Kochać – taka jest droga uczniów Jezusa. Takie jest zadanie Kościoła – głosić miłość, mówić światu o zbawieniu, wskazywać horyzont nadziei mimo wszystko.
Klimat nocnych rozmów sprzyja pytaniom o rzeczy najważniejsze. Taką porę na rozmowę z Jezusem o rzeczach ważnych wybrał Nikodem, żydowski dostojnik. Zaskakujące jest to, że właśnie jemu Nauczyciel przekazał fundament chrześcijaństwa – prawdę o Bogu, który bardzo kocha.
Kocha wszystkich, bez wyjątku: zarówno dzieci narodu wybranego, jak i pogan żyjących w mroku niewiary. Wszyscy mogą skorzystać z owoców odkupienia.
A co z tymi, którzy nie uwierzą? Pan Jezus mówi wprost: „Kto nie wierzy, już został potępiony”. To nie kochający Bóg skazuje człowieka na potępienie. To człowiek, dokonując takich a nie innych wyborów, decyduje o swoim losie w wieczności.
Czy sama wiara wystarczy? A co z miłością miłosierną? Co ze świadectwem, jakie mamy składać przed światem? Rzecz w tym, że autentycznie przeżywana wiara ukierunkowuje człowieka ku dobru, staje się źródłem czynów, przez które przemawia miłość. Martwa wiara nie owocuje. Żywa – zmienia człowieka i świat wokół niego.
Wiarą, która rodzi dobro, można zmieniać świat? A nie łatwiej krzyknąć, wyrazić oburzenie albo potępić? Ale czy mamy prawo potępiać świat, który Bóg umiłował? Czy jest to właściwy sposób pozyskiwania nowych uczniów dla Jezusa? Kochać – taka jest droga uczniów Pana. Takie jest zadanie Kościoła – głosić miłość, mówić światu o zbawieniu, wskazywać horyzont nadziei mimo wszystko.
Tekst ukazał się 4 czerwca 2023 r. na Facebooku bp. Damiana Muskusa
Przeczytaj też: Niedziela Trójcy Świętej to święto relacji
Akcentowanie miłosierdzia nie powinno odbywać się z przekłamaniem tekstu biblijnego. Słowa Jezusa o tych, co nie uwierzyli nie wskazują na samopotępienie się człowieka, tylko na przyczynę działania zewnętrznego, jakim jest potępienie. Forma słowa, jakie zostało użyte wskazuje na czynność zewnętrzną. Samo słowo zaś nie oznacza dosłownie “potępienia”, co “skazanie”, “wyrok”. A wyrok może wydać tylko ten, kto swoi wyżej i ma władzę. Człowiek sam na siebie nie może wydać wyroku. W dalszej części perykopy jest nawet wyjaśnione, że sąd polega na tym, że światło przychodzi, ale ludzie ukrywają się przed światłem, by nie “obnażono” ich czynów. Znów użyte słowo ελεγχθη wskazuje zewnętrzne działanie, że to ktoś wobec kogoś sprawia, że uczynki zostały ukazane.
Z powyższego nie da się wyciągnąć wniosku, że to człowiek skazuje sam siebie, gdy jednoznacznie to człowiek zostaje osądzony z zewnątrz.
Piszesz nie na temat. Tekst nie mówi o samopotępieniu się, ale o wyborze drogi, której niespodziewaną konsekwencją jest potępienie. To różnica.
Odnoszę się do zdania: “To nie kochający Bóg skazuje człowieka na potępienie. To człowiek, dokonując takich a nie innych wyborów, decyduje o swoim losie w wieczności.”
Jest ono nieprawdziwe. Ewangelia nie wskazuje, że człowiek decyduje o swoim losie, tylko wprost, że zostaje skazany przez Boga.
Odniosłeś się także do zdania o samopotępieniu i rozpocząłeś myśl od niego.
Oczywiście, że tak. I nie “także”, bo przecież tego dotyczy omawiane zdanie.
Potępienie jako teatralna zapadnia?
Bóg jako efekciarski reżyser? 😉
Od efektów specjalnych i iluzji jest diabeł
Wojtek. Dajże już spokój. My, katolicy nie jesteśmy “badaczami Pisma Świętego”.
Z nimi sobie pogadaj. A poza tym… Jezus chyba nie był Grekiem.
Nie rozumiem laokon, chcesz mi powiedzieć, że Jezus umarł na krzyżu za nasze grzechy, bo Bóg tak umiłował świat, że nie powinno się go potępiać? To za co na krzyżu umarł Jezus właściwie, za to, żebyśmy byli miłosierni? Tak z katolickiego punktu widzenia pytam 🙂
Implikacje śmierci i zmartwychwstania Jezusa są tak rozległe, że nie da się ich opisać w tak krótkiej formie, jak komentarz. Co wiadomo na pewno ? Wiadomo, że śmierć i zmartwychwstanie Jezusa uwolniło ludzi od skutków Grzechu Pierworodnego.
Laokon, na pewno? Przecież Jezus nawet nie znał pojęcia “grzechu pierworodnego” 😉 Judaizm wręcz wyklucza coś takiego.
A to ciekawe , Stary Testament został ja koś przeredagowany? Ta opowieść o zerwaniu owocu z “drzewa wiadomości” to fejk? Widocznie coś mi umknęło
Laokon, widocznie sporo Ci umknęło. Dla Żydów, także tych współczesnych Jezusowi czyn Adama był wyłącznie jego własnym osobistym grzechem. Nie ciągnął się za jego potomstwem, nie wymagał odkupienia. Każdy człowiek rodzi się niewinny.
