Jesień 2024, nr 3

Zamów

Prorokujmy w duchu biblijnym, czyli upominajmy się o słabszych

Robert Powell jako Jezus w filmie „Jezus z Nazaretu”, reż. Franco Zeffirelli, Wielka Brytania, Włochy 1977. Fot. Materiały prasowe

Znakiem rozpoznawczym katolików stało się rzucanie gromów na swobodę w dziedzinie seksualnej. Jednak sam Jezus nie poświęcał tyle uwagi tej akurat kwestii. Natomiast tematem wyraźnie istotnym dla Mistrza, a w późniejszym Kościele jakoś wyciszonym, jest przemocowy autorytaryzm.

I będą prorokować wasi synowie i wasze córki…(Dz 2,17)

Lew zaryczał – kto się nie zlęknie? Pan Bóg przemówił – kto by nie prorokował? (…) Ani ze mnie prorok, ani syn proroka. Pasterzem jestem i hodowcą sykomor (Am 3,8; 7,14).

Nie jest dobrze mieć się za proroka, wybranego, powiernika sekretów nieznanych pospólstwu. Niedobrze jest czuć się głosicielem nieomylnych prawd. To kusi do nadużyć. Ale też nie jest dobrze zaprzeczać, że mamy proroczego Ducha. Że całkiem niezasłużenie żyjemy zanurzeni w Oddechu Boga (por. Dz 1,5), przeniknięci tym Oddechem serdecznej więzi Ojca i Syna (por. 2 Kor 13,13). Możemy duchowo oddychać świadectwem o Boskim Sercu (por. 1 Kor 2,10). A w tej wspólnocie Ducha z Chrystusem (por. 1 Kor 6,17) bywamy jak najbardziej powołani do prorokowania „tak, jak daje Duch” (por. Dz 2,4). 

Chodzi, rzecz jasna, o prorokowanie w sensie biblijnym – służenie innym duchową motywacją i umocnieniem (por. Dz 15,32), ale też upominanie się o prawa słabszych członków społeczności. Biblijni prorocy byli rzecznikami takich osób, gdyż Bóg „oddaje sprawiedliwość sierocie i wdowie, i kocha cudzoziemca” (Pwt 10,18). Troska o opuszczonych, pozbawionych utrzymania, a także imigrantów (!), to w Biblii religijna powinność równa wspieraniu sług świątyni (por. Pwt 14,29). A krytyka stosunków społecznych, potępienie ucisku i wołanie o solidarność z ubogimi to stały temat prorockich wystąpień (por. Iz 1,16-17; Jr 21,12). Prorokowaniem bywa więc również opozycja wobec niesprawiedliwych układów – zarówno w tzw. świecie, jak i (może nawet przede wszystkim) w społeczności wierzących. 

Królestwo Boga, mistyczna demokracja

Tak, społeczność Chrystusa potrzebuje prorockiej krytyki, bo wciąż grozi jej uleganie schematom „tego stadium świata” (aiōni toutō) zamiast odnowy umysłu po Jezusowemu (por. Rz 12,2). Oczywiście, przywykliśmy do kościelnej krytyki obyczajów. Wręcz naszym znakiem rozpoznawczym stało się rzucanie gromów na swobodę w dziedzinie seksualnej. Jednak sam Jezus nie poświęcał tyle uwagi tej akurat kwestii – choć pisma apostolskie będą ostrzegać przed rozwiązłością (por. Ef 5,2-5). Natomiast tematem wyraźnie istotnym dla Mistrza, a w późniejszym Kościele jakoś wyciszonym, jest przemocowy autorytaryzm.

Czytamy w Ewangelii: „Wiecie, że władcy narodów dominują nad nimi, a wielcy używają nad nimi władzy. Nie tak będzie między wami (…) Wy nie bądźcie nazywani «rabbi», bo jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi. I nikogo na ziemi nie nazywajcie ojcem, bo jeden jest wasz Ojciec, ten niebiański” (Mt 20,25-26; 23,8-9). Nowy Testament nakazuje kościelnej „starszyźnie” (nigdzie nie określanej jako „kapłani”!) taki styl duszpasterstwa, żeby „nie dominować nad wybranymi (klērōn), lecz być przykładem dla owczarni” (1P 5,3). Warto podkreślić, że w greckim tekście wszyscy wierzący stanowią „kler”…

Jeśli widzę, że we wspólnocie są ludzie systemowo poniżani, to nie wystarczy samemu „nie naśladować uczynków” starszych i siedzieć cicho. Jezus, przy całej swej cichości i pokorze, nie unikał krytyki władz religijnych – i to krytyki ostrej

Marek Kita

Udostępnij tekst

Tam, gdzie króluje Bóg objawiony w Jezusie, dochodzą do głosu reguły „nie z tego świata” (por. J 18,36). Autorytetu nie broni się siłą i wyraża się on w usługiwaniu drugiemu (por. J 13,3-5.14), a jedyny Pan włącza w jakiś sposób każdego z nas we własną pracę-służbę przy animacji wspólnoty (por. 1Kor 12,4-6). Istnieje tu zróżnicowanie pełnionych zadań, ale równość w mistycznym natchnieniu (por. 1Kor 12,12-13).

