Jesień 2024, nr 3

Zamów

Dla branży nowych technologii dzieci to idealne przedmioty do wysysania uwagi

Magdalena Bigaj. Fot. Sylwester Ciszek

W internecie każdy z nas jest tym sąsiadem, który po tragedii w okolicy tłumaczy, że „nic nie słyszał, bo to była taka kochająca się rodzina”. Musimy reagować wcześniej!

Cały internet płakał za Kamilkiem w mediach społecznościowych. Tych samych, które wciąż nie dokładają wystarczających starań, by chronić dzieci… Analizując ich działania przez pryzmat Konwencji o Prawach Dziecka, można wprost uznać, że platformy społecznościowe wielu tych praw nie przestrzegają i same są częścią problemu.

We współpracy z Instytutem Cyfrowego Obywatelstwa zapraszamy do słuchania wersji audio felietonów Magdaleny Bigaj dla Więź.pl

Uduś się, będzie śmiesznie

„Blackout challenge” to rodzaj internetowej zabawy-wyzwania polegającej na tym, że uczestnik nagrywa na smartfona, jak podwiesza się lub poddusza do utraty przytomności, by następnie pochwalić się tym nagraniem w sieci. Czasem podduszająca się osoba prowadzi relację na żywo. Kibicują temu inni użytkownicy popularnej wśród dzieci i młodzieży platformy społecznościowej, na której z łatwością można znaleźć instrukcję, jak i czym skutecznie się podduszać.

Oczywiście wygrywają ci, którym uda się stracić przytomność. Przegrywa – kto już tej przytomności nie odzyska. Aktualnie wiemy o czternastu ofiarach śmiertelnych tej „zabawy”. Najmłodsze dziecko miało 8 lat, najstarsze – 14. To między innymi dziewczynka z Brazylii, chłopczyk ze Stanów Zjednoczonych, dziewczynka z Włoch. Ich martwe ciała znajdowali bliscy, często – rodzeństwo.

Czy prezydent lub lider opozycji mają świadomość, że ich materiał wideo może wyświetlić się na platformie społecznościowej obok instrukcji, jak skutecznie odebrać sobie życie?

Magdalena Bigaj

Udostępnij tekst

Rodzice dziesięciolatki ze Stanów próbowali skierować do sądu pozew przeciwko jednej z platform społecznościowych, skarżąc się, że takie materiały są na niej w ogóle dostępne i wyświetlają się dzieciom, czym zachęcają je do udziału w zabawie. Sąd jednak oddalił powództwo uznając, że udział w zabawie jest wyłącznie winą rodziców.

Firmy technologiczne bronią się zaś, że nie są odpowiedzialne za spowodowanie tych śmierci. W układzie twórca–użytkownik–państwo odpowiedzialny ma się czuć tylko użytkownik. Jeśli chcieliście zobaczyć, czym jest brak cyfrowego obywatelstwa, to właśnie tym.

Rodzinka z PL

Wróćmy jednak na nasze podwórko, by nie łudzić się, że krzywda dzieje się dzieciom tylko za oceanem.

Na jednej z popularnych platform społecznościowych rodzina z Dąbrowy Górniczej od miesięcy prowadzi swój profil wideo, na którym publikuje relacje ze swojego domu – są to głównie libacje alkoholowe w obecności dziecka, połączone z przemocą psychiczną i fizyczną wobec niego: krzyczeniem, straszeniem, lekkim potrząsaniem.

Użytkownicy ślą zgłoszenia do administratorów, jednak profil zostaje zablokowany dopiero wtedy, gdy któregoś dnia ojciec zaczyna na żywo przyduszać dziecko przy wtórze matki mówiącej: „wreszcie będzie spokój”. Wtedy do internetu wjeżdża policja, a zatroskani przedstawicie platformy wydają oświadczenie o pełnej gotowości do współpracy i wprowadzeniu nowych standardów społeczności. Czyli: stare nie wystarczały.