Judaizm nie ma w ogóle koncepcji zbawienia od grzechów ofiarą Boga. Bóg jest zbawicielem w konkretnych sytuacjach życiowych, na przykład ma wybawić od niewoli babilońskiej, czy od Rzymian, ale nie od grzechu, tym bardziej pierworodnego. Do tego według Żydów Bóg odpuszcza grzechy tylko wobec Boga, nie wobec człowieka. Goje nie popełniają grzechów wobec Boga, więc odkupienia muszą szukać w naprawianiu krzywd bliźnim, nie w boskiej interwencji.
Laokon, otóż to, katolicyzm nie ma obowiązku ściśle trzymać się Biblii w 100%. Dlatego nie ma potrzeby podpierać się Pismem by uzasadniać jakieś racje. Ale jak już się to robi, to powinno robić się porządnie.
Panie Wojciechu nie wydaje mi się by można było “porządnie” rozstrzygać dylematy natury religijnej.
Jak widać ks. biskup jest zwolennikiem Leibniza i jego teodycei.
Można i tak, choć jednak Bóg mógł się bardziej postarać stwarzając ten świat….
Według Leibniza lepszego świata nie dałoby się stworzyć…
Wg niego nie Ale w końcu Leibniz nie był Bogiem 🙂
“[Bog} Kocha wszystkich, bez wyjątku”
“„Kto nie wierzy, już został potępiony”. To nie kochający Bóg skazuje człowieka na potępienie. To człowiek, dokonując takich a nie innych wyborów, decyduje o swoim losie w wieczności.”
Czyli jest tak: Bóg umiłował świat/człowieka pod małym warunkiem, że ten w Niego wierzy. I nie tylko go już wtedy nie kocha, ale wręcz jest on potępiony. Piękna ta miłość, taka dość zaborcza…
A więc na pytanie tytułowe:
“czy mamy prawo potępiać świat, który Bóg umiłował? ”
odpowiedź jest: TAK, mamy takie prawo. Bo mamy wolną wolę, a do tego Bóg umiłował tylko część tego świata, jak widać.
Stworzyć sobie takie byty by cię kochały i wychwalały – to plan, taki jakiś mało ambitny się wydaje. (Gepetto był o niebo mniej wymagający co do Pinokia…)
No chyba, że jesteś narcyzem, kimś z kompleksami i niekochanym, samotnym…
A pomyślmy o gigantycznych kosztach tego planu. Przecież jeżeli celem był człowiek, to trzeba było stworzyć Kosmos, czekać miliardy lat, zapoczątkować Ewolucję, miliardy istnień, zagładę większości flory i fauny, pogodzić się ze śmiercią milionów ludzi pierwotnych, milionów nie znających Objawienia, o setkach milionów niewiernych już nie wspominając. I to wszystko tylko po to, by te pozostała po hekatombie ewolucji i śmierci miliardów istnień, garstka “szczęśliwców” pokłoniła się Stwórcy? Myślę, że wątpię. Przykro mi, ale to NIE JEST miłość.
Lubię rozmyślać o problemach granicznych, o których piszesz. Może musimy zastanowić się nad tym, co to znaczy wierzyć, skoro ten, kto nie wierzy już został potępiony. Może kluczem będzie gromadzenie uczynków miłosierdzia co do ciała, jak i duszy. Powinniśmy w drugim widzieć Chrystusa, dać mu jeść, pić, przyodziać, itd. Teoria łatwa, praktyka trudna. Zwróćcie uwagę 15 sierpnia, gdy jest poświęcenie ziół i kwiatów, na tekst modlitwy cyt. A gdy będziemy schodzić z tego świata, niechaj nas, niosących pełne naręcza dobrych uczynków, przedstawi Tobie Najświętsza Dziewica Wniebowzięta, najdoskonalszy owoc ziemi, abyśmy zasłużyli na przyjęcie do wiecznego szczęścia.
Myślę, że Duch Święty doprowadzi nas do świadomości, że Bóg nie potępia, ani człowiek nie potępia siebie. Piekło jest zupełnie dobrowolne, lecz absolutnie zaskakujące.
Czytając powyższe mądrosci pomyślałem ze Pan Bóg nieźle się ubawił -ale zaraz dotarło do mnie ze chyba się załamał…
@ Jan. Kogo ma Pan na myśli? Biskupa czy komentujących?
A jaką drogą dotarło? Przez telefon?
Bóg jako istota wszechwiedząca w czasie i przestrzeni zte mądrości zanim jeszcze zmajstrował pierwszy atom wodoru i pierwszy foton….
“Rzecz w tym, że autentycznie przeżywana wiara ukierunkowuje człowieka ku dobru… “Już powinienem się przyzwyczaić, że potok pięknych słów płynący z ust naszych hierarchów, to zwykła zasłona dymna, taki marketingowy trik. Słowa choć wzniosłe, nic ze sobą nie niosą. Znamienity “pasterz” profesor teologii, wykładający na uniwersytecie i seminariach duchownych. Na co dzień proboszcz wiejskiej parafii, wymusza haracz od prezentów dzieci pierwszokomunijnych. Pomyliłby się ktoś oczekując jakiegoś wyrafinowania. Po prostu dzieci maja datek złożyć osobiście na jego ręce w podpisanych kopertach i żeby nie był to jakiś ochłap, bo dziecku będzie wstyd, wyjaśnia rodzicom. Tyle w kwestii ukierunkowania autentycznej wiary u tych co solą tej ziemi będą za lat niespełna 20. Kochanie i miłowanie to ulubione tematy kaznodziejskich kazań, bardzo bym chciał by kiedyś któryś przybliżył co konkretnie ma na myśli, tak po ludzku, prostym zrozumiałym językiem, jak robi to na co dzień wspomniany profesor teologii.