I choć nie wszyscy prorokują w sposób nadzwyczajny, i dalece nie wszyscy tak prorokujący są do tej misji wezwani na stałe (por. 1Kor 12,29), to zarazem każdemu może być dane prorocze słowo (por. 1Kor 14,1). Jednocześnie każdy uczeń Chrystusa prorokuje codziennym świadectwem – przeżywanie ewangelicznych Błogosławieństw sprawia, że jesteśmy następcami proroków Pierwszego Testamentu (por. Mt 5,12).

Ci ostatni, co warto pamiętać, musieli się konfrontować z własną wspólnotą schodzącą z Bożych dróg i nie była to misja wdzięczna. Jeśli czytamy dziś w Ewangeliach o „Jeruzalem, kamienującym proroków” (por. Mt 23,37), to już nie chodzi o dawne dzieje niewierności, lecz o nasze naśladowanie biblijnych grzechów. Kościelne instytucje i bigoteria ochrzczonych nieraz miażdżyły i miażdżą tych, którzy idą za Duchem Słowa Bożego.

Prawo do krytyki

Tak więc niedobrze jest chcieć się wyróżniać jako prorok, ale też źle jest unikać prorockiej odpowiedzialności. Jeśli widzę, że życie wspólnoty skręca w złą stronę, że są w niej ludzie zwyczajowo czy wręcz systemowo poniżani i marginalizowani – że zamiast ewangelicznych zasad panują standardy „faryzeuszy hipokrytów” (por. Mt 23,13) – to nie wystarczy samemu „nie naśladować ich uczynków” (por. Mt 23,3) i siedzieć cicho. Jezus przy całej swej cichości i pokorze (por. Mt 11,29), nie unikał krytyki władz religijnych – i to krytyki ostrej (por. Mt 23,33).

A jeśli tak, to wypada zrewidować argument służący zwykle tłumieniu krytyki wewnątrz Kościoła. Powtarza się tradycyjnie, że choć ludzie bywają grzeszni, to instytucja jest chciana przez Chrystusa i dysponuje, niezależnie od wszystkiego, Jego pełnomocnictwami. W myśl tej logiki zły ksiądz lub biskup odpowie przed samym Bogiem, lecz cnotą wiernego pozostaje posłuszeństwo w ramach struktur. Przywołuje się w tym kontekście Jezusowe „posłuszeństwo aż po śmierć” (por. Flp 2,8). Jakoś zapominamy, że śmierć Jezusa była wynikiem Jego asertywności wobec „siedzących na katedrze” (por. Mt 23,2).

Zapominamy też, że chętnie cytowane zdanie o apostolskich „kluczach królestwa”, oraz władzy „związywania i rozwiązywania” uznanej w niebie (por. Mt 16,19), sąsiaduje w Biblii z opisem ostrej reprymendy udzielonej staroście wielkiej Dwunastki: „Przejdź za Mnie, szatanie! Jesteś Mi przeszkodą, bo nie rozumujesz po Bożemu, lecz po ludzku” (Mt 16,23). Wyposażenie ucznia w pełnomocnictwa nie oznacza abdykacji jedynego Nauczyciela – nikt nie ma prawa wychodzić przed Niego. A jeśli Chrystus tak mocno wykluczył autorytaryzm w swej wspólnocie, to nie mógł jednocześnie uświęcić autorytarnych struktur. Słowa o wiązaniu i rozwiązywaniu z niebiańskim skutkiem wypada interpretować zgodnie z tą zasadą.

Prorokować w Jezusowym stylu

Prorocka krytyka własnej wspólnoty przez wierzącego wymaga, owszem, posłuszeństwa wiary (por. Rz 1,5; 16,26) – ufnego poddania się Bożemu Słowu. Jeśli jestem chrześcijaninem, to sam Jezus stanowi moją teologię oraz regułę życia. A On jest wcielonym poddaniem się dobremu Abba i odzwierciedleniem Jego sposobu działania (por. J 5,19). W odniesieniu do naszej kwestii oznacza to, że nie może istnieć krytyka bez miłości, wyrażającej Boski charakter (por. 1J 4,7-8). Chodzi o miłość bezwarunkową, choć walczącą o człowieka, zapraszającą do życia w sposób godny tej nazwy. Jezus mówił autorytetom ostre słowa będąc gotów oddać życie za ich przebudzenie i uzdrowienie serc – co w końcu zrobił.

A skoro miłość w Bożym stylu „nie szuka swego” (por. 1Kor 13,5), to Jezus walczył nie o własny komfort psychiczny, satysfakcję z wygrania sporu. Po prostu dawał świadectwo prawdzie o Bogu, przekładającej się na inspirację dla człowieczeństwa (por. J 18,37). Ponieważ nie chodziło Mu o siebie, poddał się przemocy ze strony starszych i arcykapłanów (por. Mt 16,23) – choć nie wyrzekł się przy tym osobistej godności, ani nie wyparł się swych nauk (por. J 18,19-23).

Zgodnie z tą lekcją: do naśladowania Jezusa posłusznego Ojcu przy uzdrawianiu świata nie pasują ani zadufanie w sobie, ani poddańcza uległość, ani rewolta idąca „po trupach”, ani zachowawcza ustępliwość.

