Kwestie praworządności mają realny wpływ na losy osób zderzających się z wymiarem sprawiedliwości, ale nie działają na wyobraźnię społeczną.
Praworządność nie będzie „politycznym złotem” tegorocznej kampanii wyborczej. To kwestia zbyt skomplikowana i niezrozumiała. Przeciętny Kowalski kojarzy ją ze sporami elit politycznych i prawniczych między sobą, nie zaś z doświadczeniem codzienności. Co innego inflacja i tematyka socjalna, która dotyczy naszych portfeli; aborcja czy związki homoseksualne, którw wzbudzają emocje światopoglądowe; czy wojna bądź migracje, które uruchamiają obawy egzystencjalne.
A jednak sprawy dotyczące sądownictwa i systemu prawnego zasługują na to, by porządkować nasze myślenie o ostatnich ośmiu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości. I by pojawiać się w debacie publicznej. Nie jako element propagandy antyrządowej (choć siłą rzeczy ta tematyka obciąża bilans okresu panowania PiS), lecz jako punkt wyjścia do naprawy sytuacji w przyszłości.
Bałagan wywołany nadmiernym wpływem polityków na sposób powoływania sędziów doprowadził do tego, że dziś mogą oni podważać nawzajem swój status. Płacą za to osoby, które nie mogą się doczekać werdyktu w sądach
Reformy i deformy
Do tej pory temat praworządności ewidentnie nie „grzał” opinii publicznej, która – w swej masie – lekceważyła produkowane seriami przez opozycję emocjonalne wezwania do obrony demokracji i państwa prawa. Były protesty, ale większość społeczeństwa kwitowała te sprawy wzruszeniem ramion. Być może dlatego, że nie ma dużego popytu na sprawny wymiar sprawiedliwości.
Wcześniej Prawo i Sprawiedliwość zbudowało swoją rozpoznawalność na sprzeciwie wobec bezprawia i indolencji sądów przełomu wieków. Dziś byłoby to niemożliwe, bowiem jesteśmy znacznie bezpieczniejszym krajem. W latach 2001–2015 liczba popełnianych przestępstw spadła z 1,39 mln do 800 tys. rocznie. Wzrosła ich wykrywalność (z 54 proc. w 2001 do 71 proc. w 2021). Według sondażu CBOS subiektywnie Polskę jako kraj bezpieczny do życia odbierało w ubiegłym roku 83 proc. – i to poczucie za rządów PiS wzrosło – a innego zdania było 13 proc. ankietowanych.
To bardzo dobre wyniki, choć trzeba pamiętać, że przyczynił się do tego także w dużej mierze wzrost dobrobytu, który nastąpił przez ostatnie dwie dekady. Ponadto akurat za rządów PiS liczba przestępstw rośnie (w 2022 r. popełniono ich 882 tys.), choć jednocześnie rośnie także ich wykrywalność. I nie oznacza to, że nie mamy systemowych problemów z rozstrzyganiem sporów.
Ponadto Polakom tematyka ta wydaje się obca. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że sądownictwo to nie tylko sprawy karne. W 2021 r. do sądów wpłynęło ponad 14 mln spraw. Panuje – i to od lat – słuszne zresztą przekonanie o tym, że sprawy ciągną się w sądach długo i nierzadko trudno doczekać się sprawiedliwości.
Polacy darzą niskim zaufaniem sędziów jeszcze od czasów sprzed dojścia PiS do władzy. Prawnicy Jan Winczorek i Karol Muszyński wskazują na występowanie w Polsce „luki dostępu do prawa”. Polega ona na tym, że mimo formalnego istnienia wymiaru sprawiedliwości wielu ludzi nie może z niego korzystać. Dzieje się tak z różnych powodów: braku wyedukowania; sztywnych procedur, przez które trudno przejść samemu; wreszcie nierówności, także majątkowych, które powodują, że jednych obywateli stać na lepszych prawników, a innych nie stać wcale.
Ludzie obawiają się zatem o to, że wejście w spór prawny będzie kosztowne i czasochłonne, nikt im nie pomoże, a jeszcze w sądzie narażą się na drwiny sędziego patrzącego na wszystkich z piedestału. Z badań Winczorka i Muszyńskiego wynika, że na przestrzeni ostatnich lat (bazują oni na badaniach przeprowadzonych w 2015 i 2018 roku) podejście Polaków zasadniczo się nie zmieniło. Po co więc bronić systemu, który nie broni nas?
Po wyborach będzie lepiej?
Może niedługo to się zmieni, bo rzecznik rządu Piotr Müller ledwo co obiecał na antenie I Programu Polskiego Radia, że „jeżeli wygramy wybory, chcemy w kolejnej kadencji przeprowadzić kompleksową reformę sądownictwa, aby przede wszystkim sprawy były szybciej rozpatrywane”. Można powiedzieć: do trzech razy sztuka, bo dotychczasowe reformy po wyborach wygranych w 2015 i 2019 roku skończyły się klapą.