Po jednym z moich wystąpień na branżowej konferencji rozmawiam o tym przypadku z przedstawicielem pewnej platformy. Na pytanie, dlaczego profil nie został zablokowany wcześniej – bo znam osobiście osobę, która robiła te zgłoszenia, zanim dziecko zaczęło być duszone na oczach milionów internautów – usłyszałam odpowiedź, że niestety zgłoszenia nadsyłane były w momencie, gdy relacjonowane były tylko libacje w domu. A prawo nie zabrania przedstawiania w internecie picia alkoholu w obecności dziecka.

Po usłyszeniu tego wyjaśnienia musiałam chwilę ochłonąć, zanim myśli ułożyły mi się w głowie. Pomyślałam, że moje wzburzenie musi opaść, ale zamiast tego – ono się wykrystalizowało. Czy ja właśnie usłyszałam, ze twórcy produktów internetowych czekają, aż ustawodawca zrobi im specjalną listę, co jest szkodliwe dla dzieci? Na co czekali ludzie, którzy nie zareagowali w odpowiednim czasie na ślady przemocy na ciele i w zachowaniu Kamila z Częstochowy? Czy dziecko musi być sadzane na rozżarzonym piecu, żebyśmy uznali, że dzieje mu się krzywda?

Skończmy z tą hipokryzją. Nie ma świata wirtualnego, jest tylko przestrzeń cyfrowa, w której realizujemy część naszych aktywności. Jak można nie reagować, widząc, że w tej przestrzeni ktoś urządza libacje w obecności dziecka? Ten widok poruszyłby psa, a co dopiero człowieka. Każda łza nad Kamilkiem idzie w piach, jeśli nie potrafimy jako społeczeństwo stawać w obronie dzieci, gdy mamy tak dobitne dowody ich krzywdy.

Wybaczcie drastyczne opisy. Chcę Wam prostym językiem, bez wchodzenia na metapoziom polityk społecznych, pokazać, że w internecie to każdy z nas jest tym sąsiadem, który po tragedii w okolicy tłumaczy, że „nic nie słyszał, bo to była taka kochająca się rodzina”. Musimy reagować wcześniej i naprawdę w większości przypadków nie potrzebujemy do tego nowego prawa. Wystarczy dobra wola.

Korepetytora z praw dziecka zatrudnię

Co to oznacza? Jednym z większych osiągnięć minionego wieku jest Konwencja o Prawach Dziecka przyjęta w 1989 roku. Dwa lata temu Komitet Praw Dziecka ONZ wydał komentarz ogólny (nr 25, 2021 r) w sprawie praw dziecka w środowisku cyfrowym. Oparte są one o następujące filary:

  1. brak dyskryminacji.
  2. kierowanie się dobrem dziecka.
  3. prawo dziecka do życia, przeżycia i rozwoju.
  4. poszanowanie poglądów dziecka.

Wygląda więc na to, że świat twórców nowych technologii, który potrafi w ekspresowym tempie adaptować nowe rozwiązania, takie jak sztuczna inteligencja, potrzebuje pilnych korepetycji z praw dziecka, by zaimplementować je do swoich działań. Bo póki co zachowuje się, jakby w ogóle nie wiedział, że takie prawa istnieją.

Wystarczy też dobra wola właścicieli platform społecznościowych, serwisów czy aplikacji, z których korzystają osoby poniżej osiemnastego roku życia, aby powołać się na Konwencję o Prawach Dziecka i na bieżąco usuwać treści przemocowe, w tym te z przemocą wobec dzieci lub z ich udziałem.

Jeśli dla osób administrujących serwisem lub odpowiadających za komunikację za trudne jest zaklasyfikowanie libacji alkoholowej w obecności dziecka lub zabawy w podduszanie jako jednoznacznie przemocowej, warto rozważyć wygospodarowanie budżetu na specjalistów psychologów. Biorąc pod uwagę kilkusetprocentowe wzrosty przychodów rok do roku – mówimy o firmach, które stać na taki skromny wydatek.