Jesteśmy u siebie

Prorok łączy stanowczość z empatią. Jego krytyka wspólnoty wiary odbywa się we wnętrzu tej wspólnoty, a nawet płynie z jej serca – z kreującego ją Słowa, które poruszyło serce wierzącego i rozpaliło w nim „gorliwość o Boży dom” (por. J 2,17). Uczniem Chrystusa jest się zawsze wewnątrz sieci relacji i współzależności, w Gromadzie Zwołanych, Ekklēsii. Jednak nie mamy w niej statusu poddanych teokratycznego reżimu, niewolników systemu (por. Ga 4,7). Jako „współobywatelom świętych i domownikom Boga” (por. Ef 2,19) przysługują nam prawa obywatelskie oraz prawa domowników. Jesteśmy u siebie, możemy po siostrzanemu i bratersku zwracać uwagę „starszyźnie”, wzywać do systemowego nawrócenia – jeśli tylko przeżywamy nawrócenie osobiste (por. Mt 7,5).

Wesprzyj Więź

Nie jest dobrze robić z siebie „zawodowego proroka”, lecz czasem Słowo dotknie serca jak lwi pomruk, ostrzegający przed katastrofą. Prorokujący w Pierwszym Testamencie Amos był pasterzem i hodowcą sykomor. Samo ucieleśnione Słowo przyszło upomnieć kapłanów jako Cieśla z prowincji.

Tekst ukazał się na stronie wiam.pl pod tytułem „Nasze ubogie prorokowanie”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Kita: Gdzie w Ewangelii Jezus mówi, żeby Jego uczniowie stworzyli system feudalnych zależności?

Podziel się

6
1
Wiadomość

Myli się Pan. Bóg kieruje uwagę na sprawy seksualne aż w dwóch przykazaniach Dekalogu. To ewenement. Stosunek do spraw seksualnych należy do głównych barier na drodze do sakramentów, Postulaty rewizji nauki Kościoła największą uwagę skupiają na tych tematach. Dzisiejszy kryzys autorytetu KK spowodowany jest gorszącymi, w sposób szczególnie krzywdzącymi, grzechami seksualnymi kapłanów. Grzech rozwiązłości szczególnie głęboko zatapia duszę w ciemności. Proszę się obudzić.

To Ty się mylisz. Wspomniane przykazania dekalogu nie dotyczyły spraw seksualnych, tylko kwestii prawa własności mężczyzny. Te same przykazania pozwalały korzystać z usług prostytutek, brać w niewolę kobiety z podbitych ludów albo płodzić synów z niewolnicami.

Nie odnosiły się. Przykazania te nie zabraniały mężczyznom kontaktów pozamałżeńskich, wyłącznie zakazywało „cudzo-łóstwa”, czyli współżycia z „cudzą” własnością.
Podobnie z kolejnym przykazaniem, gdzie żona była wymieniona wśród innych przedmiotów stanowiących własność.

Błędem jest, że próbujesz przykładać przeredagowane chrześcijańskie znaczenie do prawa funkcjonującego w religii żydowskiej.

Oba przykazania dotyczyły sfery seksualnej. Wiem, jaki był ich zakres i czego nie dotyczyły, nie wiem, po co to wszystko piszesz. Chrystus przywołuje jedno z nich właśnie w kontekście seksualnym, a nie w duchu jakichś tam praw własnościowych.

Nie dotyczyły sfery seksualnej. Dotyczyły prawa własności.
Jezus te przykazania przywołuje trzykrotnie, nie wychodząc poza ramy rozumienia judaizmu. Pierwszy raz mówiąc o cudzołóstwie dokonanym w sercu. Odnosi to do „patrzenia na żonę by ją pożądać”. Nie ma tu nic o seksie, jest o chęci posiadania. Tej samej, która w przykazaniu odnosi się do domu, zwierząt, czy innej własności bliźniego. Chyba, że mi udowodnisz, że pożądanie domu bliźniego swego ma charakter seksualny.

Drugi raz porusza temat w rozmowie z Samarytanką, znów odnosząc się tylko do tego kto jest, a kto nie jest jej mężem, a zarazem kto ma do niej prawa posiadania jako własności. Temat seksu w ogóle nie jest poruszony.

Trzeci raz, to dopisana później perykopa o kobiecie cudzołożnej. Znów, jej wina nie polega na uprawianiu seksu, tylko na robieniu tego z kimś, kto nie miał do niej praw własności.

Kolejny raz powtórzę, próbujesz przykładać późniejsze kalki do społeczeństwa żydowskiego, które nie miało negatywnego podejścia do seksu, jak chrześcijaństwo. Seks uznawano wręcz za obowiązek, a rezygnację z płodzenia dzieci wiązano ze złamaniem piątego przykazania.

O grzechu pożądliwości mówi m.in. historia Zuzanny. Zamiana pożądliwości na chęć posiadania do dobre na skecz, Wojtek. Przecież cała czystość opiera się na tym, kto do kogo i kiedy ma prawo własności. W zasadzie nic się w tym nie zmieniło.

To teraz proszę o informację co by było, gdyby Zuzanna nie była żoną Joakima? W tej sytuacji jej czyn nie byłby ani grzechem, ani powodem do śmierci. Bo ie doszłoby do naruszenia praw własności Joakima.

I całe szczęście wiele się zmieniło w tej sprawie, kobiety przestały być przedmiotami w świetle przykazań.

No proszę, ale to Ty pochwaliłeś judaizm, który tak uprzedmiotowiał kobietę jak seksualną własność.