Zdają sobie sprawę z tego sami politycy PiS. Sam Müller mówił w ubiegłym roku, że „przez kilka lat próbujemy w niektórych obszarach dokonać reform wymiaru sprawiedliwości. Ich efektywność jest niewystarczająca w stosunku do tego, co zakładaliśmy sobie na samym początku”. O tym, że reformy nie udały się, mówili także premier Mateusz Morawiecki, a nawet prezes PiS Jarosław Kaczyński. Za brak poprawy sytuacji odpowiada więc rządzące niepodzielnie od ośmiu lat PiS oraz najdłużej urzędujący w historii III RP minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro. Samo w sobie może to paradoksalnie zwiększać zniechęcenie obywateli, bo można się tłumaczyć, że tego systemu po prostu nie da się naprawić.
Tyle że PiS nie dość, iż nie naprawił, to jeszcze dodatkowo popsuł to, co działało jako tako. W tym miejscu można ponownie powtórzyć statystyki dotyczące długości postępowań, które w tym okresie się pogorszyły. Za rządów PiS w latach 2015–2021 długość postępowania w sądach rejonowych wzrosła z 4 do 7 miesięcy, w sądach okręgowych z 8,4 do 10,2 – i nie zmieniają tego manipulacje statystykami, jakie uprawia ministerstwo sprawiedliwości.
Wskazywanie, że za rządów PiS sądy działają jeszcze wolniej niż kiedyś, będzie merytorycznie poprawne, tyle że większości ludzi to niewiele powie. Niekoniecznie zresztą musi z tego wynikać związek z pisowskimi deformami, który trzeba by oddzielnie wyjaśnić. Kłopot w tym, że materia jest arcyskomplikowana. Wspólnie z Tomaszem Pułrólem staraliśmy się to zrobić możliwie najprościej, a i tak książka „Upadła praworządność. Jak ją podnieść?” liczy 250 stron.
Wydaje się, że brak pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy może w większym stopniu wpływać na wyobraźnię. Jednak aby dążyć do tych środków wcale nie trzeba wiedzieć, co PiS zrobił z praworządnością i dlaczego to jest złe. Zakładam, że wielu zwolenników odblokowania tych środków może w tym kontekście w ogóle nie myśleć o praworządności, tylko o tym, że ze zmian wprowadzonych przez PiS można się wycofać choćby dla świętego spokoju.
Tymczasem zmiany wprowadzane w ostatnich latach mają realny wpływ na losy konkretnych ludzi. Centralizacja i podporządkowanie prokuratury ministrowi sprawiedliwości wpłynęło na zaostrzenie kursu wobec przestępców. Ktoś powie: świetnie. Ale niekoniecznie zgodzi się z tym ofiara kradzieży, o której opowiadał mi pewien prawnik. Złodziej chciał z nią zawrzeć ugodę, w świetle której wypłaciłby jej odszkodowanie. Nie zgodził się na to jednak prokurator, który powiedział adwokatowi, że obecnie nie jest niezależny i że otrzymał dyrektywę z góry, by w takich sytuacjach domagać się kary więzienia. W efekcie ofiara otrzyma, zapewne, odszkodowanie, ale znacznie później.
W innym przypadku prokurator zgodził się, by pewna osoba, która wyłudziła od swojej ofiary kilkaset złotych, poddała się dobrowolnie karze prac społecznych. Szefostwo wymieniło go na kolegę, który wycofał się z oferty i zażądał kary więzienia. W efekcie oszust (oby jednorazowy), zamiast sprzątać ulice albo kosić trawę i w ten sposób odpokutować swoją winę z korzyścią dla nas wszystkich, musi brać udział w długotrwałym procesie, który zajmuje pracę sędziów mogących zająć się w tym czasie innymi, może bardziej skomplikowanymi sprawami. A potem, być może, trafi za kratki, gdzie spędzi kilka miesięcy na koszt podatnika. Jest to cena, jaką płacimy za utrzymywanie przez Zbigniewa Ziobrę wizerunku srogiego szeryfa.
To nie przepychanka prawniczych koterii
Czytając te uwagi, ktoś może mnie nazwać częścią frontu obrony przestępców, więc przejdę może do przykładów, które nie dotyczą spraw karnych. Zmiany w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa spowodowały, że mamy obecnie spory o to, kto jest legalnie sędzią, a kto nie.
Doszły one wręcz do Sądu Najwyższego, którego Izba Cywilna w 2021 nie wydała uchwały w sprawie frankowiczów, ponieważ w składzie orzekającym znaleźli się również sędziowie o których powołanie wnioskowała Krajowa Rada Sądownictwa wybrana przez Sejm na podstawie zmienionego przez PiS prawa. Po tej decyzji niektóre sądy zawieszały postępowania w takich sprawach i nie wiadomo, czy wszystkie do dziś je odwiesiły. Kredytobiorcy mogą więc podziękować PiS za przedłużające się sprawy.
