które ograniczają moc ewangelizacyjną Kościoła; szczera i autentyczna troska o ubogich i o wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób cierpią.
Rozmawiamy w kontekście konferencji w Aparecidzie, ale także dokonujących się obecnie zmian w wymiarze Kościoła Powszechnego. Czy zatem to kard. Jorge Bergoglio – jego myśl, jego wizja Kościoła – wykreowały dokument końcowy V Konferencji CELAM? Czy też to Aparecida „zrodziła” kardynała Bergoglio i w konsekwencji papieża Franciszka?
– Jedno i drugie. W czasie konferencji w Aparecidzie kard. Bergoglio był bardzo zaangażowany. Chciał dowartościować pobożność ludową i uwrażliwić uczestników na zagadnienie religijności prostego ludu. Martwiło go, że wielu biskupów nie docenia form, w jakich ubodzy wyrażają swoją wiarę. Dlatego też od razu zdecydował się wyodrębnić ten temat i jedną część dokumentu poświęcić temu zagadnieniu.
Będąc jednak w Aparecidzie, zaraził się od innych biskupów koniecznością nowej ewangelizacji, pełnej entuzjazmu i odwagi; potrzebą wyrwania ze snu wszystkich odrętwiałych i rozczarowanych ewangelizatorów. Powrócił z Aparecidy z silnym pragnieniem, aby rozpocząć program permanentnej misji w archidiecezji Buenos Aires. I właśnie od tego czasu zaczął zwracać uwagę, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, na potrzebę tego, aby Kościół nie był skoncentrowany sam na sobie, lecz zaczął wychodzić na zewnątrz.
Rozmawiał Kasper Kaproń OFM
Abp Víctor Manuel Fernández – ur. 1962. Biblista, od 2018 r. arcybiskup La Platy (Argentyna). Wcześniej m.in.: rektor Papieskiego Katolickiego Uniwersytetu Argentyny, od maja 2013 r., decyzją papieża Franciszka, arcybiskup tytularny ze stolicą Tiburnia. Blisko współpracował z kard. Jorge Bergoglio nad redakcją dokumentu końcowego V Konferencji Ogólnej Episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów (CELAM), a później z papieżem Franciszkiem przy redagowaniu kluczowych dokumentów pontyfikatu, zwłaszcza „Evangelii gaudium”, „Laudato si’” i „Amoris Laetitia”.
Przerażające, że ktoś o takich poglądach (nie krytykować świata, nie wzmacniać doktryny, nie akcentować zbytnio zasad moralnych) zostaje szefem Dykasterii Doktryny Wiary.
Fakt.
Nasz drogi Episkopat nie robi nic innego, jak krytykuje upadły Zachód, wzmacnia doktrynę i zasady moralne (zakaz aborcji, zakaz środków antykoncepcyjnych itp.)
Efekty są piorunujące.
„apel o konieczność dotarcia do wszystkich z miłosierdziem; poszukiwanie nowych form przekazu; wezwanie, abyśmy nie ograniczali całego przekazu do kwestii moralnych; gotowość do reformy tych wszystkich struktur, które ograniczają moc ewangelizacyjną Kościoła; szczera i autentyczna troska o ubogich i o wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób cierpią.”
Można oczywiście potraktować to jak kolejną litanię życzeniową, ale jakoś nie widzę w tym nic przerażającego.
A co w tym przerażającego? To powrót do źródeł.
Za cytatem z „Mirabelki”
Tak btw mocna dyskusja o Ulmach i nie tylko.
„Co słychać?”
„Zależy, gdzie ucho przyłożyć”. I tak to jest od wieków również.
Książkę polecam.
Drzewo przetrwało wojnę, komunizm, nie przetrwało budowy apartamentowca.
Tomasz Terlikowski widzi konkretne problemy zwiazane z postacia bpa Fernandeza – on jeszcze w 2019r. tuszowal zbrodnie znajomego ksiedza – pedofila. Terlikowski pisze wprost: „Nie może być strażnikiem osób skrzywdzonych (a tym jest także prefekt), ktoś, kto lekceważy ich emocje, kto wspiera sprawców, a nie ofiary”.