Nie pochwaliłem, często to krytykowałem. Poza tym nie zajmujemy się tu krytyką, czy pochwałą czegokolwiek, a jedynie kwestią tego, czego dotyczyły określone przykazania dekalogu.
Praktycznie wszystkie przykazania umownej „drugiej tablicy” dotyczą prawa własności, jedynym wyjątkiem jest zakaz fałszywego świadczenia przeciw komuś.

Tak, już sobie wyobrażam starożytnego Izraelitę, dla którego najwyższą rozkoszą był fakt naruszenia praw własności drugiego mężczyzny, a nie orgazm z pociągającą kobietą. Monty Python.

Znów próbujesz trywializować. Rozkosz seksualną starożytny Izraelita mógł osiągnąć kiedy zechciał, bo mógł domagać się spełnienia powinności przez żonę, zażądać tego od niewolnicy, czy skorzystać z usługi prostytutki. I w żadnym z wymienionych przypadków nie wiązało go szóste przykazanie. Zakazane było jedynie realizowanie potrzeb seksualnych z kobietami będącymi własnością innego mężczyzny (męża, ojca lub opiekuna). Stąd na przykład zakaz oddawania córek na prostytutki, nie dlatego, że seks z nimi jest zły, a dlatego, że jest to ujma dla ojca.

Bardzo przedmiotowo podchodzisz to tematu pożądania. Gdyby było tak sztywno jak mówisz, nie doszłoby do grzechu Dawida z Batszebą.

A na czym ów grzech polegał? Ano na tym, że była żoną innego. A Dawid chcąc zalegalizować związek pozbył się jej męża.

No i wydaje mi się, że pamiętasz, że przykazanie „nie pożądaj” pierwotnie jest jednym przykazaniem? Identycznie przykazanie to odnosi się domu i zwierząt, jak i do żony. A nie powiesz, że pożądanie domu ma charakter seksualny?

Każdy Żyd na pewno dobrze rozumiał różne znaczenia pożądania i posiadania. I w naszym języku posiadanie jest synonimem aktu cielesnego. Tak samo łatwo zrozumieć że pożądanie domu ma charakter materialny, jak pożądanie drugiej płci ma charakter seksualny. Dlatego jest „nie cudzołóż”, które nie oznacza zakazu zabierania czyjejś własności, ale robienia z nią tego, co przysługuje seksualnie właścicielowi. Przykład Dawida jest wyjątkiem, który potwierdza regułę.

Owszem, strywializowałeś, jak się tylko dało. Bardziej prymitywnie postrzegać problemu się nie da.

Oczywiście. Każdy Żyd to rozumiał. I dlatego każdy Żyd wiedział, że zakaz pożądania odnosi się do własności innego mężczyzny, niczego więcej.

Polecam porządnie się dokształcić, zanim zabierze się głos w czymś, czego się nie rozumie. Choćby w przykładzie Dawida i tego co mówi na ten temat Talmud i rabini.

Przykazanie „nie cudzołóż” dotyczy niemal tego samego. Zakazuje naruszania własności innego mężczyzny. Z tego też powodu Żydzi dopuszczali seks z żoną innego mężczyzny, który wyraził na to zgodę. I nie było to cudzołóstwo. Nie z powodu seksu, a z powodu praw przynależących mężczyźnie. Bo tego i tylko tego dotyczyło owo przykazanie.

To była własność, która wychodziła z seksualności i prowadziła do niej. Każdy Żyd wiedział, na co ma uważać, żeby nie przekroczyć tego prawa własności – na swoje pożądanie seksualne. To oczywiste.

Sam to wymyśliłeś, czy sięgnąłeś jednak do teologii judaistycznej? Przykazanie dotyczyło pożądania „domu”. Dom nie był rozumiany jako budynek, w skład domu wchodził cały majątek. A więc żony, niewolnicy, zwierzęta itp. I każdy Żyd o tym wiedział. A każde wyjaśnienie rabinackie sprowadza się do posiadania i odbierania.

Tak więc mówiąc, że Bóg poświęcił dwa przykazania stricte seksualności zwyczajnie zmyślasz. Albo próbujesz przekładać własne wyobrażenia na przykazania, zamiast analizować je takimi, jakie są.

Nie wymyśliłem, tylko opieram się na różnych pismach ST. Księga Kapłańska mówi, że kto cudzołoży, ten jest nieczysty. Nie ma tu w ogóle kontekstu własnościowego. Zakaz cudzołożenia w Kapłańskiej umieszczono między innymi grzechami w sferze seksualnej, a nie przy grzechach dot. naruszenia własności.

Czyli sam wymyślasz. Przecież zaraz obok masz zakaz współżycia z żoną ojca, wprost ukazany jako naruszenie praw własności ojca. Albo zaraz obok zakaz kontaktów seksualnych między mężczyznami, które nie podpadają pod cudzołóstwo, tylko kategorię „obrzydliwości”. A to dlatego, że dwaj mężczyźni nie mogą ze sobą cudzołożyć, bo obaj są właścicielami samych siebie, więc nie naruszają własności innego mężczyzny.

Tym bardziej, dwa rozdziały wcześniej masz zakaz „odsłaniania nagości” ze wskazaniem praw własności do owej nagości, np. zakaz zbliżania się do bratowej, bo jest własnością brata.

