Jesień 2024, nr 3

Zamów

Parki narodowe zajmują 1 proc. powierzchni Polski. To stanowczo za mało

Paweł Średziński pod jedną z pomnikowych jodeł, tzw. Jodłą Celebrytką, w planowanym Turnickim Parku Narodowym. Fot. archiwum prywatne

Sytuację wokół parków dałoby się zmienić – mówią zgodnie osoby zajmujące się tematem. I dodają – tylko politycy musieliby chcieć.

Ilekroć o nich piszę, mają jakieś problemy. Polscy politycy kochali parki narodowe zawsze z przymusu, bo nie można tego nawet nazwać związkiem z rozsądku. Nikomu z decydentów po 2000 roku na parkach nie zależy. W rezultacie mamy stan chronicznego niedowładu systemu ochrony przyrody w Polsce.

Zacznijmy od tego, że zaledwie 1 proc. obszaru Polski znajduje się w granicach parków narodowych. Dziś mamy 23 parki, które wraz z rezerwatami przyrody – te zajmują jeszcze mniej naszego terytorium: 0,5 proc. – obejmują 1,5 proc. powierzchni kraju. To niewiele, chociaż od razu warto zauważyć, że nie cała Polska kwalifikuje się do tego, aby zostać parkiem narodowym, czym próbują straszyć przeciwnicy ich powstawania.

Naprawdę „nie da się”?

Z okazji Europejskiego Dnia Parków Narodowych powstał pomysł uzupełnienia tej sieci autorstwa Piotra Kluba z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. Fundacja po przeanalizowaniu dokumentów i planów z ostatnich dekad zaproponowała powołanie 25 nowych parków narodowych, poszerzenie 21 istniejących, co sprawiłoby, że 3 proc. powierzchni naszego kraju znalazłoby się w parkowych granicach. Już słyszę głosy malkontentów, którzy powiedzą, że „nie da się”, „nie ma sensu”. Jednak dziś gra toczy się nie tylko zachowanie pierwotnej puszczy, ale miejsc, gdzie przyroda mogłaby się odbudować, jeśli przestaniemy traktować wybrany skrawek lasu jako miejsce do prowadzenia gospodarki leśnej i łowieckiej.

Od lat obserwuję, jak w Polsce nie dba się o nowe obszary, które mogłyby zostać parkami narodowymi. Robi się wiele, żeby obniżyć wartość takich miejsc, lokalizować nowe inwestycje, ciąć lasy, budować zbiorniki retencyjne, ujarzmiać doliny rzek

Paweł Średziński

Udostępnij tekst

Bardzo trafnie we wspomnianym opracowaniu Dziedzictwa skwitował to profesor Jerzy Szwagrzyk: „Polska, która w chwili odrodzenia swojej państwowości w 1918 roku pod względem zaangażowania w ochronę przyrody znajdowała się w czołówce krajów europejskich, znajduje się obecnie na dalekim 29. miejscu pod względem udziału parków narodowych w powierzchni kraju. Przyczynia się do tego rozpowszechniona u nas opinia, że ochroną w formie parku narodowego można obejmować obszary charakteryzujące się, oprócz dużych walorów przyrodniczych, także wysokim stopniem naturalności. Takie podejście dominowało w początkowym etapie tworzenia parków narodowych, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, ale też w innych częściach świata, gdzie sto albo pięćdziesiąt lat temu istniały jeszcze rozległe obszary w małym stopniu przekształcone przez człowieka. Gdyby traktować tę argumentację poważnie, parki narodowe takie jak Wielkopolski, Ojcowski czy Kampinoski nie mogłyby nigdy powstać. Na szczęście nie trzymano się tych warunków w sposób ortodoksyjny. Szkoda, że dzisiaj opinia ta powraca w naszym kraju jako argument przeciwko dążeniom do tworzenia nowych parków narodowych”.

Szwagrzyk dodaje: „Przyroda, jeżeli jej na to pozwolić, potrafi się wspaniale odrodzić. Czasem mogą w tym pomóc dobrze przemyślane działania, ale najwięcej zależy od spontanicznego przebiegu naturalnych procesów”.

Niestety od lat obserwuję, jak w Polsce nie dba się o nowe obszary, które mogłyby zostać parkami narodowymi. Robi się wiele, żeby obniżyć wartość takich miejsc, lokalizować nowe inwestycje, ciąć lasy, budować zbiorniki retencyjne, ujarzmiać doliny rzek. Ten proces przypomina pracę kamieniarzy stawiających nagrobki, na których potem ktoś dopisze „TU MIAŁ POWSTAĆ X PARK NARODOWY”. I nie powstał. Cześć jego pamięci.

Sztandarowym przykładem sporu jest planowany Turnicki Park Narodowy. O ile jeszcze przez 2000 rokiem niewiele brakowało do jego utworzenia, temat umarł, a potem nad pochowanym w resortowej szufladzie projektem zapadła dojmująca cisza, która została przerwana w 2008 roku. Przyrodnicy, największe autorytety w zakresie ochrony środowiska, znani ludzie, aktywiści upomnieli się i wciąż upominają o wyciągnięcie tego pomysłu z szuflady. Dlaczego zatem park nie powstaje?