Strażnicy naszej wolności

W tym miejscu naszej rozmowy przedstawiciel bigtechu mówi mi: ależ, droga Magdo, to ograniczanie wolności i praw. Użytkownicy są bardzo czuli na takie działania.

Serio? A serwowanie nam treści dobranych przez algorytm (kierowany często tym, który reklamodawca czego sobie życzy) to nie jest ograniczenie naszych praw? A blokowanie naszych kont bez słowa wyjaśnienia to nie jest ograniczenie naszych praw? A brak reakcji na nasze zgłoszenia, że ktoś łamie prawo – to nie jest ograniczenie praw? A totalne lekceważenie, że na niektórych platformach społecznościowych nagminnie łamane jest prawo własności intelektualnej, to nie jest ograniczenie naszych praw i wolności?

Podsumowując: prawa dziecka są na popularnych platformach nieprzestrzegane, ale prawa patotwórców do publikowania swojej twórczości jak najbardziej.

Uprzedzę tych, którzy chcieliby mi zarzucić, że nie rozumiem biznesu. Tak się składa, że spędziłam w branży interaktywnej kilkanaście lat od 2006 roku. Obserwowałam wchodzenie na polski rynek kolejnych zagranicznych graczy. Zajmowałam się komunikacją biznesową, więc doskonale rozumiem, na czym polega różnica między tym, co nam się mówi, a tym, jakie działania są podejmowane. Bez względu na to, co o sobie lubią myśleć specjaliści od public relations, to nie oni podejmują decyzje. I choć często są dobrymi ludźmi o poczciwych zamiarach, na koniec dnia to wielki brat z Doliny Krzemowej, Chin czy innej centrali wysyła do jakiejś tam Polski liścik z krótką informacją: game over.

Zostajemy więc z listkami figowymi w postaci sponsorowania rozmaitych przedsięwzięć społecznych (dobrze, że chociaż z tym!), wprowadzania pewnych pożytecznych rozwiązań (też dobrze), ale mimo tego ktoś dusi dziecko na oczach milionów internautów. Czyli sytuacja jest nadal fundamentalnie nie w porządku.

Dzieci, czyli nasze słodkie przedmioty

W rzeczywistości przestrzeganie praw dziecka biznesowi się nie opłaca. Znacznie zmniejszyłoby liczbę użytkowników platform społecznościowych i czas spędzany przez nich w serwisie. Skuteczne ograniczenia wiekowe, algorytm, który skutecznie odsiewa szkodliwe treści dla danej grupy wiekowej, usuwanie treści przemocowych i trwałe blokowanie ich twórców – to wszystko po prostu obniży przychody.

Kontrowersyjne treści budzą największe zainteresowanie i przyciągają użytkowników do serwisu czy aplikacji. A tylko szaleniec ograniczałby dzieciom dostęp do usługi – przecież dzieci to idealne przedmioty do wysysania z nich uwagi. Z niewykształconą samokontrolą i nieposkromioną ciekawością świata, wsiąkają w internet na długie godziny i wykonują miliony klików. A treści szkodliwe, jak przemoc, porno czy niebezpieczne wyzwania internetowe, są dla dzieci szczególnie wciągające.

Na popularnych platformach społecznościowych nasze dzieci są traktowane przedmiotowo. Zupełnie inaczej niż patotwórcy, których prawo do publikowania jest niemal święte

Magdalena Bigaj

Udostępnij tekst

To wszystko – jak lubi mówić branża: na koniec dnia – fakturowane jest klientom, czyli reklamodawcom, w postaci czasu spędzanego w danym serwisie przez jego użytkowników. Zobacz, drogi kliencie, do jak wielu odbiorców może dotrzeć twoja reklama.