Wojtek, kombinujesz jak możesz. Dobrze wiesz, co zawiera grupa tych zakazów. Wszystkie one kręcą się wokół spraw seksualnych, kwestia własności jest sporadyczna i drugorzędna, priorytetem jest zło moralne uczynków w oczach Boga. Tam gdzie mowa o odsłanianiu nagości np. ojca, tam nie chodzi o podkreślenie grzechu przeciw własności, ale grzechu przeciw swemu ojcu, swemu krewnemu. Skoro panuje ogólny zakaz pożądania cudzej zony, po co pisać o żonie brata, czy ojca – te zakazy osadzone są w kontekście rodzinnym, a nie własnościowym. W Mądrości Syracha jest opisany zakres winy cudzołożącej mężatki: po pierwsze, sprzeniewierza się prawu Najwyższego, po drugie, zawinia przeciw swemu mężowi, po trzecie – co ważne – popełnia rozpustne cudzołóstwo. Nawet nie ma kontekstu uchybienia prawu własności. W innych miejscach jest również mowa o cudzołóstwie jako akcie rozpusty. Księga Przysłów mówi „niech ustrzegą przed żoną bliźniego […] nie pożądaj w swym sercu jej piękności” W świetle tych pism w ogóle nie widać problemu pożądania mężatek jako własności materialno-prawnej, sa za to liczne napomnienia jak wyżej. Mają one zawsze kontekst seksualny. W ST widoczna jest szczególna wrażliwość Boga na małżeństwo jak i małżeńskie współżycie, które jest traktowane za najwłaściwsze, stąd jego ochrona przed degradacją poprzez cudzołóstwo.

Widzę dalej brniesz we własne wymysły, choć prosiłem, byś chociaż sięgnął do teologii żydowskiej.

W takim razie Cię wyręczę. Zacznijmy od tradycyjnej wykładni prawa mojżeszowego, Zarówno Hillela jak i Szammaja, czyli dwóch największych rabinów. Zgodnie z nim cudzołóstwa może dopuścić się kobieta zamężna, a panna już nie. Kobieta poślubiona staje się własnością mężczyzny, ale mężczyzna nie staje się jej własnością. Zarazem, kierując się przykładem trzech patriarchów Izraela mężczyzna nie popełnia cudzołóstwa poprzez seks pozamałżeński, o ile nie narusza praw własności innego.
Dalej, mamy wykładnię Majmonidesa, który również rozpatruje cudzołóstwo w kategoriach własności.
Identycznie cudzołóstwo za przestępstwo wobec własności uznano na spotkaniu rabinów w Lyddzie.
Zagadnienie własności jest też opisane w Księdze Kapłańskiej, gdy rozpatruje się cudzołóstwo zaręczonej niewolnicy. Nie jest ona wówczas karana śmiercią, podobnie jak jej partner, ponieważ jako niewolnica nie należy do swojego męża, lecz do swojego pana, co implikuje inne zależności własnościowe, a zarazem inną karę.

Inna sprawa, że w czasach Jezusa prawo było już na tyle liberalne, że cudzołóstwo nie stanowiło jakiegoś poważniejszego grzechu, naturalnie więc Jezusa to zbytnio nie zajmowało.

Ależ te rabinackie interpretacje potwierdzają to, co mówię. Bo ewidentnie starożytni Żydzi kombinowali jak zmniejszyć zakres cudzołóstwa dzięki sprowadzeniu go do kategorii własnościowych. Gdyby słuchali przekazu Bożego ze ST musieliby uznać, że Bogu w zakazie cudzołóstwa chodzi o znacznie więcej niż o przestrzeganie praw własności. Ale Żydzi poszli w przeciwnym kierunku do Boga starającego się rozwijać ich wrażliwość na sprawy małżeńsko-seksualne. Nic dziwnego że w czasach Chrystusa cudzołóstwo było już na porządku dziennym. Już przebiegli rabini się o to postarali. Mam nadzieję, że współczesny judaizm w końcu to pojął.

Jak „zmniejszyć”, skoro cudzołóstwo wynikało WYŁĄCZNIE z praw własnościowych? Pretensje kierować należy w tym wypadku do Boga, który dał Żydom prawo, które pozwalało uprawiać seks pozamałżeński, a zakazywało tylko naruszania czyjejś własności. A gdyby zamysł Boga był inny, to by dał inne prawo.

Bawi też troszkę przeciwstawianie sytuacji z czasów Jezusa, że rabini zrobili coś wbrew Bogu, skoro w Ewangelii Jana jest dosłownie nawiązanie do tej sytuacji, gdzie przyprowadzają do Jezusa kobietę cudzołożną i mówią, że prawo dane przez samego Boga nakazuje ją ukarać, zaś Jezus idzie po linii interpretacji rabinackiej. To jest bezpośrednie potwierdzenie, że rabini mieli rację.

Oczywiście, że zamysł Boga był inny, lecz jak mówi Jezus, ze względu na zatwardziałość serc, czyli kondycję duchowo-moralną ówczesnych Żydów, dał takie, a nie inne prawa. Jednocześnie poprzez różne natchnione pisma akcentował wartość małżeństwa i pożycia małżeńskiego, by przygotować Żydów na nowe. „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” – to jest po linii interpretacji rabinackiej, rabini postulowali seks wyłącznie małżeński?

Jakie znowu „nowe”? Przecież te słowa nie są nawet nauczaniem Jezusa. Ewangelia cytuje tu niemal słowo w słowo rabinacką wykładnię Hillela. Która nie dotyczyła kwestii seksu poza, czy w małżeństwie, lecz wyłącznie kwestii rozwodowych.