Dla parku pracować się nie opłaca

Oczywiście – powtórzmy – nie jest tak, że wszyscy chcą mieć park narodowy. Najgłośniej zawsze będą krzyczeć ci, którzy stracą kontrolę nad terenem parku. Mam na myśli nie tylko prywatnych inwestorów – bo tych jest na ogół mniej, chociaż na Mazurach rzeczywiście i oni są dość aktywni – ale i zarządzające w imieniu Skarbu Państwa podmioty. Do tego dochodzą samorządy powiązane mniej lub bardziej z tymi podmiotami.

Dużą rolę – chociaż często na zasadzie „to nie my tworzymy parki, to minister” – mają do odegrania Lasy Państwowe. Kontrolują sporą część potencjalnych obszarów do poszerzenia istniejących i powołania nowych parków narodowych. Nie chcą z tej kontroli rezygnować. Można zapytać: dlaczego?

Być może sęk w tym, że parki narodowe nie są dobrą alternatywą dla pracy w nadleśnictwach. W parkach płacą mniej, nie można liczyć na kompleksową opiekę pracodawcy, dla parku pracować się po prostu nie opłaca.

Same parki, które zgodnie z zapowiedziami obecnie rządzącej wiceminister Małgorzaty Golińskiej miały uzyskać większe wsparcie, wciąż funkcjonują w upolitycznionym i niedoinwestowanym środowisku. O ile takie atrakcje jakimi dysponuje Tatrzański Park Narodowy, dostarczają znaczących wpływów parkowi, to wiele innych miejsc nie przyciąga tłumów, i musi sobie radzić różnie.

Kolejne ekipy rządzące nie zatroszczyły się o los parków narodowych, a dyrektorzy parków też nie mają łatwego zadania. Nie mogą za wiele powiedzieć, jeśli chcą chronić przyrodę, bo za własne zdanie i krytykę tego, co dzieje się w otulinie parku, można pożegnać się z posadą. Są poza tym zakładnikami samorządów, muszą odpierać zarzuty i pretensje samorządowców. A tych ostatnich też nie nakłania się do wsparcia parków. Resort środowiska nie pomaga im, zdezerterował z placu boju. Zamiast szukać wsparcia dla gmin położonych w rejonie parku, tam, gdzie sytuacja ekonomiczna jest trudna, nie robi się wiele w tym zakresie.

Nie ma i nie będzie?

O tym, co zrobić i jak pomóc parkom narodowym, powstaje coraz więcej opracowań, raportów i publikacji. Fundacja Client Earth – Prawnicy dla Ziemi przygotowała raport „Polskie parki narodowe”. Ukazała się wspomniana publikacja Dziedzictwa Przyrodniczego. Powstaną kolejne.

Sytuację wokół parków dałoby się zmienić – mówią wszyscy. I dodają – tylko politycy musieliby chcieć. Przy okazji można sięgnąć po propozycje innego ułożenia turystyki w parkach. Oprócz obszarów ściśle chronionych, warto byłoby zmienić sposób udostępniania parków na obszarach, gdzie nie ma najwyższego reżimu ochronnego. Wspierać samorządy i przekonywać je realną pomocą.

Wesprzyj Więź

Póki co parki narodowe, te istniejące i te planowane na mapie, nie mogą liczyć na polityczne wsparcie. Nie powstaje Park Narodowy Doliny Dolnej Odry, tak bardzo mi bliski, gdzie prawie trzy dekady temu brałem udział w monitoringu ptaków wodno-błotnych. Nie powstał też Park Narodowy Puszczy Bukowej, który moim zdaniem jest największą atrakcją Szczecina, mimo ogałacania go z kolejnych starych drzew. To miejsce pokazali mi kiedyś społecznicy z miejscowego Klubu Kniejołaza i uważam je za jeden z najciekawszych polskich lasów. Nie ma ponadto parku narodowego w Puszczy Boreckiej, jednym z najbardziej intrygujących lasów Polski północno-wschodniej, o którego przyrodę z takim zapałem i pasją upomina się Andrzej Sulej.

Nie ma i nie będzie więcej parków narodowych? A może będą? Życzę tego polskiej przyrodzie, parkom i mojemu krajowi, który swoją strategię promocji powinien rozwijać w oparciu o to, co ma najpiękniejszego, czyli przyrodę. To nie Wawele i starówki, a tereny obecnych i przyszłych parków narodowych powinny być naszą wizytówką i turystycznym wabikiem.

Przeczytaj też: Brzozy listy piszą

Podziel się

3
Wiadomość

Tylko że każdy nowy park to mnóstwo konfliktów z mieszkańcami okolicznych miejscowości czyli w większości z wyborcami PiS. A więc nowych parków nie będzie dopóki ta partia rządzi.

Polska jest dość gęsto zaludniona, a w dodatku osady są rozrzucone i jest bardzo niewiele obszarów faktycznie bezludnych. Oznacza to, że każde rozszerzenie powoduje konieczność wysiedlania mieszkańców (konflikt!) oraz problemy dla tych, którzy pozostaną w tzw. otulinie, ale nie wolno im będzie np. rozbudowywać domów czy jakichś instalacji.
Może lepiej by było pomyśleć o innych formach ochrony?
Pozdrawiam.