I wiecie co? To działa. Choćby w Polsce: politycy z każdej opcji politycznej planują swoje kampanie w mediach społecznościowych bez mrugnięcia okiem. Czy prezydent lub lider opozycji mają świadomość, że ich materiał wideo może się wyświetlić obok instrukcji, jak skutecznie odebrać sobie życie?

Oddajmy dzieciom prawa w sieci

Już najwyższa pora przyswoić sobie, że przestrzeń cyfrowa jest dobrem wspólnym, za które odpowiedzialni są twórcy, użytkownicy i instytucje państwa, a my jako społeczeństwo mamy prawo i obowiązek tej odpowiedzialności od nich wymagać. Internet jest integralną częścią naszego życia, w której tak samo jak wszędzie indziej musimy chronić najsłabszych, zwłaszcza dzieci.

Trwa budowa nowego wspaniałego świata, który rozwija się w niewyobrażalnie szybkim tempie. To nie jest czas na mówienie o łamaniu praw dziecka w sieci. To czas, gdy trzeba o tym krzyczeć! Brak skutecznej walki z patotreściami w sieci sprawia, że demoralizacji ulegają nie tylko dzieci, ale także dorośli. Coraz więcej osób oswaja się z przemocą, przestaje na nią reagować, a niektórzy na tej przemocy budują w sieci swoją pozycję, dowartościowując się faktem, że domową libację ktoś ogląda, komentuje i udostępnia dalej.

Co i rusz próbujemy dokonać sądu nad tymi, którzy byli winni śmierci Kamilka i innych dzieci doświadczających przemocy. Oskarżani rozkładają ręce i tłumaczą, że jednak nie było przesłanek. Że dwa siniaki to niewiele. Że dziecko w piżamce na przystanku to tylko wybryk, a nie krzyk rozpaczy.

Społeczność internetowa zachowuje się podobnie: twórcy rozkładają ręce, że brakuje prawa, państwo udaje, że jedynym problemem są wycieki danych, a użytkownicy często przymykają oczy na krzywdę, bo trzeba kliknąć w kolejny śmieszny filmik z kotami. Tymczasem, jak często podkreśla dr Konrad Ciesiołkiewicz, miarą naszej odpowiedzialności jest stosunek wobec najsłabszych. Jaki jest nasz?

Problem nie polega więc na tym, że brakuje przepisów, lecz na tym, że nie chcemy uznać, iż mamy ogromny problem społeczny: budujemy nowy, przerażająco szybko rozwijający się świat, w którym nasze dzieci traktowane są jak przedmioty.

Wesprzyj Więź

Nasze dzieci są jednak mądrzejsze od nas, bo zdobywają więcej doświadczeń we wcześniejszym wieku. Nie są żadnym straconym pokoleniem. To my nim jesteśmy – wygłodniałe postępu parobki, dzieci czasów niedoboru, wpuszczające technologie w nasze życia na galopującym ogierze, któremu pozwalamy dyktować zasady. Zapewniam was, że pokolenie naszych dzieci rozliczy nas z naszych błędów. Czy próbowaliśmy cos zmienić? Albo czy potrafiliśmy przynajmniej stanąć w obronie dzieci i wskazywać odważnie tych, którzy nie przestrzegają ich praw?

Dlatego zamiast opierać się na badaniach rynkowych, biznes powinien zacząć słuchać swoich młodych użytkowników. Ich głosy znajdziemy choćby w wydanym ostatnio przez Fundację Orange raporcie „Dojrzeć do praw”. Z jednym z nich zostawiam siebie i was, drodzy czytelnicy, życząc wszystkim udanego Dnia Dziecka: „Cienie internetu? Można powiedzieć, że to jest całe wielkie pomieszczenie bez świateł” (Basia, lat 17).

Przeczytaj też: Dzieci są ofiarami instrumentalizacji

Podziel się

7
6
Wiadomość