Chcesz przez to powiedzieć że rabinacka szkoła Hillela dążyła do umocnienia jedności małżeństwa zamiast szukać usprawiedliwień dla rozwodu?

Zacznę od sprostowania mojego błędu, nie Hillela, a Szammaja.

I owszem, Rabbi Szammaj uważał, że przyczyną oddalenia żony może być tylko cudzołóstwo. Hillel twierdził, że interpretacja prawa jest taka, że można z dowolnego powodu. I właśnie o to Jezus jest pytany, czy można oddalić żonę z dowolnego powodu. Jezus w tym sporze opowiada się za szkołą Szammaja słowo w słowo powtarzając jego naukę.

Z rozpędu powiedziałem o Hillelu, no to jego Jezus częściej cytował, włącznie z zawarciem prawa mojżeszowego w dwóch przykazaniach miłości.

„Chrystus przywołuje jedno z nich właśnie w kontekście seksualnym, a nie w duchu jakichś tam praw własnościowych.”

Sedno chrześcijaństwa dotyczy właśnie praw własnościowych.

Zrównanie kobiet w prawach z mężczyznami było koniecznym na lini czasu, elementem budującym równowagę w świecie wartości lub inaczej przywracaniem boskiego porządku.
Skoro kobieta w ST była własnością męża, podobnie jak jego przedmioty i zwierzęta, i pożądanie jej przez innego mężczyznę było zakazane – to znaczy, że relacja on-ona ulegnie zmianie o 180 stopni w momencie, gdy kobieta uzyska status partnerki tj. właścicielki swego ciała.
Wniosek jest taki, że w partnerstwie niemożliwością staje się pożądanie kogoś równego sobie. Pożądanie zostaje wyparte przez szczególny rodzaj więzi i współpracy miedzy mężczyzną i kobietą. Dalej wspólnota ta ma charakter seksualny ale już inny, bo nie mający nic wspólnego z pożądaniem czyli ze zrealizowaną już przez mężczyznę chęcią posiadania kobiety jako swej własności.
Przedmiotowe traktowanie = pożądanie

Skoro w ST kobieta stawała się własnością innego mężczyzny, logiczne jest, że drugiemu mężczyźnie nie w głowie była chęć posiadania tej kobiety na własność, ale pożądanie jej ciała, jeśli czuł do niej pociąg.

Robert i znów się mylisz. W ówczesnej kulturze chęć posiadania kobiety nie sprowadzała się tylko do wymiaru seksualnego. Strasznie trywializujesz i spłycasz to zagadnienie.

„Skoro w ST kobieta stawała się własnością innego mężczyzny, logiczne jest, że drugiemu mężczyźnie nie w głowie była chęć posiadania tej kobiety na własność, ale pożądanie jej ciała, jeśli czuł do niej pociąg.”

Pożądanie kobiety to chęć posiadania jej na własność, choćby na jakiś czas.
Każde pożądanie ciała to okradanie właściciela tegoż ciała z jego własności.
Grzechy seksualne kapłanów, które jak piszesz odpowiadają za kryzys KK, są, bo księża sięgają po ciała innych bez świadomości, że dokonują kradzieży cudzej własności.
Każde ciało należy do jego posiadacza.
Tak jak Żydzi bali się naruszyć boskie prawo własności, gdy poczuli pociąg do kobiety będącej własnością innego mężczyzny czy do jego rzeczy – tak dziś niech zadrży każdy mężczyzna przed chęcią pożądania ciała kobiety będącego jej własnością.
Ale nie chodzi o lęk. Chodzi o odkrycie wartości własności, smaku samo-posiadania siebie. Bycie świadomym właścicielem swego ciała, obserwowanie i poznawanie swoich jakości i potencjałów to fascynująca, niekończąca się podróż. Odkrywasz np. że miedzy pojawieniem się przyjemności na widok czegoś czy kogoś, a pragnieniem posiadania/pożądania jest miejsce na refleksje..
Tylko szanując własność swego ciała jesteś w stanie ta samą miarę szacunku przyłożyć do ciała bliźniego.

„Pożądanie kobiety to chęć posiadania jej na własność, choćby na jakiś czas”. W takim rozumieniu już samo pożądanie jest grzechem. Ale płciowość człowieka, który jest osobą duchowo-zmysłową, nigdy nie realizuje się w sposób prosty, czysty. Między odczuciem a spełnieniem lub sublimacją jest miejsce na światło lub cień, na miłość duchową lub grzech duszy prostytuującej akt płciowy – grzech, czyli chęć dominacji, przelotnego posiadania, ciekawości, zaspokojenia ego. Grzech, który coraz częściej zakłada maski miłości i wolności.

Robert, to teraz ja dla odmiany strywializuję. Owo zagadnienie ma bardzo prosty „przełącznik” między grzechem i brakiem grzechu. Mówiąc w najprostszy sposób, jak jest ślub to można, jak nie ma, to nie można. Całość więc rozbija się nie o seks, a o prawo do seksu w postaci ślubu, lub jego braku. Nie seks jest więc tu problemem i grzechem, ale, że się tak wyrażę jego dystrybucja.

„To była własność, która wychodziła z seksualności i prowadziła do niej. Każdy Żyd wiedział, na co ma uważać, żeby nie przekroczyć tego prawa własności – na swoje pożądanie seksualne. To oczywiste.”
Robert, gdyby Bóg ST wymagał od Żyda panowania nad pożądaniem, to nie dałby zakazu seksu z niewolnicami czy prostytutkami?