Bałagan wywołany nadmiernym wpływem polityków na sposób powoływania sędziów doprowadził do tego, że dziś mogą oni podważać nawzajem swój status. Już są sprawy spowolnione przez zastosowanie tzw. testu niezawisłości, który trzeba było wprowadzić, żeby ograniczyć możliwość politycznego wpływania na arbitrów. Płacą za to jednak osoby, które nie mogą się doczekać werdyktu w sprawach, które są zawieszane z powodu składania takich wniosków. Podobnie jak ci, których sprawy ciągną się dłużej, gdyż zostały odebrane sędziom zawieszonym dyscyplinarnie z powodów politycznych.
Nie wiem, jak można by to przedstawić plastycznie. Wiem jednak, że z pewnością trzeba to robić, jeśli chcemy, by przeciętny Polak miał świadomość, że temat sądownictwa to nie statusowa przepychanka różnych koterii w ramach jednej szerszej, prawniczej kliki. Ani też intelektualna rozrywka elit, które pławią się w abstrakcyjnie brzmiących pojęciach, takich jak „demokracja” czy „praworządność”. W istocie chodzi tu bowiem o promowanie myślenia o państwie prawa.
Przeczytaj także: Jak reformować sądownictwo?
Niezależni sędziowie tez czasami ŹLE sądzą i w pamięci ludzi zostają np. niepełnosprawni umysłowo chłopcy idący do więzienia za niezapłacenie mandatu po kradzieży wafelka. sędzia nawet nie widział go na oczy i wydał wyrok z automatu.
Prawo może być źle napisane, więc twarda praworządność wcale nie musi dawać dobrych efektów.
A poza tym zarówno człowiek jak i instytucje państwowe powinni postępować DOBRZE. Prawa i tak nikt do końca nie zna ani nie rozumie.
Pozdrawiam.
Powyższy materiał skomentuję zacytowaniem z dzisiejszej Rzeczpospolitej fragmentów komentarza Tomasz Pietrygi:
https://www.rp.pl/opinie-prawne/art38634901-tomasz-pietryga-czy-wedlug-sadu-najwyzszego-pandemii-koronawirusa-nie-bylo
„Wreszcie jest (…) uzasadnienie do uchwały Sądu Najwyższego w sprawie składów jednoosobowych. (…) Ogólna konkluzja jest bowiem taka, że uchwała blokująca sądy jednoosobowe leży w interesie obywateli, bo mają oni prawo do rzetelnego procesu, którego niekolegialne składy nie gwarantowały. (…) Przypomnijmy, że składy jednoosobowe zostały wprowadzone, aby zagwarantować bezpieczeństwo sanitarne, a także ratować sądownictwo przed jeszcze większymi opóźnieniami związanymi z covidem.
Sędziowie SN, którzy wydali uchwałę, uzasadniają, że jest ona rodzajem praktycznego testu dla innych sędziów, czy przestrzegają konstytucji, „czy też preferują podległość interesom władzy godzącej w konstytucyjne prawa własnych obywateli pod pretekstem zapobiegania epidemii”. To zadziwiające stwierdzenie, które każe postawić pytanie, czy zdaniem sędziów Izby Pracy pandemii w ogóle nie było. (…) Sąd Najwyższy nie dał wskazówek sędziom sądów powszechnych, co zrobić z rozgardiaszem, który powstał po wydaniu tej uchwały. Do tej pory część sędziów orzeka w jednoosobowych składach, inni dobrali losowo już składy trójkowe, jeszcze inni zawiesili postępowania, nie wiedząc, co dalej robić. W ten sposób dziesiątki tysięcy spraw znalazło się w zawieszeniu, a obywatele nie mają żadnej pewności, kiedy zapadną w nich wyroki. (…) Spór w Sądzie Najwyższym między „starymi” i „nowymi” sędziami ma już swoją długą historię. Natomiast branie w nim na zakładników obywateli, którzy ewidentnie ucierpieli na skutek błyskawicznej i nieuwzględniającej ich interesów uchwały, budzi jednoznaczny sprzeciw. (…) Jej skutkiem będzie dalsze utrzymywanie chaosu organizacyjnego w sądach. Sędziowie, prezesi sądów powszechnych muszą radzić sobie z tymi problemami sami, bo część sędziów Sądu Najwyższego już dawno oderwała się od rzeczywistości. Coraz trudniej wrócić im na Ziemię i przypomnieć sobie, do służenia komu zostali powołani.”
A jednak skomentuję własnymi słowami. Szkoda, że w Więzi jest miejsce na materiały tylko na jedno kopyto. Nie, żeby hołdować pośrodkizmowi, ale by czytelnicy mogli dowiedzieć się z Więzi, że są inne punkty widzenia, nawet może błędne, przyjmowane przez niektórych innych współobywateli bo mieli z sędziami pewne doświadczenia.|