Silny akcent na prawo własności – to w efekcie, najlepsze, co tenże Bóg, mógł zrobić dla kobiety, dla jej wyzwolenia się i zrównania w prawach z mężczyzną.

Małgorzato, ależ mężczyzna to nie zwierzę, które musi wyładować napięcie na pierwszej lepszej samicy, którą mu podstawią. Dziwię się, że i Ty tak przedmiotowo patrzysz na pożądanie męskie. Stary Testament jet pełen napomnień i przestróg dla mężczyzny, by nie ulegał powabom cudzej piękności, by nie słuchał słodkiej mowy kuszących mężatek, by nie dawał się oczarować ich strojom, pachnidłom i innym sposobom uwodzenia. Spójrz na przypadek Dawida. Miał piękne zony i piękne nałożnicę, ale gdy zobaczył Batszebę, zapragnął tylko jej. Co ta historia mówi Ci o pożądaniu męskim?

Robert, przecież i Nowy Testament w listach Pawła wskazuje jedynie negatywny akcent małżeństwa, mówiąc, żeby ludzie się żenili, skoro nie mogą zapanować nad popędem. I przez wieki, praktycznie do XX wieku Kościół akcentował wyłącznie ten aspekt. Myślisz wyjątkowo ahistorycznie, próbując przekładać XX wieczny personalizm na realia antyczne.

„Spójrz na przypadek Dawida. Miał piękne zony i piękne nałożnicę, ale gdy zobaczył Batszebę, zapragnął tylko jej. ”

Dawid uległ urokowi Batszeby, bo była niezwykła, tak niezwykła, tajemnicza i piękna jak grecka Afrodyta wyłaniająca się z wody. Najpewniej to jedno z licznych zapożyczeń mitycznych.
Kobieta to postać fascynująca i zagadkowa dla Żyda była. Jednak Jezus poprzez realną postawę szacunku dla niej zapoczątkował zmianę relacji kobiety i mężczyzny.
W efekcie kobieta staje się świadomą właścicielką swego ciała, w sposób wolny dysponującą sobą.
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie starotestamentowy nacisk na prawo własności.
Zatem, Robert, trzeźwo, bezemocjonalne i z uznaniem patrz na kobiety, my tego potrzebujemy do rozwijania swoich potencjałów.

„Ale Żydzi poszli w przeciwnym kierunku do Boga starającego się rozwijać ich wrażliwość na sprawy małżeńsko-seksualne.”

Robert, jedynym kanałem przez który może popłynąć u mężczyzn wrażliwość na sprawy małżeńsko-seksualne – jest kobieca wrażliwość. Wrażliwość budzi wrażliwość.
Jednak, by tak się mogło stać, kobieta musiała najpierw odzyskać swoją tożsamość, stać się właścicielką siebie samej, swego ciała.
Przenikliwość Boga ST jest imponująca. Wiedział, że punktem wyjścia ku wyzwoleniu się kobiety będzie odwołanie się jej do znaczenia prawa własności. Wiedział, że mężczyźni przyzwyczajeni do surowego przestrzegania prawa własności w ST, będą musieli w końcu zaakceptować jego rozszerzenie.
Boski porządek rzeczy, porządek praw natury – jest nieubłagalny

W kazaniu na górze i niektórych innych passusach NT następuje dość radykalne przekierowanie akcentów względem starotestamentowej oraz faryzejskiej interpretacji dekalogu. Jezus w swoim nauczaniu de facto w ogóle nie zajmuje się „zwyczajami seksualnymi homo sapiens”. Ponadto, gdy idziemy w liczny, to dekalog tylko w 15 proc. przykazań zajmuje się pożądaniem/zawłaszczaniem seksualnym i cudzołóstwem, w pozostałych 85% skupia się na wypełnianiu przymierza człowiek-Bóg oraz na zasadach stabilizacyjnych, odnoszących się do ówczesnych (a w dużym stopniu również dzisiejszych) struktur społecznych. Generalnie byłbym na pańskim miejscu bardziej ostrożny w kategorycznych zdaniach oceniających kompetencje autora komentowanego tekstu.

Panowie tu sobie gadu, gadu..a tymczasem w Polsce po staremu, kobieta nie ma prawa stanowienia o swoim życiu i zdrowiu. Tak bardzo, że aż może powoli umierać, na oczach wielu…jest własnością systemu, prawa, i egzekutorów tego prawa. Nie ma prawa głosu. To tu, w Polsce. To jak bedzie z tym prorokowaniem, w obronie tych co głosu nie mają, są w opresji autorytarnego prawa i ich twardych przedstawicieli?

Po pierwsze to kobieta jeżeli jest żoną to teoretycznie jeżeli małżeństwo jest skutkiem miłości również tej duchowej nie tylko zmysłowej to jest panią serca a nie własnością i dlatego nie należy pożądać żony bliźniego ani jego dziewki aby nie ranić serca bliźniego bo jak żyć bez serca. W starym testamencie to pisze nie tylko o żonie ale i o dziewczynie bo to chodzi o uczucia a nie jakieś własności czy prawa autorytarne i ogólnie chodzi o rozwijanie uczuciowości i wrażliwości oraz wzajemnej wierności aby niczego nie robić dla pustej krótkotrwałej przygody dlatego dla obu płci ciekawość i rozpusta jest mocno potępiana i ta pozamałżeńska i ta przedmałżeńska. Nie kochasz nie dotykaj. Nie kochasz nie pozwalaj się dotykać . O czym my mówimy. Jesteśmy chrześcijanami czy katolikami.Im więcej cywilizacji tym więcej zbliżamy się do małp.A teraz jest moda na bawienie się czyimiś uczuciami .Zwłaszcza na tik tokach. To tak jak zabawa na pragnieniach psa przy pomocy aportu. Im więcej prowokacji to głupcom i naiwniakom wydaje się że to przynosi popularność.A to jest zguba dla duszy bo każdy jest osobą duchową i ma dar telepatii świadomy lub nie świadomy i gdy odsłoni swoje ciało publicznie na internecie to myśli widzów grzeszników uderzają w jego podświadomość .I taka osoba ma rzekę myśli i pragnień i czy płynie pod prąd.A czasami to jest kanał i ściek myśli i szambo brudnych myśli bo takie urocze fotki oglądają więźniowie w więźieniach o brudnych myślach w celu masturbacji a osoba ze zdjęć jest takim nieświadomym teleodbiornikiem.To dlatego u osób promujących nagość jest coraz więcej toksyczności brudu moralnego i tatuaży. Nie urodziliśmy się po to aby zaspokajać ciekawość brudnych gorszycielii. Chrońmy swoją intymność. Nagość to nie wolność lecz zniewolenie.Każdy uczciwy psycholog i bioenergoterapeuta to powie.W czasie objawień w Fatimie dla Siostry Hiacynty zostało objawione że najwięcej dusz w piekle cierpi z powodu grzechów cielesnych.I o tym mówi ewangelia Św. Łukasza Łk 17,1-6. Czemu kościół tak mało o tym mówi tylko czeka na wytyczne od Watykanu.Po co te wszystkie wywody kleru zamiast zrozumiałej prawdy.A co do obrony słabych . Czy w gronie Świętych beatyfikowanych przez papierzy jest chociaż jeden Święty który bronił w czasach średniowiecza i szlacheckich słabych rolników zawierających małżeństwa przed barbarzyńskim prawem prima noctis egzekwowanym przez pażernych i pełnych pychy feudałów. Zastanówcie się do czego dzisiaj mamy wolność. Po to by rozwijać uczucia czy po to by drażnić i ranić uczucia bliźnich. Są tu jeszcze wrażliwi ludzie wierzący w rzeczy widzialne i niewidzialne ? Czy sami ślepcy podgrzani i zniewoleni narko tik tokami i mówiący o wolności. Wolność jest tam gdzie jest odpowiedzialność za uczucia i życie

Naprawdę ciężko to skomentować, tyle tu przekłamań.

Po pierwsze, przykazanie mówi wyłącznie o żonie, jako składniku majątku. Nie mówi nic o „dziewczynie”. Bo tej zgodnie z innymi przepisami prawa zostawała śmierć, albo przymus ślubu z gwałcicielem.

Po drugie, małżeństwa z miłości to bardzo późny wynalazek. Do sakramentalnego małżeństwa miłość nie jest wymagana. Podobnie nie było jej w prawie mojzeszowym.

Po trzecie, Hiacynta w Fatimie powtarzała to, co słyszała na kazaniach i zobaczyła w książeczce. Analogicznie, jak ówczesny Kościół w Portugalii straszył Rosją, a nie wspomniał o faszyzmie. Na tej samej zasadzie średniowieczni mistycy w piekle widzieli głównie grzeszących pychą. Bo takie akcenty kładziono wówczas w kazaniach.

Co do prawa pierwszej nocy, to nie ma żadnych zachowanych wzmianek, by Kościół z tym walczył. Istnieje prawodawstwo germanskie, ale późniejsze, z okresu protestantyzmu. Święci katoliccy stali bardziej na straży obyczajów feudalnych.

Po piąte, wolność mamy, bo na skutek przemian społecznych udało się ją ludziom wywalczyć.

@ Michał
„rozpusta jest mocno potępiana i ta pozamałżeńska i ta przedmałżeńska”
Gdzie to niby jest potępiane, bo na pewno nie w Dekalogu i ST?

Dalej mamy istne rewelacje:

” każdy jest osobą duchową i ma dar telepatii ”
” Każdy uczciwy psycholog i bioenergoterapeuta to powie.”

Przypominam, że telepatia i energoterapia to wybitnie kacerskie metody, kategorycznie potępiane przez KK. 🙂

„u osób promujących nagość jest coraz więcej toksyczności brudu moralnego i tatuaży. ”
A co zrobimy z tymi propagującymi, którzy mają tatuaży ZERO? Widziałem takich (i takie) sporo tu i tam. Proszę o lepszą teorię. 😉

„takie urocze fotki oglądają więźniowie w więźieniach o brudnych myślach w celu masturbacji”
Masturbacja – a co w tym jest złego? W więzieniu to raczej smutna konieczność. A czemu przy tym od razu muszą być „brudne myśli”?

„gdy odsłoni swoje ciało publicznie na internecie to myśli widzów grzeszników uderzają w jego podświadomość”.

Ta koncepcja (swoistej telepatii) jest również tępiona przez Watykan, proszę uważać!

„Nagość to nie wolność lecz zniewolenie”.
To Bóg zniewolił Adama i Ewę? A fe!